Nauka
Badania Wenus. Sonda NASA odkryła najnowsze szczegóły
14 listopada 2024
„RPA wydaje mnóstwo pieniędzy na świadczenia społeczne, a biedni są nadal biedni, a bogaci coraz bogatsi. Te nierówności zaowocują kiedyś wybuchem. Za każdym razem, gdy jestem w RPA, widzę coraz więcej protestów społecznych” – mówi dr hab. Andrzej Polus, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, znawca Afryki Subsaharyjskiej.
Wojciech Harpula: Z upadkiem apartheidu w 1994 r. zdecydowana większość ludności Republiki Południowej Afryki wiązała ogromne nadzieje. Zniesienie segregacji rasowej miało dać krajowi nowy impuls do rozwoju. Tymczasem dziś w RPA bezrobocie wynosi 35 procent, a nierówności ekonomiczne są takie same, jak w czasach apartheidu. Dlaczego tak się stało?
Prof. Andrzej Polus: Bezrobocie wśród ludzi młodych wynosi nawet 60 procent… RPA boryka się dziś z wieloma problemami, ale najważniejszym są bez wątpienia nierówności dochodowe i majątkowe. W akademickich rozważaniach o nierównościach posługujemy się współczynnikiem Giniego, który jest miarą stopnia nierówności dochodowej. Jeżeli wynosi on 0, to mamy do czynienia z perfekcyjną równością. Wszyscy członkowie badanej społeczności dysponują takim samym majątkiem. Jeżeli wynosi 1, to jedna osoba posiada całe bogactwo na danym terytorium, zaś reszta nie ma zupełnie nic.
W RPA wskaźnik Giniego w odniesieniu do majątku wynosi 0,88. To jest najwyższa wartość na świecie. Co więcej, nierówności majątkowe pogłębiają sią, bo w roku 2000 współczynnik ten wynosił 0,8. Bardzo duże są także rozpiętości dochodowe – wartość indeksu Giniego w tym zakresie to 0,67. W RPA mamy zatem do czynienia z koncentracją bogactwa w rękach nielicznych oraz ogromnymi różnicami w dochodach.
Po upadku apartheidu rząd Nelsona Mandeli zaczął wprowadzać bardzo dużo programów społecznych, została wydatnie polepszona jakość życia w tzw. black township, czyli osiedli zamieszkałych przez ludność czarnoskórą. Zakładano tam szkoły, budowano ujęcia wody, doprowadzano kanalizację. W latach 1994–2000, zauważalne było stopniowe niwelowanie nierówności. Później nożyce majątkowe i dochodowe znów zaczęły się coraz mocniej rozwierać.
Zobacz też: Niezwykli goście, trudne tematy, konkretne rozwiązania. Oto Holistic Talk!
Afrykański Kongres Narodowy (The African National Congress, ANC) rządzi RPA od 1994 roku. Za czasów walki z apartheidem był organizacją o mocno lewicowym, wręcz marksistowskim spojrzeniu na gospodarkę. Jak to możliwe, że po objęciu władzy wdrażał neoliberalne rozwiązania ekonomiczne?
Może wydawać się zagadką, dlaczego Nelson Mandela, który w pierwszą podróż zagraniczną po objęciu prezydentury udał się na socjalistyczną Kubę, wprowadzał neoliberalne zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Owszem, ANC chciał wdrażać socjalizm w RPA, wielu jego członków należało także do partii komunistycznej. Tyle tylko, że po przejęciu władzy od białych, liderzy Kongresu nie mieli dużego wyboru.
To znaczy?
A dlaczego Partia Narodowa, reprezentująca białą mniejszość rządzącą RPA, zdecydowała się na zniesienie apartheidu i przeprowadzenie demokratycznych wyborów, czyli de facto oddanie władzy ANC?
Bo duża część czarnoskórej ludności trwała w konsekwentnym oporze przeciwko rasistowskiej polityce władz?
To prawda, ale przede wszystkim Partia Narodowa zdawała sobie sprawę, że wraz z upadkiem reżimu Iana Smitha w Rodezji Południowej (dzisiejsze Zimbabwe) i końcem zimnej wojny, RPA zostanie na świecie zupełnie sama i nie będzie mogła grać kartą państwa kapitalistycznego, stawiającego opór komunizmowi w regionie Afryki Południowej. Była obłożonym sankcjami pariasem polityki światowej. Izolowana w polityce międzynarodowej, z ogromnymi problemami gospodarczymi, bez perspektyw rozwoju.
Owszem, w Afryce Subsaharyjskiej stanowiła lokalne mocarstwo. Reżim mógł „umierać” zdecydowanie dłużej, bo Partia Narodowa miała pod kontrolą wszystkie siły mundurowe i – o czym dziś mało kto pamięta – dysponowała bronią atomową. W latach 70. i 80. XX wieku, prawdopodobnie we współpracy z Izraelem[1], w RPA zbudowano kilka głowic atomowych. Dopiero Nelson Mandela po dojściu do władzy pozwolił Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na pełną kontrolę arsenału jądrowego i oddał całą broń atomową.
Polecamy: Dania i Francja. Zmiany w wypłacie zasiłków dla bezrobotnych budzą kontrowersje
Partia Narodowa wiedziała, że polityka apartheidu jest nie do utrzymania w demokratyzującym się świecie. Dlatego w 1990 roku wypuściła Nelsona Mandelę z więzienia, a rok później rozpoczęły się burzliwe negocjacje w Kempton Park, czyli południowoafrykański „okrągły stół”. Formuła obrad była zresztą wzorowana na polskim „okrągłym stole”, a doradcy z naszego kraju byli obecni w czasie obrad.
O ile negocjacje poświęcone sposobowi wprowadzenia wyborów wielorasowych i nowej konstytucji odbywały się niemalże publicznie, to dyskusje dotyczące przyszłości biznesmenów operujących w RPA były tajne. Partia Narodowa zgodziła się na oddanie władzy politycznej, ale nie wyraziła zgody na żadne przekształcenia własnościowe. Uzgodniono, że tzw. mine energy complex, czyli potężne sektory wydobywczy i energetyczny pozostaną w rękach białych, podobnie jak ziemia, system ubezpieczeń i system bankowy.
Równolegle na RPA i ANC presję wywierały międzynarodowe instytucje finansowe, dążące do zaakcentowania neoliberalnego podejścia do gospodarki. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy warunkowały zgodę na udzielenie pożyczek od wprowadzenia strukturalnych programów dostosowawczych, wiążących się z wolnorynkowymi reformami. W wyniku negocjacji i nacisków zewnętrznych RPA nie mogło wybrać innego modelu gospodarczego niż kapitalizm.
Jednocześnie biała elita gospodarcza, jeszcze przed upadkiem apartheidu, zaczęła wciągać nową, czarnoskórą elitę do systemu gospodarczego. Wyselekcjonowanym działaczom ANC proponowano miejsca w zarządach przedsiębiorstw, przekazywano udziały, umożliwiano bogacenie się. Czarnoskórych beneficjentów transformacji ustrojowej nazywa się w RPA black diamonds.
Jednym z nich jest obecny prezydent RPA Cecil Ramaphosa. Zasiadał w zarządach kopalń, był właścicielem franczyzy McDonalda w RPA, dziś jest jednym z najbogatszych Południowoafrykańczyków. Wciągnięcie prominentnych działaczy antyrasistowskich do zdominowanego nadal przez białych systemu gospodarczego wraz z upadkiem konkurencyjnego systemu gospodarczego, który uosabiał ZSRR, spowodowało, że ANC w latach 1994–96 zmienił się z ugrupowania lewicowego, mającego w swojej agendzie radykalną transformację ekonomiczną, w ugrupowanie, które zaczęło akceptować neoliberalne reformy.
Sytuacja ta zaowocowała z jednej strony inwestycjami zagranicznymi i liniami pożyczkowymi, a z drugiej – zabetonowaniem dotychczasowych stosunków własnościowych i gospodarczych. Poza tym ANC nie posiadał własnych kadr, które pozwoliłyby mu zarządzać najbardziej rozwiniętą gospodarką w Afryce i po prostu potrzebował związanych z dawnym reżimem specjalistów i technokratów, którzy sprawiliby, że państwo mogło dalej funkcjonować. Taki sposób przeprowadzenia transformacji ustrojowej miał bardzo doniosłe konsekwencje. RPA boryka się z nimi do dziś.
Jakie są konsekwencje decyzji sprzed trzydziestu lat?
O ile walka z system segregacji rasowej była bardzo krwawa i po zabójstwie w 1993 lidera partii komunistycznej Chrisa Haniego państwo to realnie stanęło na krawędzi wojny domowej (można argumentować, że mord polityczny którego dokonał polski emigrant Janusz Waluś był paradoksalnie katalizatorem przemian), o tyle sam proces przekazania władzy w 1994 roku przeszedł bardzo gładko, zarówno w warstwie ustrojowej, jak i symbolicznej.
Przyjęto nową konstytucję, a dzięki działalności Komisji Prawdy i Pojednania, której przewodniczył arcybiskup Desmond Tutu, możliwe stało się rozliczenie sprawców zła. Każdy, kogo oskarżano o przestępstwa przeciwko czarnej ludności mógł stanąć przed Komisją, przyznać się do swoich win, wykazać skruchę i wrócić do społeczności. Jeżeli natomiast łamał prawo południowoafrykańskie, które funkcjonowało w okresie apartheidu, na przykład torturował bez powodu osoby czarnoskóre, to komisja miała również prawo skazać go na więzienie i kilka takich wyroków zapadło.
W sferze politycznej nastąpiło przejście do demokracji, a w symbolicznej doprowadzono do pojednania. Natomiast w warstwie gospodarczej nie dokonano żadnych zmian, a dużą część dawnego aparatu państwowego włączono w nową, zdominowaną przez ANC administrację. Dla rządzących w czasach apartheidu nierówność była czymś oczywistym i pożądanym. Ponadto traktowały one państwo jak swoją własność. Ta mentalność została w dużym zakresie przyswojona została przez nowe, czarne elity. Nałożyła się w dodatku na wykształconą w okresie walki z apartheidem bezwzględną lojalność członków ANC wobec partii, a nie wobec państwa. W efekcie zaczął zachodzić proces kleptokracji.
W RPA kapitał polityczny otwiera drogę do zdobywania kapitału ekonomicznego. Stąd żerowanie na państwie, klientelizm i korupcja. Jej symbolem stał się poprzedni prezydent Jacob Zuma, który rządził przez dziewięć lat. Prowadził pokątne interesy, głównie z braćmi Atulem, Ajayem i Rajeshem Guptami, biznesmenami pochodzenia indyjskiego. W wyniku afery nazwanej state capture udokumentowano kradzież 35 mld dolarów z państwowych środków, co stanowi około 10 procent PKB RPA. Co ciekawe, Zuma nie trafił do więzienia za korupcję i pranie pieniędzy, tylko za niestawianie się przed sądem. Nawiasem mówiąc, w sierpniu 2023 roku został ułaskawiony przez prezydenta Ramaphosę.
Dziś jednym z największych problemów dotykających mieszkańców RPA są przerwy w dostawach prądu, trwają niekiedy do dziewięciu godzin na dobę. Narodowy dostawca prądu – ESCOM był największym producentem energii w regionie, eksportował ją do innych krajów. Dziś nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania RPA. Dlaczego? Z powodu niedoinwestowania. Już dwadzieścia lat temu pojawiały się raporty, że jeżeli nie zostaną zmodernizowane bloki energetyczne, to system padnie. I tak się stało.
Zatrzymała się pierwsza elektrownia, inne musiały zwiększyć moce produkcyjne, co skutkowało ich szybszą eksploatacją i awariami. Nikt nie inwestował pieniędzy w infrastrukturę, która jest dobrem wspólnym, bo państwowe pieniądze trafiały do prywatnych kieszeni. Zatem w RPA mamy do czynienia z taką sytuacją: majątek jest w rękach stosunkowo niewielkiej grupy ludzi rekrutującej się z dawnych, białych elit oraz włączonych w system black diamonds, a warstwa rządząca używa zasobów państwa do zdobywania i pomnażania kapitału. Stąd potężne nierówności utrzymujące się mimo tego, że państwo południowoafrykańskie redystrybuuje około 6 procent PKB.
To olbrzymi poziom. Jeden z największych na świecie. Te transfery socjalne nie niwelują nierówności?
RPA jest jednym z najbardziej redystrybutywnych państw na świecie. Tzw. granty społeczne, których jest naprawdę wiele, to klejnot w koronie ANC. Przeznacza się na nie równowartość cztery procent PKB. Najbiedniejsi dostają od państwa pieniądze, które pozwalają im przeżyć. Są od nich uzależnieni.
Ile jest takich osób?
W pełni zależnych od pomocy społecznej jest 18 milionów osób, czyli ponad 30 procent populacji RPA. Granty okazały się nieskuteczne, nie spowodowały znaczącej poprawy jakości życia najbiedniejszych warstw ludności. Te pieniądze są „przejadane”, nie budują kapitału, który umożliwiłby wyrwanie się z nędzy. Efektów nie przyniósł również program Black Economic Empowerment, który miała na celu wyrównywanie szans czarnoskórej ludności RPA w stosunku do dominujących ekonomicznie białych.
Opracowano narzędzia prawne faworyzujące tę pierwszą grupę społeczną – był to m.in. rating oceniający przedsiębiorstwa pod kątem struktury własności. Im więcej czarnoskórych obywateli było wśród akcjonariuszy lub udziałowców, tym firma miała większe szanse na otrzymanie państwowych kontraktów. Miało to doprowadzić do szybszej zmiany struktury własnościowej przedsiębiorstw i motywować duże firmy, będące w posiadaniu białych, do sprzedaży akcji spółkom kontrolowanym przez czarnoskórych. Ta polityka okazała się nieskuteczna, bo kontrakty dostawały firmy „ze znajomościami” w systemie władzy, a nie te, które miały realne możliwości rozwoju. Zwłaszcza za rządów Jacoba Zuma program Black Economic empowerment stał się niezwykle korupcjogenny.
RPA wydaje mnóstwo pieniędzy na świadczenia społeczne, a biedni są nadal biedni, a bogaci coraz bogatsi. Te nierówności zaowocują kiedyś wybuchem. Za każdym razem, gdy jestem w RPA, widzę coraz więcej protestów społecznych. Ich kulminacją były zamieszki w lipcu 2021 roku, które wybuchły w prowincjach Gauteng i KwaZulu-Natal po aresztowaniu Jacoba Zumy. Zginęło w nich ponad 300 osób, straty wycenione zostały na 3,4 mld dolarów.
To były największe wystąpienia od czasów upadku apartheidu. Brali w nich udział głównie Zulusi. W trakcie transformacji ustrojowej udało się uniknąć wojny domowej między białymi a czarnymi, a po 1994 roku między Zulusami i Khosa, czyli największymi grupami czarnoskórej ludności w państwie. Dziś napięcia etniczne również stają się coraz bardziej widoczne. Istotne staje się, czy dane stanowisko obsadza Khosa, Zulus czy Soto. Zarządzanie oczekiwaniami różnych grup etnicznych też jest wyzwaniem, które stoi przed RPA.
Takim wyzwaniem jest również reforma rolna? Ziemia w RPA nadal jest przede wszystkim w rękach białych.
Podczas wspomnianych wcześniej negocjacji w Kempton Park ustalono, że nie dojdzie do zmian struktury własnościowej. W efekcie niemal cała ziemia w RPA, z wyjątkiem miast i dawnych bantusanów [terytoria wydzielone w latach 1971–1981 z obszaru RPA, które miały być miejscem zamieszkania poszczególnych grup czarnoskórej ludności – przyp. red.], należy do białych. Rząd prowadzi reformę rolną, ale jest ona nieefektywna.
Państwo ma prawo pierwokupu ziemi, którą ktoś wystawia na sprzedaż, ale w ten sposób nabywa przede wszystkim farmy mało produktywne i grunty, których ktoś po prostu chce się pozbyć. W dodatku zakupioną ziemię rząd dzieli pomiędzy jak największą liczbę beneficjentów. W efekcie powstają gospodarstwa, które produkują głównie na własne potrzeby. Nie biorą udziału w obrocie rynkowym, a ich właściciele nie akumulują kapitału.
W dyskusji nad reformą rolną punktem odniesienia jest to, co zrobił były prezydent Zimbabwe Robert Mugabe. W 2000 roku odebrał ziemię ponad czterem tysiącom białych farmerów i rozdał ją weteranom wojny rodezyjskiej. A oni po prostu nie potrafili prowadzić farm. Nie znali się na uprawie ziemi, nie wiedzieli, jak sprzedawać produkty, z kim podpisywać kontrakty. To doprowadziło do katastrofy gospodarczej Zimbabwe. Nad krajem, który był nazywany spichlerzem regionu i eksportował żywność, zawisło widmo głodu.
Rozszalała się hiperinflacja, państwo zostało w zasadzie sparaliżowane. „The Economist” określił kiedyś Zimbabwe „najszybciej kurczącą się gospodarką w dziejach świata”. Prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa, który obalił Mugabe, stara się dziś ściągnąć z powrotem białych farmerów do kraju. W RPA wszyscy wiedzą, jak fatalne skutki przyniosło odebranie ziemi białym w Zimbabwe, ale niektórzy chcieliby wcielenia w życie takiego scenariusza. Julius Malema, przywódca Ruchu Bojowników o Wolność Gospodarczą, wzywa do natychmiastowej reformy rolnej w stylu zimbabwiańskim.
Mimo tego, że tam zakończyła się katastrofą?
Uważa, że należy rozdać czarnym ziemię i zobaczyć, co się wydarzy. Gdy ktoś przypomina mu, jak zakończyła się reforma w Zimbabwe, to odpowiada, że biali ludzie są tak aroganccy, że nie pozwalają czarnym popełnić błędów w ich własnym kraju. Produkcja rolna się załamie? Być może, mówi Malema, ale mamy prawo popełnić ten błąd jako gospodarze tej ziemi. Według niego odebranie ziemi białym będzie po prostu aktem dziejowej sprawiedliwości.
Podczas wieców partyjnych Ruchu Bojowników o Wolność Gospodarczą śpiewane są piosenki z czasów walki z apartheidem: „Zabij Bura, zabij farmera”, „Jeden osadnik, jedna kula”, zwolennicy Malemy wykonują tańce wojenne. Są to jawne wezwania do przemocy wobec białej ludności RPA. Ostatni spis powszechny, którego wyniki zostały opublikowane kilka tygodni temu, wykazał, że liczba białych w RPA maleje. Dziś jest ich około 4,5 mln, o dwa procent mniej niż w 2011 roku. W tym samym czasie liczba ludności sklasyfikowanej jako czarnoskóra wzrosła o 20 procent.
Biali Południowoafrykańczycy wyjeżdżają do Australii, Wielkiej Brytanii, część wyjechała do Gruzji. Nie jest to masowy eksodus, ale białych Południowoafrykańczyków ubywa. Być może jednym z powodów jest zagrożenie przejęcia ich majątków, jeżeli Malema znajdzie się w orbicie władzy. A wiele wskazuje, że tak może się stać.
W przyszłym roku w RPA odbędą się wybory. Wszystkie sondaże wskazują, że Afrykański Kongres Narodowy nie osiągnie 50 procent głosów. ACN przez wiele lat rządził w koalicji z Partią Komunistyczną i z Federacją Południowoafrykańskich Związków Zawodowych. Ta koalicja w ostatnich latach się rozpadła. Jako potencjalny koalicjant ACN po przyszłorocznych wyborach wskazywany jest właśnie Julius Malema i jego Bojownicy o Wolność Gospodarczą.
Wprowadzenie w życie ich programu przyniosłoby tragiczne skutki. Rolnictwo stanowi zaledwie około 5 procent PKB Południowej Afryki. Rozdanie nawet całej ziemi czarnoskórym nie wyniesie ich z ubóstwa, a może mieć opłakane skutki dla gospodarki kraju. Niemniej jakaś forma reformy rolnej musi zostać wdrożona. Stan, w którym tyle lat po zakończeniu systemu segregacji rasowej cała ziemia nadal jest w rękach białych, jest nie do utrzymania. Ziemia to kapitał. Zysk z kapitału wielokrotnie przewyższa dochody, które można uzyskać z pracy. Jeżeli kapitał od wielu lat jest w tych samych rękach, to bogaci stają się jeszcze bogatsi, a sytuacja biednych nie poprawia się. Dlatego radykalne, populistyczne hasła Malemy trafiają do części wyborców.
W RPA regularnie dochodzi do morderstw białych farmerów. Oskarżają oni rząd o ciche przyzwolenie ze strony administracji na te zbrodnie. Mają rację?
Ofiary plaasmoorde, co w języku afykanerskim oznacza „mordy na farmach”, można już liczyć w tysiącach. Zajmowałem się tym zagadnieniem. Nie sądzę, by prawdą było, że te działania mają charakter systemowy, a administracja celowo przymyka na nie oko. Plaasmorde mają charakter rabunkowy. Czynnik rasowy nie jest w tym przypadku decydujący. Po prostu biali właściciele ziemscy posiadają pieniądze i są mordowani z tego powodu.
Zobacz też:
Gdyby na farmie gospodarował czarnoskóry, to byłby narażony na napad w takim samym stopniu. W RPA aparat ścigania i wymiar sprawiedliwości działają po prostu źle – tak samo wobec białych, jak i czarnych. Aczkolwiek lepiej byłoby powiedzieć, że w ogóle nie działają. Przestępczość jest wielką plagą. Państwo nie jest w stanie zapewnić obywatelom bezpieczeństwa w elementarnym zakresie. W tym roku trzeba było odwołać oficjalne obchody Dnia Niepodległości w Kapsztadzie, bo policja uznała, że podczas uroczystości oficjelom może grozić niebezpieczeństwo.
Obszar bezpieczeństwa został sprywatyzowany. W RPA jest więcej prywatnych ochroniarzy niż policji i wojska razem wziętych. Nie znam drugiego kraju, w którym prywatne armie ochroniarzy przewyższałyby liczebnie oficjalne siły przymusu państwowego. Skoro władza w zasadzie wycofały się z przeciwdziałania przestępstwom, to trudno dziwić się, że do nich dochodzi. Sam zostałem w RPA napadnięty i okradziony. Gdy poszedłem na policję, funkcjonariusze w ogóle nie byli zainteresowani ściganiem sprawców. Stwierdzili, że i tak ich nie znajdą, to po co w ogóle wszczynać dochodzenie.
Wracając jednak do farmerów: przeprowadzałem kiedyś badania terenowe na temat reformy rolnej. Odwiedzałem winnice, które są najbardziej produktywnym sektorem południowoafrykańskiego rolnictwa. Głównym problemem białych farmerów nie była groźba zabrania im ziemi, ale ocieplenie klimatu i brak wody. Zmiany klimatyczne na południu Afryki są bardziej namacalne niż u nas. Kapsztad jest pierwszą światową metropolią, której groził zupełny brak wody. Na szczęście spadł deszcz, ale przez długi czas miasto miało jej bardzo niewiele.
Wyrazem patriotyzmu było niemycie głowy i chodzenie z przetłuszczonymi włosami, a woda w townshipach była reglamentowana. W tym samym czasie biali mieszkańcy nadal napełniali swoje baseny. Podobnie dzieje się podczas przerw w dostawach prądu. Zamieszkane przez czarnoskórych przedmieścia toną w mroku. Biali ustawiają przed domami generatory prądu napędzane silnikami diesla. To bardzo konkretny, namacalny przejaw nierówności majątkowych.
Z czego wynika fakt, że choć RPA deklaruje neutralność w sprawie wojny na Ukrainie i proponuje mediacje, faktycznie konsekwentnie wspiera Rosję?
Przyczyn jest kilka. W ANC wciąż obecny jest sentymentu do okresu współpracy z ZSRR. Radzieccy instruktorzy byli obecni w obozach szkoleniowych zbrojnego skrzydła Kongresu, czyli „Włóczni Narodu”. Niektórych działaczy wysyłano na studia do ZSRR i najlepsze lata swojego życia spędzili w Moskwie. Ludzie rządzący dziś RPA pamiętają, że w czasie walki z Partią Narodową Związek Radziecki stał po ich stronie, finansował ich, szkolił, a Zachód tego nie robił.
Drugim czynnikiem jest to, że narracja Rosji trafia w Afryce Subsaharyjskiej na podatny grunt. Władimir Putin jest tam postrzegany jako człowiek, który rzuca wyzwanie porządkowi międzynarodowemu. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow w czasie wojny z Ukrainą trzykrotnie robił już tournée po Afryce. Główny motyw jego wystąpień brzmi tak: zachowajcie neutralność, bo my tej wojny nie toczymy przeciwko Ukraińcom. Prowadzimy ją, bo chcemy lepszego porządku międzynarodowego. Mamy dość świata zdominowanego przez Zachód. W nowym porządku światowym także wasza pozycja będzie silniejsza.
To trafia w jakiejś mierze do przywódców afrykańskich. Dziś pozycja Afryki w globalnej gospodarce i polityce nie jest dobra. Być może w nowym układzie sił, zdominowanym przez Chiny, byłaby lepsza. Z punktu widzenia państw afrykańskich lepiej jest więc zachować neutralność i czekać, jaki kształt będzie miał nowy porządek.
I po trzecie: ta wojna jest daleko od RPA. Nie jest to państwo uzależnione od dostaw żywności, która płynie z portów czarnomorskich do Somalii czy Kenii.
Retoryka Rosji nie spotykałaby się z ciepłym przyjęciem w afrykańskich stolicach, gdyby nie zawierała racjonalnych elementów. Co Afryka zarzuca Zachodowi?
Najpoważniejszym zarzutem jest drenaż kapitału. Globalizacja z afrykańskiej, w tym południowoafrykańskiej perspektywy wygląda inaczej niż z punktu widzenia Zachodu i jej ocena jest zdecydowanie bardziej krytyczna. Wszystkie dane, również prezentowane przez ONZ, wskazują, że każdego roku z Afryki odpływa więcej kapitału – w różnych formach – niż tam trafia. Inwestycje i granty nie równoważą zasobów, które Afryka traci. Ławrow mówi, że Afryka najpierw została przez Zachód skolonizowana formalnie, a teraz jest ofiarą neokolonializmu gospodarczego.
Szef rosyjskiej dyplomacji podczas wizyt w Afryce powtarza jak mantrę, że Rosja nigdy nie była imperium kolonialnym. Co nie jest prawdą, bo przez pewien czas funkcjonowała pod koniec XIX wieku Nowa Moskwa, czyli kozacka osada na terenie dzisiejszego Dżibuti. Ale przede wszystkim Rosja była bezwzględnym kolonizatorem w Azji i Europie. Sądzę, że na tym polu nasza dyplomacja mogłaby mieć wiele do powiedzenia, przypominając przywódcom afrykańskim, jak Rosja poczynała sobie wobec narodów Syberii, Kaukazu czy Polaków.
Argumenty Ławrowa spotykają się w Afryce Subsaharyjskiej z życzliwym przyjęciem także dlatego, że Rosja zazwyczaj coś daje poszczególnym państwom. To są małe rzeczy: pula stypendiów dla afrykańskich studentów na rosyjskich uczelniach, czy umorzenie długów jeszcze z czasów ZSRR. Dla Afrykańczyków takie podejście jest niezwykle ważne i odmienne od dotychczasowych doświadczeń z zachodnimi politykami. Rosja nie stawia wymagań.
A przedstawiciele Zachodu domagali się z reguły mnóstwa rzeczy: demokratyzacji, poszanowania praw człowieka, implementacji określonego modelu gospodarczego, poprawy wydajności instytucji państwowych… Oferowali pomoc, ale pod wieloma warunkami. Rosja zbyt wiele zaoferować nie może, bo nie ma ku temu środków, ale też nie domaga się niczego od rządów afrykańskich. Dlatego spośród państw Afryki Subsaharyjskiej tylko Kenia prezentuje jednoznacznie prozachodnie stanowisko. Zdecydowana większość, w tym RPA, czeka na rozwój wydarzeń.
Dowiedz się więcej:
The Guardian, Revealed: how Israel offered to sell South Africa nuclear weapons, 24.05.2010, [online].
Więcej interesujących materiałów znajdziesz na stronie Holistic News!
Może Cię zainteresować: