Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Czy nauka jest niezależna od wpływów dominującej ideologii? Czy i jak wpływa na nią polityka? Ufność w to, że nauka jest odporna na kulturowe czy światopoglądowe domieszki, wydaje się, niestety, naiwnością.
Od polityki nie są wolne nie tylko nauki humanistyczne i społeczne – z ich ideologizacją łatwiej byłoby się oswoić, wszak współistnieją obok siebie tak różne teorie filozoficzne, socjologiczne, psychologiczne czy ekonomiczne, lecz także przyrodnicze, takie jak biologia, a nawet na ścisłe – jak fizyka. Mrzonką wydaje się twierdzenie, że im więcej w danej dyscyplinie naukowej matematyki, tym jest ona mniej podatna na wpływy ideologiczne. Wszyscy badacze funkcjonują w określonym środowisku i kontekście kulturowym. Są uwikłani w konkretne uwarunkowania i mniej lub bardziej poddają się dominującym w określonej epoce prądom. Uczestniczą w walce światopoglądowej, która, po latach będzie oceniona przez potomnych.
Jesienią 1989 roku, podczas przełomu politycznego w Polsce, na wydziale biologii Uniwersytetu Warszawskiego odbywały się dziwne zajęcia. Wykładowca – charyzmatyczny profesor mikrobiologii i genetyki – Władysław Kunicki-Goldfinger – zamiast opowiadać o rozmnażaniu drobnoustrojów, mówił:
gdy tak ważne rzeczy dzieją się wokół nas – wskazywał za okno auli – nie możemy po prostu mówić o bakteriach, o nich przeczytacie w podręcznikach; zamiast tego zajmiemy się za to ważniejszym zagadnieniem: powiązaniami między biologią a polityką.
Profesor, uznany PRL-owski opozycjonista, związany z odradzającą się Polską Partią Socjalistyczną – był niezwykle żywotny i energiczny. Niewysokiego wzrostu, z długimi, siwymi włosami i sumiastymi wąsami przypominał nieco Einsteina. Biegał po auli, podskakiwał pod tablicą, czasem nawet pokrzykiwał, szczęśliwy, że może wyrazić swoje poglądy i przekazać je kolejnym pokoleniom. Mówił o tym, jak dwa najbardziej zbrodnicze systemy totalitarne: faszyzm i komunizm, starając się „stworzyć nowego człowieka”, posługiwały się pseudonauką. Jak naginały fakty, fałszowały badania, pomijały niewygodne, sprzeczne z ich teorią dane. W efekcie tych naukowych nadużyć stworzyły podstawę do uzasadnienia największych zbrodni XX wieku.
Przenikanie się nauki i wątpliwych, a nawet szkodliwych, z dzisiejszego punktu widzenia teorii sięgają starożytności. Początki eugeniki, czyli selektywnego rozmnażania zwierząt i ludzi w celu ulepszania gatunku odnajdujemy już w dziełach Platona (423/24-348/47 p.n.e.). Ateński filozof nie tylko zalecał dobieranie ludzi w pary pod kątem przekazywania cech pożądanych (np. dzielności), ale też postulował eksterminację dzieci ułomnych. Jego poglądy nie były odosobnione, podzielali je – skądinąd prowadzący wojny z Atenami – Spartanie, którzy w celu wyselekcjonowania odważnych obywateli pozostawiali słabe dzieci na obrzeżach miast, gdzie pozbawione pomocy zazwyczaj samotnie umierały.
Za ojca współczesnej eugeniki uchodzi brytyjski XIX-wieczny antropolog Francis Galton. Użył on tego terminu po raz pierwszy w 1869 r., odwołując się do rodzącej się wówczas genetyki (co ciekawe, poglądy prekursora tej nauki – Czecha Grzegorza Mendla były jak najdalsze od eugeniki). Galton badał przekazywanie potomkom zdolności umysłowych w tym ilorazu inteligencji i doszedł do wniosku, że są one wyłącznie dziedziczone, zaś wpływ środowiska zewnętrznego jest nieistotny. Skłoniło go to do popierania tzw. eugeniki pozytywnej, zachęcającej do częstszego reprodukowania się osobników najwartościowszych oraz eugeniki negatywnej, zniechęcającej do reprodukcji osobników najsłabszych.
Eugenikę można traktować jako praktyczne zastosowanie idei tzw. darwinizmu społecznego. Ta rozwijająca się w drugiej połowie XIX wieku ideologia oparta była na micie, jakoby rozwój społeczny był jedynie funkcją wewnątrzgrupowej walki o byt, w której zwyciężają silniejsze jednostki i grupy. Zyskała szybko niezwykłą popularność z jednej strony w konserwatywnych kręgach klas wyższych w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, gdyż sankcjonowała zastany porządek społeczny, zaś z drugiej – stała się siłą napędową nowych skrajnych ruchów nacjonalistycznych (np. ukraińskiego).
Wyjątkowo podatny grunt pod rozwój eugeniki ukształtował się w Niemczech – tam przybrała ona najostrzejszą postać tzw. Rassenhygiene, czyli higieny rasowej. Niemieccy naukowcy w nowo utworzonych uniwersyteckich katedrach wykazywali – tworząc drzewa genealogiczne – że prostytucja, alkoholizm, narkomania, włóczęgostwo czy niedorozwój umysłowy są cechami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Te pseudonaukowe poglądy znakomicie wpisały się w kształtującą się w latach 20. XX w. ideologię nazistowską. Teoretycznie uzasadniały wielkoniemiecki szowinizm, który karmił się nienawiścią do tzw. wrogich narodów – przede wszystkim Żydów i Słowian, obwinianych o największe zło tego świata. Nasilenie tych ksenofobicznych nastrojów przyniósł wielki kryzys gospodarczy lat 1929–33, który spowodował znaczący spadek poziomu życia i masowe bezrobocie; za winnych tej sytuacji uznano powszechnie amerykańskich bankierów, wśród których wielu miało żydowskie pochodzenie.
Przeczytaj również: Co to jest polityka tożsamości?
Teoriom eugenicznym nieodłącznie towarzyszył rasizm, czyli przekonanie o nierównej wartości biologicznej, społecznej i intelektualnej ras ludzkich, łączący się z wiarą w naturalną wyższość jednej rasy. W tym przypadku również początków ideowych należy doszukiwać się znacznie wcześniej. Odnajdujemy je w starożytnej Grecji, gdzie w V w. p.n.e. Hipokrates pisał o ciemnoskórych ludziach jako tchórzach i „tych o jasnej skórze” jako odważnych wojownikach. Jednocześnie – w innej części świata – Hindusi powszechnie uważali Europejczyków za barbarzyńców równych pariasom (niedotykalnym), a Chińczycy opisywali mieszkańców Starego Kontynentu jako odpychające stworzenia, przypominające diabły lub duchy.
O ile można uznać, że przytoczone poglądy mogły częściowo wynikać z niezrozumienia obcych obyczajów i mowy, to poglądy prezentowane w czasie europejskiego oświecenia mogą dziwić. Niemiecki filozof Immanuel Kant uważał czarnoskórych za naturalnie głupich i niezdolnych do głębszych uczuć. Swoją drogą – ciekawe skąd czerpał o nich wiedzę, skoro najdalszą podróż w życiu odbył z rodzinnego Królewca do oddalonej o ok. 120 km Gołdapi…
Autorem klasyfikacji ras ludzkich, którą uznawano za naukową przez prawie dwa stulecia, był niemiecki fizjolog przełomu XVIII i XIX wieku – Johann Friedrich Blumenbach. Podzielił on gatunek Homo sapiens na pięć ras: białą – kaukaską, żółtą – mongolską, czarną – etiopską, czerwoną (występującą w obu Amerykach) i brązową – malezyjską (występującą w południowo-wschodniej Azji). Oprócz cech fizycznych przypisał im także charakterystyki psychologiczne (twierdził np., że rasa kaukaska jest znacznie „lepsza” od „głupszej” – etiopskiej). Gdy jednak spotkał w Szwajcarii „Murzynkę tak piękną, że można się było w niej zakochać”, jego poglądy zaczęły ewoluować. Stwierdził, że „indywidualni Afrykanie różnią się od innych Afrykanów tak samo, a może nawet bardziej, niż Europejczycy”. Pod koniec życia mówił wprost, że Afrykanie nie są w żaden sposób gorsi od Europejczyków pod względem inteligencji.
Teoria ewolucji Karola Darwina dostarczyła części naukowców argumentów przemawiających za rasizmem, choć sam jej autor był w tej kwestii wstrzemięźliwy, pisząc, że:
zachodnie narody Europy, które współcześnie niezmiernie przewyższają swoich dawnych dzikich prekursorów i stoją na szczycie cywilizacji, zawdzięczają niewiele lub nic ze swojej wyższości bezpośredniemu dziedziczeniu po starych Grekach.
W USA tzw. rasizm naukowy stanowił usprawiedliwianie niewolnictwa czarnych Afrykańczyków. W Południowej Afryce stał się uzasadnieniem polityki apartheidu (segregacji rasowej). Badacze z początku XX w., tacy jak Afrykaner Dudly Kidd, wierzyli, że różnice kulturowe pomiędzy białymi i czarnymi mogły być spowodowane fizjologicznymi różnicami w budowie mózgów.
W najbardziej bezwzględny sposób eugenika i rasizm znalazły swoje odzwierciedlenie w Niemczech, w polityce III Rzeszy. Adolf Hitler posłużył się nimi w swoim ideowym manifeście „Mein Kampf”, a po przejęciu władzy, już jako kanclerz, doprowadził do wprowadzenia zmian ustawodawczych – przyjęcia tzw. ustaw norymberskich, dyskryminujących Żydów, a w konsekwencji doprowadził do ich zagłady. Towarzyszyło temu idealizowanie tzw. rasy aryjskiej – najdoskonalszej, dominującej „rasy panów”. Aby zachować jej czystość, Niemcy wymuszali sterylizację osób z zaburzeniami psychicznymi, stosowali kastrację kryminalistów, izolację homoseksualistów oraz aborcję dla osób niepewnych rasowo.
Wprowadzanie w życie obłędnej ideologii rasizmu odbywało się na wielu polach. Ciekawostką może być eksperyment, przeprowadzony pod koniec XIX wieku przez Elisabeth Nietzsche, siostrę znanego filozofa, która wraz z mężem Bernhardem Försterem założyła w Paragwaju kolonię, gdzie miała rozmnażać się wyłącznie rasa germańska. Pełna izolacja kulturowa, językowa i geograficzna miała posłużyć powrotowi do idealnej czystości rasowej. Projekt jednak nie powiódł się; warunki w osadzie, nazwanej Nowa Germania, były zbyt wymagające dla przybyszów z Europy. Część z nich wykończyły choroby tropikalne, a reszta zmieszała się z tubylcami (do dziś żyją potomkowie uczestników pierwszej ekspedycji, niektórzy, całkiem śniadzi, mają nawet niemieckie imiona). Mąż Elizabeth Nietzsche popełnił samobójstwo, a ona sama, pogodzona z porażką, powróciła do Niemiec. Nie wyzbyła się swoich nacjonalistycznych i antysemickich poglądów; w jej pogrzebie w 1935 r. uczestniczył Adolf Hitler i inni wysocy rangą niemieccy urzędnicy państwowi.
Nie tylko hitlerowcy posługiwali się swoimi pseudonaukowymi teoriami do uzasadniania zbrodniczej ideologii. Próbujący dowieść na każdym kroku naukowości swoich koncepcji komuniści opracowali zasady „nowej biologii” lub „nowego darwinizmu sowieckiego”. Opierał się on na założeniach przeciwnych do genetyki – zaprzeczał dziedziczeniu określonych cech i zakładał, że organizmy mogą być praktycznie dowolnie kształtowane przez czynniki środowiskowe. Oznaczało to możliwość szybkiego powstawania nowych (np. odporniejszych na mrozy) gatunków roślin i zwierząt, a przede wszystkim wychowania nowego, idealnego, sowieckiego człowieka.
Twórca tej quasi-nauki – Trofim Łysenko – urodził się w chłopskiej rodzinie na Ukrainie, niedaleko Połtawy, a jedynym jego formalnym wykształceniem było ukończenie korespondencyjnych kursów w Kijowskim Instytucie Agrotechnicznym w 1925 roku. Pracując w eksperymentalnej stacji agrotechnicznej w Gandży w zachodnim Azerbejdżanie, ogłosił nowoczesną metodę użyźniania gleby bez nawozów oraz metodę siewu grochu zimą, co miało uchronić ludzi i bydło od głodu. Następnie zaproponował „przemianę odmian jarych zbóż w ozime pod wpływem warunków środowiska”, czyli tzw. mrozoodporną pszenicę. Co ciekawe, nie był to jego oryginalny pomysł, podobne eksperymenty stosowano w połowie XIX w. w Ohio w USA, jednak nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. W przypadku Łysenki próby obsiewania znacznych obszarów zbożem przed nadejściem zimy doprowadziło do klęski nieurodzaju i braku żywności.
Sowiecki pseudouczony najpełniej „rozwinął się” w latach 30. XX w. Zaprzeczył on dowodzonemu od niemal stulecia prawu dziedziczenia, przypisując nieograniczone możliwości przekształcania organizmów metodą zmian środowiskowych. Teorie Łysenki bardzo spodobały się komunistycznym ideologom i zostały narzucone jako jedynie obowiązujące; ich przeciwników prześladowano, a nawet aresztowano (np. genetyk Nikołaj Wawiłow zmarł w 1943 r. więzieniu).
Zaprzeczając teorii Darwina, Łysenko ogłosił, że poszczególne osobniki nie konkurują ze sobą, lecz współpracują, co było zgodne z komunistyczną wykładnią. Ku osłupieniu genetyków twierdził, że organizmy przy odpowiednim oddziaływaniu warunków środowiskowych mogą dowolnie się zmieniać i przekształcać w inny gatunek. „Wystarczy zacząć karmić pokrzewkę ogrodową (inaczej gajówka – mały ptak wędrowny – przyp. red.) gąsienicami, a powstanie kukułka”.
Gdy Łysenko skutecznie ośmieszał naukę sowiecką na arenie międzynarodowej, w 1953 roku dwaj badacze z uniwersytetu Cambridge, Amerykanin James D. Watson i Anglik Frances H.C. Crick odkryli strukturę molekularną DNA, co potwierdziło, że kwas ten jest nośnikiem dziedziczności. Po śmierci Stalina i odwilży w Związku Sowieckim teorie Łysenki trafiły do lamusa, a jego rodzinie… w 1973 roku władze odmówiły honorowego pochówku „zasłużonego naukowca” przy Klasztorze Nowodziewiczym w Moskwie, pozostawiając prośbę bez odpowiedzi.
Jednak faworyzowane wcześniej przez komunistów niby-naukowe teorie miały dramatyczne konsekwencje. Oprócz tego, że na dziesięciolecia zahamowały rozwój nauk biologicznych w tym kraju, to doprowadziły do powszechnego głodu i śmierci milionów osób. Gospodarka rolna kraju spadła do najniższego poziomu od lat; szacuje się, że ilość produkowanego mięsa i warzyw w całym Związku Sowieckim w 1953 roku była niższa niż za cara Mikołaja II, czyli w 1916 r. (na początku marca 1917 r. car abdykował).
Absurdalności rasistowskiej teorii o „panach” i „podludziach” dowodzi prawdziwa historia urodzonego w Łodzi niemieckiego Żyda – Solomona Perela, która stała się kanwą filmu „Europa, Europa” Agnieszka Holland.
Główny bohater, chcąc uratować życie w czasie II wojny światowej, udaje Aryjczyka – Volksdeutscha i jako „Joseph Peters” trafia do młodzieżowej organizacji Hitlerjugend. Udaje mu się szczęśliwie przeżyć zawieruchę. Dożywa 98 lat i umiera 2 lutego 2023 roku w Tel Awiwie.
Uwikłanie nauki w politykę nie skończyło się wraz z utratą znaczenia lub upadkiem wielkich ideologii. Ich miejsce – w znacznym stopniu – zajęły potężne światowe korporacje, dysponujące ogromnymi środkami finansowymi.
Korporacje prowadzą badania naukowe pod kątem osiągania partykularnych korzyści. Choćby firmy farmaceutyczne, które zainteresowane są produkowaniem środków, które leczą pacjentów. Ale czy są zainteresowane pełnym wyleczeniem? Na czym by wówczas zarabiały?
Zobacz także: