Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Zmieniający się klimat negatywnie oddziałuje na przyrodę, a bez usług ekosystemowych, które pełni środowisko przyrodnicze, nie możemy istnieć. Kwestie klimatu dotyczą więc nas wszystkich. O tym jak powinien wyglądać społeczny dyskurs na ten temat, z Karoliną Królikowską – doktor nauk o Ziemi, specjalizującą się w ochronie środowiska oraz konfliktach ekologicznych – rozmawia Dominika Tworek.
Dominika Tworek: Mówisz „katastrofa klimatyczna”?
Dr Karolina Królikowska: Nie używam tego określenia, bo nie lubię takiego języka. Mówię „zmiana klimatu” albo ogólnie „globalne problemy środowiskowe”. Bliskie jest mi stanowisko Hannah Ritchie – szkockiej badaczki i współtwórczyni portalu Our World in Data. Autorka książki Not The End Of The World twierdzi, że zmiany klimatu są poważnym problemem oraz że z poszczególnymi wyzwaniami środowiskowymi (przykładowo zagrożeniem dla bioróżnorodności) musimy sobie racjonalnie dawać radę. Ona krytykuje tę narrację postrachu – tak zwany „doomizm”.
Aktywiści są przekonani, że katastroficzny przekaz motywuje ludzi do działania.
Wyniki badań w tym zakresie są niekonkluzywne. Niektóre analizy pokazują, że katastrofizm działa, inne – że tylko pod pewnymi warunkami (na przykład pod względem dodatkowego pokazania skutecznych rozwiązań problemu), a wedle niektórych – wręcz zniechęca. Moim zdaniem, „doomistyczne” narracje są kontrskuteczne. Po pierwsze dlatego, że jeśli jesteśmy bardzo często bombardowani jakimś silnym bodźcem, to się na niego znieczulamy, obojętniejemy.
Po drugie, w narracji „planeta płonie”, mamy do czynienia z wiecznym stanem wyjątkowym. Ten argument może być podwaliną do autorytarnego wprowadzania różnych działań, co naturalnie powoduje w społeczeństwach opór, szczególnie w tych, które cenią demokrację.
Liberalno-lewicowa strona twierdzi, że obecnie mamy przecież konsensus naukowy, iż za zmiany klimatu odpowiada człowiek, więc nie ma o czym dyskutować.
To prawda, że na ten moment mamy konsensus naukowy, że za zmiany klimatu odpowiadają zarówno czynniki naturalne, jak i antropogeniczne – a te antropogeniczne są znaczące. Co wcale nie znaczy, że jest on dogmatem religijnym i nie wolno zadawać pytań, ukazywać braków w obliczeniach, czy błędów w modelowaniu. Jednym z najważniejszych problemów w dyskusji na temat klimatu jest mieszanie porządków. I robią to wszystkie strony tego sporu – również sceptycy, bardziej kojarzeni z prawicą, czy z konserwatyzmem.
Mieszanie porządków?
Czym innym jest nauka, aksjologicznie neutralna, nastawiona na teorię, służącą do opisu tego jak działa świat, a czym innym temat praktyki, czyli ochrony środowiska, czy przyrody. Czyli czegoś, co z zasady jest normatywne i wymaga konsensusu społecznego, czyli dialogu wszystkich interesariuszy. A interesy grupy ludzi, w których uderzają działania z zakresu ochrony środowiska, nijak mają się do tego konsensusu naukowego.
Polecamy: Myśleć i mówić inaczej. Jak metafora pomoże w walce z kryzysem środowiskowym?
Dziś dyskursy są tak zantagonizowane, że dialog staje się wręcz niemożliwy?
Prawa strona wpada w pułapkę tego, że krytykując, często słusznie, zbyt radykalny aktywizm, czy niektóre polityki Unii Europejskiej, jednocześnie zaprzecza antropogenicznej zmianie klimatu, czyli nauce. Tymczasem można kwestionować jakieś działania, nie podważając nauki. Co więcej, ruchy na rzecz ochrony przyrody mają swoje korzenie w konserwatywnym podejściu. Na początku XX wieku rozumiane były jako ochrona swojszczyzny, a więc przejaw patriotyzmu.
Z lewej zaś strony, przykleja się każdemu, kto podważa „Zielony Ład”, łatkę denialisty. Krytykuje się naukowców, którzy pojawiają się na dyskusjach w prawicowych gremiach, określanych jako denialistyczne, uznając, że takie działanie to „legitymizacja” niewłaściwych poglądów. A według mnie, to jest godne szacunku, że ktoś ma odwagę i cierpliwość, żeby wyjść ze swojej „banieczki” i publicznie debatować.
To media społecznościowe są paliwem dla tej „moralnej wyższości” w obrębie własnych baniek, która ostatecznie prowadzi nas do skrajnej polaryzacji?
W tym momencie mamy do czynienia z histeryczną, clickbaitową egzaltacją. Panika i wzmożenie po prawej stronie nosi tytuł: „Zła Unia Europejska każe nam jeść świerszcze, zamiast schabowego”. Z kolei lewicowi aktywiści oblewają zupą dzieła sztuki. Co jest symbolicznym uderzeniem w cudze wartości, przy jednoczesnym żądaniu szacunku do własnych.
Spędziłam kilka dni w Projektowanym Turnickim Parku Narodowym, gdzie aktywiści blokują wycinkę Puszczy Karpackiej. Po drugiej stronie konfliktu mamy mieszkańców – ich interesy i obawy, że na przykład stracą dobrze płatną pracę w Lasach Państwowych.
Są pewne zasady prowadzenia procesów partycypacyjnych, które zaczyna się od zrobienia dogłębnej i rzetelnej analizy potrzeb wszystkich interesariuszy. Aby zaproponować konkretne rozwiązania grupom poszkodowanym, trzeba wziąć pod lupę dziesiątki różnych czynników. Proste recepty, które często słyszą mieszkańcy, typu: „Nie będziecie mieli pracy, to się zajmiecie turystyką”, zwykle nie działają. Najpierw trzeba tych ludzi zapytać o zdanie.
No tak, nie wszyscy mają kompetencję czy ochotę, aby zajmować się turystyką.
Po drugie, ludzie, którzy przychodzą na konsultacje społeczne, mają jakąś swoją wizję świata, którą trzeba w sposób obiektywny zweryfikować. Na przykład policzyć ile osób rzeczywiście straci pracę, a ile możemy przeszkolić i zaproponować stanowiska w służbie parku.
W jaki sposób powinniśmy rozmawiać między sobą?
Jeżeli mamy konflikt wartości, to trzeba znaleźć minimalną wspólną wartość. Tym może być na przykład bezpieczeństwo energetyczne. Współcześnie najbardziej antagonizuje ludzi przekonanie, że my musimy mieć nasze światopoglądy w pakietach. Nazywam to „wszystkoizmem”.
Jak rozmawiamy o budowie elektrowni atomowej, to nie powinno nas interesować, jakie ktoś ma poglądy na temat praw zwierząt albo wojny w Ukrainie.
Tymczasem w pakiecie osoby o lewicowych poglądach mieszczą się: ochrona przyrody, antynatalizm, obalanie kapitalizmu, czy patriarchatu i wolna Palestyna. U młodego prawicowca znajdziemy z kolei: tępienie „ekologizmu”, krytykowanie Unii Europejskie oraz kwestionowanie nauki.
Rozszerzanie dyskusji na większą liczbę pól, zwiększa prawdopodobieństwo pokłócenia się o jakąś kwestię.
To wręcz gotowy przepis na porażkę. A najgorszą rzecz, którą można zrobić w konflikcie, to wyśmiewanie i kwestionowanie cudzych wartości i ignorowanie potrzeb. Problem leży także w tym, że dziś poglądy na temat zmian klimatu stały się częścią ludzkiej tożsamości. A jeżeli ktoś atakuje naszą tożsamość, to konflikt interesów, gdzie w obszarze konkretnego problemu możemy się dogadać, negocjować, przeradza się w konflikt wartości. Czyli staje się nierozwiązywalny.
Co ciekawe, brytyjskie badania pokazują, że ślad węglowy osób o poglądach proklimatycznych oraz klimatycznych sceptyków wcale się nie różnią.
Ludzie robią to, co jest dla nich wygodne. Ja zwróciłabym uwagę, że nasze indywidualnie zachowania mają mały wpływ na środowisko. Tymczasem praktycznie cała edukacja ekologiczna skoncentrowana jest na tym, żeby przekonywać ludzi do zmiany stylu życia. Słowo klucz to „recykling”, który według danych ma minimalne znaczenie. Następnym takim fetyszem są odnawialne źródła energii, jako jedyne jej źródło. A OZE nie zapewnią stabilnego systemu energetycznego w takim stopniu jak atom i paliwa kopalne. Od paliw kopalnych musimy odejść, więc na razie zostaje atom.
Polecamy: Aktywiści kontra zdrowy rozsądek. Możemy pomóc naturze nie przyklejając się do asfaltu
Dyskurs na temat zmian klimatu to również kwestia etyczna? Zachód, który sam wzbogacił się na paliwach kopalnych, teraz chce stopować kraje rozwijające się.
Oczywiście, że jest to nieetyczne. Nie można uderzać w podstawowe potrzeby ludzkie, chęć rozwoju, wzrostu gospodarczego oraz dążenie do bezpiecznego i wygodnego życia. Jednocześnie najnowsze badania pokazują, że ponad 80 proc. mieszkańców świata uważa, że zmiany klimatu są ważnym problemem i powinniśmy się nim zająć. Co ciekawe, najwyższe procenty wcale nie są na bogatym Zachodzie, tylko w Ameryce Środkowej i Południowej. Większość ludności świata popiera również polityki klimatyczne, na przykład podatki na paliwa kopalne, transport publiczny, czy ochronę lasów. Średnia globalna to 72 proc.
Jakie działania są więc dziś pożądane?
Generalnie, jeśli chcemy ludzi w czymś ograniczać, to musimy zaproponować coś w zamian, co nie obniży drastycznie jakości życia i nie wpędzi w biedę. Tylko wtedy konieczna transformacja systemu będzie sprawiedliwa społecznie, a co za tym idzie, zostanie zaakceptowana.
Polecamy:
Źródła
H. Ritchie, Not the End of the World, Wyd. Random House, 2024.
Polecamy: Mamy już ślad węglowy, czas na ślad odpadowy. Świat potrzebuje transformacji w kwestii śmieci