Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Zdrowie (obok szczęścia) jest tym, czego najczęściej życzymy innym przy przeróżnych okazjach. Czy ten zwyczaj odzwierciedla nasze największe ludzkie potrzeby? Pragnienie długiego życia jest niekiedy wyrazem ukrytego lęku przed przemijaniem – wyparciem ze świadomości faktu, że jesteśmy śmiertelni. Być może, niekiedy, pojawiają się w nas myśli: „Co, gdybym wiedział, kiedy umrę?”. Czy ta wiedza uchroniłaby nas przed błędami? A może doprowadziłaby do szaleństwa?
Filmowe sceny, w których bohater dowiaduje się o śmiertelnej chorobie i czasie, który mu pozostał, są zabiegiem mającym dodać danej chwili dramaturgii. W rzeczywistości lekarze nie odmierzają nikomu dni, które pozostają mu do dyspozycji. Samo przekazanie fatalnej diagnozy jest dla każdego doktora wyzwaniem. W środowisku często można usłyszeć asekuracyjne stwierdzenie, że „nikt ich tego nie uczył”. Jednak wiadomość o ciężkiej chorobie to tylko początek walki. Chory wyrusza na wojnę, w której bronią są dla niego wiara i nadzieja.
Z chorobami mamy do czynienia na co dzień. Są to różnego rodzaju infekcje czy inne schorzenia, na które zwyczajnie skarżymy się przyjaciołom i rodzinie. Niekiedy swoje niedomagania wolimy trzymać w tajemnicy, cierpliwie znosząc objawy. Z cierpieniem każdy z nas mierzy się inaczej. Nawet najbardziej dokuczliwa choroba jest do wytrzymania, jeśli na horyzoncie widzimy perspektywę powrotu do zdrowia. Czasami jest jednak inaczej.
Są takie diagnozy, które wytrącają nas z równowagi, wywołują lęk, a czasami paradoksalnie prowadzą do porzucenia niezdrowych nawyków. Najbardziej obawiamy się chorób, na które nie ma lekarstwa gwarantującego pełny powrót do zdrowia.
Nowotwory złośliwe, w terminologii medycznej zwane rakiem, są według Światowej Organizacji Zdrowia główną przyczyną zgonów na świecie. W 2020 roku zmarło na nie 10 mln osób. Mimo iż działania na rzecz profilaktyki są coraz intensywniejsze, a zdrowy tryb życia staje się coraz bardziej popularny i modny, ciągle stawiane są kolejne niepożądane diagnozy. W 2022 roku odnotowano 20 mln nowych przypadków zidentyfikowania raka.
Polecamy: Czy feminizm jest przeciwko macierzyństwu? Obalanie mitów
Wiele ze zdiagnozowanych nowotworów, w szczególności tych wykrytych wcześnie, da się wyleczyć, jednak wiadomość o chorobie zmienia całe życie. Dotyczy to nie tylko chorego, ale również jego otoczenia. W świadomości pacjenta dochodzi do intensywnych procesów, a burzę myśli i uczuć starają się opanować nasze mechanizmy obronne, które także w tym wypadku pomagają nam przetrwać.
Pierwszym etapem radzenia sobie z wieścią o diagnozie jest zaprzeczenie i izolacja. Chorzy często odczuwają złość w stosunku do lekarzy, od których usłyszeli złą nowinę. Szukają więc innych specjalistów, aby zasięgnąć dodatkowej opinii, próbują racjonalizować i wypierać usłyszane informacje. Czas ten można by nazwać straconym, jednak wszystkie podejmowane wówczas działania służą oswojeniu się z szokującą wiadomością i dostosowaniu psychicznie do nowej, trudnej rzeczywistości.
W pewnym momencie uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy w stanie dłużej zaprzeczać faktom. Dociera do nas coraz więcej przerażających „dowodów” na to, że dotknęła nas choroba, a walką z nią będzie ciężka i wyczerpująca. Przewrotnie na naszą korzyść działa wówczas uczucie, którego zwykle chcielibyśmy doświadczać jak najrzadziej. Gniew. Dzięki niemu nasze ego pozostaje w dalszym ciągu zintegrowane. Nie rozpada się na kawałki. Cała nasza energia poświęcona jest na rozliczanie – Boga, losu, innych, którzy całe życie krzywdzili ludzi, żyli niemoralnie, nieetycznie, a ich to nie spotkało.
Pytanie „dlaczego właśnie ja?” pozostaje bez odpowiedzi. Odczuwamy głęboką, dotkliwą niesprawiedliwość. Poszukujemy w swoim życiorysie wydarzeń, które mogły doprowadzić nas do miejsca, w którym właśnie się znaleźliśmy. Głęboko zakorzenione w nas pragnienie sensu i skłonność do poszukiwania przyczynowości zdarzeń każą nam zracjonalizować, nazwać, skatalogować napierającą burzę myśli i uczuć. Gniew jest jednak bardzo ważny. Mobilizuje nasze siły, integruje nasze wewnętrzne struktury i pomaga zaakceptować nową tożsamość. Tożsamość osoby chorej.
Kiedy zdajemy sobie sprawę, że zdrowie, które uważaliśmy za dane nam na zawsze, może się po prostu rozpaść, zaczynamy je uprzedmiotawiać, a co za tym idzie – myśleć o swoim czasie jak o pewnego rodzaju towarze. Podejmujemy rozpaczliwą próbę targowania się z losem o jeszcze kilka chwil z dziećmi, z rodziną. Jeszcze jedno ważne osiągnięcie, jeszcze jedna ważna rzecz do zrobienia. W świadomości pojawia się tyle koniecznych zmian, które chcemy wprowadzić. Chcielibyśmy naprawić tyle błędów, a do tego niezbędny jest nam właśnie czas.
To bardzo krytyczny etap, szczególnie pod względem ryzyka wystąpienia depresji, wtórnej wobec choroby nowotworowej. W chorym pojawia się silne poczucie winy, dochodzi do dewaluacji własnej osoby. Może on obwiniać się o wszystkie krzywdy, które do tej pory były lub nie były jego udziałem. W takich sytuacjach niezbędna jest konsultacja z psychologiem lub psychoterapeutą, którzy pomogą przetrwać ten trudny okres. Specjalistyczną pomoc niosą szczególnie psychoonkolodzy – mają oni niezbędną wiedzę i doświadczenie w niesieniu wsparcia psychicznego osobom zmagającym się z nowotworami.
Kiedy rozpocznie się już czas walki, a więc intensywne i bardzo wyczerpujące leczenie, chory doświadcza ogromnego lęku przed dezintegracją swojego ciała. Radioterapia, chemioterapia czy zabiegi chirurgiczne są dla organizmu ekstremalnym wysiłkiem. Pacjent traci pełnię kontroli nad swoim ciałem. Zmienia się często jego wygląd, co jest konsekwencją i skutkiem ubocznym stosowanych terapii. Poczucie straty, bólu i psychicznego cierpienia przenikają się i atakują przez cały czas leczenia. Jest to też moment wzlotów i upadków. Motywacji i rezygnacji. W tym stadium bardzo ważne jest wsparcie rodziny i przyjaciół. Sprzyjające środowisko jest jednym z najważniejszych czynników wspierających psychikę osób ciężko chorych.
Etap intensywnej walki z chorobą jest często długi i wyczerpujący. Dlatego ważne jest, aby po prostu wysłuchać chorego i nie starać się przedstawiać świata w pozytywnych barwach. Tym, czego potrzebuje teraz cierpiąca osoba, jest znoszenie jej żalu i frustracji, gdyż jako przyjaciel, mąż czy żona możemy być jedynym obiektem, któremu chory jest w stanie przekazać nawałnicę smutku, której sam w sobie nie jest w stanie pomieścić.
Polecamy: Osobista relacja i Instagram kluczem do sukcesu. Rzemiosło w dobie AI
W pewnym momencie w życiu chorego pojawia się cisza. To spokój, który towarzyszy rzeczywistości po burzy. Trudne emocje, gniew, smutek i żal nie znikają. Są one jednak przeżywane w większej świadomości i akceptacji oraz nie stanowią już głównego tematu zajmującego myśli. Chory uczy się życia w nowej rzeczywistości. Jego wewnętrzny świat uległ rekonstrukcji, a on zaadaptował się do nowych warunków. Choć na początku pogodzenie się z życiem w chorobie było nie do pomyślenia, nasze zdolności przystosowywania się często potrafią nas zaskakiwać.
W tym czasie powraca zdolność do postrzegania rzeczywistości takiej, jaka jest. Z czasem, gdy odzyskujemy siły, zaczynamy znowu planować, a pomaga nam w tym nadzieja, że życie z chorobą to wciąż życie. Obawy jednak nie znikają. W świadomości wciąż pojawia się pytanie: „Jak wiele czasu mi zostało?”.
Teoria opanowania trwogi stworzona przez trzech psychologów – Thomasa Pyszczyńskiego, Sheldona Salomona i Jeffa Greenberga – zakłada, że wierność wyznawanym zasadom oraz przynależność do zwartej grupy społecznej pozwala na zmniejszenie lęku przed śmiercią. Śmiertelnie chorym często pomaga religia. Pokładają oni nadzieję w bogu, w którego wierzą. Mają wówczas nadzieję, że po śmierci życie się nie kończy, a jeśli tak, to jest ona niczym zapadnięcie w kojący sen po dniu pełnym pracy. Lęk przed tym, że możemy po prostu nie istnieć, jest w nas głęboko zakorzeniony, jednak z pomocą przychodzi nam nadzieja, że dzięki wierności nakazom etycznym i skłonności do naprawienia błędów przeszłości (tych które mogliśmy naprawić), przejdziemy do nowej, szczęśliwszej rzeczywistości. Jak pisał Tolkien w Silmarilionie: śmierć była dla ludzi darem Iluvatara, której często nie rozumieli. A dzięki niej ich nieśmiertelna dusza mogła złączyć się ze stwórcą w nowej, nieograniczonej czasem i przestrzenią rzeczywistości.
Niezależnie od tego, w co wierzymy, zawsze pozostaje nadzieja.
Polecamy:
J. Ferlay, M. Ervik, F. Lam, M. Colombet, L. Mery, M. Piñeros et al., Global Cancer Observatory: Cancer Today, Lyon: International Agency for Research on Cancer; 2024 [online].
E. Kübler-Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu, tłum. I. Doleżal-Nowicka, Poznań 1998.
K. Stemplewska-Żakowicz, Diagnoza psychologiczna, Gdańsk–Sopot 2016.
J. R. R. Tolkien, The History of Middle-Earth, ed. Ch. Tolkien, vol. 10: Morgoth’s Ring, London 1993.
Może Cię także zaintersować: