Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Chorwaccy policjanci siłą zawracają migrantów na granicy z Bośnią i Hercegowiną. Czasem są brutalni. Łamią prawo. W ten sposób Zagrzeb chce przekonać Unię Europejską, by dopuściła Chorwatów do strefy Schengen
W okolicach Bihaća 27 sierpnia 2019 r. chorwaccy policjanci ustawiają grupę Afgańczyków i Pakistańczyków i rozpalają ogień. Rozkazują wrzucić do niego wszystko: torby, ubrania, śpiwór, telefony, buty, skarpetki. Kiedy już płoną, policja poleca wyrównać szereg. Biją migrantów patykami znalezionymi w lesie i tym, co mają pod ręką. W końcu puszczają, ale boso. Każą wracać do Bośni. Najmłodsza osoba w grupie ma 14 lat*.
Od 2018 r. południowa ścieżka bałkańskiego szlaku przerzutu migrantów do Europy Zachodniej znowu nabrała znaczenia. Prowadzi przez administracyjnie słabą i podzieloną Bośnię i Hercegowinę. Migranci i uchodźcy próbują dostać się do Chorwacji i dalej do Słowenii. Z raportów Human Rights Watch, Amnesty International i UNHCR (agencji ONZ zajmującej się uchodźcami) wynika, że chorwaccy policjanci oraz strażnicy graniczni łamią prawa człowieka oraz międzynarodowe konwencje. Biją, poniżają, ignorują prośby o udzielenie azylu.
„»Daj telefon, pieniądze, buty« – mówią. Spalili wszystko: mój plecak i jedzenie. Nie pobili mnie, ale część ludzi tego doświadczyła ” – twierdzi Mudasar z Afganistanu, którego spotykam na obrzeżach Bihaća.
Przemoc, której doświadczają migranci, to nie tylko pobicia. Strażnicy graniczni, jak wynika z raportów, używają wody, ognia i ziemi, znęcając się nad przybywającymi. W powietrzu unoszą się przekleństwa.
„Latem dominującym na granicy bośniacko-chorwackiej żywiołem jest ogień. Zmienia się to zależnie od pory roku. Obecnie odnotowujemy mniej przypadków bezpośrednich pobić, odkąd media i organizacje międzynarodowe zaczęły nagłaśniać sprawę. Teraz dotkliwiej biją na granicy chorwacko-słoweńskiej” – mówi Margot, wolontariuszka projektu Violence Border Monitoring, pracująca w Bihaću.
Kolinda Grabar-Kitarović, prezydentka Chorwacji, która zasłynęła z urody i kontrowersyjnych antyuchodźczych wypowiedzi, twierdzi, że sytuację na granicy ma pod kontrolą. Chorwacja dołączyła do Unii Europejskiej w 2013 r., ale państwo ciągle stara się o przyjęcie do strefy Schengen. Na początku września, podczas spotkania z prezydentami Austrii i Słowenii dot. migracji, Kolinda Grabar-Kitarović podkreśliła, że granica jest już bardzo dobrze chroniona, a po dołączeniu do strefy będzie jeszcze lepiej strzeżona.
Grupa migrantów z Syrii, Maroka i Algierii trafia w ręce chorwackich policjantów 10 stycznia 2019 r. i zostaje wywieziona na granicę bośniacką. Mają jeden po drugim przejść przez „ścieżkę zdrowia”, opisaną przez świadków jako dwa rzędy funkcjonariuszy. W sumie sześciu policjantów w czarnych maskach, którzy pałkami bili przechodzących migrantów. Ostatni funkcjonariusz popycha w kierunku strumienia wyznaczającego granicę pomiędzy Chorwacją a Bośnią. Woda jest w nim zimna i wysoka do pasa.
Słoweński lekarz kilkanaście godzin dziennie spędza na opatrywaniu ludzi, którzy wracają z granicy. Rozmawia ze mną nieoficjalnie, w przerwie na papierosa. Prosi o zachowanie anonimowości. Mówi, że robi trzy przerwy w ciągu dnia, a jeść w pracy nie może. Nie wie, czy z nerwów, nadwrażliwości czy z braku czasu.
„Większość ran nie pochodzi z pobić na granicy. Ale takie stanowią poważny procent, co nie powinno się w ogóle zdarzyć” – mówi. „Dominują urazy wynikające np. z ucieczki przez las. Mamy dużo zakażeń stóp i nóg u ludzi zmuszanych do pieszych powrotów z granicy. Poważny procent to samookaleczenia. Podcinają się, przypalają papierosami. Używają tego, co mają pod ręką. Dlaczego? Żeby zrobić cokolwiek ze swoim lękiem” – dodaje.
Na początku sierpnia w bośniackich mediach zawrzało, kiedy grupa migrantów z Pakistanu i Iraku została znaleziona przy granicy z poważnymi urazami fizycznymi. Chorwacka policja poinformowała w oświadczeniu, że „powstrzymała” grupę przed nielegalnym przekroczeniem granicy. Zaprzeczano, jakoby interweniujący funkcjonariusze zachowywali się brutalnie.
Władze bośniackiego kantonu Una-Sana przy granicy z Chorwacją od miesięcy powtarzają, że chorwaccy policjanci nielegalnie zawracają migrantów. Burmistrz miasteczka Bihać Šuhret Fazić twierdzi, że sam był świadkiem niezgodnej z prawem deportacji, a raczej zmuszenia ludzi do powrotu, skąd przyszli.
Evresa Okanović, dyrektorka szpitala, do którego zostali zabrani Pakistańczycy i Irakijczycy, powiedziała telewizji Al Jazeera Balkans, że pacjenci mieli obrażenia, „obrzęki, krwiaki i siniaki na plecach, nogach, rękach i ramionach”. Wyglądali tak, jakby zostali pobici.
Bośniacy postawili zacząć dokumentować przemoc Chorwatów.
Wielu uchodźców i migrantów utknęło w Bośni na wiele miesięcy. Obozy są przeludnione, brakuje miejsca, nie są zachowane podstawowe standardy higieny i bezpieczeństwa.
„Czy macie w obozie jakichś ludzi, którzy chcą w Bośni zostać?” – pytam Natašę Omerović, która z ramienia Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) koordynuje prace w ośrodku dla rodzin i dzieci Borići, 10 minut piechotą od centrum miasteczka Bihać.
Nataša patrzy na mnie porozumiewawczo.
„Jakby mnie zapytali o radę, sama bym powiedziała, żeby ruszali dalej. Też miałam wyjechać za granicę, zanim dostałam tę pracę” – mówi. „Dzisiaj mam w obozie 235 osób. Codziennie ok. 20 wyrusza »na grę«, czyli próbować przekroczyć granicę Unii. Połowa wraca, połowa nie. Kiedy kilka dni ich nie ma, podejrzewam, że im się udało” – dodaje.
Borići to jeden z obozów o najwyższym standardzie w regionie. Władzom, przy wsparciu Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji, udało się odnowić budynek opuszczony w czasie wojny. Jeszcze rok temu stał tutaj dawny akademik – gołe ściany bez okien. Migranci rozpalali w środku ogniska, aby się ogrzać. Spali na betonie.
Teraz to miejsce przypomina szpital. Białe i jasnożółte ściany, nowe okna, piętrowe łóżka. Dzieci biegają wkoło betonowego placu przed budynkiem. Nataša udziela wywiadu słowackiej telewizji, atmosfera jest miła. Kilkuletni chłopiec w klapkach, dwa razy większych niż jego stopy, próbuje jeździć na hulajnodze, ale ciągle się potyka.
W chorwackich mediach głośno zrobiło się po opublikowaniu przez portal społeczno-polityczny Telegram rozmowy z funkcjonariuszem policji, który z bezsilnością opowiadał dziennikarce o rozkazach otrzymywanych od przełożonych.
Na początku 2017 r. policjant zawrócił pierwszą grupę migrantów. Twierdził, że zadzwonił wtedy do szefa zmiany, aby zapytać o instrukcję. Szef oddzwonił na prywatny telefon komórkowy chorwackiego oficera. Chciał uniknąć nagrania rozmowy. Polecił, aby zaprowadzić migrantów z powrotem do granicy bośniackiej. „Powtarzali »azyl«, a my na to: »nie udzielamy azylu«”. (Org. „No azil”, co stanowi zniekształconą wymowę angielskiego „No asylum” – red.)
„Zostali zawróceni bez żadnej udokumentowanej procedury. Tak, jakbyśmy nigdy ich nie znaleźli ani nie zawieźli z powrotem na granicę” – powiedział policjant.
Funkcjonariusz podkreślił jednak, że od przełożonych nie dostawał poleceń, aby migrantów bić, okradać albo poniżać. W anonimowym liście skierowanym do chorwackiej rzeczniczki praw obywatelskich Lory Vidović osoba podająca się za funkcjonariusza policji opisuje bardzo dokładnie przemoc, do której posuwają się policjanci, zaznaczając, że „robią oni, co chcą, bez żadnych ograniczeń, przy aprobacie przełożonych i głównego dowództwa”. Rzeczniczka najpierw zwróciła się do państwa, wnosząc o kompleksowe i niezależne postępowanie wyjaśniające. List dostała w marcu. W lipcu, po miesiącach czekania na reakcję, zdecydowała się upublicznić informacje. Podkreśliła, że potwierdzają się zarzuty wysuwane przez organizacje chroniące prawa człowieka.
„Niektórzy z policjantów zaczynają rozmawiać z mediami, nawet jeśli boją się utraty pracy. Trzeba też zaznaczyć, że w ostatnich miesiącach narracja mediów głównego nurtu zdecydowanie podsycała strach przed migrantami” – komentuje Maddalena Avon z Centrum Studiów nad Pokojem w Zagrzebiu. Sugeruje, że może to wpływać na zachowanie funkcjonariuszy.
Grupa 13 osób, Kurdowie z Turcji, Iraku i Iranu, zostaje złapana w chorwackim lesie. Dwóch policjantów strzela z pistoletu w ich kierunku. Otaczają grupę, wydają rozkaz „na ziemię”. Migranci leżą na niej przez 20 minut. „Ziemia była mokra i zimna. Poprosiłem ich, aby wzięli dzieci (ośmiomiesięczne i roczne – red.) do samochodu, ale nie zgodzili się” – opowiada uczestnik zdarzenia.
„Tylko jedna rodzina powiedziała mi, że pochodzą z Syrii. Większość z nich przyjechała z Afganistanu i Pakistanu. Wszyscy jadą do Niemiec. Większość to migranci z przyczyn ekonomicznych. Możemy im współczuć, ale UE i Chorwacja nie mogą zaakceptować całej nędzy tego świata” – powiedziała Grabar-Kitarović, odwiedzając obóz Opatovac podczas kryzysu w 2015 r.
„Pamiętamy jej bardzo wyraźną niechęć do ludzi, którzy spali na zimnej, mokrej ziemi, bezradnie ciesząc się, że spaceruje pośród nich przywódca polityczny” – twierdzi organizacja Are You Syrious?.
Prezydentka zasłynęła z antyuchodźczych wypowiedzi. Podczas debaty na Uniwersytecie w Zagrzebiu stwierdziła, że czuje się rozdarta, patrząc na uchodźców trzymających za rękę przerażone dzieci. Zastanawia się wtedy, czy dzieci naprawdę należą do tych ludzi. „A może to jakieś dziecko, które zabrali, aby łatwiej udawać uchodźczą rodzinę?” – zastanawiała się prezydentka.
Wszyscy mężczyźni mają wejść do tej samej furgonetki, podczas gdy kobiety i dzieci są wsadzane do kolejnej. Jest ciemno i zimno. Małe okno na długość dłoni pozwala zajrzeć do kabiny kierowcy. W samochodzie kilka kobiet wymiotuje, matka 14-letniego chłopca nie pamięta, ile i czy wszystkie – bo słoweńscy policjanci zabrali jej syna na przesłuchanie. Jest przerażona.
„Nie wolno mówić ani pytać. Kiedy pytają, po prostu odpowiadasz »tak« lub »nie«. Jeśli coś powiesz, uderzą cię” – radzi Libijczyk wydalony 15 kwietnia 2019 r.
„Milczenie. Milczenie jest jedyną odpowiedzią, jakiej mogą udzielić (chorwackie władze – red.) w obliczu wszystkich filmów, zdjęć i świadectw opublikowanych przez międzynarodowe i lokalne organizacje, chroniące prawa człowieka” – stwierdza Maddalena Avon.
W wywiadzie dla szwajcarskiej telewizji SRF Kolinda Grabar-Kitarović potwierdziła, że migranci są wydalani z kraju. Zaprzeczyła, aby używano przy tym przemocy. Stwierdziła jednie, że „trochę siły jest potrzebne”.
„Jest to sprzeczne z wcześniejszymi słowami chorwackich urzędników, ale zgodne z ustaleniami Human Rights Watch, UNHCR i innych organizacji” – pisze Human Rights Watch w liście otwartym skierowanym do chorwackiej prezydentki.
Wyrzucenie, fizyczne wypchnięcie migrantów z państwa należącego do Unii poza Wspólnotę, bez rozpatrzenia wniosków o azyl i z użyciem siły, narusza „wiele przepisów UE i Konwencję ONZ dotyczącą uchodźców” – podkreśla organizacja.
Asifullah z Afganistanu wypytuje, jak żyje się w Europie.
„Policja bije, później wsadza do wody” – mówi. „Dlaczego?”
„Jesteśmy ludźmi, powtarzałem”– dodaje po chwili.
Jest wieczór. Asifullah pokazuje zdjęcie rozciętego czoła z ostatniej „gry” i pije napój energetyczny. Jego znajomy opowiada o płonących w ognisku na granicy ubraniach. Dziś ma już tylko spodnie dresowe, koszulkę i klapki. Asifullah twierdzi, że nie może spać w pękającym w szwach obozie Bira w Bihaću, dlatego stara się w ogóle nie zasypiać.
* Świadectwa grupowych wydaleń z użyciem przemocy pochodzą z raportów niezależnych organizacji w ramach projektu Border Violence Monitoring i można je znaleźć na jego stronie. Raporty są wykonywane z użyciem profesjonalnej metodologii. Niemal każdy migrant, którego spotkałam w ciągu kilku dni w Bihaću, opowiadał, że doświadczył bicia, poniżania, kradzieży i daleko idącej przemocy słownej.