Prawda i Dobro
Ogień, rakija i tajemniczy wędrowiec. Wieczór Badnjaka na Bałkanach
20 grudnia 2024
Sprawdzony od wieków styl sprawowania władzy to jedyne wyjście, by zapewnić dobrobyt i pokój
Jeszcze przed rozpoczęciem ramadanu, czyli przed 5 maja, poznamy wyniki ogólnokrajowego referendum, w którym Egipcjanie wypowiedzą się w sprawie nowelizacji konstytucji. Najważniejsza zmiana dotyczyć będzie wydłużenia kadencji prezydenta. Jeżeli tak się stanie, obecna głowa państwa rządzić będzie Egiptem aż do 2030 r. – czyli tak naprawdę dożywotnio.
Prezydentem Egiptu jest 64-letni Abdel Fattah as-Sisi. Ten najwyższy rangą egipski wojskowy doszedł do władzy po zamachu stanu w 2013 r., gdy wtrącił do więzienia ówczesnego prezydenta Muhammada Mursiego z Bractwa Muzułmańskiego. Po zamachu stanu, licznych aresztowaniach oraz zamieszkach w 2014 r. as-Sisi zorganizował wybory prezydenckie, które wygrał w cuglach.
Drugą kadencję (także z 97-procentowym poparciem narodu) rozpoczął w ubiegłym roku. Zgodnie z obowiązującą jeszcze konstytucją rządy powinien zakończyć w 2022 r. Jednak we wtorek dwukadencyjność urzędu prezydenta została zlikwidowana. Ponadto, obecna kadencja ma trwać o dwa lata dłużej (do 2024 r.), a as-Sisi będzie mógł wystartować także w kolejnych wyborach prezydenckich. Ma więc szansę rządzić Egiptem jeszcze przez 11 lat.
Z inicjatywą zwiększenia władzy prezydenta, na „prośbę społeczeństwa”, oficjalnie wyszedł parlament. Tak naprawdę Egipcjanie nie mieli z tym nic wspólnego. Ponadto decyzja zapadła nie w Kairze, a po części w Moskwie, ale przede wszystkim w Waszyngtonie. Rosja i Stany Zjednoczone nie mogą już sobie pozwolić na destabilizację w tym rejonie świata pomni doświadczeń z 2011 r. Wówczas sekretarz stanu USA Hillary Clinton zapewniała świat, że „rządy Hosniego Mubaraka są stabilne”.
Tymczasem trzy tygodnie później dyktator, który rządził Egiptem przez 30 lat, został obalony w wyniku słynnej Arabskiej Wiosny. Rewolucja przy okazji zmiotła kilku innych autokratów w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Od tamtej pory Egipt zamiast być „czynnikiem stabilizującym sytuację w regionie”, stał się „głównym punktem zapalnym i krajem, w którym schronienie znalazły liczne organizacje terrorystyczne”. Tak jest nieprzerwanie od ośmiu lat.
Choć Stany Zjednoczone i Rosja mają w Egipcie różne interesy, to w jednym są zgodne: władza w Kairze musi być stabilna i przewidywalna. Znaczenie geopolityczne i Kanał Sueski, czyli trasa żeglugowa przez Morza Śródziemne i Czerwone, są zbyt ważne, by pozwolić na kolejne wstrząsy w tym kraju. Ponadto Egipt jest ważnym producentem ropy, gazu, fosforytów i złota. Nie przypadkowo (jeszcze przed decyzją swojego parlamentu) as-Sisi udał się do Waszyngtonu, by z prezydentem USA Donaldem Trumpem podpisać porozumienie o „długotrwałej roli Egiptu jako podpory stabilności regionalnej”.
„Wiemy, że Trump działa zgodnie z pragmatyczną logiką i stawia na przetrwanie reżimu as-Sisiego, aby osiągnąć swoje interesy na Bliskim Wschodzie” – powiedział analityk Mahmud El Shahin z Giddar Center w Kairze. „Pozycja Egiptu w regionie jest nie do przecenienia. Ponadto sojusz Kairu z Arabią Saudyjską przeciwko Iranowi i wspieranie rozmów pokojowych między Izraelczykami a Palestyńczykami oznacza, że Trump stawia właśnie na Sisiego” – dodał. By wzmocnić pozycję prezydenta, w przyszłym roku Egipt otrzyma od Amerykanów sprzęt wojskowy wart 300 mld dolarów.
Kremlowi nie podoba się zbliżenie Kairu z Waszyngtonem. W marcu Egipt podpisał z Rosją kontrakt na dostawę 20 myśliwców wielozadaniowych Su-35 i broni wart dwa miliardy dolarów. Po wizycie as-Sisiego w USA porozumienie stanęło pod znakiem zapytania. Rosja rozpoczęła więc kontrofensywę. Na początku kwietnia, ustami ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, Moskwa wsparła samozwańczą Libijską Armię Narodową, która od kilkunastu dni ostrzeliwuje stolicę tego kraju Trypolis, oraz (tym razem ustami wiceministra spraw zagranicznych Michaiła Bogdanowa) poparła Tymczasową Radę Wojskową w Sudanie, która w wyniku zamachu stanu odsunęła od władzy Omara Baszira.
Tym samym Rosja osłabiła Egipt, destabilizując sytuację w krajach bezpośrednio z nim sąsiadujących. Przypadek? Raczej nie. Na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej światowe mocarstwa bez pardonu walczą o swoje strefy wpływów. Temu służą lokalne konflikty i przesilenia polityczne. W takich oto okolicznościach międzynarodowych Egipt szykuje się do referendum.
Pierwsze rozmowy na temat zmian w konstytucji pojawiły się pod koniec ubiegłego roku. Zaledwie w ciągu kilku tygodni ruszyła istna lawina propagandowa. Widać, że plan przygotowywany był w szczegółach od dawna. Już 14 lutego Izba Reprezentantów (egipski parlament) zatwierdziła co do zasady proponowane poprawki do konstytucji. Później, przez 60 dni trwały w całym kraju „społeczne konsultacje” dotyczące zmian w ustawie zasadniczej. Po nich projekt nowej konstytucji powrócił do Izby Reprezentantów pod głosowanie, które odbyło się 16 kwietnia. Niespodzianki nie było, gdyż jednoizbowy parlament Egiptu zdominowany jest przez zwolenników as-Sisiego. W lutym za zmianami głosowało 485 deputowanych z 596-osobowego gremium posłów. Sprzeciwiło się zaledwie 16 parlamentarzystów. Reszty albo nie było, albo wstrzymała się od głosu. Podczas kwietniowego głosowania było podobnie.
Wśród głosujących przeciw był główny krytyk prezydenta Ahmed Tantawy, który powiedział wprost: „Proponowane poprawki prowadzą Egipt na zacofaną drogę wprost do średniowiecza. Ten parlament nie ma prawa do tworzenia nowej konstytucji, która narusza wszystkie normy prawne, bo są dostosowane specjalnie pod jedną osobę”. Swój sprzeciw wyraziło także 11 najważniejszych organizacji pozarządowych w Egipcie. Zmiany w konstytucji nazwały zagrożeniem dla stabilności kraju. Poprawki zostały opracowane w celu umożliwienia prezydentowi as-Sisiemu utrzymania dożywotniej władzy i sprawowania jej poprzez wojskowy establishment .
Sygnatariuszami tego dokumentu były m.in. Kairski Instytut Studiów Praw Człowieka, Komitet Sprawiedliwości i Egipska Komisja Praw i Wolności. „»Nie« dla zmiany konstytucji” – krzyczał lider opozycji Hamdeen Sabahi, jedyny kandydat, który wystąpił przeciwko as-Sisiemu w wyborach prezydenckich w 2014 . Opozycyjny parlamentarzysta Haitham Hariri ostrzegał, że zmiany w konstytucji ustanowią „despotyczny reżim, który będzie czystym złem”. Tymczasem przewodniczący Izby Reprezentantów Ali Abdel Aal na te zarzuty odpowiedział zdecydowanie: „Prezydent as-Sisi jako jedyny jest w stanie ustabilizować kraj. Powinniśmy dać mu szansę na ukończenie jego programów rozwojowych i kontynuowanie walki z organizacjami terrorystycznymi zagrażającymi Egiptowi”.
16 kwietnia parlament Egiptu poprawki przyjął przytłaczającą większością głosów. Najważniejsza zmiana dotyczy wydłużenia obecnej kadencji as-Sisiego do 2024 r. oraz możliwość startu (czytaj: zwycięstwa) w kolejnych wyborach, po których kadencja trwać będzie już sześć lat. Ponadto prezydent otrzyma pełną władzę nad wymiarem sprawiedliwości i wojskiem. To as-Sisi będzie mianować nowych sędziów i prokuratora generalnego, a także generałów i dowódcę sił zbrojnych. By nieco przypodobać się przywódcom państw demokratycznych, nowy egipski parlament będzie się składał z dwóch izb: zmniejszonej do 450 posłów Izby Reprezentantów oraz przywróconej Izby Wyższej – 180-osobowej Rady Szury. W Izbie Reprezentantów 25 proc. miejsc zarezerwowanych będzie dla kobiet, a w Radzie Szury gwarantowane procentowe kwoty miejsc otrzymają chrześcijanie, osoby niepełnosprawne i emigranci. Jednak jedną trzecią składu Rady Szury i tak wybierać będzie as-Sisi. Ponadto wprowadzona zostanie funkcja wiceprezydenta, którego wskaże i w każdej chwili może odwołać… as-Sisi. Żeby było ciekawiej, wiceprezydent nie musi być jeden. Może być ich nawet kilku, w zależności od okoliczności i potrzeb.
Ogólnokrajowe referendum odbędzie się w dniach 22–24 kwietnia. Egipcjanie mieszkający za granicą wypowiedzą się w tej sprawie 20 i 21 kwietnia. Uprawnionych do głosowania jest 55 mln obywateli. Pozytywny wynik jest z góry przesądzony, ponieważ praktycznie nie ma kworum, a do uznania go za ważne wystarczy, że udział weźmie w nim 5 proc. wyborców.
W ciągu ostatnich pięciu lat prezydent as-Sisi wprowadzał drakońskie prawa ograniczające wolność w Egipcie. W więzieniach zamknął ponad 60 tys. osób, które sprzeciwiały się jego rządom lub zostały oskarżone o terroryzm. Zmniejszył autonomię akademicką poprzez przywrócenie bezpośredniego mianowania szefów wyższych uczelni. W 2014 r., wprowadzając ustawę antyprotestacyjną, praktycznie zabronił jakichkolwiek manifestacji. Rok później wprowadził ustawę antyterrorystyczną dającą policji i służbom specjalnym nieograniczone prawo zatrzymywania i karania osób choćby tylko podejrzewanych o terroryzm lub współpracę z Państwem Islamskim. W 2017 r. ograniczył możliwość swobodnego działania organizacjom pozarządowym. W ubiegłym roku rząd wprowadził ustawę o cyberprzestępczości, przewidującą, że za niewinny wpis na Facebooku krytykujący prezydenta można trafić za kratki lub – jeżeli wpis powstanie za granicą – stracić obywatelstwo.
As-Sisi dobrze przygotował się do przejęcia pełni władzy i wprowadzenia dyktatury. Skoro pokazał społeczeństwu kij, dał i marchewkę. 1 lipca podwyższy płacę minimalną z 1200 funtów egipskich (261 zł) do 2 tys. funtów (435 zł). Ponadto najniższa emerytura wzrośnie z 750 funtów (163 zł) do 900 (195 zł). Wcześniej, w ramach środków oszczędnościowych zaaprobowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (był to warunek uzyskania od MFW 12 mld dolarów pożyczki), władze w Kairze zlikwidowały dopłaty do produktów pierwszej potrzeby i wprowadziły wiele nowych podatków.
W efekcie doszło do znacznego wzrostu cen towarów i usług, co uderzyło przede wszystkim w najuboższych Egipcjan i klasę średnią. Poprzednicy as-Sisiego nie likwidowali subsydiów z obawy przed zamieszkami. Kiedy w 1977 r. Anwar Sadat zlikwidował dopłaty do chleba, w kraju doszło do zamieszek i ostatecznie ówczesny prezydent wycofał się ze swojej decyzji. As-Sisiemu udało się przeprowadzić reformy bez większych konfliktów społecznych. Wszystko za sprawą ograniczających wolność obywatelską dekretów i ustaw oraz strumienia pieniędzy z MFW.
Prezydent as-Sisi jest gotowy do wprowadzenia pełnoprawnej dyktatury. Uspokoił nastroje społeczne, uzyskał poparcie Stanów Zjednoczonych, a opozycję praktycznie zmarginalizował. Ma pieniądze. Ponadto przejął pełną kontrolę nad armią, służbami specjalnymi i wywiadem, lokując na najwyższych stanowiskach nie tylko zaufanych współpracowników, ale także swoich synów.
Demokratyczna dyktatura w Egipcie staje się na naszych oczach faktem. Polityczni analitycy są zgodni. Choć publicznie nie kryją oburzenia, doskonale wiedzą, że po nieudanej przygodzie z demokracją rządy autorytarne to jedyne rozwiązanie dla Egiptu. Dyktatura pozwoli zachować w tym kraju, a więc i w tej części świata, „względną stabilizację i pokój”.
Egipt zawsze rządzony był przez despotów. Od faraonów począwszy, na Mubaraku skończywszy. Prezydent as-Sisi właśnie do nich dołącza.