Nauka
Obniżony poziom Morza Śródziemnego. Naukowcy rozwiązali zagadkę
11 grudnia 2024
Znana ze swoich kształtów Kim Kardashian ma dziś dużo mniejsze pośladki i jeszcze większe wcięcie w talii. Adele, Oprah Winfrey, Jonah Hill – wszyscy mają nowe, szczupłe sylwetki. Nawet ikona ciałopozytywności Lizzo błyskawicznie traci kilogramy. Do niedawna żadna dieta i żaden trener personalny nie mogły powstrzymać bogatej osoby od przejadania się. Dzięki ozempikowi każdy, kto ma pieniądze, może być dziś piękny, szczupły i młody.
Jeszcze do niedawna wydawałoby się, że piękno zewnętrzne się demokratyzuje. Na okładkach magazynów fitnessowych pojawiły się influencerki plus size, a na wybiegach modelki w rozmiarze XL. Gwiazdy pop – takie jak SZA czy Bebe Rexha – z dumą pokazywały nowe, pełne kształty. Ale pojawienie się ozempiku sprawiło, że chudość znowu jest symbolem statusu.
Ozempic to lek na cukrzycę, który naśladuje hormon sytości i spowalnia metabolizm. Osoba przyjmująca ten specyfik właściwie nie czuje głodu. Teoretycznie jest przeznaczony tylko dla cukrzyków i dostępny wyłącznie na receptę, ale w praktyce każdy aktor w Hollywood i każdy piosenkarz pop ma do niego dostęp. Jego przyjmowanie związane jest z poważnymi skutkami ubocznymi, ale to bez znaczenia, kiedy stawką jest szczupła sylwetka.
W latach 90. kobieta w przemyśle rozrywkowym miała być po prostu chuda. Dzisiaj w dobrym tonie są zarysowana talia i szerokie, kobiece biodra. To kolejny po sylwetce slim-thick (talia osy, duże piersi i pośladki) trend, który opiera się na kształtach rzadko występujących naturalnie. Kanony urody podlegają obecnie tak samo szybkim zmianom, jak niegdyś ubrania czy makijaż. Żeby wyglądać świeżo, należy mieć odpowiednią twarz i odpowiednie ciało, a do tego niezbędny jest chirurg plastyczny.
Tylko ludzie bogaci mogą pozwolić sobie na to, żeby zmieniać kształt i wielkość pośladków według kaprysów mody. Masom na pociechę zostaje „piękno w każdym rozmiarze” i marzenia o społeczeństwie, które nie ocenia człowieka po wyglądzie zewnętrznym.
Polecamy: Najgorszy sabotaż we współczesności. Cała ludzkość na nim traci i… sama jest sobie winna
Tak naprawdę podstawowy kanon urody jest dość prosty – składa się na niego symetria i „średniość”. Symetria świadczy o tym, że jesteśmy zdrowi i nie przebyliśmy żadnych poważnych chorób. A bycie średnim, przeciętnym to wynik tysięcy lat ewolucji – średniej wielkości nosy czy usta są takie właśnie dlatego, że były wybierane przez wiele pokoleń.
Jedno spojrzenie na listę najpopularniejszych influencerów na Instagramie wystarczy, żeby zauważyć niezwykłą uniformizację kanonu piękna. Żeby wpasować się w trendy, kobiety muszą mieć pełne usta, „kocie” oczy z wygiętymi w mocny łuk brwiami i mały nos, a mężczyźni – chłopięcy wygląd, śnieżnobiałe zęby i gęste kręcone włosy. Dla obu płci najważniejsza jest mocno zarysowana szczęka.
Taka homogenizacja była dotąd charakterystyczna dla Azji Wschodniej – każdy piosenkarz K-pop musi mieć podwójną powiekę i poduszeczkę tłuszczu pod okiem. Dzisiaj jest powszechna także w innych miejscach na świecie. Zamiast być pięknymi na swój własny, unikalny sposób, musimy być piękni tak samo jak inni.
Naturalność również przestaje być wartością. Elycia Rubin z Hollywood Reporter, w artykule Plastic Surgeons Sound the Alarm Against the New “Alienized Look”, opisuje popularny na Instagramie alienized look – wygląd „obcego”. To dziwna, zniekształcona twarz, na którą składają się naciągane oczy, zbyt mocno wypełnione usta, wypełniacz w kościach policzkowych i usunięty tłuszcz z dolnej części twarzy.
Media społecznościowe edukują nas w temacie zabiegów i operacji plastycznych, a także normalizują je. Ryzykowne procedury, które wiążą się z bólem i długą rekonwalescencją, to ostatecznie tylko kolejny powszechny sposób ulepszania urody. Mężczyźni również zmieniają swój wygląd. Latają do Turcji na przeszczep włosów i po nowe zęby, a niektórzy nawet wydłużają swój wzrost, co wymaga łamania kości.
Upowszechnienie się botoksu i wypełniaczy doprowadziło do tego, że osoby starzejące się naturalnie zaczynają się wyróżniać. Media społecznościowe sprawiają, że jesteśmy często poddawani ocenie i częściej oglądamy samych siebie na zdjęciach i filmikach. Nie przegapimy żadnej zmarszczki.
Dbanie o wygląd rozumiane jest jako inwestycja w siebie. Lekcja pilatesu, botoks, maseczka czy wizyta u dermatologa mają nas uzdrowić, pomóc uregulować emocje i przywrócić równowagę. Szczególnie w przypadku kobiet dbanie o swoje samopoczucie i dobrobyt psychiczny jest promowane zawsze w połączeniu ze skupieniem na wyglądzie zewnętrznym.
Może nawet jest w tym trochę racji. Kwestia urody jest dużo mniej powierzchowna, niż mogłoby się wydawać. Osoby atrakcyjne mogą spodziewać się wielu ułatwień w życiu. Założenie, że ktoś, kto jest ładny, jest też miły, inteligentny i dobry nazywa się „efektem aureoli”. Atrakcyjnych uważa są za bardziej godnych zaufania i kompetentnych. Szczupłe kobiety częściej odnoszą sukces, zarówno finansowy, jak i w relacjach. Dostęp do zabiegów to dostęp do lepszego wizerunku.
Platońską triadę prawda–dobro–piękno zastępuje triada bogactwo–sława–piękno. Te trzy wartości zaczynają reprezentować nierozłącznie klasę wyższą, do której powinniśmy aspirować, by stać się „spełnionymi”. Linie nowych podziałów społecznych widoczne są już nie tylko na metkach, ale i na naszych twarzach. Okazuje się, że te same media społecznościowe, które pchają nas w stronę zabiegów i operacji, są też ostatnim bastionem demokracji – przynajmniej w internecie możemy ukryć nasz wygląd za maską filtrów.
„Jeżeli nienawidzisz filtrów, to nienawidzisz biednych ludzi” mówi w nagraniu na Instagramie influencerka Blaire Walnuts, która publicznie przyznaje się do operacji i zabiegów, którym się poddała. Tłumaczy, że bogaci mogą w prawdziwym życiu pozwolić sobie na wszystkie „ulepszenia”, które biedni mogą stosować tylko w postaci filtrów. „Nie mogę robić tych wszystkich rzeczy ze swoją twarzą, a potem siedzieć tutaj i mówić, żebyśmy nie używali filtrów. Ja używam filtra w prawdziwym życiu!” – przekonuje.
Inna influencerka, australijka Stephanie Lange, dwa lata temu porzuciła dawanie porad makijażowych, przestała stosować botoks, rozpuściła wypełniacze i dzisiaj skupia się na krytyce szkodliwych trendów związanych z urodą. Według niej odtrutką na brak indywidualizmu we współczesnych kanonach piękna i na to, że wszyscy zaczynamy w końcu przypominać tę samą osobę, jest bycie borderline ugly – „na granicy brzydoty”. Lange cytuje Elle McPherson, australijską supermodelkę z lat 90., która określa tak siebie w filmie dokumentalnym.
Lange podaje przykłady Anyi Taylor-Joy, Sydney Sweeney, Lily Cole czy Kate Moss. Wszystkie te kobiety mają wyjątkowe, wyróżniające się rysy twarzy, które mogą być postrzegane jako wyjątkowo atrakcyjne – albo po prostu brzydkie. Dzięki temu kobiety te są bardziej wszechstronne, a ich twarze – bardziej interesujące, unikalne i magnetyzujące.
Lange uważa, że zamiast próbować doścignąć instagramowe trendy, powiększać usta i zmniejszać nosy, wszyscy powinniśmy docenić naszą wyjątkowość i odczuwać dumę z bycia „na granicy brzydoty”. Jedyną odtrutką na świat, w którym nasza wartość jako człowieka jest zależna od tego, jak wpasowujemy się w najnowsze mody – a więc od zawartości naszego portfela – może być nasza bezkompromisowa wiara w samych siebie. I radość z bycia unikalnymi.
Źródła
S. Lange, You’re Borderline Ugly, YouTube [online].
C. Palmer, Halo Effects and the Attractiveness Premium in Perceptions of Political Expertise, „American Politics Research” 2015, Vol. 42, Issue 2 [online].
E. Rubin, Plastic Surgeons Sound the Alarm Against the New “Alienized Look”, 21.08.2021, The Hollywood Reporter [online].
The Relationship between Weight and Success, 5.01.2023, The Economist [online].
B. Walnuts, wpis 26.01.2024, Instagram blairwalnuts [online].
Dowiedz się więcej:
Polecamy: Feminizm jako humanizm. Potrzebny powrót do korzeni