Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Europejczycy i Amerykanie uważają, że są cywilizowani i racjonalni. To muzułmanie są brudni, chaotyczni i nie wiedzą, co to porządek
ANNA WILCZYŃSKA: Teoria zderzenia cywilizacji Samuela Huntingtona powstała na początku lat 90. i w środowiskach naukowych już dawno została zdetronizowana. Jednak w debacie publicznej i w mediach często się na nią powołujemy. Wciąż wierzymy w tę teorię?
KATARZYNA GÓRAK-SOSNOWSKA*: Myślę, że teoria Huntingtona bardzo nam pasuje i dlatego nie możemy się z nią rozstać. Jeśli się jej przyjrzymy, to okaże się, iż nie dość, że jest już stara, to jeszcze nie jest do końca spójna. Teoria zderzenia cywilizacji zakłada dużą sztywność i nie odpowiada na dynamiczne zmiany zachodzące w świecie, ponieważ przyjmuje, że cechy przypisane danej cywilizacji są niezmienne. Na przykład w odniesieniu do Zachodu nie bierze pod uwagę skrajnie prawicowych ruchów, które, głosząc konieczność zamknięcia granic, ksenofobię i pochwałę izolacji, wypaczają wartości tradycyjnie przypisywane tej cywilizacji.
Jak została przedstawiona opozycyjna do Zachodu cywilizacja islamu?
Huntington całą ideę cywilizacji islamu oparł na religii i głosił jej odporność na demokrację. Tymczasem Arabska Wiosna na Bliskim Wschodzie wyglądała w dużej mierze tak, jak wyobrażalibyśmy sobie rewolucję w każdym innym miejscu na Ziemi. Niestety, za sprawą samozwańczego kalifatu, który nazwał się Państwem Islamskim, znów zaczęło nam się wydawać, że teoria Huntingtona ostatecznie się sprawdza. W dodatku kupiliśmy to, co kalifat al-Baghdadiego chciał nam sprzedać – informację, że w Państwie Islamskim jest więcej islamu niż państwa oraz że bardzo wielu muzułmanów utożsamia się z taką organizacją życia społecznego i politycznego.
A muzułmanie w Europie reprezentują cywilizację islamu czy Zachodu?
Z muzułmanami w Europie jest problem. Z jednej strony patrzymy na burmistrza Londynu Sadiqa Khana, który jest muzułmaninem, i mówimy, że on niczym nie różni się od innych mieszkańców Wielkiej Brytanii. Z drugiej jednak możemy dać się ponieść narracjom, mówiącym że islam nie jest kompatybilny z wartościami zachodnimi. Wtedy wracamy do koncepcji dwóch światów, które są zmuszone do konfrontacji.
Uproszczony obraz świata, który prezentuje teoria zderzenia cywilizacji, tak nam w niej odpowiada? Mamy współcześnie za dużo informacji o świecie i wolimy wycofać się do prostszej wersji rzeczywistości?
Odpowiedź może nam podsunąć prosta kategoryzacja, którą posługuje się psychologia społeczna. Żebyśmy mogli istnieć „my”, muszą istnieć jacyś „oni”. Teoria Huntingtona daje nam cały wachlarz „obcych” do wyboru, tym mocniej konstytuując tożsamość „naszej” grupy.
Ponadto dzięki niej możemy porównywać się do tych kultur i religii, do których jest nam wygodniej. Ta teoria daje narzędzia do arbitralnego uznania wyższości jednych cywilizacji nad drugimi, porównując często nieprzystające do siebie czynniki. Porównania te przenosimy później do debaty publicznej i mówimy, że to my jesteśmy cywilizowani i racjonalni, a oni są brudni, chaotyczni i nie wiedzą, co to porządek.
Rozumiem, że to działa w dwie strony. Jakimi kalkami mogą posługiwać się muzułmanie na Bliskim Wschodzie, patrząc na Europejczyków?
Badania Pew Research Center z 2011 r. potwierdziły, że nasze wyobrażenia na temat muzułmanów były lepsze niż ich o nas. Zdaniem muzułmanów z różnych krajów najsilniejsze gospodarczo państwa europejskie i Stany Zjednoczone na Bliskim Wschodzie realizują wyłącznie swoją politykę.
Wszystko podporządkowują swoim interesom i zniewalają uboższe narody świata. Celowo poróżniły niektóre kraje muzułmańskie i mają bardzo duży problem z moralnością. Według muzułmanów Zachód jest drugą po Izraelu przyczyną problemów w regionie bliskowschodnim. Źródło prawie wszystkich tych skojarzeń ma związek z polityką państw zachodnich wobec świata islamu.
Wizerunku państw Zachodu nie ocieplają także interwencje zbrojne na Bliskim Wschodzie.
Dokładnie. Za każdym razem, gdy kolejni politycy w Stanach Zjednoczonych wypowiadali się o wojnie z terroryzmem, wielu muzułmanów dochodziło do wniosku, że przecież nie da się prowadzić wojny z terroryzmem. Wojnę prowadzi się tylko z ludźmi. Czyli być może jest to po prostu walka z muzułmanami. I, jak dowiodły późniejsze badania, muzułmanie, którzy uwierzyli, że nie ma wojny z terroryzmem, jest tylko z islamem i muzułmanami, byli bardziej skłonni do tego, by popierać akty terroru. Wojna z terroryzmem zatoczyła więc błędne koło, doprowadzając do wzrostu nastrojów radykalnych i zwiększenia liczby aktów terroryzmu.
W Polsce również mamy konkretne wyobrażenia o muzułmanach i pewnie także muzułmanie mają o nas. Czy dochodzi do konfrontacji tych wyobrażeń z rzeczywistością?
W Polsce nie ma jak dojść do takiej konfrontacji oraz przełamania wyobrażeń o islamie, ponieważ w naszym kraju nie ma zbyt wielu muzułmanów. Według badań CBOS z 2015 r. tylko 12 proc. Polaków poznało w swoim życiu jakiegoś muzułmanina. Dlatego konfrontacja naszych wyobrażeń z rzeczywistością odbywa się platonicznie. Mówiąc o islamie, nie mamy przed oczami twarzy konkretnych muzułmanów, których poznaliśmy, ale muzułmanina abstrakcyjnego, wyjętego z konkretnego ciała i włożonego w deterministyczną, literalną interpretację doktryny religijnej. Czyli swego rodzaju miks tego, co słyszeliśmy o muzułmanach saudyjskich, niemieckich, norweskich i syryjskich.
Do tego stosujemy specyficzną atrybucję. Próbując rozstrzygnąć, dlaczego muzułmanie zachowują się w określony sposób – czy kierują nimi czynniki sytuacyjne, kulturowe czy też osobowe – często uznajemy, że „oni tacy są, bo są muzułmanami”. Tracą na tym wyznawcy islamu mieszkający w Polsce, którzy mają niewielki wpływ na to, w jaki sposób kształtowane jest ich postrzeganie. A przecież duża część muzułmanów, którzy tu mieszkają, to Polacy. I nie sprawiają żadnych kłopotów.
Na podstawie patchworkowego obrazu muzułmanina kształtujemy nasze wyobrażenia na temat całego świata islamu.
Niestety tak. Dobrym przykładem takiej próby konfrontacji z wyimaginowanym muzułmaninem była debata, która toczyła się przy okazji budowy meczetu w Warszawie. Słyszało się wtedy głosy, że meczet może powstać, jak muzułmanie wybudują kościół w Arabii Saudyjskiej. Co mają do meczetu w Warszawie muzułmanie w Arabii Saudyjskiej? Nie wiadomo. Ale na tamten moment to oni byli naszym punktem odniesienia, bo tak nam było wygodnie konstruować argumentację. Lokalnych wzorców „muzułmańskości” nie znamy.
Skoro nie mamy wielu możliwości na realną konfrontację naszych wyobrażeń na temat islamu z rzeczywistością, to może edukacja wyleczy nas z fałszywego obrazu?
Tylko fragmentarycznie. Kilka lat temu, w ramach projektu Polskiego Komitetu ds. UNESCO i Stowarzyszenia ARABIA.pl, prowadziłam warsztaty w polskich szkołach na temat islamu. Po tych warsztatach w każdej grupie robiliśmy ewaluację, na ile nasze zajęcia zmieniły sposób postrzegania muzułmanów. W porównaniu do grupy kontrolnej po naszych zajęciach muzułmanin, w oczach młodzieży, stawał się grzeczniejszy, czystszy i gościnniejszy. Jednak zazwyczaj nie udawało się zmienić sedna stereotypu. Według nastolatków nadal był on religijny, fanatyczny i agresywny.
Sama wiedza bez doświadczenia nie wystarczy?
Po naszych zajęciach najczęściej pojawiającym się komentarzem młodzieży było to, że brakowało na nich „prawdziwego muzułmanina”. Tak, żeby każdy mógł zobaczyć, dotknąć, pogadać, powąchać i samodzielnie sprawdzić, czy nie gryzie. Tu powraca istota naszego problemu z muzułmanami i innymi „obcymi” w Polsce. Nie mamy z nimi kontaktu, nie wiemy, jak się wobec nich zachować. Dlatego tak chętnie słuchamy wiedzy „ekspertów”, którzy byli i widzieli muzułmanina w Wielkiej Brytanii, wiedzą, co się dzieje w Szwecji i czym grozi liczba muzułmanów w Niemczech. Takie doświadczenie osób trzecich uznajemy za słuszne i prawdziwe.
A sławni muzułmanie znani z mediów społecznościowych – modelki Halima Aden i Bella Hadid lub gwiazda pop Zayn Malik – nie są w stanie przynajmniej pośrednio zmienić obrazu islamu w naszych głowach?
Również tylko do pewnego stopnia. Dobrym przykładem może być słynny egipski piłkarz Mohamed Saleh. Znamy go, ale poza tym, że jest super, wiemy o nim tylko tyle, że jest muzułmaninem. Czytamy o nim zazwyczaj wtedy, kiedy pomodli się po strzeleniu gola albo zaczyna pościć w czasie ramadanu. Media pokażą nam tylko to, co wiemy, że muzułmanin robi. W ten sposób zamykamy Saleha w „szufladce religijnego muzułmanina”, nie widząc, że jego życie i tożsamość składają się także z innych elementów, nie tylko religii i piłki.
Jest jakieś wyjście z jednowymiarowego postrzegania muzułmanów?
Raport z badań Fundacji im. Friedricha Eberta z 2012 r., zatytułowany „Nietolerancja, uprzedzenia i dyskryminacja”, wskazuje, że Polakom jest dobrze z ich uprzedzeniami i nie chcą tego zmieniać. Jako Polacy mniej życzymy sobie doświadczać wielokulturowości niż inne kraje Europy. Raczej uważamy, że nasze wartości i nasza kultura powinny pozostać niezachwiane, a to powoduje właśnie kontakt z innymi.
O które cenne wartości najbardziej się boimy? Co, zdaniem Polaków, islam miałby zniszczyć?
Wśród wartości i elementów kultury, które utożsamiamy z islamem, najczęściej boimy się sfery związanej z traktowaniem kobiet. Polacy chcą swoje piękne, polskie kobiety oglądać w pełnej krasie, a nie zasłonięte „zarzuconymi luźno workami”. Wspomnę tylko, że to z daleka pachnie męskim szowinizmem, gdy jako wartość deklaruje się prawo do tego, żeby oglądać kobiety w mini albo bluzce z dekoltem. Powracającym argumentem jest także niechęć do islamizacji Polski.
Islamizacja Polski, czyli właściwie co?
Islamizacja Polski wydaje się sugerować, że zmieniamy polską konstytucję i wprowadzamy szariat. Zakładam, że Polacy przypuszczają, iż muzułmanie głosowaliby za taką zmianą konstytucyjną. Tylko żeby ją przegłosować, musieliby stanowić zdecydowaną większość w naszych organach ustawodawczych. Do tego z kolei musiałoby być ich w Polsce znacznie więcej niż obecne 0,02 proc. populacji.
Taka teoria islamizacji nie trzyma się kupy.
Niestety, mam wrażenie, że nam to nie przeszkadza. Ważne jest, by pokazać, że w Polsce mamy takie same problemy, jak na Zachodzie, więc jesteśmy prawie tacy sami jak najbogatsze kraje Europy. Ale tylko prawie, ponieważ przewyższamy te kraje, stawiając się na pozycji mesjanistycznego przedmurza chrześcijaństwa i rebeliantów walczących o niezależność, sprzeciwiających się muzułmanom, gejom, gender i Unii Europejskiej z Angelą Merkel na czele.
Jest jakaś metoda na wyrwanie się z tego zestawu wyobrażeń?
Potrzebujemy nie tyle edukacji o islamie, co lekcji krytycznego myślenia. Nie chodzi tu o naukę kwestionowania wszystkiego, co słyszymy, ale wyłapywania błędów czarno-białego obrazu świata. Najlepiej taką naukę wprowadzać już od najmłodszych lat. Myślę, że tylko krytyczne myślenie może nas przywrócić do rzeczywistości.
*Dr hab. Katarzyna Górak-Sosnowska, prof. SGH ‒ kierownik Zakładu Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, ekonomistka i religioznawczyni zajmująca się problemami społeczno-ekonomicznymi Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, muzułmańską kulturą popularną oraz zagadnieniami globalizacji, obywatelskości i islamofobii w Europie.