Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
„Nie chcę mówić, że szkoła jest niepotrzebna, ale musimy zacząć kształcić inaczej. Nie chodzi o przekazywanie uczniom gotowych wniosków, lecz o stawianie problemów, które będą dla nich inspiracją” - mówi dr Ewa Wasilewska-Kamińska
ŁUKASZ DZIATKIEWICZ: Jak zdefiniowałaby pani pojęcie myślenia krytycznego? Zwłaszcza w aspekcie edukacji.
DR EWA WASILEWSKA-KAMIŃSKA*: Jest wiele definicji myślenia krytycznego, co wprowadza pewien zamęt. Ja bazuję na dorobku angloamerykańskim, ponieważ profesorowie i filozofowie amerykańscy, począwszy od Johna Deweya, wybitnego reformatora edukacyjnego z USA, reaktywowali tę problematykę oraz wprowadzili samo pojęcie do współczesnej myśli edukacyjnej, a przede wszystkim do praktyki kształcenia. Dewey jest uznawany za prekursora całego nurtu edukacyjnego, bowiem myślenie krytyczne to nie tylko sposób myślenia. W edukacji amerykańskiej rozpropagowano je do tego stopnia, że na początku lat 80. w USA i Kanadzie rozumowanie uznano za czwarty podstawowy cel kształcenia, tuż obok pisania, czytania i liczenia.
Zrozumiano, że w świecie demokratycznym, świecie wolności słowa, wolnych mediów i debaty publicznej, cytując Johna Deweya, „wszystko, co powinna zrobić szkoła, jeśli chodzi o umysły uczniów, to rozwinąć umiejętność myślenia”. To Dewey wyznaczył ten cel kształcenia – uniwersalny, ponadprzedmiotowy i fundamentalny.
Co istotne, nie pozostawił on tych idei na poziomie ogólnikowych haseł, które dobrze brzmią, bowiem zaproponował konkretny model myślenia – myślenie refleksyjne, wzorowane na myśleniu naukowym. Czyli myślenie przez rozwiązywanie problemów. Zresztą jest to również obecne w polskiej myśli pedagogicznej. Model, w którym jedynie „podajemy” wiedzę uczniom, uważa się za przestarzały, przynajmniej w teorii dydaktycznej. Jak praktyka nauczania przebiega w naszych szkołach – wszyscy wiemy. Kształcenie metodami problemowymi, to niestety jedynie teoria.
Co zatem z praktyką?
W Ameryce idea kształcenia myślenia została podchwycona i rozpropagowana przez wielu edukatorów, na początku akademickich, ponieważ to najpierw w świecie akademickim kształtują i przyjmują się idee. W USA doszło do swoistej eksplozji jej popularności. Liczni wykładowcy, nauczyciele, naukowcy, ale też i politycy oraz pracodawcy, uznali, że umiejętność myślenia, rozumowania i analizowania to podstawa edukacji. Mniej informacji – więcej problemów, które zmuszają do dociekania intelektualnego. Przestudiowałam literaturę na temat myślenia krytycznego, dokonałam analizy wielu definicji i koncepcji, a z całej tej różnorodności wydobyłam rdzeń pojęciowy.
Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że mimo różnic są pewne cechy wspólne. Najprościej mówiąc, jak zawsze tłumaczę swoim studentom, myślenie krytyczne – nie mówimy oczywiście o rozumieniu potocznym – jest myśleniem ewaluacyjnym. Czyli myśleniem dokonującym oceny. To jest jego charakterystyczna i centralna cecha.
Będzie ono oczywiście myśleniem analitycznym, racjonalnym, logicznym. To, co odróżnia myślenie krytyczne od innych typów – bowiem zarówno w filozofii, jak i psychologii mamy różne typy i typologie myślenia – to nastawienie na ewaluację. Nie jest ono nastawione na inwencję twórczą, ponieważ te aspekty są charakterystyczne dla myślenia kreatywnego. Myślenie krytyczne analizuje, ocenia to, co zostało już pomyślane lub stworzone przez czyjś umysł. Naukowcy odwołali się do starogreckiego źródłosłowu krinein („decydować, osądzać, rozsądzać”), kritikos („zdolny do osądzania”), kriterion („standard, metoda sądzenia”). Tak więc krytyka jest tu rozumiana jako rozsądzanie, stosowanie odpowiednich standardów, metod i kryteriów sądzenia. Sądzenie ma być racjonalne, ma zmierzać do umiejętnej, obiektywnej oceny.
Gdy tłumaczę to moim studentom oraz uczniom w jednym z warszawskich liceów, posiłkuję się przykładem dobrego, uczciwego sędziego. Ma on wydać rzetelny osąd, ale zanim go wypracuje, zapoznaje się z argumentami za i przeciw. Bada materiał dowodowy, przygląda się z różnych perspektyw i analizuje wiele aspektów sprawy. Po takiej pogłębionej i długotrwałej analizie, wydaje wyrok.
Uczciwy i profesjonalny sędzia jest więc dobrą egzemplifikacją myślenia krytycznego. Jego zadaniem jest poznać prawdę i wydać sprawiedliwy wyrok. O to samo chodzi w kształceniu myślenia krytycznego – byśmy byli w stanie samodzielnie analizować i wypracowywać sądy, które zbliżają nas do prawdy, a które jednocześnie oddalają nas od manipulacji czy propagandy.
Tak dochodzę do drugiego, bardzo ważnego aspektu edukacji na rzecz myślenia krytycznego. Jednym z podstawowych uzasadnień stosowanych w kwestii propagowania myślenia krytycznego w edukacji jest uznanie go za swoisty mechanizm obronny przed zwiedzeniem, manipulacją czy propagandą. Gdy widzę, co dzieje się w mediach i polityce, to nie mam wątpliwości, że rozwijanie tej umiejętności u uczniów jest wyposażaniem ich w intelektualne mechanizmy obronne.
W jakim wieku powinno zacząć się go uczyć?
Teoretycy są zgodni, że takiego myślenia można uczyć się w każdym wieku. Oczywiście, etap rozwoju poznawczego dzieci i młodzieży jest czymś, z czym trzeba się liczyć. Jednak kształcenie myślenia krytycznego to – z jednej strony – nauczanie technik rozumowania, zasad analizy i konstruowania argumentacji, z drugiej – kultywowanie pewnych wartości i postaw, co ma dużo wspólnego z wychowaniem.
Naukowcy i teoretycy myślenia krytycznego twierdzą, że należy ludzi wychowywać w duchu umiłowania racjonalności, prawdy, uczciwości intelektualnej oraz bezstronności w osądzaniu. Wychowanie w tym duchu – duchu analizy i dociekliwości, umiłowania prawdy, wymiany racjonalnych argumentów – powinno mieć miejsce jak najwcześniej.
Istnieją jakieś sprawdzone metody nauki?
Metod i programów kształcenia jest dużo. Dziesiątki, jeśli nie setki. Jest tyle programów, podręczników, materiałów, że można mówić o „klęsce urodzaju”. W każdym razie, jeśli ktoś chce się tego nauczyć, to znajdzie empirycznie sprawdzony sposób.
Wspomniała pani o roli szkoły. A co z rodzicami?
Jeśli są oczytani, to będą prowadzić inteligentne rozmowy, włączając w nie swoje dzieci, konstruować mądre wnioski, dobre argumenty i z szacunkiem słuchać podopiecznych. To jest dobry kontekst dla rozwoju myślenia krytycznego. Jako nauczyciele mamy świadomość, że to w domu rozgrywa się najwięcej. W tym przypadku musimy jednak zrzucić ciężar odpowiedzialności na szkołę, ponieważ to nauczycieli możemy i powinniśmy odpowiednio do tego typu kształcenia przygotowywać.
Czy tradycyjna szkoła nie boi się myślenia krytycznego? Czy można je wprowadzić do nauczania bez przebudowy polskiego modelu edukacyjnego?
To jest bardzo złożony problem. Wydaje mi się, że można. Nie trzeba przeprowadzać rewolucji, ponieważ tak naprawdę, pomijając reformy – deformy, największy wpływ na ucznia na danej lekcji ma nauczyciel. Jedną z najistotniejszych kwestii jest to, jak uczący reaguje na pytania czy wątpliwości uczniów. Już na tym poziomie następuje rozwijanie lub hamowanie myślenia krytycznego. Można by o tym wiele mówić, ale są pewne fundamentalne zasady kształcenia myślenia krytycznego, jak np. dawanie prawa i stwarzanie uczniom przestrzeni do zadawania pytań.
Pytania są efektem myślenia ucznia, ponadto strony inicjują dalsze intelektualne dociekanie. Dobry nauczyciel będzie więc otwarty na pytania i będzie rozumiał ich znaczenie w procesie myślenia. Druga zasada – uniwersalna – to są uzasadnienia. Nauczyciel promujący myślenie krytyczne na lekcjach będzie czuł się zobligowany do rzetelnego uzasadniania twierdzeń i wniosków, które wypowiada. Tak więc rozwijanie myślenia krytycznego następuje w kontekście dialogu i argumentacji. Jest to możliwe nawet na lekcjach WF-u.
Nas – zarówno nauczycieli, jak i rodziców – irytują pytania dzieci i młodzieży. Nauczyciele wręcz potrafią się czuć przez nie zagrożeni. Jeśli na tym poziomie, zupełnie podstawowym, jest problem, to krytyczne myślenie nie będzie rozwijane. Nie wiem, czy trzeba szkołę przebudowywać. Pewnie dobrze by było. De facto mamy w Polsce wspaniałe tradycje. Szkoła lwowsko-warszawska, dorobek związany z myśleniem logicznym, blisko spokrewnionym z myśleniem krytycznym, ale też z tym, co w Polsce nazywa się kulturą logiczną. Pytanie, dlaczego tego, docenianego nawet za granicą, dorobku nie wdrożyliśmy do kształcenia.
Podsumowując, możemy wprowadzać myślenie krytyczne bez wielkich zmian w programach kształcenia, choć oczywiście lepiej by było z nimi. Wystarczą jednak małe zmiany, choćby sposobu rozmawiania z uczniami. Mnie zaszokowało, gdy jedna ze studentek, będąc na obserwacji w szkole, zobaczyła, że na tablicy był przekreślony znak zapytania. To był bezpośredni komunikat od nauczyciela do dzieci, że nie mają prawa pytać!
Czyli nauczyciele nie radzą sobie z tego typu kształceniem?
Analizy edukacyjne potwierdzają, że przeciętny nauczyciel nie umie kształcić myślenia krytycznego, nawet jeśli twierdzi inaczej. Może czasem robi to intuicyjnie, ale jeśli myślimy o systematycznym kształceniu, to nie ma ono miejsca i nie łudźmy się, że jest inaczej. Czasem może rozwinąć się ciekawa dyskusja, ale generalnie w gronie badaczy twierdzi się, że nauczyciel musi być dobrze przygotowany, żeby rzeczywiście, w sposób systematyczny, mógł rozwijać mikroumiejętności składające się na myślenie krytyczne.
Czy można z nim przesadzić? Zacząć wszystko nadmiernie analizować?
Raczej nie ma takiego zagrożenia. Stworzono cały pakiet zasad i technik, które rozwijają racjonalne, logiczne myślenie. Istnieją tak oczywiste prawdy czy twierdzenia, że nie zachęca się do ich krytycznej analizy. Powinniśmy być jednocześnie pragmatyczni, gdyż zwyczajnie nie mamy czasu na analizowanie wszystkiego od podstaw. Musimy niekiedy zdać się na ekspertów i zaufać innym ludziom. Edukacja na rzecz myślenia krytycznego ma pomóc między innymi odróżnić eksperta od pseudoeksperta, wiarygodne źródło informacji od niewiarygodnego.
Czy jakieś przedmioty szkolne połączyłaby pani lub usunęła?
To jest raczej wtórne, ponieważ myślenia krytycznego można uczyć w ramach kształcenia przedmiotowego. Pytanie brzmi, czy dany nauczyciel umie je rozwijać. Myślenie krytyczne to cała grupa umiejętności. To proces myślowy, poznawczy, tak zwanego wyższego rzędu. Oczywiście przedmioty humanistyczne bardziej mu sprzyjają niż ścisłe. To, na czym poległa edukacja amerykańska i kanadyjska w latach 80. i 90. ubiegłego wieku, to niewystarczające przygotowanie nauczycieli.
A jak powinno się ich do tego przygotowywać?
Nauczyciele powinni przejść rzetelne szkolenia. W ramach doskonalenia zawodowego powinni ukończyć studia podyplomowe, dedykowane rozwijaniu myślenia krytycznego w nauczaniu swoich przedmiotów. W USA były przeprowadzane ambitne programy w celu integracji treści przedmiotowych z myśleniem krytycznym. I nie mówimy tu o weekendowym kursie. W Ameryce program, który przyniósł efekty, trwał trzy lata! Najpierw nauczyciele akademiccy uczyli szkolnych, potem wizytowali zajęcia szkolne i wspólnie udoskonalali warsztat metodyczny nauczycieli.
Przeciwieństwem myślenia krytycznego jest zapewne nauka na pamięć. Z przerażeniem zauważyłem, że nic się w szkole nie zmieniło w tym zakresie.
Absolutnie. Też to widzę i to mnie podłamuje. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka i są one dość oczywiste. Jedną z nich jest ewaluacja – dużo prościej zmierzyć przyrost wiedzy niż rozwój myślenia krytycznego. Prościej sprawdzić test wyboru niż argumentację ucznia.
Czyli nauczyciel powinien być nie tyle źródłem prawdy, co przewodnikiem? To łączy się z tym, co powiedział prof. Jan Hartman w poprzednim numerze naszego magazynu: „Wykształcenie każdego człowieka jest trochę inne”.
Ależ oczywiście, że tak! Z tą postępową, „nowoczesną” szkołą, którą zaproponował John Dewey, a którą w Ameryce nazywa się edukacją progresywną, zetknęliśmy się także w Polsce. Zwie się ją Nowym Wychowaniem. To na początku XX w. był wielki nurt reformatorski w Europie. Jego reprezentantem w Polsce był Janusz Korczak. Jeśli ktoś zna jego filozofię wychowania i podejście do dzieci, to wie, że priorytetem Korczaka nie była karność i wtłaczanie wiedzy, lecz dialog i podmiotowe traktowanie ucznia.
Nawet w Polsce proste przekazywanie wiedzy uznano za nieadekwatne do specyfiki współczesnego świata. Dziś dostęp do informacji nie jest problemem, za to jest nim zweryfikowanie wiarygodności źródła ich pochodzenia.
Wraz z Wydziałem Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego prowadzimy w warszawskich liceach program „Akademia sztuki myślenia”. Spotykamy się podczas niego z narzekaniem młodzieży, która nie widzi sensu w uczeniu się pewnych treści, bo ma je w komórce. W rezultacie tracą zainteresowanie chodzeniem do szkoły. Jedna z uczennic powiedziała, że myśli o szkole domowej, bo ma poczucie zmarnowanego czasu.
Nie chcę mówić, że szkoła jest niepotrzebna, ale musimy zacząć kształcić inaczej. Nie chodzi o przekazywanie uczniom gotowych wniosków, lecz o stawianie problemów, które będą inspirować ich do szukania odpowiedzi. Uczeń na tej drodze, przez poszukiwanie wiedzy i rozwiązywanie problemu, zyskuje naturalny kontekst do uczenia się. W pojedynkę lub w grupie znajduje odpowiedź, informacje, rozwiązanie. Nauczyciel powinien być tylko tak zwanym facilitatorem.
Na swoim przykładzie widzę, że dawniej więcej pamiętałem. Teraz polegam na komórce – dostępie do wiedzy oraz zawartych w niej notatkach. To chyba rozleniwia mózg, a w razie braku telefonu, może być problem. Czy nie ma w tym pewnej pułapki?
To rzeczywiście jest pewien dylemat, ale ja nie twierdzę, że wiedza i jej przekazywanie jest passé. Mówię tylko, że przekazywanie gotowej wiedzy nie powinno być w edukacji priorytetem. Gdy analizujemy wykaz najbardziej pożądanych umiejętności XXI w., w które szkoła powinna wyposażyć absolwentów wchodzących na rynek pracy, widzimy tam rozwiązywanie problemów, pracę w zespole, myślenie czy komunikację. Pragnę jednocześnie podkreślić, że nie da się myśleć krytycznie bez konkretnej wiedzy.
Więc niektóre rzeczy trzeba oddać ekspertom, polegać na ich wiedzy?
Tak, ponieważ na pewnym poziomie wiedza jest nieodzowna. Istnieją dwa aspekty. Pierwszym jest wiedza, a drugim to, co z nią robimy – czy umiemy samodzielnie ją przeanalizować, zdobyć, wykorzystać, wyciągnąć wnioski. Inny wpływowy amerykański naukowiec Benjamin Bloom w 1956 r. stworzył taksonomię celów kształcenia. Ma ona formę piramidy, na dole której jest wiedza. Następnie rozumienie, zastosowanie wiedzy, analiza, synteza i na samym szczycie samodzielna ewaluacja.
Jest to zgodne z nurtem myślenia krytycznego. A więc wiedza jest fundamentalna, ale dziś kształcenie polegające na zapamiętywaniu faktów jest niewystarczające. Trudniejsze jest zrozumienie wiedzy, analizowanie jej, synteza i w końcu samodzielna ocena. Bloom w swoim czasie zwrócił uwagę, że szkoła ma ważniejsze wyzwania niż jedynie przekazywanie wiedzy, a kształcenie powinno rozwijać umiejętności na wyższych poziomach zaproponowanej przez niego taksonomii.
Myślenie krytyczne sprzyja doborowi informacji, w tym także fake newsów. Jesteśmy nimi bombardowani. Jak to się ma do mediów? Przyjmijmy, w dużym uproszczeniu, że są dwie strony – media prawicowe i lewicowe. Ten sam fakt jest przedstawiany w nich kompletnie inaczej. Da się zastosować tu myślenie krytyczne i zbudować swój własny pogląd?
W takim przypadku tylko myślenie krytyczne może nas ocalić. To jest grupa umiejętności, które pozwalają nam nie zostać totalnie zdezorientowanymi czy zmanipulowanymi przez media. Wykładam m.in. na Wydziale Pedagogicznym UW. Tam przychodzi kwiat młodzieży polskiej. Jestem rozczarowana brakiem podstawowej wiedzy z obszaru myślenia krytycznego i argumentacji. To nie jest ich wina, oni uczyli się dobrze i stosownie do tego, jak byli nauczani.
Analizowałam podstawy programowe dotyczące kształcenia wyższego i nie ma tu mowy o bezpośrednim kształceniu myślenia krytycznego. Choć nawet włączenie tego pojęcia czy ogólnego wymogu do podstawy programowej niczego nie gwarantuje.
W przypadku amerykańskiej edukacji na rzecz myślenia krytycznego rezultaty są rozczarowujące, ponieważ włączono myślenie krytyczne do podstawy programowej, zrobiono pewną liczbę konferencji, wysłano niektórych nauczycieli na weekendowe szkolenia i to niestety okazało się niewystarczające. Pasjonaci edukacji na rzecz tego rodzaju myślenia uznali, że myślenie krytyczne u obywateli to jest „być albo nie być” demokratycznych społeczeństw. Jednak zaobserwowali, że nauczyciele go nie uczą, bo nie potrafią…
W samej edukacji temat kształcenia myślenia krytycznego to temat rzeka. Kluczowa jest tu rola nauczyciela. Po przeanalizowaniu doświadczeń amerykańskich, a składają się na nie liczne publikacje, programy dydaktyczne, metody i rozporządzenia na szczeblach ministerialnych, muszę powiedzieć, że niestety to wszystko skończyło się na papierze. Decydenci byli zadowoleni, że włączyli termin „myślenie krytyczne” do podstawy programowej i rozporządzeń szkolnych, a sami nauczyciele myśleli, że uczą.
Tak naprawdę zmienił się jedynie język pedagogów, czyli sposób mówienia i stosowania pojęć, a rozwój myślenia krytycznego u uczniów nie następował. Zatem zostało ono wdrożone, ale tylko na papierze, więc nieskutecznie. Kształci się myślenie krytyczne, jednak niejednorodnie. Powodzenie zależy od podejścia dyrekcji danej szkoły oraz nauczyciela.
W świecie edukacji zderzamy się często z iluzją reformy i pójściem z duchem czasu. Jest szum, ale nie ma zmian. To jest niejednokrotnie dramat takich reform, bo są one zbyt powierzchowne. Bez zainwestowania dużych środków, nie ma co się łudzić, że coś rzeczywiście zasadniczo się zmieni.
Dla polityków to chyba nie jest miłe narzędzie, ponieważ trudniej sterować ludźmi w nie wyposażonymi?
To jest kolejny fundamentalny problem. Pytanie brzmi: jakiego chcemy społeczeństwa? Jakiego obywatela? Decydują o tym politycy, którzy zwykle są zainteresowani konserwacją danego systemu. Nie bez przyczyny o myśleniu krytycznym zaczęto pisać i mówić w demokratycznych USA, a nie dajmy na to w Chinach. W systemach autorytarnych politycy nie są zainteresowani kształceniem myślenia krytycznego. Chcą społeczeństwa uległego, biernego, miernego i głupiego.
Przedsięwzięcie spod znaku myślenia krytycznego w USA mnie raczej rozczarowuje, gdy porównuję nakłady finansowe, rozmach propagatorski czy osiągnięcia akademickie z rezultatami na poziomie szkolnym. Ale jednak mają oni świadomość, że jakość demokracji zależy od racjonalnych wyborów i odpowiedzialności obywateli. Jeśli chcemy ludzi sterowalnych, to nie będziemy propagować tego rodzaju myślenia.
Á propos sterowania i prawdy. Smoleńsk 10 kwietnia 2010 r. To, co się wtedy wydarzyło, podzieliło nasze społeczeństwo. Duży udział mieli w tym politycy. Z jednej strony, były hasła takie jak kłamstwo, zaniechanie, bałagan, niedopatrzenia, utrudnienia, wreszcie zamach. Z drugiej – wypadek, katastrofa, wszystko jasne. W wyniku całego zamieszania nawet rozsądni ludzie, nieidentyfikujący się z żadnym z tych dwóch obozów, mówią, że nadal nie wiedzą, co się tam tak naprawdę stało…
Nie wiedzą, ponieważ nie zbadali sprawy wystarczająco dogłębnie. Nie wysilili się intelektualnie, nie pomyśleli krytycznie. Właśnie po to należy kształcić myślenie, by przeciętny obywatel został w szkole przygotowany do samodzielnego dociekania i nabył umiejętności dochodzenia do rzetelnych, racjonalnych wniosków. Niezależnie od chaosu medialnego, propagandy i fake newsów.
A jak się ma owo krytyczne myślenie do wiary?
Jestem osobą głęboko wierzącą (protestantką), ale odróżniam wiarę od religii i Kościoła. Religia a wiara, religia a Bóg, to są pojęcia powiązane ze sobą, ale jednak odrębne. Wiara chrześcijańska kocha prawdę. Ja natomiast widzę punkt, w którym styka się wiara i myślenie krytyczne. W Biblii czytamy, że Bóg kocha prawdę, szatan jest ojcem kłamstwa, a ono – czyli kłamstwo i zwodzenie ludzi – są potępione. Bóg nie boi się prawdy, więc i duchowni nie powinni się jej bać. Myślenie krytyczne jest zmierzaniem do prawdy – zmieniam poglądy, jeśli nie wytrzymują one testu konfrontacji z faktami.
Czy nie jest tak, że kościoły protestanckie są bardziej racjonalne? Patrząc chociażby z perspektywy miejsca narodzin myślenia krytycznego, którym w głównej mierze, zwłaszcza wtedy, były protestanckie Stany Zjednoczone.
W protestantyzmie głównym źródłem poznania Boga i rozwoju wiary w życiu jednostki jest Biblia, którą każdy wierzący powinien samodzielnie czytać. Ponadto chrzci się dorosłych, nie ma spowiedzi. Można to interpretować w taki sposób, że człowiek-wierny, jest postrzegany, jako wystarczająco mądry, samodzielny intelektualnie i racjonalny, w związku z czym on sam „dogada się” w modlitwie z Bogiem. Ma Boga, Biblię, ma przewodnika w postaci pastora – sama zresztą jestem żoną duchownego – i nie trzeba nim sterować czy manipulować. To jest zamach na wolność człowieka, którą człowiekowi dał Stwórca, a my – jako istoty ludzkie, nawet duchowni – nie mamy takiego prawa!
I tu się pojawia użyteczność religii na potrzeby władz.
Otóż to. A my – protestanccy duchowni – nie mieszamy się do polityki. Problemem jest łączenie religii, Kościoła i władzy, a nie myślenie krytyczne jako takie.
*DR EWA WASILEWSKA-KAMIŃSKA wykłada na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki kształcenia umiejętności myślenia, zwłaszcza myślenia krytycznego. Współpracowała z prof. Ralphem Johnsonem z kanadyjskiego Uniwersytetu Windsor, niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie logiki nieformalnej i kształcenia rozumowania. W 2016 r. WUW wydały jej książkę Myślenie krytyczne jako cel kształcenia.