Prawda i Dobro
Piekło na Karaibach. Kraj w rękach gangsterów
20 stycznia 2025
Tolerancja i akceptacja: na czym polegają i czym się różnią między sobą? Dużo mówimy o tych postawach, ale czy aby na pewno rozumiemy ich znaczenie i zakres? Żeby osiągnąć porozumienie w świecie wielu poglądów, wartości i zasad musimy wiedzieć, jak określić swoje przekonania i jak precyzyjnie o nich mówić. Bez tej umiejętności budowanie dialogu i wzajemnego szacunku może okazać się niewykonalne.
Żyjemy w świecie różnorodności i pluralizmu. Musimy wybierać a tym samym określać swoje priorytety. To wiąże się z hierarchią wartości, którą uznajemy i zasadami, którym chcemy być wierni. Akceptacja czy tolerancja – w jaki sposób bronić swoich przekonań, zachowując równocześnie szacunek dla wyborów i decyzji odmiennych, a czasem nawet sprzecznych z naszymi? Jak bronić swojego zdania, równocześnie nie obrażając innych?
Mowa nienawiści, zjawisko hejtu i inne współczesne doświadczenia wyraźnie pokazują, że mamy z tym kłopot. Akceptacja czy tolerancja – to terminy, które w publicznym dyskursie coraz częściej są stosowane zamiennie. Różnice między nimi zacierają się, a tak być nie powinno, bo każde z nich oznacza inną postawę życiową.
Przyjrzenie się im z bliska może pomóc nam w zrozumieniu różnic między nimi i w świadomym używaniu tych terminów w dyskusji z innymi.
Bardzo chętnie używamy terminu tolerancja, ponieważ zazwyczaj pozytywnie się nam on kojarzy. Chcemy być postrzegani przez innych jako osoby tolerancyjne, bo gdzieś „podskórnie” łączymy tę cechę z byciem dobrym człowiekiem. Niestety, taki sposób myślenia to wielka ułuda, która może prowadzić nas w niebezpiecznym kierunku.
Słowo „tolerancja” coraz częściej zastępuje rzeczową rozmowę na argumenty, jak i samą głębszą refleksję nad sensem i znaczeniem tego słowa. Sięgając do łacińskiego źródłosłowia: tolerantia oznaczała pierwotnie cierpliwość i wytrwałość a łaciński czasownik tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”, „ścierpieć”.
W takim ujęciu tolerancja oznaczała cierpliwie przyjmowanie czegoś; znoszenie tego, co jest inne od moich przekonań, preferowanych przeze mnie wartości, wzorców, zasad itd. Zarówno jednak język jak i mentalność ludzka – ewoluowały przez wieki. Dzisiaj, według definicji Słownika Języka Polskiego, tolerancja oznacza: «poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych». Bez wątpienia dołączył tutaj czynnik empatii międzyludzkiej, konieczności współegzystowania z innymi ludźmi w pokoju i wzajemnym porozumieniu. Możemy zauważyć, że w dzisiejszym rozumieniu słowa „tolerancja” centralne miejsce zajmuje szacunek dla drugiego człowieka.
Warto przeczytać: Pozytywne nawyki. Zmień koniec w nowy początek i zacznij działać
Słowo tolerancja wyklucza więc agresywne nastawienie wobec drugiego człowieka. Nie pozwala na prześladowanie go czy używanie żadnych form przemocy wobec osoby, która wygłasza poglądy odmienne od moich. W tym duchu pisał o niej francuski filozof Wolter w swoim dziele pt. O życiu, miłości i śmierci: „Prześladowanie w tym krótkim życiu ludzi myślących inaczej niż my jest rzeczą okrutną”.
Rewolucja francuska i działalność encyklopedystów (m.in. Denis Diderot, Étienne de Condillac, Monteskiusz, Jean Jacques Rousseau czy przywołany już Wolter) z pewnością otwarły drzwi europejskiemu rozumieniu tolerancji w XVIII wieku. Jednakże na gruncie polskiego myślenia współczesne rozumienie tolerancji najlepiej ujął polski filozof Leszek Kołakowski. Tak pisał w swoich Mini wykładach o maxi sprawach: „Mówimy o tolerancji, odnosząc to słowo nie tylko do ustanowień prawnych w sprawach religijnych, ale i do postaw ludzkich, do naszego własnego zachowania, do obyczajowości. W pierwotnym sensie jestem tolerancyjny, jeśli nie prześladuję, nie żądam prześladowań i nie zachowuję się agresywnie w stosunku do czegoś, czego wyraźnie nie lubię, nie aprobuję, co mnie razi albo budzi niechęć czy odrazę”.
Mogę zatem mieć przyjaciół wyznających inną religię niż moja, miło spędzać z nimi czas i mieć super relację, ale to nie oznacza, że zmienię swoje wyznanie. Zwyczaje i obyczaje kulturowe moich znajomych spoza kręgu kultury europejskiej mogą mnie razić, ale szanuję je.
Warto przeczytać: Przepis na szczęście. Jasne i ciemne strony psychologii pozytywnej
Pojawia się jednak pytanie, czy wszystko mogę i powinnam tolerować? Deklaracje i definicje ważnych humanistów warto przełożyć na życie codzienne. I najlepiej pokazać ich znaczenia na prostych przykładach: Jeśli widzę pijaną nastolatkę, która chce wejść do morza, to czym mam tolerować jej zachowanie? Jeśli dziennikarz przekazuje informacje niezgodne z faktami z obawy przed utratą pracy, to czy mam tego słuchać? Gdy agresywny sąsiad wyżywa się na swoim dziecku, to mam pozostać obojętna? Kiedy jestem świadkiem kradzieży w sklepie, to czy mam udawać, że nie widzę?
W ten sposób pojawia się kluczowe pytanie o tolerancję wobec zła. Zło samo w sobie nie może pod żadną postacią być przedmiotem ludzkiej tolerancji. To ono, często pod postacią kłamstwa, przemocy, zdrady, nienawiści i in. wyznacza w naturalny sposób granice naszej tolerancji.
Tam, gdzie drugi człowiek doświadcza krzywdy, bólu, cierpienia, kończy się moja tolerancja, a zaczyna się mój sprzeciw. Jeśli przemilczę, przejdę obojętnie, pominę, to tak jakbym zaakceptowała zło poprzez swoją postawę zaniechania. Jak słusznie podsumował francuski współczesny filozof Gabriel Marcel w swojej książce Od sprzeciwu do wyzwania: tolerancja jest „pewnym stosunkiem do bliźniego lub do drugiego jako drugiego”.
Warto przeczytać: Wieczna młodość staje się obsesją. Cena za nią bywa zatrważająca
Łatwo jednak zauważyć, że we współczesnym dyskursie, termin „tolerancja” bardzo często jest zamiennie stosowany z „akceptacją”.
Trzeba jasno zaznaczyć, że te słowa nie są tożsame. Tolerancja może prowadzić do akceptacji, ale bynajmniej nie musi. W ramach mojej tolerancji względem Ciebie uznaję Twoje prawo do posiadania zdania odmiennego od mojego, wyznawania wartości i zasad innych niż moje. Nie próbuję Cię zmieniać ani nie narzucam Ci moich przekonań. Ale wcale nie muszę się z Tobą zgadzać ani tym bardziej Cię popierać. Tutaj pojawia się kluczowa różnica między tolerancją a akceptacją.
Akceptacja oznacza bowiem aprobatę, afirmację czyjegoś stanowiska, wyznawanych zasad i uznawanych wartości. Akceptuję, czyli uznaję za swoje, w pełni się z czymś zgadzam i to popieram. Dlatego możemy przyjąć, że akceptacja i afirmacja wyrażają tę samą postawę. (Dla purystów językowych, można doprecyzować, że afirmacja łączy się wyraźnie z podziwem). Akceptuję poglądy danej partii politycznej, utożsamiam się z jej programem, więc głosuję na konkretnych jej reprezentantów.
Warto przeczytać: Samotność w tłumie. Zajęci sobą przestajemy widzieć innych ludzi
Sięgając znowu do Słownika Języka Polskiego, odnajdujemy tam definicję akceptacji jako: «aprobaty, uznanie czyichś cech, czyjegoś postępowania za zgodne z oczekiwaniami», formalną zgodę na coś. Jest to zatem stanowisko zdecydowanie mocniejsze w swoim wydźwięku niż tolerancja.
Akceptacja to także pojęcie, które znajduje wyraźne odniesienie do terminu „zgody”. Akceptując coś lub kogoś przyjmuje to takim, jakie jest, w jakiś sposób uznając to za bliskie mi, pożądane, pozytywne. Widać tutaj istotną różnicę w stosunku do zwykłej tolerancji, ponieważ moje pozytywne podejście nie oznacza tylko tolerowania, ale także docenianie i szanowanie różnorodności. Można powiedzieć, że przy takim nastawieniu sami nie tylko szanujemy, ale także czerpiemy wartość z różnorodności oraz inności i odmienności. W przypadku tolerancji tak nie jest, albo przynajmniej: być nie musi.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Mroczna strona każdego z nas. Rozmowa z profilerem sądowym | dr Maciej Szaszkiewicz
We współczesnym dyskursie łatwo zagubić właściwie rozumienie używanych terminów. Emocje i nastroje często zwyciężają. Zaś my formułujemy zdania, oceny, sądy pod wpływem impulsu, zapominając o ważnych dla porozumienia znaczeniach słów. Zacierają się merytoryczne granice, często wygrywa zwykła „gadanina” – jak to określał Martin Heidegger, pustosłowie, nowomowa, czy propaganda. Język ulega emocjom.
Dlatego tak ważne w szukaniu porozumienia jest samo myślenie. Bez świadomej refleksji nad znaczeniem słów, które używamy, będziemy zatracać się w monologach bez przyszłości. Warto więc przywołać na koniec słowa hinduskiego myśliciela, który sam siebie nazywał „chrześcijaninem Wschodu”. Anthony de Mello w swojej książce pt. Wezwanie do miłości zawarł cenny drogowskaz dla współczesnego człowieka. „To nie dobra wola i tolerancja mogą uratować świat, lecz czyste jasne myślenie. Do czego może ci się przydać tolerancja, skoro przekonany jesteś, że ty masz rację, a wszyscy, którzy się z tobą nie zgadzają, tkwią w błędzie? To nie jest tolerancja, lecz łaskawe pobłażanie. To nie prowadzi do zjednoczenia serc, lecz do podziału”.
Koniecznie przeczytaj tekst Autorki: Okruszki uwagi. Subtelna manipulacja, która może zniszczyć życie