Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Czasami w życiu bywa tak, że czyjeś zdanie zainspiruje do własnych przemyśleń na dany temat. Bywa, że konkretna myśl daje nam impuls do głębszej refleksji i budzi w nas kolejne skojarzenia. Czyjeś słowa mogą także rodzić w nas różnorodne emocje. Kiwamy głową i uśmiechamy się pod nosem, kiedy zgadzamy się z autorem. Złościmy się, a nasza twarz przyjmuje wyraz dezaprobaty, kiedy nie podzielamy jego stanowiska. Zdarza się, że ktoś nas rozbawi swoimi spostrzeżeniami, czasami rozbudzi w nas smutek i nostalgię, bo przywoła w naszej pamięci wspomnienie z przeszłości.
Czytając artykuł pt. „Z cyklu «Rozmowy o życiu»: jak jestem” przeżywałam rozmaite emocje, jak i przeróżne myśli krążyły mi po głowie. Co najdziwniejsze, a być może i nieprzypadkowe, lektura tego tekstu zbiegła się z moją równoległą lekturą książki Hermanna Hessego pt. „Podróż na Wschód”. Odkrycie zbieżności konkretnych przeżyć, poszukiwań i dążeń między tymi dwoma tekstami, w pełni mnie zaskoczyło. Inspiracja była na tyle silna, że postanowiłam uchwycić ją w słowach i napisać krótką refleksję na ten temat.
Pierwsza myśl autora tekstu „Z cyklu «Rozmowy o życiu»: jak jestem”, która obudziła moją refleksję, brzmi:
„Czas nie ma wpływu na nic, jeśli nadrzędnym celem podróży ma być rozmowa z samym sobą”.
Zastanowiło mnie: jak często odbywamy podróże w różne zakątki świata nie tylko po to, żeby poznać odmienne kultury, obyczaje i tradycje, ale żeby zajrzeć wgłąb samego siebie? W XXI wieku człowiek ma nieograniczone możliwości przemieszczania się i docierania do najdalszych krańców kuli ziemskiej. W miarę indywidualnych możliwości korzystamy z tego na coraz większą skalę, eksplorując kolejne kierunki, nowe dla nas miejsca; poznajemy kolejnych ludzi – czasem na chwilę, czasem na dłużej. Zwiedzamy, chłoniemy, przeżywamy, podziwiamy to, co na zewnątrz nas. Potem wracamy do domu, przywożąc ze sobą świeże wspomnienia, doświadczenia, obserwacje. Wydaje się jednak, że to nie wyczerpuje istoty podróżowania. Jak często uświadamiamy sobie, że każda podróż gdzieś dalej, na zewnątrz, jest równocześnie podróżą gdzieś w głąb – wewnątrz siebie samego? To druga z tych myśli autora tekstu, która utkwiła mi w pamięci:
„Najciekawsze podróże odbywam wewnątrz siebie”.
No właśnie, przemierzając kolejne kilometry, przyglądając się kolejnym dziełom architektury, podziwiając nieznane wcześniej obrazy przyrody, skupiając się na twarzach ludzi mówiących innymi językami z odmiennego niż nasz kręgu kulturowego, tak naprawdę odbywamy „wsobną” podróż. Możemy odkrywać w sobie emocje, których wcześniej nie znaliśmy, albo wręcz przeciwnie: te same emocje, które się tylko powtarzają w swojej monotonni i o czymś świadczą. Budzą się w nas myśli nowe i nieznane, albo te same, co w każdym innym miejscu. Mamy obserwacje, wnioski i tezy, które mogą nas samych zaskoczyć albo znudzić tak jak za każdym poprzednim razem naszej wędrówki po świecie. Jednakże każda podróż coś w nas wyzwala, a tym samym ukazuje jakąś prawdę o nas samych, w jakiś sposób nas przemienia. Reagujemy tak jak zawsze, jak przy każdej innej podróży, albo zupełnie inaczej. Powstaje jednak zasadnicze pytanie: czy umiemy słuchać samych siebie? Czy potrafimy w gąszczu przeżyć, doświadczeń i wrażeń przekierować uwagę do środka siebie samych? Jeżeli „nadrzędnym celem podróży ma być rozmowa z samym sobą” to wspomniane umiejętności wydają się tutaj niezbędne.
Rozmowa z samym sobą wydaje się sztuką wyższą. To wyzwanie, które wymaga od nas dużej uważności i samoświadomości. Zazwyczaj stawiamy pytania i oczekujemy odpowiedzi od innych. Mówimy do innych i słuchamy tego, co mają nam do przekazania. Jeśli angażujemy się w dialog z drugim człowiekiem, to poświęcamy mu czas, koncentrujemy się na jego słowach, czujnie obserwujemy jego reakcje, żeby jak najlepiej go zrozumieć. A czy potrafimy te same mechanizmy zastosować do samego siebie? Właśnie podróże, które zazwyczaj oznaczają zmianę w stosunku do naszego codziennego funkcjonowania, dają człowiekowi doskonałą okazję do rozmowy z samym sobą. Otwierają przed nami drzwi do lepszego poznania samego siebie i tylko od nas samych zależy czy wykorzystamy tę okazję.
Zobacz też:
„Podróż na Wschód” Hermana Hessego to krótka opowieść o podróży ludzi, którzy chcą przekroczyć jednowymiarowość naszego świata, a ich celem jest podążanie w stronę słońca, czyli nowego (idealnego?) porządku rzeczywistości. Ich krucjata nie ma jasno określonego celu geograficznego; wiemy jednak, że prowadzi ludzkość w kierunku przeciwnym do zwykłych, codziennych dążeń, jakimi są osiąganie korzyści, konsumpcjonizm, powierzchowne wegetowanie z dnia na dzień. Jednakże celem tej baśniowej podróży jest tak naprawdę ciągła rewitalizacja swojego wnętrza, coraz lepsza znajomość siebie: swoich najgłębszych pragnień, marzeń i tęsknot. Droga do wnętrza w trakcie tej podróży prowadzi przez intensywne przeżywanie każdego dnia i nieustanne ożywianie swojego ducha nowymi ideami, myślami i przeżyciami. Realny czas tej podróży – nie istnieje, bo nie jest ważny. Wędrowcy na Wschód to mieszanka ludzi różnych epok, począwszy od wielkich postaci typu Mozart czy Paul Klee po zwykłych „zjadaczy chleba”, ale o sercach wrażliwych i nastawionych na cele wyższe. W swojej baśniowej nieco onirycznej opowieści Hesse pokazuje, że prawdziwym zadaniem człowieka nie jest zdobywanie świata zewnętrznego, ale poznawanie tego wewnętrznego. To w jego przekonaniu stanowić ma receptę na dobrze przeżyte życie. Droga przez ziemską egzystencję jest bowiem wędrówką do krainy wyobraźni, w której rządzą idee, do świata myśli i wizji, w których spotykają się przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Hesse pisze o tym w słowach:
„Naszym celem bowiem był nie tylko Wschód, czy też raczej: nasz Wschód był przecież nie tylko jakimś krajem, czy pojęciem geograficznym, lecz również ojczyzną i młodością duszy, znajdował się wszędzie i nigdzie, był jednością wszystkich czasów […] w wolności jednoczesnego przeżywania wszystkiego, co tylko da się pomyśleć, zamieniania, jak w zabawie, świata zewnętrznego i wewnętrznego, przesuwania czasu i przestrzeni niby kulis”.
Lektura wspomnianych dwóch tekstów skłoniła mnie do refleksji, że człowiek zajrzał niemal do każdego zakątka Ziemi, stanął na Księżycu i planuje wylądować na Marsie. Pytanie: jakie jeszcze planety podbije w bliższej lub dalszej przyszłości? Podróżowanie wydaje się nie mieć granic – jest to tylko kwestia czasu i rozwoju nauki. W świetle takich dokonań i dalszych planów warto zapytać: a co z eskapadą do wnętrza siebie? Jak na tym polu przebiegają nasze codzienne, małe sukcesy, które są przecież w zasięgu każdego z nas? Czy równie chętnie tam się udajemy i z podobną odwagą chcemy poznawać własne ja? Bo czasami może wystarczy zamknąć oczy, żeby zobaczyć w sobie kosmos.
Może cię również zainteresować: