Prawda i Dobro
Dobry samarytanin przed kamerą. Tak buduje się fałszywy wizerunek
18 grudnia 2024
Odkąd „pokolenie Z” – osób urodzonych na przełomie XX i XXI wieku wkroczyło na rynek pracy, poddano je szczególnej obserwacji, tworząc setki dogłębnych analiz. Jednym z powodów było to, że ci – wciąż młodzi – ludzie dorastali w całkowicie cyfrowym społeczeństwie. Jednak mimo że spędzali mniej czasu w „realnym” świecie niż poprzednicy, wcale nie wydają się odrealnieni. Są bardziej kompromisowi, niż poprzednie zbuntowane generacje. Ale czy na pewno? Czy nas w przyszłości nie zaskoczą?
Powszechnie przyjmuje się, że „pokolenie Z” obejmuje osoby z roczników 1995–2012 (niektórzy przesuwają pierwszą datę o kilka lat wstecz). Nazywane jest pokoleniem internetowym – bo dojrzewali wraz z rozwojem sieci i nie znają innej rzeczywistości. Inne określenie to pokolenie C (z ang. connect, communicate, change).
Socjologowie – zastrzegając, że jest to generacja wciąż słabo rozpoznana – szukają wyróżniających ją cech. Poza czerpaniem wiedzy, rozrywki i nawiązywaniem znajomości w sieci określają ich jako ludzi stosunkowo otwartych, bezpośrednich, ciekawych świata, lubiących podróże i podatnych na zmiany. Jednocześnie są wymagający – wiele oczekują nie tylko od rodziców czy bliskich, ale też od władzy czy pracodawcy. Co do umiejętności społecznych – zdania są podzielone. Wielu badaczy twierdzi, że „zetki” są trudne we współdziałaniu, co jest efektem „życia w cyfrowym świecie”, a ponadto brakuje im systematyczności i cierpliwości.
„Pokolenie Z” często porównuje się ze wcześniejszym „pokoleniem Y”, zwanym „milenialsami”, do którego należą osoby urodzone mniej więcej w latach 1980–95. „Igreki” można opisać jako wersję light „zetek”. Obyci z nowinkami technologicznymi, ale nie tak biegli jak młodsze koleżanki czy koledzy, pewni siebie, ale… z ograniczeniami, dostrzegający różnorodność, ale wciąż doceniający tradycyjne wartości, wrażliwi na problemy społeczne (np. odpowiedzialność biznesu czy kwestie ekologiczne), ale… dalecy od radykalizmu, dobrze wykształceni, ale… wciąż uzupełniający braki. Widoczne są też różnice: „igreki” są bardziej wielozadaniowe, optymistyczne i zaangażowane w pracy czy innych podejmowanych aktywnościach.
Polecamy: Sparaliżowani dwutlenkiem węgla. Co wiemy o depresji klimatycznej
Poważniejsze różnice międzypokoleniowe ujawniają się w zestawieniu „zetek” z generacją ich rodziców. Tzw. pokolenie X, czyli urodzeni w latach 1965–80 byli sceptykami, ale jednocześnie kontestowali zastaną rzeczywistość, buntowali się. Chętnie odrzucali narzucone autorytety – zewnętrznym wyrazem tej postawy była abnegacja, nonszalancki styl i sposób życia. Nie chcieli brać udziału w wyścigu szczurów, odrzucali konsumpcjonizm.
Z perspektywy czasu jeszcze większymi buntownikami od „iksów” było pokolenie poprzedzających ich „baby-boomersów” (urodzonych po wojnie do ok. 1965 roku). „Zaliczali się oni do największego w XX wieku wyżu demograficznego. Dorastali w świecie, w którym dominował patriarchalny i zhierarchizowany model życia, powszechny był kult pracy, a bardzo pożądaną wartością była życiowa stabilizacja. „Boomersi” buntowali się radykalnie i… konsekwentnie – świetnie pokazuje ten proces np. film „Absolwent” Mike’a Nicholsa z 1967 roku, z Dustinem Hoffmanem w roli głównej. To pokolenie doprowadziło do największych i najważniejszych w XX wieku masowych protestów młodzieży – w 1968 roku. Co ciekawe – pod hasłami wolnościowymi demonstrowali wówczas studenci na całym świecie – od Paryża po Warszawę i Pragę, od Meksyku i USA po Republikę Federalną Niemiec. „Boomersom” zawdzięczamy kontrkulturę hippisów, rewolucję seksualną i złotą erę rock’n’rolla. Przy okazji – okazało się, że to prawdopodobnie pierwsze pokolenie w historii świata, które tak licznie dożyło późnej starości.
Zjawisko sprzeciwu kolejnej generacji wobec świata „urządzonego” przez ich rodziców i dziadków jest od lat przedmiotem badań socjologów, psychologów, historyków, ekonomistów i innych naukowców. Amerykański badacz dziejów gospodarczych Joel Mokyr w książce „The Culture of Growth” („Kultura wzrostu”) tłumaczy XIX-wieczne przyspieszenie wzrostu gospodarczego „duchem buntu”, który dojrzał na północy Europy w XVI i XVII stuleciu, co stworzyło warunki do rozwoju innowacji.
Wcześniej powszechnie uznawano, że należy opierać się na wiedzy, którą starsi i bardziej doświadczeni przekazywali młodszym. Newton i Galileusz zaczęli stawiać śmiałe pytania wobec tego, czego ich nauczono, tworząc podwaliny pod oświeceniowy przełom. Byli buntownikami swojej epoki, przełamywali dominujące ortodoksje, ryzykując opinię heretyków, a nawet wtrącenie do więzienia. Przemianom tym sprzyjały podziały religijne i polityczne: badacze, których poglądy były nieakceptowane w jednym kraju, przenosili się gdzie indziej, pod skrzydła innego władcy. Brak jedności oznaczał niższy poziom kontroli i większą wolność. W ten sposób Mokyr tłumaczy fakt, że konkurencyjne warunki pracy naukowej – np. w Wielkiej Brytanii, a potem także w Stanach Zjednoczonych sprzyjały rozwojowi cywilizacyjnemu i gospodarczemu oraz stworzyły warunki do rewolucji przemysłowej. W jednolitej wyznaniowo Europie Południowej, a także m.in. Chinach panował wówczas zastój. Mokyr twierdzi, że w celu stworzenia środowiska, w którym nowe idee i wynalazki są szybko zastępowane przez jeszcze lepsze idee i wynalazki, potrzebna jest tzw. kultura buntowniczości.
Przyglądając się typowym zachowaniom przedstawicieli „pokolenia Z”, trudno się w nich dopatrzeć zarzewia nadchodzącego buntu. Przeciwnie. „Zetki” nie buntują się przeciwko rodzicom – potwierdzają badania przeprowadzone od czerwca do sierpnia 2022 r. na Polakach w wieku 16–24 lat przez agencję MediaHub. Siedemdziesiąt proc. młodych ludzi ma z nimi dobre relacje, a 61 proc. czuje się przez nich zrozumiana. Zatem tu, gdzie można było spodziewać się konfliktu pokoleń między dojrzałą klasą pracującą a młodym idealistami, jest… szczera wdzięczność. „Zetki” przyznają też, że doceniają wysiłek i poświęcenie rodziców, jakie włożyli w ich wychowanie.
Dalsze wyniki badań potwierdzają ugodowość, a wręcz uległość dzisiejszej młodzieży. Nie są specjalnie spontaniczni i precyzyjnie planują swoją przyszłość – 63 proc. przyznaje, że woli działać z rozmysłem, niż prowadzić nonszalanckie życie „z dnia na dzień”.
Zobacz także: Nauka ojcostwa to samodoskonalenie. Dzięki dzieciom staję się coraz lepszym człowiekiem
„Zetki” są w większości realistami, a nawet pesymistami. Zdają sobie sprawę z powagi otaczających ich problemów, przy czym 56 proc. przyznaje, że olbrzymia liczba kwestii społecznych do rozwiązania i celów wymagających wsparcia ich przytłacza. Należy przy tym zaznaczyć, że wkraczanie w dorosłość „pokolenia Z” naznaczone było wyjątkowymi, globalnymi kryzysami z ogłoszeniem pandemii, agresją Rosji na Ukrainę i wysoką inflacją na czele.
Młodzi ludzie żyją zatem obciążeni poważnym dylematem: z jednej strony 72 proc. z nich chciałoby żyć w lepszym świecie, z drugiej – do aktywności społecznej gotowych jest zaledwie 22 proc. (przyznają, że działanie to naturalna część definiująca to, kim są). Tyle samo – mniej niż jedna czwarta „zetek” jest gotowa do udziału w protestach, czyli do buntu! Gdyby takie pytanie zadać „boomersom”, „iksom”, a nawet stonowanym już „igrekom” – odpowiedzi byłyby zapewne całkiem inne.
Brak – wydawałoby się – przypisanej młodym ludziom skłonności do sprzeciwiania się i kontestowania zastanego świata ma wiele przyczyn. Oprócz wspomnianych kryzysowych doświadczeń, skutkujących m.in. izolacją i zachwianiem więzi społecznych podczas pandemii były też inne czynniki. „Pokolenie Z” w znacznej mierze było wychowywane bezstresowo, często w rozbitych rodzinach, gdzie nie trzeba było walczyć o większy zakres swobód. Hołubione odrębnie przez oboje rodziców dzieci bezwzględnie wykorzystywały ich słabości i zdobywały nieosiągalną przez wcześniejsze generacje wolność wyboru. Zresztą – wartości tradycyjne i konserwatywne w pokoleniu ich rodziców znalazły się w głębokim odwrocie, a królowały takie pojęcia, jak „partnerstwo”, „wsparcie”, „równouprawnienie”.
Nie chodzi o to, aby wymienione, pozytywne wartości zdyskredytować, lecz w ostatnich dekadach przybrały one karykaturalną postać. Znalazło to swoje odbicie w publicystyce poświęconej „pokoleniu Z” „Nasze dzieci to największe pierdoły na świecie?”, „Hedoniści, materialiści, egoiści – oto młode pokolenie milenium”, „Mam 40 lat i przeraża mnie to, co widzę – milenialsi są złymi pracownikami i rodzicami” – krzyczały nagłówki publikacji o młodym pokoleniu sprzed kilku lat. Amerykański dziennikarz, zresztą z „pokolenia X” – Joel Stein nazwał na łamach tygodnika „Time” osoby wchodzące w dorosłość „pokoleniem Ja, Ja, Ja”.
Atomizacja życia społecznego, związana z rozbitymi rodzinami i skutkująca coraz większą samotnością „zetek” szła w parze z dużą łatwością zaspokajania potrzeb materialnych, prostotą nawiązywania kontaktów w internecie i w konsekwencji brakiem świata marzeń, na którym opierały się aspiracje wcześniejszych generacji. No bo o czym tu marzyć, gdy większość dóbr jest praktycznie w zasięgu ręki?
Niepochlebne opinie o „pokoleniu Z” spotkały się z poglądami przeciwnymi lub – jeszcze częściej – takimi, które wskazywały na dualizm zachowań młodych ludzi. Jak wykazały przytaczane wcześniej badania, dla blisko dwóch trzecich z nich sprawy ochrony środowiska są największym problemem, z którym musimy się współcześnie mierzyć. Ale z drugiej strony „zetki” nie dają sobie wmówić, że główna odpowiedzialność spoczywa na ich nich – winą obarczają międzynarodowe korporacje i bogate państwa.
Większość wskazuje na konieczność zmian nawyków żywieniowych, ale jednocześnie ledwie pięć proc. utrzymuje dietę wegetariańską. Co prawda aż 93 proc. deklaruje, że kupuje m.in. odzież w second-handach, ale motywem ich działania jest w większości cena (72 proc.), nie ekologia (23 proc.).
Być może najjaskrawiej widać dualizm postaw „zetek” przy okazji pytania o pewność siebie. Niespełna połowa deklaruje silną wiarę we własne umiejętności, a 45 proc. wątpi w swoją wartość i poszukuje swojej drogi. Wiarę w siebie częściej przejawiają mężczyźni, którzy z reguły szybciej podejmują pracę i realizują założone cele. Kobiety poświęcają więcej czasu edukacji i dłużej poszukują własnej ścieżki rozwoju.
„Pokolenie Z” najprawdopodobniej jest po prostu tym… czym wydaje się być poszczególnym badaczom. Socjologowie z prawicy podkreślają konserwatyzm i pielęgnowanie wartości rodzinnych, badacze z lewicy chętnie nawiązują do postaw proekologicznych i dbałości o środowisko. A jakie jest naprawdę „pokolenie Z”? Wciąż nie wiadomo. A na pewno nie wiedzą tego sami, często nie do końca dojrzali, młodzi ludzie.
Może cię również zainteresować: