Humanizm
Klawo, w dechę, mega. Każde młode pokolenie ma swój język
25 grudnia 2024
Kochamy Czechów – niekoniecznie z wzajemnością. Jak z bogatym, ale niełatwym dziedzictwem polsko-czeskiej historii radzą sobie mieszkańcy Cieszyna i Czeskiego Cieszyna oraz władze tych miast?
Czeski Cieszyn i Cieszyn to dwa miasta położne na rzece Olzie. Dwa administracyjnie, bo do 1920 r. były jednym organizmem miejskim. Jednak w wyniku polsko-czeskich sporów terytorialnych miasto zostało rozdzielone na pół, a granica została wytyczona właśnie na Olzie. Lewobrzeżna część przypadła Czechom, a prawobrzeżna – Polsce.
W zasadzie przez cały XX w. relacje między polskimi i czeskimi cieszynianami dalekie były od wzorowych. W 1919 r. wybuchła wojna polsko-czechosłowacka, w 1938 r. Polacy w wyniku ustaleń układu monachijskiego odebrali Czechosłowacji Zaolzie. Historyczne konfliktu są tu silne i tkwią w społecznej świadomości. A jednak bliskie sąsiedztwo obu miast i kawał ich wspólnej historii otwierają przestrzeń do dialogu międzykulturowego, integracji i budowania otwartego społeczeństwa.
Gabriela Hřebačková jest burmistrzynią Czeskiego Cieszyna, a Gabriela Staszkiewicz zarządza Cieszynem leżącym nad polskim brzegiem Olzy. Spotykamy się z nimi po polskiej stronie, w zabytkowym budynku ratusza położonym przy samym rynku. Burmistrzyni Hřebačková przyszła na spotkanie pieszo – żeby przedostać się tu z Czeskiego Cieszyna wystarczy przejść przez most. Obie posługują się językami sąsiadów.
Pierwsza z nich po polsku nauczyła się mówić w szkole. Druga uczyła się czeskiego przez cztery lata, ale przyznaje, że częściej korzysta z gwary cieszyńskiej, która jest mieszaniną polskiego, czeskiego i niemieckiego. „Mąż przeprowadził się z Krakowa i dla niego ta gwara była trochę szokiem” – wspomina Staszkiewicz.
„Pamiętam, że moja babcia, u której kiedyś mieszkaliśmy, kazała mu wyrzucić tepichy z domu i przynieść lawor z waszkuchni, co wprawiło go w osłupienie. Ale teraz już bez problemu rozumie” – zaznacza.
Widać, że obie burmistrzynie dobrze czują się w swojej obecności, chyba nawet można powiedzieć – choć w przypadku polityków trzeba być z tym ostrożnym – że się lubią. Przed rozpoczęciem nagrania rozmawiają jeszcze chwilę o tym, jak spędziły ostatni weekend, gdzie kupiły buty.
Chcą, żeby równie dobrze dogadywali się mieszkańcy ich miast. „Jesteśmy miastem połączonym rzeką, a nie dwoma miastami nią podzielonymi” – deklarują polityczki. „Ale, mimo wszystko, dużo jeszcze przed nami pracy w budowaniu jednej społeczności” – dodają.
Na przeszkodzie czasem stoją stereotypy i uprzedzenia, czasem – biurokracja. „Każde państwo ma swoją legislatywę, więc nie da zrobić się chociażby tak, żeby była jedna spółka, która wywiezie śmieci mieszkańców po obu stronach granicy” – mówi czeska burmistrzyni. „Ale myślę, że tak w życiu codziennym to, czy mieszka się w Cieszynie, czy w Czeskim Cieszynie, odbiera się jako jeden organizm” – dodaje.
Czasem jednak granica między państwami okazuje się bardziej uciążliwa, niż na pierwszy rzut oka może się to wydawać. Między Cieszynami nie ma stałego połączenia komunikacją miejską, a szkoły w Polsce i w Czechach muszą przechodzić długą drogę urzędową, żeby nawiązać między sobą współpracę. Problemem jest chociażby organizacja meczu między drużyną polskich i czeskich uczniów, bo takie wydarzenie podchodzi już pod współpracę międzynarodową.
„Każdy, kto przychodzi na stanowisko burmistrza, ma swoją własną wizję miasta. Jeśli jest coś wspólnego w wizji kobiet, to to, że na początku zawsze trzeba posprzątać” – zgadzają się ze sobą burmistrzynie. „Nawet w tym dosłownym sensie, że gdzieś jest brudno, że powinno być więcej koszy na śmieci, że powinno być bardziej zielono” – tłumaczy burmistrzyni Staszkiewicz.
Przyznają jednak, że jako kobiety u władzy mają czasem pod górkę. „Ciągle panuje ten stereotyp, że kobiety są łagodniejsze, chętniej szukają kompromisów. I jest to czasem wykorzystywane, zwłaszcza przez tych panów, którzy czują, że teraz przyszła jakaś baba i będzie im mówiła, co mają robić” – mówi burmistrzyni polskiego Cieszyna.
Według raportu przygotowanego w tym roku przez Instytut Spraw Publicznych liczba kobiet w polskich organach samorządowych systematycznie (choć powoli) rośnie. Nadal stanowią one zaledwie 12 proc. wśród wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Zarówno w Republice Czeskiej, jak i w Polsce w samorządach mniej niż jedna trzecia mandatów przypada kobietom.
„Ja wiem, że w kontaktach z ludźmi zawsze staram się zachowywać spokojnie. Być może ktoś powie, że powinnam być bardziej ostra. Ale ja mam wykształcenie pedagogiczne i wiem, że tak jak dziecko chętniej przystanie na moje warunki, kiedy wytłumaczę mu swoje racje, tak samo działa to w negocjacjach politycznych” – wyjaśnia Gabriela Hřebačková.
Pozostaje liczyć, że dzięki działaniom obu pań mieszkańcy Cieszynów będą się dogadywać tak dobrze, jak ich burmistrzynie.