Humanizm
Choroba Alzheimera rozwija się w ciszy. Pierwsze objawy są subtelne
15 listopada 2024
Gdy we wrześniu 2018 r. Zalmay Khalilzad został pokojowym wysłannikiem USA do Afganistanu, wydawało się, że koniec najdłuższej wojny Ameryki znalazł się wreszcie w zasięgu wzroku. Wygląda jednak na to, że Donald Trump wycofa się z Afganistanu, nie oglądając się na skutki, a już na pewno – na miejscowe kobiety Taki scenariusz jest coraz bardziej realny z uwagi na słowa prezydenta USA, który obwieścił, że wycofa z kraju 7 tys. amerykańskich żołnierzy. Tym […]
Taki scenariusz jest coraz bardziej realny z uwagi na słowa prezydenta USA, który obwieścił, że wycofa z kraju 7 tys. amerykańskich żołnierzy. Tym samym presja na Khalilzada, by do wiosny dogadał się z talibami, gwałtownie wzrosła.
A przecież bez postępu w dziedzinie praw kobiet można zapomnieć o postępie całego Afganistanu. Tymczasem Afganki są dziś równie niewidzialne w światowych mediach, jak w afgańskim społeczeństwie. W prywatnych rozmowach dyplomaci przyznają, że prawa kobiet nie są priorytetem w rozmowach z talibami – to miły dodatek, ale można się bez niego obejść. Przecież biorąc pod uwagę koszmarne traktowanie kobiet pod rządami talibów w latach 90., i tak pewnie będzie to jeden wielki niewypał.
A jednak wcale nie musi tak być. Przywódcy talibów wiedzą, że traktowanie kobiet grozi wizerunkową katastrofą – w końcu właśnie dlatego w latach 90. świat ich odrzucił. Talibowie rozumieją, że jeśli dziś pozują na prawowity ruch polityczny i poważnego partnera w dzieleniu się władzą, muszą udowodnić, że zmienili poglądy.
Tak się zresztą stało. Dziś na kontrolowanych przez nich terenach, stanowiących 60 proc. kraju, dziewczynkom wolno chodzić do szkół – nawet jeśli nie mogą się uczyć z chłopcami. To lepiej niż jeszcze pokolenie wstecz, kiedy talibowie niemal wszystkie dziewczynki przepędzili ze szkół, a kobiety pozbawili prawa do wykonywania pracy.
Nie ma wątpliwości, że odkąd w 2001 r. talibowie stracili władzę, Afganki sporo osiągnęły. Tyle że dziś nie tylko nadal pozostaje wiele do zrobienia – zagrożone są nawet ich dotychczasowe sukcesy! W ostatniej ankiecie, w której przepytano 15 tys. Afgańczyków, kobiety powtarzały, że największym problemem jest dla nich brak wykształcenia i analfabetyzm. Dlatego trzeba wciąż inwestować w edukację dziewczynek i szanse zawodowe kobiet, konieczne jest także polepszenie ich dostępu do służby zdrowia.
Jednej na dziesięć Afganek nadal grozi śmierć przy porodzie. Jest tak źle, że nawet przywódcy talibów proszą rząd i organizacje pozarządowe, by sprowadzały na ich tereny więcej położnych. W dodatku stale zmniejsza się liczba dziewczynek w szkołach, ochrona prawna kobiet coraz bardziej kuleje, a Afganki w życiu publicznym są prześladowane i atakowane. Takie praktyki należy zakończyć – nie tylko dla dobra kobiet, ale i dla ich dzieci, rodzin i całego kraju.
Najlepszym sposobem na upewnienie się, że rozmawiając o pokoju, negocjatorzy nie zapomną o kobietach, jest dopuszczenie ich do stołu rozmów. Muszą brać udział w planowaniu, a następnie we wdrażaniu pojednania. Bo o ile większość speców od polityki zagranicznej uzna to za pomysł zbędny czy wręcz niepoważny, to nie tylko kwestia zasad, ale także kwestia zwykłej skuteczności. Praktyka pokazuje, że procesy pokojowe, w których uczestniczą panie, częściej się udają, a ich rezultaty są bardziej trwałe.
Ktoś powie, że talibowie nie usiądą do stołu obrad z kobietami. Ale gdyby tak się jednak stało, nie byłby to pierwszy raz. W 2015 r. ich przedstawiciele spotkali się w Oslo z grupą afgańskich urzędniczek i aktywistek. Co więcej, to sami talibowie poprosili o spotkanie, tłumacząc, że chcą jak najlepiej odpowiedzieć na skargi kobiet.
Na pamiętnym spotkaniu była Shukria Barakzai, ambasador Afganistanu w Norwegii, która za rządów talibów prowadziła tajną szkołę dla dziewcząt. Opowiada, że zebrane panie nie traktowały talibów ulgowo – groziły, że bez skrupułów pociągną ich do odpowiedzialności za traktowanie kobiet. „Mało kto uwierzyłby, jakie byłyśmy twarde” – przekonuje. „A oni słuchali cierpliwie i przyjmowali to wszystko z szacunkiem. Było jasne, że to nie ci sami talibowie, z którymi miałyśmy do czynienia w latach 90.” – dodaje.
Tyle że cztery lata po spotkaniu dialog Afganek z talibami nadal jest w powijakach. Choć zachodnie rządy lubią publicznie podkreślać wagę praw kobiet, faktycznie robią szokująco niewiele. Szczególnie administracja Trumpa niechętnie słucha naszych obaw, ale prezydenta mało obchodzą nawet prawa Amerykanek, a co dopiero Afganek.
Dlatego czas na społeczność międzynarodową, która może, i powinna, wkroczyć. W ramach misji NATO w Afganistanie żołnierzy ma dziś aż 39 państw, a kolejne ślą tam niemałą pomoc. Ponieważ Afgańczycy potrzebują ich wsparcia, żeby się dogadać, warto to wykorzystać – upewnić się, że kobiety zasiądą do rokowań, a ich prawa nie tylko znajdą się w porządku obrad, ale i zostaną zatwierdzone w każdej wersji ostatecznego porozumienia.
Jeśli się nie uda, trzeba zorganizować równoległe rozmowy, dotyczące wyłącznie praw kobiet, a ustalenia włączyć do głównych negocjacji. Koniecznie zwiększone muszą zostać wydatki na pomoc w tak kluczowych dziedzinach, jak zdrowie i edukacja kobiet.
Oczywiście, że każde porozumienie z talibami musi zawierać trudne, a czasem niesmaczne kompromisy. Jednak dealu, który nie gwarantuje praw połowy mieszkańców Afganistanu, w ogóle nie warto podpisywać. Pokój, w którym nie mają udziału kobiety, raczej nie przetrwa.
Prawa Afganek i kobiet na całym świecie to żaden „dodatek” do polityki zagranicznej. To podstawa każdej poważnej próby rozwiązania konfliktu.
Anne-Marie Slaughter w latach 2009–2011 była szefową sztabu planowania polityki w Departamencie Stanu USA. Dziś stoi na czele think tanku New America, wykłada politykę i stosunki międzynarodowe w Princeton i jest autorką książki „Niedokończony temat”. Ashley Jackson jest badaczką w Overseas Development Institute.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org