Nauka
Bezpieczna stymulacja mózgu. Rewolucja w neurologii
04 grudnia 2024
Od czasu demonstracji Occupy Wall Street „nierówności” stały się głównym tematem nie tylko polityki progresywnej. Rosnący poziom ubóstwa i nadmierna akumulacja bogactwa to dziś tematy wielu reportaży, artykułów prasowych, wypowiedzi polityków, a także zagadnienie poddawane analizie ekonomicznej. Do czego prowadzi rosnące zainteresowanie nierównościami?
Temat nierówności wykorzystują w swoich kampaniach politycy największych partii politycznych i to bez względu na ideologiczne orientacje. W niedawnym wystąpieniu Jarosław Kaczyński stwierdził, że: „nierówność społeczna, obecna do 2015 roku, była świadomie stosowana, co obniżało rangę naszego państwa”. Z kolei w trakcie swojej kadencji Barack Obama nazwał nierówności ekonomiczne „decydującym wyzwaniem naszych czasów” i przeznaczył wówczas znaczną część budżetu na walkę z walkę z nimi. Bernie Sanders nazwał walkę z nierównościami: „wielką kwestią moralną naszych czasów”.
Jak wyglądają wspomniane nierówności w skali globalnej? Z „World Inequality Report 2022” wynika, że na uboższą połowę światowej populacji przypada 2900 euro na osobę dorosłą w parytecie siły nabywczej (PSN), podczas gdy na dziesięć procent najbogatszych 550,9 tys. euro w PSN, czyli 190 razy więcej. Innymi słowy – najbogatsza jedna dziesiąta globalnego społeczeństwa inkasuje 76 proc. bogactwa; natomiast biedniejsza połowa – zaledwie dwa proc.
Podobnie jest pod względem dochodów: dziesięć procent najbogatszych gromadzi 52 proc. wszystkich dochodów, natomiast biedniejsza połowa otrzymuje tylko 8,5 proc. Natomiast wśród stu największych firm notowanych na brytyjskiej giełdzie stosunek płac prezesów do najniżej opłacanych pracowników to mniej więcej sto do jednego.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2018 roku aż 87 proc. Polaków zadeklarowało, że „różnice dochodów w Polsce są zbyt duże”. Z kolei w 2015 roku pogląd ten podzielało więcej, bo ponad 90 proc. ankietowanych.
Choć z pozoru tradycja zachodniej myśli filozoficznej może wydawać się mało wrażliwa na problemy społeczne, to znajdujemy w niej dosyć wyraźne potępienie nierówności. Platon, dla przykładu, uważał, że bogactwo rozleniwia, a bieda blokuje rozwój uboższej warstwie społecznej. Thomas Hobbes ostrzegał w „Lewiatanie”, że niezwykle zamożni mogą używać swoich zasobów do podważania suwerennej władzy, podczas gdy zubożali stają się wobec niej nieufni i niepokorni.
Jednak być może najważniejszym i najbardziej wpływowym filozofem nierówności był osiemnastowieczny Genewczyk, Jean-Jacques Rousseau. Znał biedę z autopsji, gdyż dorastał w ubogiej rodzinie, a jego życie intelektualne życie zbiegło się z momentem narodzin kapitalistycznej gospodarki. W swojej „Rozprawie o ekonomii politycznej” Rousseau uznał, że najważniejszym zadaniem rządu jest zapobieganie skrajnej nierówności majątków, gdyż bogaci przejawiają tendencję do posługiwania się swoimi pieniędzmi w celach manipulowania polityką i prawem. Z kolei równiejsze społeczeństwo przekłada się na sprawiedliwsze reguły, które służą „ogólnej woli” społeczeństwa, a nie partykularnej woli uprzywilejowanych.
Dla Rousseau najbrzemienniejsze konsekwencje nierówności dotykają duszy człowieka. Ogromne bogactwo, według jego rozumowania, osłabia sumienie. Zdaniem Rousseau ludzie walczą o pozycję społeczną i starają się wyróżnić na tle innych. Jest to pozytywne, o ile wyróżnienie jest przyznawane z właściwych powodów, a mianowicie: godnego i obywatelskiego zachowania. Społeczeństwo jednak coraz częściej nie tylko nagradza wyróżnionych bogactwem, ale „czyni samo bogactwo wyróżnieniem godnym szacunku”.
Ten sam argument, w przedmowie do książki „Wartość wszystkiego”, podnosi włosko-amerykańska ekonomistka Mariana Mazzucato, pytając o genezę i wiarygodność historii usprawiedliwiających nierówności. Bowiem skoro ktoś jest szczególnie pracowity, jego działanie przyczynia się do powstawania bogactwa, a dodatkowo podejmuje on większe ryzyko, to dlaczego ten ktoś nie miałby zasługiwać na większe dochody niż osoby, które czerpią korzyści z pracy tej osoby? Mazzucato, podobnie jak Rousseau, traktuje tego typu stwierdzenia jako usprawiedliwienia ponadnormatywnego bogactwa. Zdaniem Mazzucato cena (czyli ilość pieniędzy) nie definiuje wartości towaru, a tym samym – bycie milionerem nie implikuje bezwolnego generowania wartości dla społeczeństwa.
W XIX wieku coraz większa liczba ekonomistów i dziennikarzy dostrzegała rosnący problem ubóstwa wśród klasy robotniczej. Powoli stawało się jasne, że społeczeństwo rozwija się w sposób nierównomierny, elita żyje i bogaci się kosztem słabszych i biedniejszych. Analizy i obserwacje nierówności przyniosły poparcie społeczne dla powstawania nowych praw socjalnych przyznawanych niższym warstwom społecznym, czyli prawa do opieki zdrowotnej, edukacji oraz pracy. Debata nad nierównościami to jednocześnie rozmowa o formułowaniu nowej koncepcji sprawiedliwości społecznej i poddawania w wątpliwość polityki ukierunkowanej na wyrównywanie szans dla każdego obywatela.
W tym celu już pod koniec XIX wieku rosnąca część wynagrodzeń została uspołeczniona w celu sfinansowania programów ochronnych na masową skalę, a na najbogatszych członków społeczeństwa nałożono wysokie stawki podatkowe. Dochody z tego tytułu przeznaczono na rozbudowę usług publicznych, które miały stanowić nową „własność społeczną”. We Francji polityka prospołeczna postrzegana była również jako remedium na zagrożenia wybuchu wojny domowej wiszącej nad społeczeństwem, gdyż w III Republice pełne obywatelstwo przysługiwało jedynie właścicielom nieruchomości.
W nowym porządku nie chodziło jednak tylko o zwykłą redystrybucję, ale o zakładanie demokratycznych instytucji w celu zniesienia cywilizacyjnych plag: niedostatku, obojętności, chorób i głodu, a także promowanie solidarności poza kontekstem wojennym. Państwo opiekuńcze z założenia stanowiło nie tylko potężne narzędzie egalitaryzmu, ale również składało obietnice powstania radykalnie nowego społeczeństwa – wolnego od okropieństwa wojny i nieludzkiego wyzysku.
W niedawno opublikowanym artykule w czasopiśmie „Nature Energy” czytamy, że nawet niewielkie ograniczenie popytu na luksusowe dobra ze strony 20 proc. europejskich konsumentów, którzy zużywają najwięcej energii, pozwoli zaoszczędzić siedmiokrotnie więcej gazów cieplarnianych, niż próby redukowania emisji wśród najuboższych 20 proc. W artykule badacze wskazują również, że bogaci mają więcej możliwości ograniczenia swojej emisji. Nie dotyczy to wyłącznie sposobu, w jaki robią zakupy, ale także tego, jak zachowują się jako obywatele, inwestorzy, wzorce do naśladowania i pracownicy.
Poprzednie badania również potwierdzają tezę najnowszej analizy. Według szacunków Sztokholmskiego Instytutu Środowiska i Międzynarodowej Organizacji Humanitarnej Oxfam, w 2015 r. jeden procent najlepiej zarabiających emitował dwa razy więcej dwutlenku węgla niż pięć dolnych decyli. Bez wątpienia globalni bogacze – w tym osoby z klasy średniej w bogatych krajach – odgrywają nieproporcjonalną rolę w zanieczyszczaniu naszej planety. Ograniczanie nadmiernej konsumpcji wśród górnych decyli społeczeństwa może być prowadzona poprzez politykę ograniczania nierówności społecznych.
Przeciwnicy walki z nierównościami podnoszą często pytanie o kres polityki redystrybucji, to znaczy – kiedy odbieranie bogatym oraz oddawanie biednym przyniesie zamierzony cel. Liberalnie nastawieni politycy lubią również grozić tzw. drugą Wenezuelą lub nadużyciami w stylu radzieckim. Niestety dla libertarian, większość współczesnych badaczy i laureatów nagrody Nobla z dziedziny ekonomii brutalnie sprowadza tę fiksację na ziemię. Ich zdaniem progresywna polityka fiskalna i systemy opieki społecznej ustabilizowały kapitalizm, rozwiązując problemy związane z pogłębiającymi się nierównościami.
Wśród nich wyróżniamy Thomasa Piketty’ego, którego książka „Kapitał XXI wieku” rozeszła się w nakładzie ponad 3 miliony egzemplarzy. W swojej nowszej publikacji „Ekonomia nierówności” autor przedstawia własną receptę na problem nierówności, która polega na przywróceniu progresywnego systemu podatkowego na poziomie globalnym, co pozwoliłby na pokojowe i oparte na narzędziach politycznych przejście do swego rodzaju „socjalizmu partycypacyjnego”, w którym dostęp do powszechnej edukacji i opieki zdrowotnej znacząco ograniczy wzrost nierówności.
Autor przytacza przypadek Szwecji, która jeszcze przed II wojną światową notowała największe nierówności społeczne wśród krajów na półkuli zachodniej. Dopiero dekady walki prowadzonej przez ruchy pracownicze przyniosły wymierne korzyści dla całego społeczeństwa. Warto pamiętać, że nierówności w Szweckim społeczeństwie nie zmniejszyły się ze względu na charakterystyczną kulturę czy naturę, ale dzięki politycznej woli zastąpienia dominującej ideologii inną.
Aby poradzić sobie z nierównościami, nie wystarczy epatować zatrważającymi statystykami ubóstwa, oburzać się na wielkość jachtów multimilionerów i liczbę wykonanych lotów przez światowych celebrytów. Społecznym celem powinno być popieranie praktycznych strategii na rzecz walki z nierównościami i zdobywanie szerokiego poparcia społecznego dla egalitarnych idei. Piketty, a z nim historia progresywnych ruchów politycznych, przypominają nam, że nierówności stają się problemem dopiero wtedy, gdy my, jako społeczeństwo, zdecydujemy się je nim uczynić, nigdy nie odwrotnie.
Źródła: