Afganki nie wierzą w szarmanckich talibów

Talibowie zarzekają się, że zmienili się i ucywilizowali, a kiedy wrócą do władzy, będą dla kobiet sympatyczniejsi niż kiedyś. Ale Afganki, które pamiętają horror sprzed lat, im nie wierzą

Talibowie zarzekają się, że zmienili się i ucywilizowali, a kiedy wrócą do władzy, będą dla kobiet sympatyczniejsi niż kiedyś. Ale Afganki, które pamiętają horror sprzed lat, im nie wierzą

Kabul, Afganistan

Roszan Gaznawi siedziała przypięta do radioodbiornika, w skupieniu wyczekując wieści. Ten dzień miał odmienić jej całe dotychczasowe życie. Choć miała już 13 lat dopiero niedawno dowiedziała się, że istnieje świat poza jej rodzinnym Afganistanem. Nigdy nie była w szkole, nie miała kredek, nie widziała kreskówki. Jej matka, ciotka i babcia nigdy nie wychodziły z domu bez męża, ojca, wuja czy kuzyna. Ani bez niebieskiej burki z drobną siatką na oczy chroniącej mężczyzn przed ich grzesznymi spojrzeniami.

Nie mogły się śmiać, samodzielnie robić zakupów i wychodzić na balkon. Nie mogły używać kosmetyków, a za pomalowane paznokcie czasami karano obcięciem palców. Nie mogły uprawiać sportów, nosić krzykliwych kolorów, przez talibów określanych jako „wabiące seksualnie”, prać w rzece i innych miejscach publicznych. Publiczna chłosta były normą. Nazwy miejsc zawierające w sobie słowo „kobieta” zostały przemianowane, a okna domów kazano zamalować, by nikt z przechodniów nie widział, co dzieje się w środku.

Afgańskie kobiety zniknęły dla świata.

Był 2001 r. i Ameryka szykowała się do ataku przeciwko talibom, którzy pięć lat wcześniej przejęli kontrolę nad krajem. Roszan pamięta ten dzień bardzo dokładnie. Nie wiedziała, kim są Amerykanie. Miejscowi mówili, że są niewierni i nie znają ich języka. Z wyrwanych informacji przekazywanych przez radio BBC, jedyną stację nadającą w dari, dowiedziała się, że wkrótce przylecą odmienić jej świat.

Odmieniła go już pierwsza relacja radiowa po obaleniu rządów talibów – samolotem, który zaatakował bazę w jej rodzinnym Kabulu, sterowała kobieta.

„Byłam w szoku. Kobiety mogą być pilotami?! Mogą atakować talibów?!” — wspomina Roszan, siedząc nad filiżanką słodkiej herbaty w kawiarni w centrum Kabulu. Jej chusta luźno zarzucona głowę, co chwilę zsuwa się na ramiona, odsłaniając lśniące, czarne włosy.

„Talibowie stworzyli atmosferę, w której kobiety były bezwolne. Ale w tamtym momencie zrozumiałam, że mogę wszystko. Wiele nauczyłam się od tej kobiety” — mówi, wspominając amerykańską pilotkę.

Ameryko, nie odchodź!

Roszan pamięta pierwszy dzień w szkole i niebieski zeszyt z napisem UNICEF, który stał się dla niej symbolem zmiany. I ci mili ludzie, którzy, choć nie mówili w jej języku, uśmiechali się serdecznie. Wtedy, jak twierdzi, po raz pierwszy dostrzegła, że świeci słońce.

Wykorzystała szansę, jaką dał jej nowy Afganistan. Skończyła prawo i politologię, przez lata udzielała się w organizacjach broniących praw człowieka i praw kobiet, a niedawno zarobione pieniądze zainwestowała w firmę budowlaną, w której jest pracownicą i partnerką biznesową. Jak podkreśla, całą edukację, wolność i wiarę w siebie zawdzięcza Amerykanom.

Sytuacja Roszan może jednak wkrótce ulec zmianie. W ubiegłym roku prezydent Donald Trump zapowiedział, że jego żołnierze opuszczą kraj w ciągu najbliższych 3-5lat. W październiku 2018 r. administracja USA rozpoczęła negocjacje pokojowe z talibami, których nie udało się zwyciężyć militarnie — dziś są obecni na niemal 60 proc. terytorium kraju. Ich pozycja jest na tyle silna, że odmówili bezpośrednich rozmów z rządem w Kabulu, twierdząc, że jest on jedynie marionetką w rękach Ameryki.

Negocjacje pokojowe z talibami i perspektywa rychłego wycofania Stanów z Afganistanu na nowo obudziły dawne demony.

„Nie jestem optymistką. To zła wiadomość dla nas wszystkich, w szczególności dla kobiet. Nie ufamy talibom” — mówi Roszan z niepokojem w głosie. „Nie wierzę w negocjacje pokojowe, w których nie ma miejsca dla kobiet. Dobrze pamiętamy rządy talibów. Chcielibyśmy, by Amerykanie zostali, bo nasza demokracja jest nadal w powijakach, jak dziecko, które potrzebuje wsparcia”.

Roszan wtóruje Fatima, choć 28-latka nie miała w życiu tyle szczęścia. Naukę rozpoczęła już jako dorosła kobieta, ale nigdy nie udało jej się skończyć szkoły. Za mąż wyszła w wieku 16 lat i urodziła dwójkę dzieci.

„Nie wierzę, by jakakolwiek kobieta chciała powrotu talibów” — mówi mi, popijając herbatę. „W Afganistanie jest wielu radykałów, oni wierzą w inną wersję Islamu. Jeśli powrócą, stracimy wszystkie prawa, które uzyskałyśmy przez ostatnie lata. Zostaniemy same”.

Grupa afgańskich mężczyzn ubranych w burki protestuje przeciwko przemocy wobec kobiet. Kabul, 2015 r. (MOHAMMAD FAHIM ABED / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES)

Lepiej nie znaczy dobrze

Pomimo znaczących zmian w afgańskim prawie i poprawy sytuacji kobiet w wielu miejscach kraju — szczególnie w miastach kontrolowanych przez rząd — Afganistan trudno nazwać miejscem przyjaznym kobietom. Niezliczone programy wspierające prawa Afganek, które ufundowały zachodnie rządy i organizacje pomocowe, przyniosły — oględnie mówiąc — umiarkowane sukcesy.

Dzisiejszy Afganistan, na równi z Syrią, nadal przoduje w globalnych statystykach jako kraj, w którym najgorzej urodzić się kobietą. Średnia długość edukacji kobiet to 4 lata, zatrudnionych jest dziś jedynie 16 proc. kobiet, aż 60 proc. pada ofiarą przemocy domowej. Dwie trzecie dziewczynek nie chodzi do szkoły, a odsetek analfabetyzmu wśród kobiet wynosi 32 proc.

Statystyki te, zestawione z milionami dolarów zainwestowanymi przez Zachód w poprawę sytuacji afgańskich kobiet, zakrawają na ponury żart. 

Sytuacja aktywistek i feministek również nie napawa optymizmem. Groźby śmierci, napady czy wyrazy potępienia nawet ze strony najbliższych nie są odosobnionymi wyjątkami. Społeczeństwo afgańskie pozostaje głęboko konserwatywne. Choć wedle badań sytuacja kobiet w Afganistanie stopniowo ulega poprawie, dzieje się to bardzo powoli.

Wedle sondażu organizacji Promundo i UN Women afgańscy mężczyźni nie chcą dawać kobietom więcej swobód. Dwóch na trzech uważa, że kobiety zdobyły już wystarczająco dużo praw i są zbyt emocjonalne, by piastować pozycje liderów. Z tym stwierdzeniem zgadza się zresztą aż jedna na trzy kobiety. Ponad połowa mężczyzn twierdzi też, że więcej praw dla kobiet oznaczałoby pogorszenie sytuacji mężczyzn.

Nowi, lepsi talibowie 2.0?

Jest zatem ciężko, ale dopiero perspektywa powrotu talibów jawi się jako piekło. Nawet mimo tego, że od jakiegoś czasu starają się oni zerwać z wizerunkiem zacofanych religijnych fanatyków ziejących nienawiścią do kobiet. Nowi talibowie nie zakazują już muzyki ani telewizji, wręcz przeciwnie, sami nagrywają piosenki zagrzewające do walki o wspólny cel. W niektórych miejscach zniesiono zakaz golenia bród i, przynajmniej w teorii, edukacji i pracy kobiet.

Na konferencji pokojowej w Moskwie 5 lutego 2019 r. delegacja talibów w oficjalnej mowie podkreśliła swoje zaangażowanie w kwestie praw kobiet.

„Islam daje kobietom wszystkie fundamentalne prawa, takie jak prawa do biznesu i posiadania, spadku, edukacji, pracy, wyboru własnego męża, ochrony zdrowia oraz prawo do dobrego życia” — można przeczytać na stronie talibów. Są tam jednak również słowa krytyki pod adresem aktywistek i reform pod amerykańską kuratelą. „Te tzw. aktywistki praw kobiet są w Afganistanie od lat, w tym czasie zainwestowano u nas miliardy dolarów, ale Afganistan nadal jest jednym z krajów, gdzie najwięcej kobiet umiera w czasie porodu z powodu braku odpowiednich warunków medycznych”.

Talibowie twierdzą, że korupcja w kraju nie pozwala na prawidłową ochronę praw kobiet, gdyż pieniądze na szczytne cele często lądują w kieszeniach tych, którzy krzyczą najgłośniej. Oni natomiast pragną przestrzegać praw kobiet w sposób, który nie zagraża afgańskim i islamskim wartościom. Szeroko rozprzestrzeniony w dzisiejszym Afganistanie wpływ obcych kultur, nieprzyzwoitość, w tym seriale telewizyjne przeczące podstawowym afgańskim zasadom — oto z czym nowi talibowie będą walczyć.

Dwie trzecie afgańskich dziewczynek nie uczęszcza do szkoły. Afgańskie aktywistki, przy wsparciu zachodnich rządów i organizacji, starają się zmienić tę sytuację (DAVID TURNLEY / CORBIS / VCG / GETTY IMAGES)

Zaskakująco miłe negocjacje

Masuda Sultan, aktywistka na rzecz pokoju i praw kobiet, miała okazję porozmawiać z wysłannikami talibów bezpośrednio. Swoje spotkanie podczas konferencji pokojowej w kwietniu 2019 r. w Katarze — która nie powiodła się ze względu na niedomówienie między talibami a afgańskim rządem co do składu delegacji — Sultan opisała w dzienniku „New York Times”.

„Negocjacje pokojowe z talibami, przy zapewnieniu ochrony praw kobiet, są możliwe i konieczne. Zaczęłam wierzyć w to po spotkaniu w Dausze w zeszłym miesiącu. Jest szansa, choć mała i krucha, by rozmawiać z nimi na temat praw i wolności kobiet” — pisze Sultan.

Podczas sześciogodzinnego spotkania z wierchuszką talibów Sultan oraz trzy inne kobiety zostały poproszone, by jako pierwsze wybrały miejsce przy stole. Jako pierwsze dostały również możliwość zabrania głosu. Podczas lunchu jedzenie najpierw zaproponowano kobietom, które następnie otrzymały podarunki. Na koniec spotkania to kobiety poprowadziły modlitwę o pokój, mimo że w Afganistanie to zadanie należy do mężczyzn.

Talibowie mówili, że chcą pokoju, stabilności i praw dla kobiet. Choć zastrzegali, że jedynie w ramach islamu.

„To jedno spotkanie nie wymaże tego, jak traktowali kobiety, i nie naprawi terroru przeszłości, ale było to zaskakujące doświadczenie” — przyznaje Sultan. „Najpierw musimy się przekonać, że za słowami talibów idą czyny. Ale rozmowy dały mi światełko nadziei, którego potrzebowałam, by uwierzyć, że pokój jest możliwy” – dodaje.

Słowa, słowa, słowa

Jak na razie o czynach, które potwierdzałyby obietnice talibskich negocjatorów, nie słychać. Przeciwnie. Z rejonów kontrolowanych przez talibów nad wyraz często dochodzą informacje o karach chłosty za nieodpowiedni ubiór czy za wyjście z domu bez męskiego członka rodziny. Ataki na siły rządowe i cywilów nasilają się. Nawet jeśli przywódcy talibów mają szczere intencje, to nie wiadomo, czy będą w stanie wpłynąć na wszystkich swoich podkomendnych rozproszonych po całym kraju.

Fatima martwi się o dzieci. „Jesteśmy w trakcie rozmów pokojowych, ale konflikt się nasilił. Mam dwie córki i boje się, że nie będą mogły chodzić do szkoły” — mówi ze łzami w oczach. „Kiedy rano wychodzą z domu, nie wiem, czy wrócą. Gdy idę na bazar, nie wiem, czy ja z niego wrócę. Mam te wątpliwości już teraz, gdy ciągle jeszcze są Amerykanie… A co będzie, jak ich zabraknie?”

Dopijając herbatę Roszan zauważa, że problemem są nie tylko sami talibowie, ale również — a może nawet przede wszystkim — ci wszyscy, którzy ich popierają. „Nie jesteśmy w stanie pozbyć się milionów ludzi, którzy uwierzyli talibom. Ale możemy postarać się zwyciężyć ich umysły, zmienić ich sposób patrzenia na świat. To mogą być nasi ojcowie, mężowie, przyjaciele. Tylko jeśli ich poglądy się zmienią, będziemy w stanie zmienić system” – podkreśla.

Artykuł został opublikowany w drugim numerze magazynu „Holistic”

Opublikowano przez

Agnieszka Pikulicka-Wilczewska

Autor


Dziennikarka zajmująca się przestrzenią postsowiecką, pisze głównie dla Al Jazeera English i Eurasianet. Mieszka w Uzbekistanie.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.