Nauka
Odkrycie witamin przez Funka. Tak polski naukowiec zmienił historię
22 lutego 2025
Mainstreamowe media, grono europejskich polityków, światowe autorytety i zwolennicy liberalnej demokracji – wszyscy mówią o potrzebie walki z dezinformacją, ruskimi trollami i prawicowym populizmem. Pytanie, ile w tym wszystkim prawdziwej troski o prawdę, wolność i debatę publiczną, a ile niepokoju o to, że globalnie dominujący, mainstreamowy głos traci monopol na przekaz i nie dysponuje już kluczowym narzędziem do marginalizowania politycznych przeciwników?
Kwiecień 2022 roku. Elon Musk za 44 miliardy dolarów kupuje Twittera. Szybko dokonuje szeregu zmian – redukuje kadry, zwalniając pracowników odpowiedzialnych za wyciszanie kont i tzw. fact checking. Następnie przywraca profile zawieszone za „dezinformację”: Donalda Trumpa, doktora Roberta Malone’a – krytyka polityki pandemicznej, czy satyryczne Babylon Bee, zawieszone za żart o transpłciowości. Wprowadza system Community Notes, gdzie użytkownicy dodają adnotacje do wątpliwych informacji. Korekta błędnych treści odbywa się oddolnie, zamiast być narzucaną przez centralne zespoły decydujące o tym, co jest prawdą, a co nie. Wystarczyło, by media głównego nurtu zaczęły w debacie publicznej nazywać dawnego Twittera (obecnie X) siedliskiem mowy nienawiści i „platformą ekstremistów”.
Mur cenzury Facebooka zaczął kruszeć w toku kampanii wyborczej w USA. Niewykluczone, że wpływ na takie stanowisko miała wydana przed wyborami prezydenckimi książka Donalda Trumpa, w której ten pamiętliwy polityk przekonywał, iż szef Facebooka „knuł spisek” przeciw niemu w trakcie wyborów z 2020 roku.
Właściciel Mety w liście do Komisji Sądownictwa Izby Reprezentantów USA napisał o presji, jaką miała wywierać administracja Joe Bidena. Chodziło o naciskanie na cenzurę i usuwanie tego, czego nie chcieli Demokraci: „wielokrotnie i przez miesiące naciskali nasze zespoły, by cenzurowały niektóre treści związane z COVID-19, w tym te humorystyczne i satyryczne”.
Gdy Trump zdeklasował faworyzowaną w liberalno-lewicowych mediach Kamalę Harris, amerykański przedsiębiorca zapowiedział koniec cenzury w swoich mediach społecznościowych. Następstwem było zwolnienie moderatorów, których „Zuck” określił mianem stronniczych i zaangażowanych politycznie. Facebook, Instagram i Threads miały podążyć drogą utartą przez X – cenzorów zastąpić społecznymi notatkami. Tego dla polityczno-medialnego mainstreamu było już za wiele.
Gorący temat: Marzenie o raju na ziemi nie umiera. Piekło dostajemy w pakiecie
Na reakcję Komisji Europejskiej nie trzeba było długo czekać. Prace nad „demokratycznym kontratakiem” przyspieszyły. W grudniu ubiegłego roku Parlament UE powołał specjalną komisję. Jej cel to „ochrona wspólnoty przed zewnętrznymi operacjami wpływu, manipulacjami w przestrzeni cyfrowej oraz ingerencjami w procesy demokratyczne”. Finałem ma być „Europejska Tarcza Demokracji”.
Wcześniej powstał „akt o usługach cyfrowych” (DSA). Dokument opisuje proces oznaczania i usuwania nielegalnych treści. Zgodnie z art. 9 ust. 1 DSA organy sądowe lub administracyjne mogą wydać platformom społecznościowym nakaz usunięcia treści, które biurokraci uznają za szkodliwe.
Szefowa KE, Ursula von der Leyen na Szczycie Demokracji w Kopenhadze tak ujęła to w słowa: „Kiedy więc wykryjemy szkodliwe informacje lub propagandę, musimy zapewnić ich szybkie usunięcie i zablokowanie. Musimy być czujni i bezkompromisowi, jeśli chodzi o zapewnienie, że jest to odpowiednio egzekwowane. To nie tylko odpowiedzialność moralna, ale także prawo UE!”.
W Polsce Ministerstwo Cyfryzacji zaproponowało dodanie do projektu nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną nowy rozdział – 2. Zgodnie z zapisami Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej mógłby wydawać nakazy usuwania danych treści. Wszystko drogą urzędniczą, z pominięciem sądów. Uzasadnienie: „Celem projektodawcy jest umożliwienie sprawnego blokowania dostępu do nielegalnych treści, zwłaszcza w odniesieniu do treści dotyczących dzieci”.
Tyle że polskie prawo już teraz posiada odpowiednie mechanizmy, a polskie służby odpowiednie instrumenty, by tego typu przypadki zwalczać. Senator Nowej Lewicy, Marcin Karpiński w rozmowie ze mną nowe pomysły porównał do wywłaszczenia – „Przecież to jest cywilizowane w naszym kraju, każdy z nas się z tym spotyka. Idziemy do każdego urzędu, to najpierw urzędnik wydaje decyzję, a potem możemy się odwołać do sądu. Panu urzędnik odejmuje prawo własności przy wywłaszczeniu i tak to wygląda”.
W tradycyjnych mediach rozgorzała debata publiczna. Zaproszeni przez red. Agnieszkę Gozdyrę goście w Polsat News zachwalali pomysł blokowania X. W innym programie dr Katarzyna Bąkowicz z SWPS, przedstawiająca się jako ekspertka ds. walki z dezinformacją, proponowała polskim firmom wyrzucanie ludzi z pracy za „mowę nienawiści” i „dezinformację”. Gościem polsatowskiej Lepszej Polski był socjolog, prof. Radosław Markowski – „W sytuacji, kiedy 6 miliardów mówi bardzo różne rzeczy, z czego większość jest albo kompletnie bez sensu, albo niepotrzebna, albo jest to koszt, który ponosimy, bo tracimy czas na zajmowanie się tą paplaniną.o była recenzja, cenzura, niedopuszczanie głupich myśli” – przekonywał.
Dariusz Lipiński: Przyszłość Europy. „Nadmiar integracji to niedobór demokracji”
Czy wszystkie wymienione tu zabiegi i pomysły proponowane są w imieniu wolności słowa i walki z dezinformacją? Gdy prześledzimy szereg wydarzeń z przeszłości – blokada kont Donalda Trumpa, banowanie, lub ograniczanie zasięgów tysięcy konserwatywnych profili na Twitterze. Dalej: zaangażowanie polityczne miliarderów Billa Gatesa i Georga Sorosa, niedawne surowe wyroki, w tym więzienia za wpisy Brytyjczyków zbulwersowanych brutalnym morderstwem dziewczynek oraz biernością rządu wobec tzw. grooming gangs – to te wydarzenia przez lewicowo-liberalny mainstream albo zostały wzięte za dobrą monetę, albo pozostały niezauważone, albo wreszcie były w debacie publicznej marginalizowane i wyciszane.
Zdarzają się też duże wpadki merytoryczne. Taką była na przykład obrona rosyjskiego szpiega Rubcowa przez guru polskich fakt-czekerów – Annę Mierzyńską i innych niestrudzenie tropiących rosyjską dezinformację. Czasem owej dezinformacji nie widzimy, nawet gdy puka do naszych drzwi. Tak jest przewrotna.
Wydaje się, że nie o prawdę i wolność słowa tutaj idzie, lecz walkę z politycznymi przeciwnikami. Choć istotnie, obserwując polaryzację polityczną, można odnieść wrażenie, że strona progresywna postrzega swoje działania za jednoznacznie dobre, a krucjatę moderatorsko-cenzorską ubiera w szaty walki dobra (progres) ze złem (prawicowy populizm). Tymczasem poglądy polityczne nie są ani jednoznacznie dobre, ani jednoznacznie złe. Wyrażają jedynie swoiste stanowiska, zapatrywania na świat, niekiedy przemawiają przez nie wartości. Od dłuższego czasu widać, że obóz lewicowo-liberalny przyznaje wyłącznie sobie monopol na prawdę i definiowanie oraz nieustanne redefiniowanie pojęć.
Herman Quarles van Ufford: Integracja europejska. „Europa potrzebuje silniejszej Unii”
Pomysły dr Bąkiewicz, ekspertki od dezinformacji proponującej wyrzucanie ludzi z pracy, przywodzą na myśl czasy pandemii. Wówczas również objawili się prorocy pozbawieni wszelkich wątpliwości i święcie przekonani o słuszności swoich racji. Proponowali izolowanie części obywateli, niewpuszczanie ich do restauracji, przybytków publicznych etc. Czystość sanitarna, czystość przekazu, słów i myśli. Z kolei stanowisko prof. Markowskiego zdradza stary dobry elitaryzm, wyższościowe, protekcjonalne spojrzenie na większość społeczeństwa. Słowem, ciemny lud nie rozumie, że mówić to możemy my, intelektualiści, a wy prostaczki macie słuchać.
Przedstawiciele takiego stanowiska mogą czuć się sfrustrowani. Oto miliony ludzi stają się samozwańczymi krytykami, niekiedy dziennikarzami i fakt czekerami – mogą wlepić premierowi notkę wyjaśniającą, że manipuluje w sprawie CPK, wytknąć minister brak deklarowanego wykształcenia wyższego, czy wyśmiać socjologa z profesorskim tytułem.
To, że jedna ze stron politycznego konfliktu częściej poucza, przemawia z pozycji poczucia wyższości i nieomylności, wyśmiewania przeciwnika, potwierdzają badania. Na przestrzeni lat narracje mainstreamu okazały się kompletnie nietrafione. Obnażyły klasyczne myślenie życzeniowe. Tak było w sprawie pandemii, marginalizowania zagrożenia rosyjskiego i czołobitności względem byłej kanclerz, Angeli Merkel.
Wreszcie, było tak z promowaniem rozwadniania płci, brakiem krytycyzmu względem Zielonego Ładu i przekonaniem o nieuchronnym zwycięstwie Kamali Harris. Mainstream lansował modne i ekstrawaganckie teorie, a ciemny lud jakoś tak nie chciał ich zaadaptować, raz po raz hołdując wyśmiewanemu przez elity „chłopskiemu rozumowi”. Teraz zaczęło to zbierać wyborcze żniwa.
Spektakularne wydarzenie już 5 kwietnia w Bielsku- Białej. Warto tam być
Liberalny świat się chwieje, nie ma już monopolu na przekaz i narrację. Wolny przekaz i obieg informacyjny w mediach społecznościowych jawi się mu jako niesprawiedliwy. Tyle że – po pierwsze coraz częściej okazuje się to nieprawdą, a po drugie, ma to coraz mniejszą siłę rażenia. Elon Musk ukuł zdanie „Nie są przeciwko mowie nienawiści, tylko przeciwko mowie, której nienawidzą”. Stąd pojawiają się zakusy na parafrazę słów marszałek Witek – „Musimy anulować, zamknąć, bo przegramy”. Paradoksalna sytuacja, w której najgłośniej o wolności krzyczą ci, którzy mimochodem usiłują zabić wieko jej trumny.
Przez ostatnie lata to korporacje technologiczne, we współpracy z rządami i mediami głównego nurtu, pełniły funkcję swoistego „ministerstwa prawdy”. Teraz ten monopol umiera – decentralizacja informacji, pojawienie się nowych graczy i „korekty” big techu oznaczają, że narracje polityczne nie będą już tak łatwo formatowane przez centralne ośrodki decyzyjne.
Nie o zwiększanie i utrzymywanie wolności tutaj idzie, lecz o utrzymanie władzy. Zwycięstwo Trumpa nie jest początkiem, lecz następstwem trwającej od jakiegoś czasu konserwatywnej kontrrewolucji ogarniającej świat zachodni. Lewicowo-liberalny mainstream doprowadza to do histerii, podejrzeń, popycha do coraz radykalniejszych rozwiązań. Pytanie, jak daleko się posuną – czy aby dalej zwyciężać, będą tylko cenzurować, zamykać media społecznościowe, a może anulują jakieś wybory? Wiatru globalnych zmian raczej jednak nie odwrócą. Ten wieje coraz mocniej.
Przeczytaj również: Modele sztucznej inteligencji mają wyznawać wartości socjalistyczne