Bezmyślność zabija!

Apelujemy do wyobraźni i sumień młodych, zdrowych ludzi, czyli młodzieży i młodych dorosłych: powstrzymajcie się od spotkań towarzyskich. Wy ryzykujcie niewiele, lecz wasze niefrasobliwe i nieodpowiedzialne zachowanie może doprowadzić do śmierci kogoś starszego

Apelujemy do wyobraźni i sumień młodych, zdrowych ludzi, czyli młodzieży i młodych dorosłych: powstrzymajcie się od spotkań towarzyskich. Wy ryzykujcie niewiele, lecz wasze niefrasobliwe i nieodpowiedzialne zachowanie może doprowadzić do śmierci kogoś starszego.

W całym kraju – w parkach, na bulwarach i skwerach – widuje się kilkuosobowe grupki młodzieży. Odbywają się też „domówki”. Jedna była wczoraj w bloku, w którym mieszkam. Niby nic – cóż złego czynią ci młodzi ludzie? W końcu coś trzeba ze sobą zrobić w tej epidemicznej nudzie, prawda? Owszem, trzeba – trzeba się ogarnąć i komuś w czymś pomóc, a jeśli nie, to przynajmniej nie szkodzić.

Epidemia koronawirusa w Polsce. Pomimo stanu zagrożenia ładna pogoda przyciąga warszawiaków do parków i na bulwary nad Wisłą. Warszawa, 18 marca 2020 r. (JAKUB KAMIŃSKI / EAST NEWS)

Nie można myśleć tylko o sobie

Okrutną cechą obecnej epidemii jest bardzo nierównomiernie rozłożone ryzyko ciężkiej choroby i śmierci. Pełne, wymagające hospitalizacji objawy COVID-19, polegające w pierwszym rzędzie na ciężkim zapaleniu płuc, rozwija ok. 20 proc. zkażonych, z której to liczby nawet co czwarta osoba może umrzeć.

Jednakże średnia wieku zmarłych jest bardzo wysoka. Wynosi ponad 70 lat (zależnie od średniej wieku populacji i odmiany wirusa, który wciąż mutuje). Owszem, zdarzają się ofiary śmiertelne w młodszych grupach wiekowych, lecz jest ich bardzo niewiele. Nie jest prawdą, że dzieci i młodzież niemal zawsze przechodzą zakażenie bezobjawowo, lecz ryzyko ciężkiej choroby i zgonu w młodszych grupach wiekowych jest minimalne.

Globalna mapa zachorowań na koronawirusa

Porównywalne z przypadkiem zwykłego przeziębienia? No, pewnie tak. Tylko co z tego, skoro każde dziecko czy młody człowiek, nie mając nawet żadnych objawów i zielonego pojęcia o tym, że rozsiewa wirusy, nie ponosząc ryzyka osobistego, może przyczynić się do śmierci innej osoby?

Tylko egoista w sytuacji, gdy nie musi się bać o siebie, w ogóle niczym się nie przejmuje. Za to porządny człowiek nie myśli wyłącznie o sobie i czuje się odpowiedzialny za innych i za konsekwencje swoich działań – nawet jeśli nie grozi mu w związku z nimi żadna realna kara.

Nie narażajmy życia innych ludzi

Gdy jesteśmy z przyjaciółmi na spotkaniu w parku, to nawet zachowując metrową odległość, jedni od drugich, otoczeni jesteśmy przez pewien czas powietrzem wydychanym z płuc innych osób. To powietrze zawiera parę wodną i niewidoczne kropelki wody. Taki „aerozol” pełen jest rozmaitych wirusów, a jeśli mieliśmy styczność z wirusem SARS-CoV-2 – zawiera również ów wirus.

Mieszkańcy Warszawy na bulwarach nad Wisłą, 18 marca 2020 r. (JAKUB KAMIŃSKI / EAST NEWS)

Mówi się, że zakażenie dokonuje się „drogą kropelkową”, lecz wyrażenie to może być mylące. Wiele osób myśli, że „kropelka” to widzialna kuleczka śliny lub flegmy, która wydobywa się z naszych ust w czasie kichania lub kaszlu, i którą spazm mięśni wyrzuca nawet na ponad metr od naszego ciała. Owszem – również to, lecz przede wszystkim chodzi właśnie o zawiesinę niewidzialnych dla oka kropelek płynu, w których każda jest wehikułem zarazków.

Przebywając z kolegami, pozostajemy przez kilka godzin w chmurze oddechów kilku osób. Porcje wdychanego przez nas powietrza najczęściej nie zawierają wirusów w wystarczającym stężeniu, abyśmy się mogli zarazić, niemniej w ciągu kilku godzin staje się to całkiem prawdopodobne. A przecież skoro młodzi ludzie często nie wykazują objawów, to mogą zupełnie nieświadomie zarażać nawet przez dwa, trzy tygodnie.

Wyobraźmy sobie całkiem prawdopodobny scenariusz, że po spotkaniu z przyjaciółmi w parku rozchodzimy się do domów, nie wiedząc, że któryś z kolegów nas zaraził. Mija kilka dni i sami zaczynamy zarażać innych. Może odczuwamy jakieś nieznaczne objawy przeziębienia, może trochę kaszlemy, ale nie zmniejszamy codziennej aktywności. Chodzimy ulicami, jeździmy środkami komunikacji miejskiej, a nawet chodzimy w odwiedziny do dziadków i babć.

Nie ma pewności, że kogoś zarazimy. Statystycznie jednakże będą to 2,5 osoby. A one mogą ponieść wirus dalej. Szansa, że ktoś w starszym wieku albo po prostu chorujący na cukrzycę lub astmę zostanie zarażony przez nas bezpośrednio lub pośrednio (poprzez inną osobę) jest całkiem spora. W końcu osoby o podwyższonym ryzyku zachorowania to kilkanaście procent społeczeństwa.

Kilkanaście procent, z których kilkanaście procent w razie zakażenia umrze…

Mieszkanka Krakowa w maseczce ochronnej, 15 marca 2020 r. (BEATA ZAWRZEL / NURPHOTO / GETTY IMAGES)

Dyscyplina sanitarna

Nie wiemy, ile dziś w naszym kraju jest osób zakażonych wirusem, bo wykonuje się bardzo mało testów. Może jedna osoba na pięć tysięcy? Załóżmy. Nie są to żadne naukowe szacunki, wśród których jest osoba zarażona wirusem SARS-CoV-2 i ma dobry jeden procent szansy, że zarazi osobę w podeszłym wieku, jakkolwiek ryzyko, że pośród 10 kumpli ktoś złapał wirusa to dzisiaj może jeden do pięciuset? Gdy zestawić te liczby ze sobą, wychodzi na to, że spotkanie z 10 kolegami daje jedną czterdziestotysięczną ryzyka, iż w jego wyniku ktoś umrze. Jednak już cała dziesiątka stwarza takie ryzyko w proporcji jak jeden do czterech tysięcy.

Mało? Jednakże z pewnością porównywalnie z brawurową jazdą samochodem grupki imprezowiczów. A jeśli popatrzymy teraz oczami wyobraźni na cały kraj i ujrzymy dziesiątki tysięcy grup ludzi bawiących się lub przesiadujących gdzieś razem, to wirtualna kostnica zaczyna się zapełniać. No i to przy założeniu, że wirusa roznosi jedna osoba na 5 tys. A jeśli za miesiąc będzie to jedna osoba na tysiąc?

Gdyby wszystko miało iść w tę stronę, władze zapewne wprowadzą zakaz spotykania się w takich grupach i sprawa się rozwiąże sama. Jeśli jednak młodsza część społeczeństwa bardziej się zdyscyplinuje, być może ostatecznie nie dojdzie do nałożenia tak surowego reżimu sanitarnego, jaki panuje dziś choćby w Czechach.

Solidarność i odpowiedzialność na pierwszym miejscu

Zobaczymy. Tak czy inaczej, zaczyna się dla nas wszystkich niełatwy czas, który z pewnością wpisze się w biografię każdego, niezależnie od wieku. Lecz dla młodzieży ten czas może stać się czymś, co nazywa się doświadczeniem pokoleniowym – trudnym, lecz jednocześnie w jakiś sposób wzniosłym i formującym. Prawie każde pokolenie ma coś takiego.

Mobilny Punkt Poradnictwa w kilku punktach Warszawy wydaje paczki żywnościowe osobom potrzebującym. Na zdjęciu: punkt w alei Jana Pawła II, 18 marca 2020 r. (PIOTR MOŁECKI / EAST NEWS)

Ale doświadczenie to może mieć różną jakość. Zdecydowanie lepiej byłoby zapamiętać siebie z młodości jako kogoś, kto w trudnych miesiącach epidemii pomaga ludziom starszym, na przykład robiąc dla nich zakupy, niż kogoś, kto cieszy się z „ekstra wakacji” i bawi z kolegami.

Jeśli już nie przemawiają do nas względy statystyczne i poczucie solidarności oraz odpowiedzialności, niech chociaż zdrowy egoizm i szacunek dla samych siebie sprawi, że będziemy zachowywać się
w tym całym nieszczęściu po prostu przyzwoicie.

Opublikowano przez

Jan Hartman


Filozof i bioetyk, profesor nauk humanistycznych, wydawca i publicysta, nauczyciel akademicki, polityk.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.