Cła mogą wstrząsnąć internetem. Czy zdrowy rozsądek zwycięży?

Większość z nas prawdopodobnie nigdy nie słyszała o moratorium Światowej Organizacji Handlu w sprawie opłat celnych od transmisji elektronicznych. A to jedna z najważniejszych umów handlowych w ostatnich latach. Właśnie ważą się jej losy

Większość z nas prawdopodobnie nigdy nie słyszała o moratorium Światowej Organizacji Handlu (WTO) w sprawie opłat celnych od transmisji elektronicznych. A może to być jedna z najważniejszych umów handlowych ostatnich lat z uwagi na wpływ, jaki wywiera ona na rozwój globalnej sieci

„Moratorium w sprawie handlu elektronicznego” – odnawiane przez członków strony WTO co dwa lata od 1998 r. począwszy – sprawia, że gospodarka cyfrowa może rozwijać się bez większych przeszkód. A wszystko dzięki temu, że rządy nie mogą nakładać taryf na międzynarodowe przepływy danych. Tym samym jest to tarcza chroniąca internet przed zakłóceniami, które powstałyby wskutek nakładania opłat na poziomie krajowym. Sfera online tym samym jest rodzajem wirtualnej utopii, takiej, o której ekonomiści zajmujący się kwestią handlu mogą tylko pomarzyć.  

Kontrowersyjny sposób na ratowanie budżetu

Ale ten raj zostanie wkrótce utracony, chyba że wygra zdrowy rozsądek. Garstka krajów – Indie, RPA czy Sri Lanka – zasygnalizowała już bowiem, że pozwoli na wygaśniecie moratorium do końca tego roku. Jeśli tak się stanie, rządy będą mogły swobodnie eksperymentować z jednostronnym nakładaniem taryf na oprogramowanie, książki elektroniczne, usługi związane z chmurą czy dane pozwalające na realizację usług streamingowych.

Zwolennicy takiego rozwiązania podkreślają, że proces cyfryzacji fizycznych dóbr – konwersja papierowych książek na e-booki czy płyt CD na usługi oferowane przez np. Spotify – skutkowała utratą części wpływów z ceł. W tym sensie nałożenie opłat na transakcje cyfrowe może się jawić jako atrakcyjne dla polityków, którzy chcą chronić dochody budżetowe. Czują oni także narastającą presję na opodatkowanie działalności technologicznych gigantów. Ale obłożenie przesyłu danych taryfami będzie absurdalną odpowiedzią na rzeczywiste wyzwania. Taki krok nie tylko rozkręci spiralę taryfową, ale może mieć także katastrofalne skutki dla gospodarki cyfrowej. Cła naprawdę mogą wstrząsnąć internetem.

Co więcej, opłaty tego typu mogą wyrządzić realne szkody tym krajom, które są gotowe do ich wprowadzenia. Z badań przeprowadzonych przez European Center for International Political Economy wynika, że nałożenie taryf na dobra i usługi doprowadzi do podwyżek cen i ograniczy konsumpcje, spowalniając wzrost gospodarczy, co przełoży się na mniejsze wpływy budżetowe. W spór włączyła się także Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), według której korzyści z takiej polityki byłyby niewielkie, a cyfryzacja działa na korzyść konsumenta.

Ile kosztuje film w streamingu?

Jak na razie nie wiadomo, jak w praktyce miałyby działać taryfy cyfrowe. Weźmy choćby kwestię streamingu wideo. Gdy człowiek zaczyna oglądać film na smartfonie – nieważne, czy w Dżakarcie, Paryżu czy Mumbaju – urządzenie zaczyna odbierać pakiety danych z serwerów w sąsiednich krajach. Obejrzenie jednego nagrania wideo to nawet 5 mln pakietów danych pochodzących z dziewięciu różnych jurysdykcji. Dla urzędników celnych namierzenie transmisji i określanie ich pochodzenia byłoby niezwykle kosztowne, a oszacowanie ich wartości mogłoby być wręcz niemożliwe.

Jak w takim razie służby poszczególnych państw mogłyby dokładnie i bezstronnie wyliczyć wysokość cła dla jednej sesji wideo czy rozmiaru pliku, nie mówiąc już o stałym przepływie danych i informacji umożliwiających prowadzenie transakcji online między przedsiębiorstwami? I czy w ogóle mogłyby zrobić to w tempie przystającym do tempa ekonomii cyfrowej? Na te pytania nie ma jasnych odpowiedzi.

Sytuację dodatkowo komplikuje to, że ok. 60 dwustronnych i regionalnych porozumień handlowych (dotyczących łącznie ok. 80 krajów) zawiera zapisy zabraniające nakładania ceł na ponadgraniczny przepływ danych. Nawet gdyby moratorium rzeczywiście wygasło, zapisy te nadal by obowiązywały, komplikując warunki handlu i skłaniając część podmiotów do zmiany trasy przesyłu danych, np. poprzez jurysdykcje, które nie stosowałyby takich ceł.

Odliczanie do końca roku

Przede wszystkim jednak cyfrowe środki taryfowe są zwyczajnie niepotrzebne. Rządy już teraz dysponują środkami, dzięki którym mogą rozwiązać problem strat fiskalnych będących pochodną cyfryzacji. Australia np. z powodzeniem wprowadziła podatek na dobra i usługi cyfrowe dla nierezydentów. W ciągu zaledwie roku wpływy podatkowe z tego tytułu o 80 proc. przewyższyły oczekiwania. Z kolei w ramach OECD toczą się prace nad wypracowaniem kompromisowego rozwiązania, które kompleksowo odpowiadałoby podatkowemu aspektowi gospodarki cyfrowej.

W czasie gdy obciążenia taryfowe już są poważnym wyzwaniem dla globalnego wzrostu gospodarczego, ostatnią rzeczą, której potrzebujemy, jest możliwość wygaśnięcia moratorium WTO. W takiej sytuacji otwarty zostałby także front dla polityków popierających protekcjonistyczne rozwiązania.

Odpowiedź na pytanie dotyczące opodatkowania gospodarki cyfrowej znajduje się poza WTO i znacząco wykracza poza misję krajowych służb celnych. W tej sytuacji możemy mieć jedynie nadzieję, że zatriumfuje zdrowy rozsądek, a najważniejsza umowa handlowa (o której prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście) zostanie odnowiona w grudniu.

© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org

Opublikowano przez

John W. H. Denton


Sekretarz generalny Międzynarodowej Izby Handlowej.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.