Nauka
Homo sapiens i tajemniczy gatunek człowieka. Mamy jego geny
01 grudnia 2024
„Popkultura często pojawia się na demonstracjach, bo stanowi prosty, jednoznaczny wizualnie tryb odniesienia. Natomiast bardzo rzadko idzie za tym jakaś głębsza treść” - mówi blogerka Katarzyna Czajka-Kominiarczuk
„Jednocześnie popkultura prowadzi swoją własną rewolucję, która nie polega na tym, aby doprowadzić do kompletnego przewrotu, tylko oswaja nas z nowymi zjawiskami społecznymi” – podkreśla blogerka.
Popkultura – zwłaszcza amerykańska – przyzwyczaja nas do zmian obyczajowych już od wielu lat, wprowadzając w obieg kolejnych przedstawicieli mniejszości i stopniowo przydzielając im coraz bardziej znaczące role. Wielu jednak uważa, że zmiany przebiegają zbyt wolno, a kinowe hity i popularne seriale za często reprodukują konserwatywne wzorce obyczajowe.
Jak zaznacza Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, „popkultura jest wykwitem wielkiego kapitału”. „Wielkim studiom filmowym zależy na tym, żeby trafić do jak najszerszej widowni, przyjmują więc konserwatywne spojrzenie na świat, bo jest to bezpieczniejsze. A w ostatnich latach na konserwatyzm wielkich produkcji amerykańskich wpływ ma też to, że chciały one także podbić rynek chiński, który obyczajowo jest dużo bardziej konserwatywny niż Europa czy nawet Ameryka” – dodaje.
W popkulturze funkcjonuje negatywny obraz gwałtownych przemian. „Większość seriali, w których oglądamy rewolucję, to seriale dystopijne, które ostrzegają: jeśli przyjdzie rewolucja, to będzie ona zła” – podkreśla blogerka. Zresztą przykład tego mogliśmy oglądać całkiem niedawno, kiedy z tygodnia na tydzień śledziliśmy tyleż efektowny, co rozczarowujący finałowy sezon Gry o tron. Daenerys, od kilku sezonów kreowana na silną postać kobiety imperatorki, okazuje się do tego stopnia owładnięta ideą rewolucji niosącej wolność i równość, że doprowadza stolicę Westeros do zagłady. Zaś w epilogu jako pozytywną odpowiedź na dotychczasowe konflikty twórcy serialu proponują… wprowadzenie monarchii elekcyjnej.
Ale postacie, symbole czy cytaty z filmów i seriali wykorzystywane są też często w kontekście politycznym – jak chociażby charakterystyczne postacie z serialu na podstawie powieści Margaret Atwood, które często towarzyszą demonstracjom przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego. W Warszawie przywitały także prezydenta Donalda Trumpa, kiedy zjawił się z wizytą w Polsce.
„Popkultura często pojawia się na demonstracjach, bo stanowi prosty, jednoznaczny wizualnie tryb odniesienia. Natomiast bardzo rzadko idzie za tym jakaś głębsza treść” – mówi blogerka.
Nieco inaczej jest w przypadku seriali, które mają mniejszy budżet i nie muszą – z punktu widzenia producentów – trafić do aż tak szerokiej społeczności. Bywają nawet przypadki, gdy świat wykreowany w serialu znacznie wyprzedza nasz świat pod względem realiów obyczajowych. Jako przykład Czajka-Kominiarczuk podaje chociażby serial Chirurdzy, w którym przedstawiciele mniejszości rasowych i etnicznych zasiadają na stanowiskach kierowniczych.
„A potem patrzymy na dane dotyczące Stanów Zjednoczonych i okazuje się, że mało prawdopodobne, żeby tak dużo osób czarnoskórych zajmowało tak wysokie stanowiska” – zauważa blogerka.
Choć wydaje nam się, że polskie produkcje często pozostają daleko w tyle za zachodnimi, to rodzimi twórcy także czynią pewne wysiłki, żeby zmieniać podejście odbiorców do kontrowersyjnych czy niewygodnych tematów.
„Powinniśmy zdać sobie sprawę, że w Polsce przez wiele lat bardzo dużą robotę robiły seriale nadawane codziennie, np. Klan, Na Wspólnej, M jak miłość. Jeśli prześledzi się wątki, które się tam pojawiały, to okaże się, że były to pierwsze teksty kultury popularnej, które wprowadzały postaci homoseksualne, niepełnosprawne czy chociażby bohaterów chorych na HIV” – zaznacza Czajka-Kominiarczuk.
„A my często, kiedy myślimy o tym, jak popkultura może wpływać na społeczeństwo, w pierwszej kolejności patrzymy na produkcje wysokobudżetowe. Niesłusznie” – dodaje w rozmowie z Holistic.news.
Dominika Kardaś, Łukasz Grzesiczak