Prawda i Dobro
Ogień, rakija i tajemniczy wędrowiec. Wieczór Badnjaka na Bałkanach
20 grudnia 2024
Potrzeba matką wynalazków. Pytanie, czy te najbardziej podstawowe wymagania są w stanie począć prawdziwe innowacje, a nie tylko powielać sprawdzone rozwiązania, które je udają. Może i te słowa były bardziej odkrywcze, gdyby nie presja zapewnienia towarzystwa światełku w lodówce Kreatywność stała się mitem, ale to wcale nie oznacza, że jest teraz mało realna. Jak głoszą znawcy tematu, społeczny mit nie kłamie, niczego nie ukrywa, lecz deformuje. W przypadku kreatywności zniekształca jej jednostkowość i chwilowość – każdy […]
Kreatywność stała się mitem, ale to wcale nie oznacza, że jest teraz mało realna. Jak głoszą znawcy tematu, społeczny mit nie kłamie, niczego nie ukrywa, lecz deformuje. W przypadku kreatywności zniekształca jej jednostkowość i chwilowość – każdy jest twórczy na swój sposób, nie ma uniwersalnego wzorca kreatywności, istnieją jedynie techniki pozwalające ją pobudzić, bo jest ona czymś wyjątkowo ulotnym, zależnym od warunków, zatem wymagającym stymulacji.
Tymczasem w ogłoszeniach o pracę i podczas rozmów kwalifikacyjnych przedstawia się ją jako zasób gotowy do wykorzystania w każdym możliwym momencie, że pomysłami można rzucać jak kartami z rękawa, bez względu na okoliczności. Staje się metką turbokapitalizmu. Wypada się zastanowić, czy błędnie ją odczytując, nie powodujemy radykalnego kurczenia się ludzkiej motywacji do wykraczania poza zachowawcze sposoby rozwiązywania problemów.
Niemiecki socjolog Andreas Reckwitz zauważa, że żyjemy w czasach „histerii kreatywności”. „Nic nie determinuje naszej obecnej kultury tak bardzo, jak kreatywność. W dzisiejszych czasach każdy chce i powinien być kreatywny. To zarówno pożądanie, jak i przymus” – mówi na łamach witryny internetowej Instytutu Goethego.
„Wcześniej religia i polityka były tradycyjnymi miejscami, w których mogliśmy znaleźć sens i satysfakcję. We współczesnym społeczeństwie funkcja ta jest coraz wyraźniej wypełniana przez sferę estetyczno-twórczą” – dodaje.
Histeria powoduje wyczerpanie jednostki, w przypadku histerii kreatywności – społecznego organizmu. Dzisiaj termin „kreatywność” jest wszechobecny, jesteśmy nim bombardowani, staje się prześladującą umysły mantrą: „Bądź kreatywny!”.
Tym, co określa myślenie kreatywne, nie jest samo wysuwanie idei, propozycji, ale ich jakość – muszą być one nowe, świeże. Nie można cały czas podążać za czyimś echem, w pewnym momencie trzeba skręcić. Aby rozwiązać nowy problem, należy znaleźć nową ścieżkę, którą nikt dotąd nie podążał, a to zawsze jest ryzykowne.
Jeśli kreatywność zakłada innowacyjność, ważną sprawą stają się kryteria oceny tego, co uznajemy za nowe, a co za stare.
„»Nowy« nie istnieje obiektywnie, zawsze jest ustalany w opozycji do »starego«. Jest określany w grze między przynoszącym »nowe” twórcą a publicznością, która skonsumowała już »stare«. Cechą charakterystyczną dzisiejszej orientacji twórczo-estetycznej jest to, że nie chodzi o zwykłe wytwarzanie nowych produktów, ale przede wszystkim o tworzenie nowego bodźca estetycznego, który generuje emocje i zachęca do konsumpcji »nowych« produktów. Można powiedzieć, że homo aestheticus stał się najlepszym przyjacielem homo economicusa” – podkreśla Reckwitz.
Niemiecki socjolog wskazuje jeszcze na inną deformację we współczesnym myśleniu o kreatywności i innowacji: „Powinniśmy sobie zadać pytanie: co jest takiego dobrego w »nowym«? Przyjmujemy za pewnik, że »nowe« jest zawsze lepsze niż »stare«. Trzeba zrównoważyć podejście i nadal pytać. Czy chcemy „nowego« za wszelką cenę? Czy pobudzana estetyką nowość dotrzymuje obietnicy? Czy też zdarzenia i produkty, które nas otaczają, to raczej kwestia »pustej nowości«, nadmiaru jedynego pozornie »nowego«, o którym wkrótce zapomnimy?”.
Kreatywność nie zna swojego końca. Jeśli popadamy w histerię na jej punkcie, zaczynamy zjadać swój własny ogon.
„Chodzi o przykaz samorealizacji, ciągłego poszukiwania własnego »ja«, chęci stworzenia siebie na nowo, które to dążenia stanowią sam trzon orientacji twórczo-estetycznej. Stały się one społecznym oczekiwaniem, nie tylko w stosunku do zawodowego życia jednostki, ale i do ogółu osobowości. W tym sensie porażka projektu samorealizacji zawodowej staje się równoznaczna z całkowitym niepowodzeniem osoby.
Niektóre objawy psychologiczne, tzw. »zaburzenia nieadekwatności«, są w istocie »zaburzeniami samorealizacji«, jak trafnie opisał to w Zmęczeniu jaźni Alain Ehrenberg. Wypalenie i depresja często wynikają właśnie z poczucia nieadekwatności i nadmiernych żądań – wytworzonych przede wszystkim przez nasze własne oczekiwania wobec nas samych” – alarmuje Reckwitz.
Co szkodzi kreatywności, poza tym, że stała się samonapędzającym i często destrukcyjnym mitem?
Podczas Festiwalu Idei w Aspen w 2015 r. Tim Brown, dyrektor generalny zajmującej się designem firmy IDEO, podkreślał, że to „rutyna sprawia, że nie jesteśmy wystarczająco kreatywni, bo powoduje, że przestajemy zadawać pytania”.
Z kolei w napisanej dużo wcześniej, bo w drugiej połowie lat 30., Pochwale lenistwa brytyjski filozof Bertrand Russell wskazywał, że twórcze myślenie temperowane jest przez ekonomiczną presję. Przedstawiając ideę czterogodzinnego dnia pracy, stwierdził: „Co najmniej jeden procent ludności poświęci zapewne czas wolny od pracy zawodowej zajęciom o pewnej społecznej doniosłości, a ponieważ ich poziom życia nie będzie zależał od tych zajęć, nic nie będzie hamować ich oryginalności i nie zmusi ich do trzymania się wzorów ustalonych przez autorytety starszego pokolenia”.
Według niektórych, jak w przypadku Russella, odzyskanie kreatywności, zdemitologizowanie jej, mogą przynieść nuda i kroczące za nią lenistwo. Oczywiście w rozsądnych dawkach.
Nudzić można się tylko wtedy, gdy ma się czas, a jak mówi popularna metafora „czas to pieniądz”, lepiej go zatem zainwestować niż skonsumować.
Słynny rosyjsko-amerykański pisarz Josif Brodski, laureat literackiej Nagrody Nobla, w taki oto sposób zdefiniował nudę: „Znana pod różnymi pseudonimami – uprzykrzenie, zniechęcenie, znużenie, chandra, melancholia, marazm, apatia, obojętność, otępienie, letarg, ospałość, stupor itd. To zjawisko złożone, będące nade wszystko wynikiem powtórzenia. Zdawałoby się więc, że najlepszym lekarstwem powinna być ustawiczna pomysłowość i oryginalność. Taką nadzieję mogą żywić tylko ludzie młodzi i wkraczający w życie, tacy jak Państwo. Niestety, życie nie dostarcza takich możliwości, gdyż najważniejszym czynnikiem życia jest właśnie powtórzenie”.
Kreatywność i innowacyjność są zatem wyjątkiem, krótką przerwą w powtarzających się rytuałach codziennego życia. W niektóre inwestujemy nasz czas bardziej z konieczności niż z chęci, oczekując jego zwrotu w wieku „poprodukcyjnym”.
W cytowanej powyżej przemowie do absolwentów Dartmouth College, która stała się tytułowym esejem zbioru Pochwała nudy, Brodski ujawnia: „Nuda jest, by tak rzec, oknem na czas, na te jego cechy, które zwykle lekceważymy, najczęściej za cenę utraty równowagi psychicznej. Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy, na naszą w nim znikomość. Jesteś znikomy, ponieważ jesteś skończony. Im bardziej jednak coś jest skończone, tym bardziej jest przepełnione życiem, uczuciami, radością, obawami, zrozumieniem”.
Nuda mobilizuje do działania, do realizowania swojej „skończoności”.
Wspomniany już Bertrand Russell wskazuje, że skrócenie dnia pracy do czterech godzin i wydzielenia czasu na lenistwo doprowadzi do poprawy funkcjonowania wielu dziedzin życia społecznego:
„W świecie, w którym nikt nie będzie zmuszany do pracy przez więcej niż cztery godziny na dobę, wszyscy, którzy mają takie potrzeby, będą mogli oddać się badaniom naukowym, a malarze będą mogli malować, nie przymierając głodem, bez względu na to, jak doskonałe będą ich malowidła. Młodzi pisarze nie będą musieli przyciągać uwagi czytelników tanią sensacją, aby w ten sposób zyskać niezależność materialną potrzebną do napisania monumentalnego dzieła, na które, gdy czas nadejdzie, nie starcza już sił i zdolności. Ludzie, którzy w trakcie swojej pracy zawodowej zainteresują się jakąś dziedziną gospodarki lub polityki, będą mogli rozwijać swoje pomysły bez popadania w pułapkę akademickości, która tak często nadaje pracom ekonomistów uniwersyteckich charakter rozważań oderwanych od rzeczywistości. Lekarze będą mieli czas, by zaznajamiać się z postępem wiedzy medycznej, a nauczyciele nie będą dłużej czynić rozpaczliwych wysiłków, aby przy pomocy tradycyjnych metod nauczać rzeczy, których sami nauczyli się w młodości, a które mogły w międzyczasie być przez naukę odrzucone. Nade wszystko zaś zapanuje szczęście i radość z życia zamiast nerwowego napięcia, przemęczenia i złej przemiany materii”.
Bez poczucia bezpieczeństwa (przede wszystkim ekonomicznego) nie można się kreatywnie nudzić i lenić. W takich warunkach ryzyko innowacyjności staje się koniecznością determinowaną przez napór czasu.
Jak podsumowuje Russell: „Pogoda ducha jest tą cechą charakteru, której świat potrzebuje najbardziej, ale nie rodzi się ona w bezustannej walce, lecz w życiu płynącym w spokoju i poczuciu bezpieczeństwa”.
Pytanie, które w tym momencie się pojawia, brzmi: w jaki sposób można stworzyć pas, na którym dzięki nudzie i odrobinie lenistwa kreatywność będzie mogła się rozpędzać?
Jedną z możliwości jest wprowadzenie bezwarunkowego dochodu państwowego, które to rozwiązanie jest testowane przez coraz większą liczbę państw.
Bezwarunkowy dochód podstawowy zakłada regularne wypłacanie każdemu obywatelowi, niezależnie od stanu materialnego czy statusu zatrudnienia (bezwarunkowość), stałej kwoty pieniężnej, która zapewni mu realizację podstawowych potrzeb biologicznych oraz społecznych.
Ekonomista Maciej Szlinder, prezes Polskiej Sieci Dochodu Podstawowego, wskazuje na kilka zalet tego rozwiązania. Jedną z nich jest „odpowiedź na problem niepewności, niemożności planowania swojego rozwoju przez jednostkę”.
Jeśli chodzi o możliwe sposoby finansowania, to ciekawym rozwiązaniem jest to propagowane przez Janisa Warufakisa, byłego ministra finansów Grecji, założyciela Ruchu Demokracji w Europie 2025. Zakłada ono, że „jeśli powszechny dochód podstawowy ma mieć legitymację społeczną, nie może być pokrywany poprzez obłożenie podatkiem Małgosi, by zapłacić Jasiowi”. Środki powinny być pozyskiwane z zysków z kapitału (np. korporacyjnego) i tworzyć powszechną dywidendę podstawową.
Warufakis wyjaśnił, dlaczego bezwarunkowy dochód podstawowy jest „koniecznością” podczas wystąpienia z okazji Międzynarodowego Dnia Pracownika w Instytucie Gottlieba Duttweilera w 2017 r.
„Musimy odwrócić obecną narrację o życiu w kapitalizmie, która mówi, że mamy prywatną produkcję bogactwa, które później jest przywłaszczane przez państwo do realizacji celów socjalnych. W rzeczywistości nasza produkcja bogactwa jest kolektywna, społeczna i zostaje zawłaszczona przez sferę prywatną. Weźcie smartfon, otwórzcie go, co w nim znajdziecie? Znajdziecie szereg technologii, każda z nich została stworzona dzięki jakiemuś rządowemu grantowi. To nakazuje nam myśleć o dochodzie podstawowym jako o dywidendzie dla społeczeństwa, które kolektywnie wytwarza bogactwo, jak np. gadżety. Ta fałszywa, iluzyjna separacja rynku od państwa, musi zostać zlikwidowana. Nie byłoby rynku, gdyby nie było państwa, nie byłoby kapitalizmu, gdyby nie było państwa, nie byłoby Apple’a i Google’a, gdyby nie było państwa” – oświadczył.
„Prawo do rzucenia pracy jest podstawowym prawem dla dobrego funkcjonowania rynku pracy oraz cywilizowanego społeczeństwa. I aby mieć możliwość odrzucenia pracy, trzeba mieć alternatywę, ponieważ zdesperowani ludzie akceptują zdesperowanie rzeczy. Bezwarunkowy dochód podstawowy pozwoli z tej desperacji wyjść” – podkreślił.
Warufakis nie pominął również kwestii systemu edukacji i tego, że bezwarunkowy dochód podstawowy może przyczynić się do podejmowania trafniejszych wyborów, jeśli chodzi np. o kierunki studiów:
„Stworzyliśmy zachęty dla studentów do tego, by studiowali nie to, w czym są dobrzy, lecz co według nas jest lukratywne na dany moment. Wypychamy ich w wieku 18 czy 19 lat do tego, żeby podejmowali wybory na bazie naszej własnej koncepcji lukratywności. Po pierwsze, nie ma twardego dowodu, że za kilka lat, kiedy staną się absolwentami, to nadal będzie lukratywne. Po drugie, zmuszamy ich do robienia rzeczy, w których nie są dobrzy. Nie chcę, by państwo mówiło mojej córce kim ma być, kiedy dorośnie. Wierzę w moc ludzkiego umysłu, który w pełni rozpoznaje swoje zdolności, jedynie w obliczu braku ekonomicznego terroru!”.
Krytycy bezwarunkowego dochodu podstawowego, oprócz argumentów czysto ekonomicznych (jak np. wysokie koszty, ograniczenie rozwoju gospodarczego z powodu wzrostu podatków czy spadek podaży pracy), wysuwają także ten odnoszący się do etyki. Mianowicie, że co prawda to rozwiązanie zapewni ludziom możliwość zrealizowania podstawowych potrzeb, ale nie da im godności, którą mogą nabyć jedynie dzięki twórczemu wysiłkowi.
W obliczu zmitologizowanej kreatywności, o której była mowa wcześniej, jest to stanowisko, z którym trudno się zgodzić. Realizacja podstawowych potrzeb często ogranicza się do nich samych – zazwyczaj są to działania bieżące, jak najszybsze, wykonywane jak najmniejszym nakładem sił. Wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego to podsunięcie ludziom materialnego bodźca do rozwijania myśli niezmąconej wizją pustej lodówki, wykraczającej poza tu i teraz, czyli częściej prawdziwie innowacyjnej.