Dlaczego młodzi ludzie nie chodzą na wybory?

Młodzi Polacy wykazują coraz większe rozczarowanie zarówno polityką, jak i aktywnością w sferze obywatelskiej. Rzadko jednak wykorzystują dostępne w demokracji możliwości, by zmienić obecny stan rzeczy

„Większość młodych ludzi nie jest zainteresowana angażowaniem się w strefę polityczną i obywatelską. Z drugiej jednak strony, wcale nie uczymy ich, czym tak naprawdę jest demokracja” – mówi w rozmowie z Holistic.news dr Marcin Sińczuch z Uniwersytetu Warszawskiego

Młodzi Polacy wykazują coraz większe rozczarowanie zarówno polityką, jak i aktywnością w sferze obywatelskiej. Rzadko jednak wykorzystują dostępne w demokracji możliwości, by zmienić obecny stan rzeczy. Jak pokazały ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego, w grupie wyborców 18–29 lat głosowało zaledwie 27,6 proc. uprawnionych.

DOROTA LASKOWSKA: Uniwersytet Warszawski włączył się do projektu europejskiego o nazwie „EURYKA: odnawianie demokracji w Europie”. Jaki jest jego cel?

MARCIN SIŃCZUCH*: Podstawowym celem jest określenie, w jaki sposób młodzi ludzie są obecni w sferze publicznej i w obszarze polityki – zarówno w krajach Unii Europejskiej, jak i poza nią. Chcemy nie tylko zdiagnozować zaangażowanie młodzieży w procesy demokratyczne, ale też odpowiedzieć na pytanie, jak je zwiększyć i uczynić bardziej efektywnym. W projekcie biorą udział naukowcy ze Szwajcarii, która jest liderem projektu, oraz Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Grecji, Hiszpanii, Szwecji, Włoch i Polski.

A jaki jest obraz aktywności wśród młodych ludzi?

Wciąż prowadzimy badania, więc mogę jedynie posługiwać się ogólnymi danymi w tym zakresie. Jednak już dziś możemy nakreślić pewne hipotezy. Po pierwsze, jeżeli przyjmiemy paneuropejską perspektywę, widzimy, że zarówno postawy młodych ludzi, jaki i zaangażowanie i preferencje polityczne są bardzo zróżnicowane. Jest to zależne od wielu czynników – w tym kultury politycznej danego kraju, sytuacji społeczno-politycznej, gospodarczej, dostępu do edukacji itd. 

Kolejną ważną rzeczą jest liczebność tej grupy społecznej. Osoby do 24. roku życia stanowią w Polsce 20 proc. całej populacji kraju. Ma to znaczący wpływ na decyzje polityczne, które następnie oddziałują na stopień zaangażowania młodzieży.

Politycy nie widzą w młodych ludziach znaczącej siły wyborczej, więc kierują swoje działania w stronę starszych odbiorców?

W sytuacji, w której młodzież stanowi mniejszość, politycy mają dwie drogi do wyboru. Pierwsza opiera się na przekonaniu, że młodzi ludzie są cennym zasobem dla społeczeństwa, gospodarki i życia politycznego. To, jak ten zasób wykorzystamy, na ile efektywnie przygotujemy młodych do życia zawodowego i uczestnictwa w samej demokracji, wpływa na przyszłe prosperity naszego kraju. To założenie jest bardzo silnie promowane na szczeblu Unii Europejskiej, która stara się wspierać wszelkiego rodzaju polityki młodzieżowe. Jednak ostateczne decyzje w tym zakresie pozostają w gestii rządów narodowych.

Politycy w każdym kraju mogą w szczególny sposób wspierać młodzież, ale mogą też uznać, że młodzi ludzie nie są grupą na tyle liczną, by ich głos był decydujący w wyborach. Dodatkowo, wiele badań wskazuje, że jest to grupa społeczna, która nie chodzi tak często na wybory, a jeśli już głosują, to zazwyczaj wybierają nowe partie – czasem egzotyczne i stosunkowo radykalne. Politycy będą więc nastawiać się na dialog wyborczy ze starszą częścią społeczeństwa. Czasem bardziej opłaca się przedstawić korzystne propozycje dla seniorów niż dla ludzi młodych, którzy nawet jak coś dostaną, to i tak nie wiadomo, na kogo i czy w ogóle zagłosują.

Młodzi są bardziej nieobliczalni w swoich decyzjach?

Powiedziałbym, że są bardziej nieprzewidywalni i skłonni głosować zgodnie ze swoimi poglądami, których nie zmieniają, nawet gdy dostaną przysłowiową kiełbasę wyborczą. Patrząc na rangę młodych ludzi w polityce rządowej w Polsce, skłaniałbym się raczej ku przekonaniu, że większość polityków podąża właśnie za taką narracją.

Nie mamy bowiem żadnej instytucji na szczeblu resortowym, której celem jest koordynowanie polityki państwa w stosunku do młodzieży. A przecież przepisy i regulacje, które w bezpośredni sposób dotyczą młodych, sięgają bardzo wielu kwestii – począwszy od służby wojskowej, opieki zdrowotnej, edukacji, pomocy socjalnej, po zatrudnienie i politykę rynku pracy. De facto polityka młodzieżowa w Polsce jest, ale odnoszę wrażanie, że nie ma ona swojego centrum, ośrodka, który koordynowałby sytuację młodzieży i dbał o jej interesy.

Nie słuchamy głosu młodych ludzi, tylko narzucamy im swoją wizję świata?

Trochę tak, a to może skutkować biernością młodzieży w sferze obywatelskiej czy politycznej. To jest takie myślenie w stylu: „Skoro nikt nie bierze mojego zdania pod uwagę, to po co mam się angażować?”.

Odzwierciedleniem dobrej woli rządu i rzeczywistego zaangażowania w problemy młodzieży byłoby stworzenie takiego ośrodka na poziomie administracyjnym, który starałby się to wszystko monitorować, koordynować, przedstawiać jakieś propozycje sensownych rozwiązań itd. Takiego ośrodka nie ma. Za rządów Platformy Obywatelskiej były próby jego utworzenia, ale skończyły się one na etapie postulatów.

Co prawda, obecny rząd powołał Radę Młodzieży przy ministrze edukacji, ale jej powstanie wzbudziło wiele kontrowersji, na ile ma ona realnie reprezentować głos młodych, a na ile jest wybierana przez samych urzędników. Widzimy więc, że jakieś próby się pojawiają, lecz wciąż nie są to działania systemowe.

Wspominał pan, że w zależności od kraju zaangażowanie i przekonania polityczne młodych ludzi się różnią. Jak to wygląda w Polsce?

Wiele badań pokazuje, że młodzi ludzie w Polsce chętnie idą w stronę liberalno-lewicowych, ale też silnie prawicowych, radykalnych ugrupowań. Głosują zarówno na Wiosnę, jak i na Partię Razem, ale także na Kukiza czy Konfederację. Możemy więc zauważyć radykalizm, który przejawia się zarówno po stronie lewicowej, jak i prawicowej. Kiedy popatrzymy na wyniki tej skrajnej prawicy, reprezentowanej w Polsce przez Konfederację, to zobaczymy, że ma ona ponadprzeciętne wsparcie wśród osób młodych.

Spotkanie wyborcze kandydatek Wiosny do Parlamentu Europejskiego. Gdańsk, maj 2019 r. (KAROLINA MISZTAL / REPORTER)

Z drugiej strony, gdy popatrzymy na wyniki badań przeprowadzane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego czy przez inne pracownie badawcze, to widać, że sama religijność wśród osób młodych jest najniższa w porównaniu z innymi grupami wiekowymi. Wśród młodzieży większy jest odsetek osób, które deklarują się jako osoby niewierzące, areligijne. Młodzi ludzie wykazują też niższą częstotliwość praktyk religijnych.

Skąd się biorą takie radykalne przekonania?

W odpowiedzi na to pytanie powstało już bardzo wiele teorii. Generalnie możemy je podzielić na dwie grupy. W ujęciu psychologicznym uważa się, że radykalizm związany jest z procesem tworzenia się tożsamości, próbą zdefiniowania samego siebie. Gdy jesteśmy młodzi, podejmujemy pewne działania, obserwujemy ich rezultaty i uczymy się czegoś o sobie. Nasza osobowość jest utwierdzana w doświadczeniu, ale jednocześnie to, jakie działania podejmujemy, jest związane z różnymi wzorcami, których dostarcza nam społeczeństwo i kultura. My natomiast, na pewnym etapie naszego życia, chcemy je zweryfikować i sprawdzić, czy one na pewno nam służą, a nie szkodzą.

Stąd bierze się tendencja do poszukiwania wyrazistych wzorców i ich testowania?

Tak. Autorytet dla młodego człowieka to ktoś na tyle wyrazisty, kto potrafi przykuć naszą uwagę i sprowokować nas do jakichś działań. Młodzież może naśladować autorytet lub go podważać, testować, a nawet próbować obalić. Tak powstają również antyautorytety.

Kiedy popatrzymy na ranking zaufania publicznego, czy to do partii politycznych, czy do parlamentu, widzimy, że młodzież mniej niż starsze generacje ufa tym instytucjom. Tłumaczy to również jej sprzeciw wobec politycznego establishmentu. Konsekwencją takiej postawy jest bierność w wyborach i radykalizm – głosowanie na te partie, które są definiowane jako nienależące do „systemu”. Stąd też poparcie wśród młodych dla takich ugrupowań jak Młodzież Wszechpolska, Ruch Palikota, Konfederacja czy Kukiz’15.

A ta druga teoria?

Ona odwołuje się do konfliktu społecznego. Możemy na to spojrzeć w taki sposób, że młodzi ludzie na początku są pozbawieni wielu zasobów. Mają ograniczone czynne prawo wyborcze, dopiero wchodzą na rynek pracy, nie mają doświadczenia, kapitału. Im się trochę spieszy do tej dorosłości, więc są tym samym skłonni poprzeć takie rozwiązania polityczne, które w pewnym sensie promują jakąś drogę na skróty. Na przykład gdy lewica proponuje, że podniesie podatki bogatym i przekaże je na rzecz młodych, albo skrajna prawica, która mówi, że obniży podatki i anuluje przymus opłacania składek emerytalnych dla młodzieży. Oba te podejścia oferują młodym ludziom korzyści. Ponadto taka narracja, w sposób jasny i klarowny, wskazuje na przeciwnika. Każda partia ma już obecnie swój katalog przeciwników.

Wspólny wróg jednoczy?

Tak jak wspominałem wcześniej, młodzi ludzie często potrzebują tych antyautorytetów, przeciwko którym będą mogli wystąpić, ale dzięki którym też będą mogli się sprawdzić. Poza tym, takie radykalne podejście oferuje nam prostą wizję świata, która czyni rzeczywistość łatwiejszą do zrozumienia. Dopiero z wiekiem ludzie zaczynają rozumieć, że czarno-biała wizja świata niekoniecznie jest prawdziwa.

Czy w takim razie ten radykalizm jest alternatywą dla bierności tych młodych ludzi w sferze politycznej?

Jest jedną z kilku opcji, jaką młodzież ma do wyboru. Należy zwrócić uwagę, że większość młodych ludzi nie jest zainteresowana tą strefą polityczną i obywatelską. Mamy mniejszość, która jest radykalna i większość, która jest pasywna. Ale z tą biernością to też bym trochę polemizował, gdyż młodzież potrafi zaangażować się w kwestie polityczne. Jednak formuła tego zaangażowania jest inna niż tradycyjne formy partycypacji politycznej. Ostatnio zresztą sami byliśmy świadkami, że oni są obecni przy sprawach, które są dla nich ważne.

Angażują się na swój sposób?

Wielu komentatorów mówi, że dzisiejsza młodzież siedzi tylko w tych telefonach komórkowych, nagrywa vlogi itp. Myślę, że wystarczy tylko jakaś sytuacja, która zaburzy ich poczucie bezpieczeństwa, a potrafią się „obudzić” i naprawdę zaangażować w sprawy, które są dla nich istotne. Młodzi ludzie potrafią się mobilizować, choć często jest to jednorazowy zryw – udział w proteście, podpisanie petycji. Tradycyjne, długofalowe zaangażowanie wymaga czasu, a nasze badania pokazują, że współczesna młodzież jest naprawdę bardzo zajęta.

Janusz Palikot na Marszu Wyzwolenia Konopi. Warszawa, maj 2013 r. (SYLWESTER DĄBROWSKI / REPORTER)

Wielu z nich chce wykorzystać swój potencjał, ma ambicje, chce się wykazać, uczyć, zdobywać doświadczenie zawodowe, budować sieć relacji społecznych, która będzie później wspierać ich karierę. Jak dochodzi do tego perspektywa działalności społecznej, politycznej, to robi się tego wszystkiego trochę za dużo. Muszą więc dokonać wyboru. 

W sferze politycznej dominuje model zawodowego polityka, który z działalności publicznej czyni swój zawód, źródło utrzymania. Nie ma modelu, wzorca łączenia zaangażowania społecznego, politycznego z aktywnością zawodową w innej sferze. Młody człowiek, który angażował się politycznie, społecznie – w szkole i na studiach – musi sobie w pewnym momencie zadać pytanie, czy idzie w kierunku profesjonalnej polityki, czy wybiera inny obszar kariery zawodowej, życie rodzinne.

A czy w polityce jest miejsce dla młodych? W większości partii politycznych wciąż widzimy te same twarze, które przewijają się od wielu lat.

GUS przeprowadzał cykliczne badania młodzieżowych organizacji afiliowanych przy partiach politycznych, które pokazały, że od kilku lat liczba ich członków stale rośnie. Chętni z pewnością są, ale rzeczywiście problem jest inny. Dla partii politycznej dobrze jest mieć taką organizację młodzieżową, zarówno od strony wizerunkowej, jak i praktycznej. Młodzi ludzie są użyteczni, mają świeże, ciekawe pomysły. Potrafią się zmobilizować. Ale kiedy chcą już wejść do tej zawodowej polityki, zaczynają się schody. Jakby nie patrzeć, oni stanowią silną konkurencję dla starszych członków partii. Takie są właśnie realia zawodu polityka. Rywalizacja przebiega bowiem nie tylko pomiędzy partiami, ale też wewnątrz każdej z nich.

Jakie jeszcze czynniki wpływają na pasywną postawę w kontekście uczestniczenia w życiu obywatelskim i politycznym?

Bardzo duże znaczenie ma dostęp do rynku pracy. W takich krajach jak Francja czy Hiszpania ten szklany sufit jest jeszcze niżej niż u nas. W Polsce wciąż istnieją możliwości w miarę szybkiego awansu. A nawet jeżeli ich nie ma, młody człowiek zawsze może wyjechać za granicę i tam spróbować swoich możliwości. Z drugiej zaś strony, coraz więcej osób łączy pracę ze studiami, w związku z czym są bardziej zajęci. Presja na rozwój kariery zawodowej jest na tyle silna, że odbywa się ona kosztem zaangażowania obywatelskiego.

Jest jeszcze inny aspekt, który dotyczy młodych, mniej wykształconych osób, żyjących z dala od większych metropolii czy też mających skromniejsze zasoby finansowe. Oni często nawet nie wiedzą, jak się zaangażować. Perspektywa aktywności społecznej czy politycznej jest jakby poza ich horyzontem możliwości.

Czy ta bierność i radykalizm nie powinny być takim sygnałem dla nas, że ta demokracja idzie trochę w złym kierunku?

Musimy pamiętać o tym, że – jak powiedziała prof. Mirosława Marody – młodzieżą się bywa. To jest tylko pewien etap w życiu. Następnie ci młodzi ludzie zaczynają osiągać stabilizację zawodową, zakładają rodziny. Wiedzą już, jak ten świat funkcjonuje i jak się w nim odnaleźć, a co za tym idzie, nie odczuwają potrzeby testowania rzeczywistości i kierowania się w stronę radykalnych ugrupowań. Widzimy zresztą, na przykładzie kolejnych wyborów, że młodzi coraz częściej chodzą głosować. Nie ma więc dużego zagrożenia, że ta bierność czy izolacja od praktyk demokratycznych będą rosnąć.

Natomiast to, nad czym – jako społeczeństwo – powinniśmy pracować, to nauczanie o demokracji. Młodzież musi zobaczyć i zrozumieć, jakie korzyści płyną z ustroju demokratycznego. Powinna wiedzieć, jak ten system działa i jak stabilizuje różne procesy społeczne. To, że dziś uczymy się, że jest on gwarantem bezpieczeństwa praw obywatelskich i ekonomicznych jednostek, to jedno.

Ale to, czy to rozumiemy – to już zupełnie inna sprawa. Należy pamiętać, że dziś stosunek do demokracji wśród młodych ludzi jest jednak dosyć ambiwalentny. Dla nich demokracja, wolność słowa, mediów, wybory – są sprawami oczywistymi. Stąd też są skłonni bardziej krytykować i podważać ten system. Młodzież nigdy nie doświadczyła na własnej skórze, jak wygląda życie w systemie autorytarnym.

Ale też mają prawo go krytykować. Demokracja potrafi być bardzo rozczarowująca…

Tak. Jak powiedział Churchill: „Demokracja to jeden z najgorszych ustrojów, ale dotychczas nie wymyślono lepszego”. My oceniamy demokrację po skutkach, a chodzi o to, aby stworzyć taką „szczepionkę”, która utrwaliłaby w ludziach jej rozumienie. To jest system, który może prowadzić do pewnych patologii, ale jednocześnie zawiera on w sobie wiele mechanizmów weryfikujących i samoleczących. I to jest to, czego powinniśmy uczyć młodych ludzi.

Jak możemy to zrobić?

Chodzi o to, by wszyscy młodzi ludzie, w miarę możliwości, zobaczyli, jak demokracja działa i w jaki sposób to działanie przekłada się na ich osobistą sytuację. Prowadzą do tego trzy proste ścieżki. Pierwszą z nich jest aktywizacja samorządu szkolnego. W Polsce ma on całkiem dobre zaplecze, jeżeli chodzi o uprawnienia i umocowanie prawne. W praktyce często bywa instytucją fasadową. A to jest właśnie to miejsce, w którym młodzi ludzie mogą zobaczyć, jak ta demokracja działa. Mogą startować w wyborach, mogą głosować, ale, co ważniejsze – mogą przekonać się, że to ciało przedstawicielskie ma jakieś uprawnienia i wpływ na szkolne otoczenie.

A pozostałe?

Kolejny sposób to uczenie dzieci i młodych ludzi, jak poruszać się w świecie instytucji demokratycznych. Do czego ja, jako obywatel, mam prawo. Jak mogę je egzekwować, jak działają poszczególne instytucje stojące na straży moich praw. Począwszy od Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Konsumenta, przez policję, straż miejską, po system sprawiedliwości, działanie sądów, prokuratury. Często sami dorośli nie wiedzą, jakie prawa im przysługują, jak napisać pozew sądowy itp.

Samorząd szkolny w praktyce często bywa instytucją fasadową. III Liceum Ogólnokształcące w Gdyni, maj 2008 r. (ŁUKASZ OSTALSKI / REPORTER)

Ostatni sposób to zachęcanie do dialogu z młodymi ludźmi na poziomie administracji samorządowej oraz rządowej. Jakiś czas temu rady młodzieżowe, które mają funkcjonować przy urzędach gmin, powiatów, czasem województw, zyskały prawną podstawę działania. Należy umacniać ich rolę, pozwalać młodym ludziom na inicjatywę, ale też nałożyć na nich odpowiedzialność. Informacja o radach, zasadach ich funkcjonowania, działania, aktywności czy członkostwa powinna być wiedzą powszechną.

To są takie trzy drogi, które mogą sprawić, że młodzi ludzie staną się bardziej aktywni i zaangażowani. Młody człowiek ma prawo do radykalnych poglądów. Ma prawo wybierać i testować zarówno swoje autorytety, jak i antyautorytety. Najważniejsze jednak jest to, by towarzyszyła mu przy tym realna wiedza o tym, czym jest demokracja, jak działa, jakie realne korzyści przynosi również młodym obywatelom.

*MARCIN SIŃCZUCH – doktor nauk humanistycznych w zakresie socjologii na Uniwersytecie Warszawskim w Ośrodku Badania Młodzieży, Zakładzie Metod Badania Kultury, Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych, kierownik krajowy projektu „EURYKA”, „UE Horyzont 2020”.

Opublikowano przez

Dorota Laskowska


Dziennikarka, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej. W życiu prywatnym i zawodowym kieruje się zasadą, że dobre rzeczy inspirują.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.