Humanizm
Introwertyzm na co dzień. Tak spokój staje się kluczem do sukcesu
22 listopada 2024
Edykt mediolański z 313 roku zakończył prześladowania chrześcijan. Konstantyn I Wielki położył podwaliny pod budowę nowej tożsamości cesarstwa, które potrzebowało uniwersalnej idei, aby przeciwstawić się barbarzyńskim najazdom. Chrześcijaństwo bardzo szybko stało się dominującą religią. Integrując wszystkie prowincje, zjednoczyła mieszkańców w walce przeciwko nowemu zagrożeniu – islamowi.
Od czasu zakończenie II wojny światowej w Europie trwa najdłuższy w historii czas stabilności i spokoju (pomijając konflikty lokalne, takie jak Bałkany czy Ukraina). Państwa Starego Kontynentu weszły na drogę nieustannego rozwoju, powiększając dobrobyt swoich mieszkańców. Czy dziś, gdy chrześcijaństwo nie ma już rangi politycznej i nie stanowi o przynależności państwa do cywilizowanego świata, jest Europie ciągle potrzebne?
Śmierć Boga głosił już Friedrich Nietzsche w dziewiętnastym wieku, jednak krytykował on całą kulturę Zachodu, jako system oparty na złudzeniach. Brakowało mu twardych dowodów na to, że to w co wierzy ludzkość, jest rzeczywiste. Rozwój nauki i edukacji spowodował, że człowiek odnalazł odpowiedzi na wiele nurtujących pytań.
W sposób empiryczny zbadano, jak funkcjonuje ludzki organizm, wynaleziono lekarstwa na choroby, które dotąd dziesiątkowały ludzkość. Śmierć przestała być codziennością, a standardem stało się życie, aż do starości. Można by powiedzieć, że ludzkość niemal zwyciężyła swojego największego wroga. Do tej pory, w obliczu mnóstwa zagrożeń, które mogły pozbawić życia, jedyną nadzieją było odwoływanie się do siły wyższej.
Obietnica życia w wiecznej szczęśliwości była tym bardziej atrakcyjna, im gorsze warunki bytowe panowały w społeczeństwie. Błogosławieni cisi, smutni, prześladowani. Z tymi słowami mogło się utożsamiać większość mieszkańców przedwojennej Europy. Aby nie stracić zmysłów, jako ochronę przyjęli oni perspektywę raju obiecanego tym, którzy – pomimo cierpienia – starają się zachować wierność.
Rozwój nauki i techniki sprawił, że człowiek przestał być zależny od natury w takim stopniu jak przed rewolucją przemysłową. Potrafimy przewidzieć wiele zjawisk, a wielu też zapobiegać. Bardziej wierzymy naukowcom stawiającym tezy, niż religijnym autorytetom. Dzięki swoim wynalazkom w zawrotnym tempie rozwijamy się, znosząc kolejne bariery, które do tej pory były nie do pokonania.
W Biblii możemy odnaleźć historię wieży Babel, kiedy to ludzie postanowili wznieść budynek, który ma dosięgnąć nieba. Zagniewany pychą człowieka Bóg, zniszczył te plany i uniemożliwił kolejne zuchwałe przedsięwzięcia. Legenda głosi, że na Titanicu umieszczono napis „nawet sam Bóg nie może go zatopić”. Dziewiczy rejs zakończył się jednak wielką tragedią, a wielu ludzi widzi w tym podobieństwo do biblijnej przypowieści.
Przypisywanie takiego rewanżyzmu Bogu, nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Jednak przewrotność ludzkiego umysłu powoduje, że łatwiej mu uwierzyć w karzącego niż miłosiernego Boga. Zmiana akcentów w nauczaniu Kościoła i częstsze głoszenie Ewangelii niż Starego Testamentu spowodowało powstanie przekonania, że jeśli Bóg nie jest stojącym ponad człowiekiem satrapą, to może nie warto się nim przejmować.
Rozwój ekonomiczny przyspieszył proces utraty wglądu człowieka w swoje wnętrze. Gonitwa za statusem materialnym, poziomem życia, posiadaniem coraz to droższych i lepszych rzeczy wcale nie czyni nas szczęśliwszymi, a jednak, z jakiegoś powodu, trudno jest nam się od tego uwolnić. Nie chcemy wierzyć historiom tych, którzy zrezygnowali z majątków i przywilejów na rzecz ubogiego życia pustelniczego.
Przeczytaj też:
Trudno jest pojąć, że człowiek, który wyzbył się wszystkiego, może być szczęśliwy. A jednak czegoś nam brakuje, gdyż zatraconą więź z samym sobą próbujemy odzyskać, interesując się magią, wróżbami, różnymi formami medytacji. Powoli rozumiemy, że tempo, które sobie narzuciliśmy, może w końcu pozbawić nas tego, co czyni nas nieśmiertelnymi: własnej duszy.
Niezależnie od wiary, duchowość, w jakiejkolwiek formie, to nie tylko wypełnianie religijnych nakazów. To również pogłębiona refleksyjność, moralność i poczucie przynależności, a także wrażenie, że wszystko, co się wydarzyło, ma swoją przyczynę. A jeśli nasze istnienie jest skutkiem zaistniałych okoliczności, a te również mają swoją przyczynę, będąc jednocześnie skutkiem innych przyczyn, to czy nie łatwiej jest zachować spójność rozumowania, wierząc, że istnieje jedyne i pierwsze źródło wszystkich wydarzeń?
Do czerwoności rozpala umysł eksperyment myślowy polegający na wyobrażeniu sobie początku wszystkiego. W jaki sposób mogło się zdarzyć, że czas nie istniał? Jeżeli Wszechświat powstał z osobliwości, czymże był ten mały punkt o nieskończenie dużej masie i dlaczego nastąpił Wielki Wybuch. A jeśli naprawdę nastąpił, to z jakiego powodu i czemu lub komu przypisać tego sprawstwo?
Człowiek z natury potrzebuje wiedzieć, skąd pochodzi. I zawsze będzie próbował tak wytłumaczyć rzeczywistość, żeby zachować poczucie spójności wewnętrznej. A kiedy nie wszystko można zbadać i udowodnić, pozostaje wiara, jako wypełnienie, pomiędzy tym co znane a tym co ukryte.
Otwarte pozostaje pytanie, czy nauka i religią mogą się uzupełniać, czy muszą się wzajemnie wykluczać. Sacrum od zawsze istnieje jednocześnie z profanum i nic nie wskazuje na to, że taka kohabitacja jest szkodliwa.
Z jakiegoś jednak powodu, części poszczególnych środowisk, traktują się wrogo, „okopując” się na swoich stanowiskach. A wzajemne animozje szkodzą jednym i drugim. Człowiek, niebędący ugruntowany ani w jednym, ani w drugim paradygmacie, znajduje się w trudnym położeniu, obarczony konsekwencją niezrozumienia i dezorientacji, ulega własnym mechanizmom obronnym i mimo iż jest to trudne, nie wierzy w nic.
Polecamy:
Przyjmując jednak punkt widzenia, że dorobek teologii chrześcijańskiej to wielowiekowa próba wyjaśnienia zjawisk językiem religii, na który ogromny wpływ miały uwarunkowania hisotryczno-kulturowe, pozostawia się przestrzeń nie tylko do budowania dialogu pomiędzy jednymi i drugimi, ale również stwarza warunki do powstania koherentnej ideologii, spajającej rzeczywistość duchową i cielesną człowieka.
Współczesny Europejczyk jest zagubiony i oderwany od swoich korzeni. To odważna teza, bo zdaje się w sobie zawierać myśl, iż bez chrześcijaństwa nie można budować kompletnej tożsamości. Pomocna może okazać się zmiana perspektywy. Jeśli przejdziemy z poziomu oceniania poszczególnych wyznań jedynie jako religii, do uznania ich za nośnik pewnego dziedzictwa cywilizacyjnego zauważymy, że chrześcijaństwo zawiera w sobie dużo więcej niż tylko system wierzeń. To skomplikowany dorobek wielu poprzednich generacji, wyrażający się oprócz religii w tradycjach, kulturze i historii. Zatem, czy Europa potrzebuje dziś Boga? Z pewnością potrzebuje powrotu do swoich korzeni. Bóg pozostaje dla tych, którzy chcą go spotkać.
Dowiedz się więcej:
Źródła:
S. Adamczyk, Bóg właściwą przyczyną sprawczą istnienia substancjalnego w nauce św. Tomasza z Akwinu, [w:] Roczniki Filozoficzne/Annales de Philosophie/Annals of Philosophy, 1960.
D. Lindberg, R. L. Numbers, When science and Christianity meet, University of Chicago Press, 2003.
J. Weiler, A Christian Europe? Europe and Christianity: rules of commitment. European View, 2007.