Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Czy ludzie są coraz mniej religijni, czy świeckość przybiera na sile, a szeregi ateistów i agnostyków tylko się powiększają? A może jest odwrotnie – przecież wspólnoty chrześcijańskie w Afryce i w obu Amerykach mają się świetnie, a islam przeżywa kolejne przebudzenie. Rosną też wpływy hinduizmu i buddyzmu. Zwolenników obu przeciwstawnych tez jest wielu. A może te tezy nie są wcale sprzeczne?
Historii wierzeń religijnych towarzyszy równie długa historia upadku wiary w bóstwa. Chrześcijaństwo wyparło pogański politeizm, a religia islamu zastąpiła poprzedzający go kult planet. Hinduizm zajął miejsce wcześniejszego wedyzmu. Z reguły jedne wierzenia zastępowane były kolejnymi. Przełom przyniosło zachodnioeuropejskie oświecenie, które nobilitowało postawę odrzucenia istnienia Boga, czyli ateizm. Mimo istotnych wpływów, między innymi w kręgach naukowych, ten pogląd pozostawał raczej na marginesie, rozpowszechniając się wśród mas dopiero w XX wieku. Czy jednak trwale?
Współczesne badania dotyczące religijności wskazują, że blisko dwie trzecie ludzi wierzy w Boga opisanego w świętych tekstach lub w inną formę siły wyższej. Jednak – co ciekawe – największe rozbieżności w tej kwestii wykazuje najmłodsze pokolenie. W jednych krajach są grupą najbardziej religijną, lecz w innych, dla odmiany – najmocniej zateizowaną.
Dla przykładu: w Polsce odsetek wierzących z generacji Z (urodzonych po 1995 roku, wkraczających dopiero na rynek pracy) jest o ponad dziesięć punktów procentowych niższy niż w starszym pokoleniu tak zwanych boomerów (urodzonych po II wojnie światowej, do połowy lat 50. XX wieku). Zupełnie odmiennie przedstawia się sytuacja w krajach z niskim ogólnym odsetkiem wierzących – na przykład w Szwecji czy Niemczech. Tam najmłodsi badani należą do najbardziej wierzących.
Jednocześnie, choć stopień religijności pozostaje podobny niezależnie od wieku, to wśród osób młodszych zmniejszyła się grupa chrześcijan (z 52 do 42 proc.), a zwiększyła – muzułmanów (z 3 do 8 proc.), tych, którzy nie podają jednej określonej konfesji (z 11 do 15 proc.) i niezdecydowanych (z 3 do 7 proc.). W rezultacie liczba ogólnie niewierzących wraz z wiekiem maleje. Wśród osób z pokolenia Z jest o trzy punkty procentowe niższa niż wśród boomerów.
Szczegółowe wyniki tych badań, przeprowadzonych w maju 2023 roku przez Ipsos, wskazują wiele interesujących prawidłowości. Na przykład taką, że ludzie są bardziej skłonni wierzyć w istnienie nieba niż piekła. Najpoważniej te dogmaty wiary traktują mieszkańcy Ameryki Południowej (Brazylia, Kolumbia, Peru), Afryki i Azji Mniejszej (Turcja). Najbardziej sceptyczni są mieszkańcy Europy Zachodniej (Belgowie, Francuzi, Holendrzy, Szwedzi, Hiszpanie), a także dalekiej Azji (Japończycy).
Polecamy:
Jaki jest wpływ religii na życie codzienne? Wiara w Boga lub siłę wyższą nadaje życiu sens, pozwala być szczęśliwszym oraz pomaga przezwyciężać problemy, takie jak choroby czy nieprzewidziane wypadki – tak sądzi ok. 75 proc. badanych. Pozytywną rolę wierzeń najczęściej dostrzegają Brazylijczycy, Kolumbijczycy, mieszkańcy RPA, a także Turcji i Tajlandii (ok. 90 proc.). Najbardziej w nią wątpią Japończycy, Węgrzy, Szwedzi i Belgowie. Te ostatnie nacje z reguły uznawane są za bardziej pesymistyczne od innych.
Wiele sprzecznych opinii pojawia się w odpowiedziach na pytania dotyczące społecznego oddziaływania religii i jej przyszłości. Z jednej strony 48 proc. respondentów uważa, że ludzie wierzący są szczęśliwsi od niewierzących, a 37 proc. – że są lepszymi obywatelami (najwięcej w Indiach, Tajlandii i Brazylii, najmniej w Japonii, na Węgrzech, we Francji i Belgii). Z drugiej – aż 47 proc. badanych twierdzi, że religia przynosi więcej szkód niż pożytku (najwięcej Brytyjczyków i Szwedów, ale też Hindusów; najmniej Tajów, Peruwiańczyków i Argentyńczyków).
Na pytanie „Czy praktyki religijne istotnie wpływają na moralność ludzi w moim kraju?” pozytywnie odpowiedziało 54 proc. respondentów, przy czym pogląd ten zdecydowanie dominuje między innymi w Indiach, Tajlandii i RPA, a jest mniej popularny w Japonii, Szwecji i na Węgrzech.
Największe różnice między obywatelami różnych państw pojawiły się przy pytaniu o zrozumienie dla osób niewierzących. „Przestałam/em szanować tych, którzy okazali się niewierzący” – przyznaje 73 proc. mieszkańców Indii i 47 proc. – Tajlandii, a tylko 6 proc. Węgrów czy 10 proc. Japończyków lub Belgów. Polacy są bliżej tej drugiej grupy – wynik 15 proc. stawia ich bliżej społeczeństw liberalnych.
Warto zaznaczyć, że w grupie wszystkich badanych respondentów z 26 krajów najczęściej wyznawaną religią było chrześcijaństwo (46 proc.). Największą część tej grupy stanowili katolicy (29 proc.), a na drugim miejscu znajdowali się protestanci i ewangelicy (11 proc.). Wśród badanych 7 proc. zadeklarowało się jako buddyści, a 6 proc. – muzułmanie. Aż 29 proc. odpowiadających nie przyznało się do wyznawania żadnej religii.
Polecamy: Dlaczego Europa (nie) potrzebuje Boga?
Badania nie dostarczają nam zatem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o przyszłość religii. Część ekspertów podkreśla przyspieszenie trendu spadku jej powszechności w minionych latach. I to nie tylko w najbogatszych krajach Zachodu, lecz także w nieco uboższych społeczeństwach, w tym w byłych państwach komunistycznych, nie wyłączając Polski. Nawet ci sami naukowcy zaznaczają jednak, że w społeczeństwach znacznie mniej zasobnych religijność ma się dobrze. A mówimy wszak o wyjątkowo ludnych krajach, jak na przykład Indie, Pakistan czy Indonezja. Zatem w skali świata całkowita liczba osób wierzących nie maleje.
W ramach World Value Survey gromadzimy dane od 1981 r., obecnie dotyczą one już ok. 100 krajów, zamieszkanych przez 90 proc. ludności Ziemi. Gdy w 2007 r. robiliśmy analizę religijności, w większości państw ona rosła, szczególnie w społeczeństwach postkomunistycznych. Można było to wiązać z załamaniem poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego po upadku systemu – wiara wypełniała pustkę po komunizmie. Marksizm należy zresztą też uznać za formę religii: zakłada jasny podział na dobro i zło oraz proste wytłumaczenie świata. Ale w ostatnich latach na 49 krajów, które obserwujemy od początku, tylko w pięciu odsetek ludzi wierzących nie zmniejszył się
stwierdza Ronald F. Inglehart, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Michigan w Ann Arbor, w wywiadzie z Agnieszką Lichnerowicz dla „Dziennika Gazety Prawnej”.
Jego argumenty odpiera francuski filozof Rémi Brague, profesor paryskiej Sorbony oraz Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium.
Zachodni intelektualiści popełnili błąd, kiedy oświadczyli dumnie, że epoka religii się skończyła. Przegapili wzrost siły protestantyzmu ewangeli[ckiego] w Afryce, Ameryce Łacińskiej, a nawet w krajach muzułmańskich, nie dostrzegli przebudzenia islamu
– mówi Brague.
Próby usystematyzowania zjawiska postępujących zmian religijności na świecie podjął się Szwajcar – prof. Jörg Stolz. Pierwsza z jego tez głosi, że wysoki odsetek osób wierzących w siły nadprzyrodzone związany jest z doświadczaniem braku bezpieczeństwa i biedą. Ponieważ społeczeństwa Zachodu są syte i zabezpieczone, poziom religijności tam spada.
Inna hipoteza mówi, że spadek religijności wiąże się z wydłużaniem się czasu nauki. Nie chodzi tu jednak o same treści przekazywane w szkołach, które nie pasują do potocznie rozumianego religijnego światopoglądu, ale o to, że uczniowie spędzają w placówkach edukacyjnych coraz więcej czasu. Ten ostatni czynnik zmniejsza znacząco wpływ rodziców i dziadków na wychowanie, co powoduje załamanie międzypokoleniowego przekazu wartości religijnych.
Według kolejnej teorii, częściowo podobnej do poprzedniej, poziom religijności spada tam, gdzie rodzice tracą wpływ na swoje dzieci, gdy te uciekają do świata wirtualnego, nad którym rodzice nie mają kontroli. Dodatkowo na kryzys wiary wpływ ma niestabilność rodziny, w tym zwiększająca się liczba rozwodów. Teza ta częściowo wiąże religijność z istnieniem rodzinnego środowiska wiary (obejmującego jej wspólne celebrowanie, na przykład poprzez udział w nabożeństwach).
Przy okazji: to, co osłabia tak zwaną pobożność, czyli na przykład rzeczywistość wirtualna, jednocześnie wzmacnia społeczności anty- i areligijne. Rozproszone grupy ateistów zdołały się policzyć i wzmocnić dzięki mediom społecznościowym. Właśnie dzięki sieci postawy przyznawania się do niewiary i apostazje, wcześniej niemanifestowane i skrywane, zostały spopularyzowane.
Jeszcze inna hipoteza wspomina tak zwane dobra kulturowe, dzięki którym religie przegrywają z wyspecjalizowanymi instytucjami świeckimi w świadczeniu takich usług jak opieka nad starszymi, edukacja czy zapewnianie wspólnoty ludziom wymagającym psychicznego czy finansowego wsparcia. Wykształceni specjaliści znacznie lepiej wywiązują się z ról opiekunów i nauczycieli niż kapłani i ich pomocnicy w świątyniach. W rezultacie te ostatnie – głównie kościoły – stają się coraz mniej potrzebne.
Następna teoria podnosi kwestię pluralizmu jako czynnika wrogiego religiom. Oznacza to w praktyce, że w czasach globalizacji, gdy człowiek nieustannie styka się z wieloma religiami i quasi-religiami, żadna z nich jest na tyle przekonująca, aby uznać ją za tę jedyną prawdziwą. W tej wielości propozycji łatwo się zatracić i zagubić.
Przyczyną zmniejszającego się znaczenia religii może też być świadoma polityka państw, które – jak Związek Sowiecki i Chiny – ateizowały swoich obywateli. Opracowano tam regulacje prawne, które zaplanowano tak, aby zniszczyć wiarę w społeczeństwach. Z drugiej strony można wskazać prawne ingerencje w państwach, w których nie było wrogich intencji, a które jednak negatywnie wpłynęły na różne wyznania. Dla przykładu: nauczanie religii w polskich szkołach wprowadzone po upadku PRL – jak się okazało po latach – przyniosło odwrotny skutek do zamierzonego i zniechęciło młodzież do praktyk katolickich.
Nieco podobna teoria głosi, że religii szkodzi wplątanie w silny konflikt polityczny – badacze przywołują na przykład przypadek Stanów Zjednoczonych, gdzie Kościoły ewangelickie, głoszące żywą wiarę, zaangażowały się po stronie Partii Republikańskiej, podczas gdy rywale, Demokraci, coraz mocniej dystansują się od religii.
Podobne, niekorzystne dla religijności zjawisko, obserwujemy w Polsce. U nas blok partii przeciwny PiS zmierza coraz bardziej na lewo, natomiast wartości chrześcijańskie i religijna wiara są mocniej wiązane ze Zjednoczoną Prawicą. Biorąc pod uwagę mnogość wyjaśnień spadku religijności, trudno przypisać odpowiedzialność za zanik praktyk religijnych jakiemuś jednemu czynnikowi
– ocenia prof. Krzysztof Koseła, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, komentując zreferowane wcześniej hipotezy.
Inny punkt widzenia, zakładający stałe trwanie lub nawet rozwój wspólnot religijnych prezentuje Reza Aslan, irańsko-amerykański badacz kultur. Sam zna z doświadczenia wiele konfesji: wychowany w tradycji islamskiej przeszedł na chrześcijaństwo ewangelickie, potem powrócił do szyickiego islamu, dalej odwoływał się do tradycji sufizmu, aby w ostatnim czasie przedstawiać się jako panteista. Nieustannie nawołuje do dialogu między religiami.
Zdaniem Aslana, wbrew żywionym pod koniec XX w. nadziejom, gdy amerykański politolog Francis Fukuyama ogłosił „koniec historii”, zwieńczony erą liberalnej demokracji, na świecie umocnił się religijny nacjonalizm. Stało się tak z dwóch powodów: po pierwsze załamał się świecki nacjonalizm, który świecił triumfy w dwudziestym stuleciu. Nie udało się stworzyć takiej tożsamości zbiorowej, między innymi z tego powodu, że rasy, narody i religie w naturalny sposób się przenikały. Nie ziściły się obietnice że jeśli pozbędziemy się takich wyznaczników samoidentyfikacji jak etniczność i wyznanie, a skupimy się na przynależności państwowej, poczujemy się równymi wobec prawa obywatelami. A to zapewni życie w pokoju i dobrobycie, w przeszłość odejdą konflikty zbrojne. Dwie najbardziej niszczące wojny w dziejach, toczone w imię świeckiego nacjonalizmu pogrzebały ten pomysł.
Drugi powód związany był z globalizacją, która zamazywała granice oraz podziały na państwa narodowe.
Z powodu masowego przemieszczania się, podróży i migracji, współzależności handlowych, powstania Unii Europejskiej, Unii Afrykańskiej, a także międzynarodowych organizacji czyniących współpracę międzypaństwową bardziej płynną ludzie zaczęli myśleć o innych, pozanarodowych sposobach tworzenia swojej tożsamości. Dlatego w wielu częściach świata szukamy teraz nowych sposobów identyfikacji i chętniej odwołujemy się do bardziej pierwotnych form tożsamości zbiorowych. A więc do etniczności oraz religii. Ta ostatnia jest najstarszą formą utożsamiania się człowieka z grupą
– tłumaczy Aslan.
Przywołuje przykład Izraela, w którym 70 lat temu można było wyznawać dowolną religię (lub żadną) i popierać świecki syjonizm, zaś obecnie, aby stać się Izraelczykiem, trzeba też być Żydem – wyznawcą judaizmu. Podobnie w niepodległych Indiach, proklamowanych jako republika o większości hinduskiej, ale z licznymi mniejszościami pod parasolem świeckiego nacjonalizmu.
Może Cię zainteresować:
Obecnie rządzący tym półtoramiliardowym krajem przekonują, że Indusi muszą być hindusami, wyznawcami hinduizmu. Absurd tej sytuacji polega na tym, że ktoś taki jak hindus nie istnieje – ten termin stworzyli przybysze z Europy – Brytyjczycy na określenie nieskończonej liczby odłamów i grup wyznaniowych. Historia zatoczyła koło i prawicowi ortodoksi znad Gangesu noszą dziś na sztandarach termin, który jest… kolonialny.
Wieloletnie badania Aslana doprowadziły go do konkluzji, która nobilituje religie.
Wiara jest niezbywalną cząstką bycia człowiekiem, elementem ludzkiego doświadczenia. Jest impulsem ewolucyjnym, zjawiskiem uniwersalnym; istnieje wśród wszystkich ludów, we wszystkich częściach świata, datuje się nawet wcześniej niż początki naszego rodzaju. Wiemy, że wyrażenie czy doświadczenie wiary występowało wśród neandertalczyków, a nawet ludzi wcześniejszych. Istnieją dowody psychologiczne i poznawcze mówiące o tym, że przychodzimy na świat z wrodzoną zdolnością wiary
– tłumaczy amerykańsko-irański badacz.
Dlaczego jednak tak się dzieje? Jakie pożytki człowiek czerpie z wiary? Tego Aslan nie wie.
Mamy jednak pewność, że zdolność wiary jest fundamentalna i uniwersalna. Rodzimy się z takim impulsem i mamy niewielkie pole wyboru sposobu jego użycia, czyli wyboru wyznania. Oczywiście, jak pokazałem na swoim przykładzie, możliwe jest indywidualne doświadczenie wiary, przedefiniowanie tego, co rozumiemy jako boskie. Ale to wymaga czasu, wysiłku, dojrzewania
– mówi Aslan.
Co nam daje religia? W opinii badacza mamy tu wciąż pole do szukania wyjaśnień.
Potrzeby, na które odpowiada, nie są powodem jej istnienia. Religia może sprawiać, że ludzie myślą o przyszłości lepiej, pogodniej, ale nie po to powstała. Religia może przecież wywoływać także strach przed przyszłością. Odradzam pochopne ewolucyjne wyjaśnienia powstania religii; to, do czego nam służy, wcale nie tłumaczy, dlaczego się pojawiła. Impuls religijny może być przypadkiem, dodatkiem do innych cech ewolucyjnych
– tłumaczy Aslan.
Zapowiada, że jeśli nawet chrześcijaństwo czy islam wkrótce się skończą, sama koncepcja Boga – choć przetrwa – w niczym nie będzie przypominać tej dzisiejszej. Ma zniknąć podział na Stwórcę i jego dzieło, a pozostanie wiara w czyste istnienie, energię, której jesteśmy częścią.
Wielkie religijne przeobrażenia już się nieraz zdarzały, jesteśmy o krok od kolejnego z nich
– konkluduje badacz i… zachęca do poszukiwania Boga poza religijnymi instytucjami.
Wydaje się zatem, że z tezami o zmierzchu religii jest jak z przysłowiowymi informacjami o śmierci Marka Twaina. Gdy amerykańskie gazety błędnie podały w 1897 r., że pisarz zmarł w Londynie, znany z poczucia humoru Szkot stwierdził z angielską flegmą, że „Informacje o mojej śmierci były mocno przesadzone”. Po tym zdarzeniu pisarz w niezłym zdrowiu żył kolejne kilkanaście lat. Religie najpewniej przetrwają znacznie dłużej.
Dowiedz się więcej:
Źródła: