Nauka
Pierwsze światło po Wielkim Wybuchu. Naukowcy wiedzą jak powstało
25 listopada 2024
Możemy bić rekordy w sadzeniu drzew. Ale ważniejsze jest to, by lasów i puszcz nie wycinać. Co więcej, powinniśmy zacząć chronić je na jak największych obszarach naszej planety
Najpierw kilka liczb, które wstrząsnęły światem w ostatnim czasie. Pierwszą piątkę największych pożarów w Kalifornii od lat 30. XX w. otwierają te, które miały miejsce w latach 2003–2018. Szacuje się, że łącznie spłonęło w nich ponad 620 tys. hektarów ziemi.
W 2019 r. płonęły lasy Amazonii, co wywołało światową dyskusję nad bezpieczeństwem wrażliwych ekosystemów. W jej trakcie doszło do ostrego spięcia między prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i prezydentem Brazylii Jairo Bolsonaro. Pierwszy zaoferował – w ramach grupy G7 – 20 mln dolarów na ratowanie amazońskich lasów. Oburzony Bolsonaro propozycję odrzucił.
W ubiegłym roku, jak oszacowała „Nowaja Gazieta”, spłonęło także 2,6 mln hektarów syberyjskiej tajgi na dalekim wschodzie Rosji.
Te wszystkie liczby blakną jednak przy podsumowaniach pożarów w Australii na przełomie 2019 i 2020 r. Tylko w południowo-wschodniej części kraju spłonęło prawie 11 mln hektarów buszu. Śmierć poniosły 33 osoby i miliard zwierząt. Potężna chmura dymu przemierzyła ponad 12 tys. km, docierając aż do wybrzeży Chile i Argentyny. Jak wyliczała NASA, do atmosfery trafiło 300–400 mln ton dwutlenku węgla.
Są także optymistyczne informacje. 28 lipca 2019 r. – w jeden dzień – mieszkańcy Etiopii, według władz tego kraju, mieli posadzić 353 mln drzew. Cel akcji? Zwrócenie uwagi na potrzebę walki z kryzysem klimatycznym. Z szacunków ONZ wynika, że powierzchnia lasów w Etiopii zmniejszyła się z 35 proc. na początku XX w. do 4 proc. obecnie
Drzewa posadzone w Etiopii określono mianem green legacy, czyli „zielonego dziedzictwa”. Być może wyczyn ten zostanie jeszcze odnotowany w Księdze rekordów Guinnessa. „W akcji udział wzięły 23 mln Etiopczyków” – chwalił dr Tefera Mengistu, koordynator programu zalesiania.
Nie brakuje jednak wątpliwości, czy Etiopczycy faktycznie posadzili tyle drzew, ile zadeklarowali. Nie wiadomo też, ile z nich się przyjmie. Jak na razie nie przedstawiono także planu pielęgnacji nowo nasadzonych drzew. Akcja zwróciła jednak uwagę na poważne problemy Afryki – susze i związaną z nimi deforestację.
Takele Uma, burmistrz miasta Addis Abeba, w rozmowie z dziennikarzami wyraził nadzieję, że za przykładem Etiopii pójdą kolejne państwa afrykańskie. „Zmiany klimatu nie są oszustwem. Mamy nadzieję, że Etiopia znów będzie zielona. Pamiętajcie, że to, co zaczyna się w Addis Abebie, rozprzestrzeni się potem na inne kraje Afryki” – oświadczył.
Podobne „pospolite ruszenia”, głównie pod auspicjami ONZ, miały miejsce w Indiach, Pakistanie, Chinach, Meksyku, Turcji, Brazylii czy Rwandzie. Na świecie działają też organizacje (np. TreeSisters), którym można przekazać drobne kwoty na sadzenie lasów w odległych zakątkach globu. Wprowadza się też innowacje, takie jak sadzenie dronem, które polega na bombardowaniu nasionami z powietrza ziemi uprawnej, na której potem wyrośnie las.
W Polsce z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości władze Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska poinformowały, że posadziły 100 tys. sadzonek. Polskie drzewa stały się nawet prezentem „na eksport”. Były wiceminister środowiska Sławomir Mazurek posadził 200 polskich sadzonek w parku w Astanie, stolicy Kazachstanu.
Polacy pomagają też na Madagaskarze. Ksiądz Marcin Wiśniewski ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo wyjechał na misję na początku lat 70. Na Madagaskarze założył w 2006 r. „zieloną diecezję”. Wiernych przekonuje do sadzenia drzew na terenach po pożarach. Dzięki działaniom, które zainspirował, do lasów wróciły lemury, a w korytach rzek znów pojawiła się woda.
W 2019 r. na łamach dziennika „New York Times” szwajcarski milioner Hansjörg Wyss obiecał, że w ciągu najbliższej dekady wpłaci miliard dolarów na specjalny fundusz ochrony przyrody. „Od czasu utworzenia pierwszego na świecie parku narodowego Yellowstone w 1872 r. 15 proc. ziem i 7 proc. oceanów jest chronionych w stanie naturalnym” – przypomniał filantrop w swojej deklaracji.
Wyss chce, żeby do 2030 r. ochroną zostało objętych 30 proc. globu, przede wszystkim obszary najcenniejsze pod względem bioróżnorodności. Projekty Wyssa i jego fundacji zakładają współpracę z rdzenną ludnością. Wśród nich można znaleźć np. opiekę nad dzikimi terenami w Kanadzie czy Argentynie, na których planowane jest utworzenie nowych parków narodowych.
Głos Wyssa nie jest odosobniony. Naukowcy zajmujący się zmianami klimatu i ochroną środowiska na łamach pism „Science” oraz „Nature Sustainability” postulowali jesienią ubiegłego roku, by przyrodzie zostawić najpierw 30 proc. globu (do 2030 r.), a następnie 50 proc. – do 2050 r. Jednym z pierwszych, który zgłosił taki postulat, był Edward O. Wilson, biolog z Uniwersytetu Harvarda.
Czy sadzenie drzew wystarczy, by uratować planetę? W lipcu 2019 r. w magazynie „Science” ukazał się artykuł, z którego wynikało, że do osiągnięcia tego celu wystarczyłoby zalesienie 0,9 mld hektarów ziem przy jednoczesnej redukcji emisji gazów cieplarnianych. Zakładano, że nowe lasy pochłoną miliardy ton dwutlenku węgla z atmosfery i schłodzą planetę.
Kilka miesięcy później naukowcy zrewidowali swoje szacunki. Okazało się, że w wielu miejscach, które wcześniej wytypowali pod zalesienie, z różnych powodów, nie da się posadzić drzew. Chodzi głównie o arktyczne rejony Rosji, Skandynawii i Ameryki Północnej, a także o pustynniejące tereny w Australii i Afryce. Naukowcy błędnie wskazali też na grunty, na których mieszkają ludzie (wioski, miasta – łącznie prawie 2,5 mld ludzi) lub grunty wykorzystywane pod uprawy i pastwiska.
Naukowcy podkreślają jednak, że zalesianie jest potrzebne, bo lasy to potężne magazyny węgla, choć bilans ich wpływu na planetę należy rozpatrywać w długiej perspektywie.
Młode drzewa – kilkunastoletnie – akumulują co prawda więcej dwutlenku węgla, bo potrzebują go do wzrostu. Ale gdy drzewa osiągną maksymalne rozmiary, czyli mniej więcej w wieku 100 lat, ich możliwości pochłaniania maleją. Pomimo to ochrona starych „magazynów dwutlenku węgla” jest ważna.
Wycięcie starego lasu powoduje uwolnienie dwutlenku węgla na dwa sposoby. Po pierwsze dlatego, że drewno może zostać spalone. Po drugie, już sam proces wycinki lasu uwalnia dodatkowo CO2. Warto przypomnieć, że współczesna gospodarka leśna wygląda zupełnie inaczej, niż gdy drwale ręcznie ścinali drzewa i transportowali je, wykorzystując np. konne zaprzęgi. Dziś w tym celu wykorzystuje się ciężki sprzęt, który zużywa tony paliwa, przy okazji miażdżąc młodnik oraz poszycie lasu.
O tym, jak wygląda praca harwesterów z bliska, mogli przekonać się choćby mieszkańcy i aktywiści z Puszczy Białowieskiej, gdy w 2017 r. ruszyła w niej wycinka. Zatrzymał ją dopiero wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Profesor dr hab. Tomasz Wesołowski i Marcin Popkiewicz z portalu Nauka o klimacie w 2015 r. pisali, że priorytetowym dla ochrony klimatu jest dziś ochrona lasów pierwotnych – przede wszystkim z uwagi na ilość zmagazynowanego węgla przez drzewa. „Niestety, obecnie istniejące regulacje (np. protokół z Kioto) nie rozróżniają między lasami pierwotnymi i plantacjami, a zwiększające emisję CO2 zastępowanie lasów naturalnych uprawami drzew nie jest traktowane jako działanie jednoznacznie szkodliwe. Za takie uznawane jest dopiero pełne wylesienie obszaru, np. zamiana lasu na grunty rolne” – tłumaczyli.
Piotr Tyszko-Chmielowiec z Instytutu Drzewa od lat tłumaczy, że drzewo to potężny klimatyzator – retencjonuje wodę, a potem chłodzi otoczenie. To ważne zwłaszcza latem. Drzewa nie tylko pochłaniają dwutlenek węgla, lecz także szkodliwe pyły z ulic i filtrują spaliny. Przyrodnik zwraca jednak uwagę, że oprócz sadzenia drzew od razu należy zaplanować także ich przyszłą pielęgnację.
„W epoce coraz gwałtowniejszych zmian klimatu drzewom coraz trudniej się przyjąć. Dlatego tym bardziej powinniśmy oszczędzać stare drzewa, a także dbać o to, by w lasach, zwłaszcza naturalnych, zostawiać odpowiednią ilość martwego drewna, zamiast je spalać jako biomasę” – zaznacza.
Tyszko-Chmielowiec przypomina, że węgiel zawarty w martwym drewnie odkłada się w glebie i innych organizmach żywych. Las sam bowiem reguluje jego przepływ. „Tymczasem, wycinając las, zaciągamy dług węglowy, którego sadzonki mogą nigdy nie spłacić. Z drugiej strony, sadząc drzewa na nieużytkach albo obszarach poprzemysłowych, akumulujemy węgiel w miejscach, w których wcześniej drzewa nie rosły” – zauważa przyrodnik.
Fundacja EkoRozwoju, w zakładaniu której uczestniczył Tyszko-Chmielowiec, od kilku lat organizuje Forum Przyjaciół Drzew na Dolnym Śląsku. Na imprezę zjeżdżają dendrolodzy, leśnicy i arboryści z całej Polski. W 2019 r. do Wrocławia przyjechał m. in. Peter Wohlleben, niemiecki leśnik i autor książki Sekretne życie drzew.
Jak podkreślił, w epoce zmian klimatu leśnicy powinni odgrywać rolę „pasterzy lasów” i chronić te, w których rosną drzewa sędziwe. Tłumaczył, że są to najwartościowsze ekosystemy leśne, pełniące także funkcje terapeutyczne. Las odgrywa bowiem nie tylko ważną rolę dla stabilności ekosystemu, ale również dla zdrowia psychicznego człowieka. W Japonii lekarze wycieczki do lasu przepisują jako rodzaj terapii. Nazywa się je „leśnymi kąpielami” (jap. shinrin-yoku).
***
Samo sadzenie drzew i ochrona istniejących lasów nie wystarczą, żeby ratować planetę przed kryzysem klimatycznym. Ludzkość musi radykalnie ograniczyć spalanie paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu. Takie wnioski płyną z badań i wyliczeń naukowców zajmujących się ochroną klimatu. Ale jeśli chcemy wyhamować zmiany klimatyczne, to drzew powinniśmy sadzić jak najwięcej. Jednocześnie musimy doprowadzić do zatrzymania karczowania lasów pierwotnych i drzew sędziwych.