Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Procesor dźwięku służący do korekcji wysokości dźwięku instrumentów oraz ludzkiego głosu. Tak przedstawia się definicja autotune. Zna go każdy amator i profesjonalista zajmujący się nagrywaniem muzyki. Bez niego dzisiejsza muzyka nie wyglądałaby tak samo, tylko lepiej.
Postęp w technologii nagrywania dźwięku, który nastąpił w latach 80. XX wieku otworzył przed zespołami tysiące nowych możliwości. Wiele z wynalazków dało tysiącom amatorów możliwość nagrywania swojej twórczości w warunkach domowych. Jeszcze w latach 70. nie było to możliwe. Autotune jest wynalazkiem, który w zamyśle miał się przysłużyć ludzkości, a w rzeczywistości sprawił, że muzyka popularna stała się dla wielu nieznośna. Co to jest autotune i dlaczego magazyn Time uznał go za jeden z 50 najgorszych wynalazków w historii ludzkości?
Muzyka jest dziedziną dostępną dla stosunkowo wąskiego grona osób. Wymaga posiadania słuchu, który natura dała wybranym osobom. I kiedyś osoby, które nie miały za grosz talentu muzycznego, nie miały czego szukać w tym kręgu. Wynalezienie autotune’a sprawiło, że niemal każda osoba, która nie potrafi śpiewać, może brzmieć w pełni profesjonalnie.
Ten prosty procesor dźwięku został opracowany przez Andy’ego Hildebranda w 1996 roku. Pierwotnie miał być używany do poprawiania nagranych wokali, które nie pasowały do instrumentów. Dzięki temu efekt był lepszy, a produkcja tańsza. Nie trzeba było robić kolejnych dubli.
Jednak zastosowanie go zmieniło się na przestrzeni lat. Szybko okazało się, że autotune to „moda, która nigdy nie przemija”. Zbyt częste stosowanie go zmienia ludzki głos w coś co brzmi jak robot. Jeśli nie wiecie, o co chodzi, to spieszę wyjaśnić, że jednym z pierwszych zastosowań autotune była piosenka „Believe”, którą wykonywała Cher. Było to w odległym 1998 roku, a jak jest teraz?
Charakterystyczny robotyczny sznyt w głosie można usłyszeć w piosenkach:
Poza tym autotune’a można usłyszeć w praktycznie każdej piosence „artystów” takich jak Kanye West, Britney Spears czy Lil Wayne. Ten pierwszy postanowił wykonać piosenkę „Love Lockdown” bez wykorzystywania programu podczas „Saturday Night Live”. Występ wypadł tak słabo, że został (wraz z wykonawcą) wyśmiany w sieci. Lista „muzyków” stosujących ten cyfrowy dopalacz jest o wiele dłuższa. Nie ma sensu przytaczać wszystkich nadużywających autotune’a, bo nie wystarczyłoby nam miejsca na stronie.
Muzycy wykonujący pop korzystają z tego narzędzia podczas koncertów. Często mają bowiem problem ze śpiewem podczas wykonywania skomplikowanych ruchów tanecznych. Rodzi to oczywiste pytanie, dlaczego pozwalają, żeby taniec był ważniejszy niż śpiew. Stosowanie autotune’a stało się powszechne i nic nie zwiastuje jego końca.
Światełkiem w tunelu są prawdziwi muzycy, którzy decydują się nie tylko na nagrywanie swoim głosem, ale protestują przeciwko programowi. W 2009 zespół Indierockowy „Death cab for cutie” rozpoczął kampanię przeciwko nadużywaniu autotune’a w przemyśle muzycznym. Artyści pojawili się na gali rozdania nagród Grammy z niebieskimi opaskami.
To nie jest tak, że przed autotunem nie było podobnych programów. Owszem, były i to często stosowane. Do zmiany ludzkiego głosu stosowało się różnego rodzaju efekty studyjne takie jak podwójny tracking. W latach 70. w USA dużą popularnością cieszył się gitarzysta Peter Frampton, który stosował efekt znany jako talk box. Ten sam efekt zastosował Richie Sambora z Bonjovi w piosence „Living on a prayer” oraz David Gilmour z Pink Floyd w utworze „Keep Talking”. Tutaj mówimy jednak o pojedynczych zastosowaniach efektu wokalnego. Efekty te wymagały jednak od wokalisty umiejętności śpiewania. Autotune tego nie wymaga.
Muzykę na tle wielu (ale nie wszystkich) dziedzin sztuki wyróżnia możliwość zaprezentowania jej na żywo. Lubimy chodzić na koncerty dla emocji artystów, które udzielają się publice. Patrzymy się z podziwem na ich pasję i za to doceniamy muzyków. Autotune zamienia ludzki głos w robota. Bezpłciową maszynę pozbawioną wszelkich emocji. Po co w takim razie chodzić na koncerty? Żeby posłuchać robociego wycia?
Daleki jestem od stwierdzeń mówiących, że „za moich czasów było lepiej”. W tym przypadku trudno mi nie odwołać się do tego typu twierdzeń. Poprzednie pokolenie muzyków nie znało takich narzędzi, więc nie mieli szansy na skorzystanie z nich. Czy zrobiliby to teraz? Można odpowiedzieć sobie na to pytanie, wybierając się na koncert Paula McCartneya czy Rollling Stones.
Problem z autotunem polega na jego sprawnym i delikatnym stosowaniu.
Jeśli ktoś używa go gustownie tylko po to, by poprawić kilka nut tu i tam, to nawet nie wiesz, że został użyty, więc nie dostaje żadnych rekwizytów za wykonanie dobrej roboty
– zauważa Craig Anderton, producent muzyczny i kompozytor.
Ale jeśli ktoś nadużywa go, to jest to bardzo oczywiste – zmienia się jakość dźwięku głosu i ludzie mówią 'Och, to ten Auto-Tune – to straszna rzecz, która przyczynia się do upadku i schyłku zachodniej muzyki, jaką znamy.
Nie wszyscy jednak używają autotune’a. Wielkie gwiazdy, za którymi stoją koncerny mają środki, żeby wykorzystywać go na scenie. Małe, lokalne zespoły nie mogą sobie na to pozwolić. Takie koncerty mogą się podobać lub nie, ale z pewnością są bardziej żywe i prawdziwe niż większość „wielkich” sceny muzycznej.
Źródła:
Może cię również zainteresować: