Dlaczego warto czytać dziecku książki? Wystarczy 15 minut

Dziecko przed rozpoczęciem edukacji szkolnej musi dostać wszystko, co potrzebne do zdobywania wiedzy. Książka to nie tylko kwestia nauki, ale także doskonałe narzędzie do ograniczania nierówności, zwłaszcza w przypadku dzieci z najbiedniejszych rodzin

Musimy sprawić, by dziecko przed pójściem do szkoły dostało wszystko, co potrzebne do zdobywania wiedzy. A książka to nie tylko kwestia edukacji, ale także doskonałe narzędzie do ograniczania nierówności, zwłaszcza w przypadku dzieci z biedniejszych rodzin. To ważne, bo wszyscy płacimy wysoką cenę za społeczne podziały

JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: Z badań z 2015 r. wynika, że 73 proc. Amerykanów czyta przynajmniej jedną książkę w ciągu roku. Z drugiej strony, w latach 2003–2016 czas, który przeciętny Amerykanin poświęca na czytanie dla przyjemności, spadł z 36 do 29 minut. Jak to więc jest z czytelnictwem w Stanach Zjednoczonych?

BARRY ZUCKERMAN*: Stan jest dobry, ale z pewnością mógłby, i powinien, być lepszy. Książki czyta się nie tylko dla przyjemności, ale by być poinformowanym o tym, co dzieje się na świecie i w społeczeństwie. Dlatego też uważam, że należy zaczynać jak najwcześniej. Jest coś takiego jak głębokie czytanie. W trakcie czytania aktywne są różne części mózgu – stymulowane są zarówno fragmenty odpowiadające za pamięć, jak i za emocje i funkcje poznawcze. Co więcej, książki są kluczowe dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Gdy ma się informacje, można podejmować racjonalne decyzje, które w dalszej konsekwencji przysłużą się wszystkim.

Od 2001 r. programy organizacji Reach Out and Read działają we wszystkich 50 stanach. Czemu czytanie dziecku od urodzenia jest tak istotne?

Już dawno temu zauważyliśmy, że mózg dziecka może rozpoczynać różne rzeczy od maleńkości. Wcześniej uznawaliśmy, że dopiero dziecko w wieku czterech–pięciu lat jest gotowe do uczenia się i przyswajania wiedzy. W rzeczywistości jednak może zacząć to robić już od pierwszych dni po przyjściu na świat. Wszystko, co dziecko przyswoi sobie przed pójściem do przedszkola czy szkoły, później bardzo mu pomoże.

Uważam, że spośród wielu aktywności to właśnie czytanie książek najmocniej pomaga stymulować mózg. Nie chodzi zresztą tylko o czytanie, ale też o pokazywanie, nazywanie, rozmawianie o obrazkach w książeczkach. Co ważne, dziecko spędza wtedy czas z rodzicem, tworząc więź i dobrze się bawiąc. Nasze społeczeństwo opiera się na czytaniu i wszystkim, co z tym związane. Wcześniej tak nie było, pracowało się cały dzień i nie było konieczności, by każdy czytał książki. Teraz jednak potrzebujemy wykształconych ludzi, by społeczeństwo było produktywne.

Jak wpadł pan na pomysł, że czytanie dziecku od urodzenia jest tak ważne?

Czytałem własnym dzieciom, gdy były bardzo małe. Zacząłem pytać rodziców moich pacjentów, czy też to robią. Mnóstwo mówiło, że nie, pytałem dlaczego. Odpowiadali np., że nie mają żadnych książek w domu, tłumaczyli, że nie mają w pobliżu księgarni lub że książki zwyczajnie są zbyt drogie. Co jednak najważniejsze, ci rodzice sami nie czytali.

Razem z kolegą zdecydowaliśmy więc, że zaczniemy dawać książki naszym pacjentom. Już w poczekalni widać było ogromną zmianę, gdy dziecko razem z rodzicem zaczynało czytać, na ich twarzach pojawiał się uśmiech, spędzali razem miło czas. Jako pediatrzy nie widzimy tego zbyt często, dzieci przychodzą do nas przestraszone, bo dostaną zastrzyk. Książki to zmieniły. Badania pokazały też, że poza szczepieniem książki są najlepszą rzeczą, jaką pediatra może zrobić dla swojego małego pacjenta.

Co jeszcze czytanie daje człowiekowi i społeczeństwu?

Mówię rodzicom, że początkowo nie chodzi o to, by uczyć dziecko alfabetu. Zaczną czytać książki, bo będą to robić z kimś, kogo kochają; potem nauczą się alfabetu bez problemu. Motywacją do nauki jest coś więcej niż zdobywanie umiejętności – chodzi o pasję.

Pytałem też dlatego, że na stronie Reach Out and Read można znaleźć informacje o tym, że czytanie może służyć walce z nierównościami społecznymi. A jednak w USA nierówności wciąż narastają, poziom mobilności społecznej jest niewielki, dochody klasy średniej praktycznie stoją w miejscu. Czy to znaczy, że bez waszych programów sytuacja byłaby jeszcze gorsza?

Czytanie dziecku od urodzenia nie jest cudownym lekiem, który rozwiąże wszystkie problemy. Jako społeczeństwo musimy jednak sprawić, by dziecko od urodzenia do momentu pójścia do szkoły dostało wszystko, co potrzebne, by móc spokojnie zdobywać wiedzę. To oczywiście też jest skomplikowane, zwłaszcza w USA, gdzie mamy bardzo nierówny system szkolnictwa. Dzieci z biedniejszych rodzin nie dostają odpowiedniej ilości wsparcia przed szkołą, potem nie dostają go również w szkole. Wszyscy płacimy za to wysoką cenę. Zarówno nasza organizacja, jak i wiele innych, stara się robić wszystko, by jak najbardziej zniwelować różnice między bogatymi i biednymi.

To trudne, bo demografia wciąż się zmienia, coraz więcej dzieci wywodzi się z rodzin o latynoamerykańskim, afroamerykańskim, azjatyckim pochodzeniu. Czy to rodzi dodatkowe wyzwania w pańskiej pracy?

Tak, zwłaszcza językowe. Jeśli dziecko dorasta np. w otoczeniu języka hiszpańskiego, potem jego rodzina przeprowadza się do USA, to ma przed sobą co najmniej dwa–trzy bardzo trudne lata w szkole, zanim opanuje angielski na wysokim poziomie. A skoro dzieci mają problemy z czytaniem po angielsku, to będą mieć problemy z nauką. Te różnice także staramy się niwelować.

Jak więc przekonać dorosłych do czytania dzieciom – zwłaszcza tych, którzy sami nie mają nawyku sięgania po książkę?

Spokojną rozmową i przykładem. Kiedy zobaczą, że dzieci korzystają z tego, a także cieszą się, że rodzice im czytają, w zasadzie nie trzeba już ich przekonywać. Ważny jest również dostęp do książek, dlatego staramy się, by jak najwięcej pediatrów w Stanach Zjednoczonych oferowało zarówno wiedzę, jak i lektury.

A może wystarczy zostawić dziecku włączonego audiobooka, np. gdy się jest zmęczonym lub nie ma się czasu?

Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mogą być zmęczeni, jednak to nie jest wielka rzecz, by usiąść z dzieckiem na 15 minut i z nim poczytać. Jeśli rodzice nie są w stanie zrobić nawet tego, to może trzeba zastanowić się, czy wszystko w danej rodzinie jest zorganizowane tak, jak powinno.

Na szczęście rodzice dają się przekonać do tego pomysłu i sami czytają. To bardzo ważne, żeby to właśnie rodzic czytał dziecku. Przeprowadzono badania, w trakcie których rocznemu dziecku najpierw mówiła coś mama, a potem dziecko słuchało tej samej wypowiedzi z telewizora. Okazało się, że mózg zupełnie inaczej reagował, gdy dziecko słyszało znany głos na żywo – mózg wtedy pracował bardzo intensywnie – a inaczej gdy głos i obraz pochodził z telewizora – wtedy mózg dziecka zachowywał się jak we śnie, jakby nie odbierał bodźców.

Kwestie interpersonalne są tym istotniejsze, że nie chodzi tylko o czytanie, ale też o rozmawianie z dzieckiem. Na tym powinna polegać nauka – na dwustronnej komunikacji. W przypadku dzieci poniżej piątego roku życia obecność rodziców jest więc konieczna. To, że takie informacje przekazują lekarze, jest szalenie istotne, bo ludzie wiedzą, że musi to być coś rzeczywiście dobrego dla dziecka. Tak samo jak właściwe odżywianie, kwestie bezpieczeństwa itd.

A jednak problemem jest fakt, że coraz więcej osób odwraca się od nauki. Ludzie przychodzą do lekarza, „wiedząc lepiej”, dzięki internetowi czy rozmowie ze znajomymi.

Ten opór przeciwko nauce związany jest jednak głównie ze szczepionkami. Jeśli chodzi o rozwój mózgu dziecka, nie obserwuję podobnego zjawiska – choć to oczywiście nie znaczy, że w którymś momencie się ono nie pojawi.

Do tego potrzebny jest jednak czas. Lekarz czasem ma tylu pacjentów, że nie bardzo jest możliwość, by usiąść z rodzicem dziecka i wszystko mu wyjaśnić.

Pediatrzy czy ogółem lekarze są tylko częścią systemu. Dlatego tak ważne jest to, o czym wspominałem, czyli wsparcie innych członków wspólnoty. Tylko wspólnie można dokonać prawdziwej zmiany. Każda, w tym i nasza organizacja, może zrobić tylko trochę, nikt nie rozwiąże problemów sam. Dobrymi przykładami skutecznej synergii mogą być zagrożenia związane z paleniem papierosów oraz wirusem HIV. Przekazanie obu tych kwestii ludziom zabrało sporo czasu, ale ostatecznie, dzięki współpracy i prawie jednomyślnemu głosowi, udało się doprowadzić do zmiany na lepsze. Tak samo musi być w związku z czytaniem. Tym bardziej że pojawił się ostatnio raport, z którego wynikało, że największym zagrożeniem dla dorastających pokoleń młodych ludzi nie są papierosy czy otyłość, lecz brak odpowiedniej edukacji. Innymi słowy, jeśli człowiek chce być zdrowy i brać udział w życiu społeczności, musi mieć możliwość zdobycia jak najlepszego wykształcenia. A czytanie jest w tym kluczowe.

Wtedy można podejmować decyzje, w którym kierunku powinno iść społeczeństwo.

Dokładnie tak. To jest pytanie o przyszłość, co jest najważniejsze. Czy budowanie kolejnych wieżowców, komunikacja miejska, czy może edukacja przyszłych pokoleń. Mam nadzieję, że wszystkie te sprawy nie muszą ze sobą konkurować, tylko współdziałać i wzajemnie na siebie wpływać. Zresztą im lepiej poinformowane i wykształcone społeczeństwo będziemy mieć, tym większa szansa, że uda nam się przeciwdziałać chociażby zmianom klimatycznym.

Jak w takim razie przekonać do wsparcia podobnych inicjatyw biznes lub polityków?

Na podstawie moich doświadczeń mogę powiedzieć, że – być może zaskakująco – należy mówić właśnie o mózgu. Kiedy decydenci słyszą o dzieciach, to jest to słodkie, ale tak naprawdę niezbyt się tym przejmują. Gdy jednak słyszą o rozwoju mózgu, zaczynają rzeczywiście przyglądać się sprawie. Może dlatego, że wiedzą, iż z dzieci wyrosną potem mądre, wykształcone osoby, co będzie dobre zarówno dla państwa, jak i biznesu.

Reach Out and Read obchodzi w tym roku 30. rocznicę działalności. Co jest waszym największym sukcesem, a co wciąż musi zostać zrobione?

Najwięcej satysfakcji sprawia mi, gdy widzę rodziców i dzieci, którzy mają możliwość wspólnego czytania i zaczynają to robić. Nasze działania były całkowicie oddolną inicjatywą. To, na czym będziemy chcieli się skupić w najbliższej przyszłości, to przekonanie pediatrów, że nie chodzi wyłącznie o czytanie. Książka ma być narzędziem do tego, by spędzać razem czas i rozmawiać. Należy przy tym podkreślić, że jest to doskonałe narzędzie. Gdybym poszedł do inżyniera i poprosił go o stworzenie czegoś dla dziecka w wieku od roku do pięciu lat, co stymulowałoby jego zdolność do nauki, pamięć, koncentrację, emocje i mózg, to nie musiałby nic robić. Wystarczyłoby po prostu wręczyć rodzicom i dzieciom książkę do wspólnego czytania i omawiania.

*Barry Zuckerman – profesor nauk medycznych wydziału pediatrii w Boston University School, praktykuje w Boston Medical Center. Założyciel amerykańskiej fundacji Reach Out and Read, realizującej od 1989 r. narodowy program promocji wczesnego czytania dzieciom. Autor ponad 250 publikacji naukowych z dziedziny pediatrii.

Opublikowano przez

Jędrzej Dudkiewicz


Dziennikarz, publicysta. Stały współpracownik portalu organizacji pozarządowych NGO.pl. Publikował m.in. w „Polityce", „Newsweeku", „Dzienniku. Gazecie Prawnej", Krytyce Politycznej, Oko.press i Magazynie „Kontakt".

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.