Głodni rodzice, bogate dzieci. Prawo jest, pomocy nie ma

Wyobraź sobie starszą, schorowaną kobietę, której po opłaceniu czynszu zostaje kilkaset złotych na przeżycie. Jej dzieci? Cieszą się życiem i pieniędzmi, ale nie pomagają. Choć polskie prawo pozwala zmusić je do płacenia alimentów, ona – jak tysiące innych seniorów – ze wstydu i strachu nigdy nie pójdzie do sądu. To cichy dramat polskich rodzin i dowód na wstrząsający paradoks, w którym prawo jest, ale realnej pomocy po prostu nie ma. #NaszaInterwencja

#Interwencje

331 kontra 35 902. Szokujące dane o alimentach w Polsce

W powszechnej świadomości obowiązek alimentacyjny kojarzy się niemal wyłącznie z obciążeniem rodziców wobec dzieci. Rzadziej pamięta się, że prawo działa w obie strony. Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy stanowi bowiem jasno: dorosłe dzieci są zobowiązane do wspierania rodziców znajdujących się w niedostatku, a sąd może nałożyć na nie prawne zobowiązanie do płacenia.

Tyle w teorii. Praktyka sądowa rysuje obraz, który można nazwać systemowym paraliżem. Dane za 2024 rok są tego najlepszym dowodem:

  • Sprawy o alimenty wygrane przez dzieci: 35 902
  • Sprawy o alimenty wygrane przez rodziców: 331

Dysproporcja jest uderzająca, podobnie jak różnica w zasądzanych kwotach: średnie świadczenie dla dziecka to 1408 zł, podczas gdy dla rodzica – zaledwie 803 zł. Gdzie leżą przyczyny tej systemowej nierównowagi i społecznego tabu?

Alimenty od dzieci a pułapki w polskim prawie

Ta uderzająca dysproporcja w sądowych statystykach nie jest przypadkiem. Jej korzenie tkwią głęboko w samej konstrukcji przepisów. Okazuje się bowiem, że choć na papierze obowiązek alimentacyjny jest wzajemny, to szczegółowe regulacje w praktyce znacznie bardziej sprzyjają dzieciom dochodzącym swoich praw, niż walczącym o nie i pogrążonym w niedostatku rodzicom. Dziecko nie musi znajdować się w niedostatku, wystarczy, że nie jest zdolne do samodzielnego utrzymania się

— W praktyce oznacza to prawo domagania się alimentów przez każdego małoletniego i zdecydowaną większość osób uczących się. Poza tym rodzic nie może się uchylić od obowiązku alimentacyjnego wobec małoletniego, powołując się na sprzeczność żądania alimentacyjnego z zasadami współżycia społecznego, na co może powołać się dziecko pozwane przez rodzica o alimenty. – wyjaśnia prof. Iwona Sierpowska, prawnik. – Dużą rolę odgrywa również sposób wytaczania powództw. W imieniu małoletnich robią to ich opiekunowie, najczęściej jedno z rodziców. W drugim przypadku rodzic sam musi wystąpić do sądu pozywając swojego syna lub córkę – dodaje.

Wykazanie własnej inicjatywy jest w tym przypadku czynnikiem zniechęcającym do wystąpienia z powództwem. Jednak czy na tyle istotnym, aby liczba prawomocnych orzeczeń w skali kraju wynosiła zaledwie 331?

Trudny temat: Coraz większa samotność seniorów. „Możemy im pomóc”

Alimenty od dzieci. Jak seniorzy mogą o nie powalczyć? Fot. FERNANDO TRIVIÑO/Unsplash
Fot. FERNANDO TRIVIÑO/Unsplash

Wstyd i strach. Dlaczego rodzice nie pozywają swoich dzieci?

Nawet niedoskonałe i stawiające rodziców w trudniejszej pozycji prawo oferuje jednak pewne mechanizmy wsparcia. Mimo to droga sądowa pozostaje dla seniorów ścieżką niemal nieuczęszczaną. Sama analiza prawna nie daje więc pełnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Prawdziwe przyczyny tkwią znacznie głębiej, w sferze której nie regulują paragrafy: w poczuciu wstydu, lęku przed odrzuceniem i w plątaninie skomplikowanych więzów rodzinnych.

– Przede wszystkim może być to krępujące i rodzić poczucie wstydu, że „tak źle się wychowało dzieci, że te nie chcą pomagać matce, ojcu czy też dziadkom. Po drugie z pewnością dlatego, że nie mają o tym wiedzy, jak przeprowadzić ten proces i kompetencji, by samodzielnie sobie z nim poradzić. – wyjaśnia Joanna Mielczarek, dyrektor operacyjny Stowarzyszenia mali bracia Ubogich.

Problem potęgują również uwarunkowania kulturowe, opierające się na idealistycznym wizerunku rodziny. Zgodnie z nim, wsparcie dorosłych dzieci dla starzejących się rodziców powinno być czymś oczywistym, naturalnym gestem, niewymagającym formalnej interwencji. Ten głęboko zakorzeniony w polskiej mentalności wzorzec coraz częściej zderza się jednak z realiami współczesnych, często rozluźnionych więzi, gdzie o taką naturalną pomoc bywa niezwykle trudno.

– Egzekwowanie alimentów przez rodziców od ich dorosłych dzieci nie jest w naszym kraju uznane za standard zachowań społecznych. Wielu rodziców obawia się społecznego ostracyzmu, chcąc wychodzić z powództwem przeciwko własnemu dziecku. Warto również zauważyć, że przez ostatnie dekady znacząco zmienił się sposób funkcjonowania społeczeństwa, w tym przede wszystkim rodziny. Wzrosła indywidualizacja, a także dystans w relacjach rodzinnych, co przekłada się na brak naturalnego zadośćuczynienia obowiązkom alimentacyjnym względem wstępnych krewnych. W tym momencie należy się zastanowić, czy system rzeczywiście właściwie chroni dziś poszczególnych członków rodziny – zwraca uwagę dr Anna Malicka-Ochtera, prawnik.

Przeczytaj też: Zastaw się, postaw się. Jacek Piekara o toksycznym szpanie

Alimenty od dzieci. Propozycje rozwiązań

Alimentacja na rzecz wstępnych należy do drażliwych tematów. Trudno wymagać wielkich zmian prawnych w tym zakresie, skoro niska frekwencja składania powództw względem dzieci, jest po części pokłosiem obowiązujących norm społecznych. Czy mimo wszystko istnieją rozwiązania, które mogłyby poprawić realizację tej przemilczanej części obowiązku alimentacyjnego?

– W moim przekonaniu nie tyle konieczna jest zmiana prawa, co zmiana mentalności i lepsze wykorzystanie obowiązujących rozwiązań. Po pierwsze, seniorzy powinni być świadomi, że mogą domagać się alimentów od swoich dzieci, po drugie, takie zachowania powinny być nie tylko akceptowalne, ale popierane w społeczeństwie, uznane za moralnie uzasadnione. W obu przypadkach mogą pomóc kampanie uświadamiające i nagłaśnianie tych kwestii w przestrzeni publicznej – proponuje prof. Iwona Sierpowska.

– Jeśli dziecko nie spełnia obowiązku alimentacyjnego, to w części przypadków dochodzi do konieczności ubiegania się przez rodzica o pomoc społeczną. Zatem w kompetencji ośrodków pomocy społecznej powinno być — w pierwszej kolejności — uświadamianie uprawnionych o istnieniu takiego obowiązku dorosłego dziecka. Jest to przecież summa summarum interes publiczny – zauważa dr Anna Malicka-Ochtera.

Alimenty od dzieci. Fot. Jeremy Wong/Unsplash
Fot. Jeremy Wong/Unsplash

MOPS i ukryty dramat seniorów. Kto powinien interweniować?

Teoretycznie, w systemie istnieje instytucja, która powinna wspierać seniorów w dochodzeniu ich praw: ośrodek pomocy społecznej. Praktyka rysuje jednak zgoła odmienny obraz.

Kierownicy placówek, choć prawo daje im uprawnienia do wszczęcia postępowania w imieniu podopiecznego, nie robią tego. Oficjalne tłumaczenie tej bierności to opór samych zainteresowanych, którzy odmawiają wytoczenia powództwa z obawy przed rodzinnym konfliktem. To rodzi jednak fundamentalne pytanie: czy ich zgoda jest w tej sytuacji rzeczywiście niezbędna?

– Oficjalnie kierownik OPS nie potrzebuje niczyjej zgody do wniesienia pozwu, stosuje się do niego przepisy o prokuratorze. Stawianie sprawy w ten sposób, że kierownicy nie wytaczają powództw na rzecz uprawnionych do alimentów, bo Ci zgody nie wyrażają, jest nieuprawnione – tłumaczy prof. Iwona Sierpowska, powołując się na art. 110 ust. 5 ustawy o pomocy społecznej.

Odpowiedź na pytanie o tę rozbieżność tkwi w subtelności prawnego zapisu, która w praktyce staje się systemową pułapką. Ustawa przyznaje kierownikom ośrodków pomocy społecznej uprawnienie, ale nie nakłada na nich obowiązku działania w roli oskarżyciela publicznego. To kluczowa różnica. Oznacza to, że interwencja jest w pełni dyskrecjonalna, zależna od woli i oceny pojedynczego urzędnika. A przytaczane dane dowodzą, że wola ta w skali całego kraju praktycznie nie istnieje.

Oglądaj nas również na kanale YouTube. Wybierz LINK i kliknij — subskrybuj

Umowa zamiast pozwu. Czy to klucz do rozwiązania problemu?

Źródeł tej instytucjonalnej bierności jest kilka. Za niechęcią do działania kryją się zarówno przyczyny prozaiczne – takie jak natłok obowiązków, niedostateczna znajomość przepisów czy obawa przed skomplikowaną współpracą z sądami – jak i argumenty natury etycznej. To właśnie ten drugi aspekt wydaje się kluczowy i najczęściej podnoszony. Sprowadza się on do dylematu, który paraliżuje działanie urzędnika: „Czy mam prawo interweniować, wiedząc, że moja decyzja może ostatecznie pogrzebać i tak trudną już relację rodzica z dzieckiem?”.

Choć prof. Iwona Sierpowska zgadza się, że takie sprawy wymagają delikatności i rozwagi, to niepokoi ją fakt, że liczba wytoczonych przez kierowników powództw oscyluje wokół zera. Istnieje jednak subtelniejszy sposób egzekwowania od dzieci obowiązków alimentacyjnych, bez konieczności wchodzenia na drogę sądową – zauważa. Kierownicy w swojej palecie uprawnień posiadają bowiem możliwość zawierania umów.

Być może klucz do skuteczniejszego działania tkwi właśnie w tej fundamentalnej różnicy psychologicznej: umowa kojarzy się z porozumieniem, a pozew z zarzutem. Problem w tym, że skala wykorzystania tej subtelniejszej, polubownej formy pomocy pozostaje całkowicie nieznana. Ośrodki pomocy społecznej nie prowadzą szczegółowych statystyk w tym zakresie, co uniemożliwia jakąkolwiek ocenę jej efektywności.

Zdaniem ekspertów, włączenie tych danych do sprawozdań kontrolnych wojewodów to pierwszy, niezbędny krok. Bez rzetelnej diagnozy, opartej na liczbach, każde dalsze poszukiwanie rozwiązań mających na celu realną ochronę praw seniorów pozostanie działaniem po omacku.

Przeczytaj również: Alimenty na rodzica, który Cię porzucił? To możliwe

Opublikowano przez

Klaudia Łysiak

Autor


Z wykształcenia historyk i germanista, z zawodu copywriter, z zamiłowania amator filozofii. Na co dzień prowadząca szczęśliwe życie nudnego człowieka.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.