Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Tolerancja i akceptacja: na czym polegają i czym się różnią między sobą? Dużo mówimy o tych postawach, ale czy aby na pewno rozumiemy ich znaczenie i zakres? Żeby osiągnąć porozumienie w świecie wielu poglądów, wartości i zasad musimy wiedzieć, jak określić swoje przekonania i jak precyzyjnie o nich mówić. Bez tej umiejętności budowanie dialogu i wzajemnego szacunku może okazać się niewykonalne.
Żyjemy w świecie różnorodności i pluralizmu. Musimy wybierać a tym samym określać swoje priorytety. To wiąże się z hierarchią wartości, którą uznajemy i zasadami, którym chcemy być wierni. Akceptacja czy tolerancja – w jaki sposób bronić swoich przekonań, zachowując równocześnie szacunek dla wyborów i decyzji odmiennych, a czasem nawet sprzecznych z naszymi? Jak bronić swojego zdania, równocześnie nie obrażając innych?
Mowa nienawiści, zjawisko hejtu i inne współczesne doświadczenia wyraźnie pokazują, że mamy z tym kłopot. Akceptacja czy tolerancja – to terminy, które w publicznym dyskursie coraz częściej są stosowane zamiennie. Różnice między nimi zacierają się, a tak być nie powinno, bo każde z nich oznacza inną postawę życiową.
Przyjrzenie się im z bliska może pomóc nam w zrozumieniu różnic między nimi i w świadomym używaniu tych terminów w dyskusji z innymi.
Bardzo chętnie używamy terminu tolerancja, ponieważ zazwyczaj pozytywnie się nam on kojarzy. Chcemy być postrzegani przez innych jako osoby tolerancyjne, bo gdzieś „podskórnie” łączymy tę cechę z byciem dobrym człowiekiem. Niestety, taki sposób myślenia to wielka ułuda, która może prowadzić nas w niebezpiecznym kierunku.
Słowo „tolerancja” coraz częściej zastępuje rzeczową rozmowę na argumenty, jak i samą głębszą refleksję nad sensem i znaczeniem tego słowa. Sięgając do łacińskiego źródłosłowia: tolerantia oznaczała pierwotnie cierpliwość i wytrwałość a łaciński czasownik tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”, „ścierpieć”.
W takim ujęciu tolerancja oznaczała cierpliwie przyjmowanie czegoś; znoszenie tego, co jest inne od moich przekonań, preferowanych przeze mnie wartości, wzorców, zasad itd. Zarówno jednak język jak i mentalność ludzka – ewoluowały przez wieki. Dzisiaj, według definicji Słownika Języka Polskiego, tolerancja oznacza: «poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych». Bez wątpienia dołączył tutaj czynnik empatii międzyludzkiej, konieczności współegzystowania z innymi ludźmi w pokoju i wzajemnym porozumieniu. Możemy zauważyć, że w dzisiejszym rozumieniu słowa „tolerancja” centralne miejsce zajmuje szacunek dla drugiego człowieka.
Warto przeczytać: Czy sex play jest fair play? Kiedy sportowcy trans mają przewagę
Słowo tolerancja wyklucza więc agresywne nastawienie wobec drugiego człowieka. Nie pozwala na prześladowanie go czy używanie żadnych form przemocy wobec osoby, która wygłasza poglądy odmienne od moich. W tym duchu pisał o niej francuski filozof Wolter w swoim dziele pt. O życiu, miłości i śmierci: „Prześladowanie w tym krótkim życiu ludzi myślących inaczej niż my jest rzeczą okrutną”.
Rewolucja francuska i działalność encyklopedystów (m.in. Denis Diderot, Étienne de Condillac, Monteskiusz, Jean Jacques Rousseau czy przywołany już Wolter) z pewnością otwarły drzwi europejskiemu rozumieniu tolerancji w XVIII wieku. Jednakże na gruncie polskiego myślenia współczesne rozumienie tolerancji najlepiej ujął polski filozof Leszek Kołakowski. Tak pisał w swoich Mini wykładach o maxi sprawach: „Mówimy o tolerancji, odnosząc to słowo nie tylko do ustanowień prawnych w sprawach religijnych, ale i do postaw ludzkich, do naszego własnego zachowania, do obyczajowości. W pierwotnym sensie jestem tolerancyjny, jeśli nie prześladuję, nie żądam prześladowań i nie zachowuję się agresywnie w stosunku do czegoś, czego wyraźnie nie lubię, nie aprobuję, co mnie razi albo budzi niechęć czy odrazę”.
Mogę zatem mieć przyjaciół wyznających inną religię niż moja, miło spędzać z nimi czas i mieć super relację, ale to nie oznacza, że zmienię swoje wyznanie. Zwyczaje i obyczaje kulturowe moich znajomych spoza kręgu kultury europejskiej mogą mnie razić, ale szanuję je.
Warto przeczytać: Przepis na szczęście. Jasne i ciemne strony psychologii pozytywnej
Pojawia się jednak pytanie, czy wszystko mogę i powinnam tolerować? Deklaracje i definicje ważnych humanistów warto przełożyć na życie codzienne. I najlepiej pokazać ich znaczenia na prostych przykładach: Jeśli widzę pijaną nastolatkę, która chce wejść do morza, to czym mam tolerować jej zachowanie? Jeśli dziennikarz przekazuje informacje niezgodne z faktami z obawy przed utratą pracy, to czy mam tego słuchać? Gdy agresywny sąsiad wyżywa się na swoim dziecku, to mam pozostać obojętna? Kiedy jestem świadkiem kradzieży w sklepie, to czy mam udawać, że nie widzę?
W ten sposób pojawia się kluczowe pytanie o tolerancję wobec zła. Zło samo w sobie nie może pod żadną postacią być przedmiotem ludzkiej tolerancji. To ono, często pod postacią kłamstwa, przemocy, zdrady, nienawiści i in. wyznacza w naturalny sposób granice naszej tolerancji.
Tam, gdzie drugi człowiek doświadcza krzywdy, bólu, cierpienia, kończy się moja tolerancja, a zaczyna się mój sprzeciw. Jeśli przemilczę, przejdę obojętnie, pominę, to tak jakbym zaakceptowała zło poprzez swoją postawę zaniechania. Jak słusznie podsumował francuski współczesny filozof Gabriel Marcel w swojej książce Od sprzeciwu do wyzwania: tolerancja jest „pewnym stosunkiem do bliźniego lub do drugiego jako drugiego”.
Łatwo jednak zauważyć, że we współczesnym dyskursie, termin „tolerancja” bardzo często jest zamiennie stosowany z „akceptacją”.
Trzeba jasno zaznaczyć, że te słowa nie są tożsame. Tolerancja może prowadzić do akceptacji, ale bynajmniej nie musi. W ramach mojej tolerancji względem Ciebie uznaję Twoje prawo do posiadania zdania odmiennego od mojego, wyznawania wartości i zasad innych niż moje. Nie próbuję Cię zmieniać ani nie narzucam Ci moich przekonań. Ale wcale nie muszę się z Tobą zgadzać ani tym bardziej Cię popierać. Tutaj pojawia się kluczowa różnica między tolerancją a akceptacją.
Akceptacja oznacza bowiem aprobatę, afirmację czyjegoś stanowiska, wyznawanych zasad i uznawanych wartości. Akceptuję, czyli uznaję za swoje, w pełni się z czymś zgadzam i to popieram. Dlatego możemy przyjąć, że akceptacja i afirmacja wyrażają tę samą postawę. (Dla purystów językowych, można doprecyzować, że afirmacja łączy się wyraźnie z podziwem). Akceptuję poglądy danej partii politycznej, utożsamiam się z jej programem, więc głosuję na konkretnych jej reprezentantów.
Warto przeczytać: Samotność w tłumie. Zajęci sobą przestajemy widzieć innych ludzi
Sięgając znowu do Słownika Języka Polskiego, odnajdujemy tam definicję akceptacji jako: «aprobaty, uznanie czyichś cech, czyjegoś postępowania za zgodne z oczekiwaniami», formalną zgodę na coś. Jest to zatem stanowisko zdecydowanie mocniejsze w swoim wydźwięku niż tolerancja.
Akceptacja to także pojęcie, które znajduje wyraźne odniesienie do terminu „zgody”. Akceptując coś lub kogoś przyjmuje to takim, jakie jest, w jakiś sposób uznając to za bliskie mi, pożądane, pozytywne. Widać tutaj istotną różnicę w stosunku do zwykłej tolerancji, ponieważ moje pozytywne podejście nie oznacza tylko tolerowania, ale także docenianie i szanowanie różnorodności. Można powiedzieć, że przy takim nastawieniu sami nie tylko szanujemy, ale także czerpiemy wartość z różnorodności oraz inności i odmienności. W przypadku tolerancji tak nie jest, albo przynajmniej: być nie musi.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Mroczna strona każdego z nas. Rozmowa z profilerem sądowym | dr Maciej Szaszkiewicz
We współczesnym dyskursie łatwo zagubić właściwie rozumienie używanych terminów. Emocje i nastroje często zwyciężają. Zaś my formułujemy zdania, oceny, sądy pod wpływem impulsu, zapominając o ważnych dla porozumienia znaczeniach słów. Zacierają się merytoryczne granice, często wygrywa zwykła „gadanina” – jak to określał Martin Heidegger, pustosłowie, nowomowa, czy propaganda. Język ulega emocjom.
Dlatego tak ważne w szukaniu porozumienia jest samo myślenie. Bez świadomej refleksji nad znaczeniem słów, które używamy, będziemy zatracać się w monologach bez przyszłości. Warto więc przywołać na koniec słowa hinduskiego myśliciela, który sam siebie nazywał „chrześcijaninem Wschodu”. Anthony de Mello w swojej książce pt. Wezwanie do miłości zawarł cenny drogowskaz dla współczesnego człowieka. „To nie dobra wola i tolerancja mogą uratować świat, lecz czyste jasne myślenie. Do czego może ci się przydać tolerancja, skoro przekonany jesteś, że ty masz rację, a wszyscy, którzy się z tobą nie zgadzają, tkwią w błędzie? To nie jest tolerancja, lecz łaskawe pobłażanie. To nie prowadzi do zjednoczenia serc, lecz do podziału”.
Koniecznie przeczytaj tekst Autorki: Okruszki uwagi. Subtelna manipulacja, która może zniszczyć życie