Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Premier Izraela Benjamin Netanjahu walczy już nie tylko o utrzymanie władzy, ale o wolność. Sposób, w jaki wymiar sprawiedliwości postępuje w sprawie najdłużej rządzącego w historii państwa przywódcy pokazuje, jak działa państwo prawa
Przedprocesowe wysłuchanie Benjamina Netanjahu ma trwać cztery dni. Początkowo prokurator generalny Avichai Mandelblit przeznaczył dwa dni na wysłuchanie argumentów obrony, która postara się przekonać organy ścigania, by nie wnosić aktu oskarżenia przeciwko szefowi rządu. W odpowiedzi na prośbę podejrzanego, bo jeszcze formalnie nie oskarżonego, prokuratura zgodziła się na wydłużenie procedury, gdyż Netanjahu twierdzi, że jest niewinny i musi mieć czas, by przedstawić swoje argumenty.
Przeciwko szefowi rządu w Jerozolimie policja prowadziła cztery ciągnące się latami dochodzenia, lecz tylko w trzech z nich uznała, że zebrany materiał dowodowy pozwala na postawienie Netanjahu przed sądem. W najpoważniejszej tzw. Sprawie 4000 premier, który pełnił także funkcję ministra komunikacji, podejrzany jest o korupcję, oszustwo i nadużycie władzy. Polityk miał przyjąć łapówki w zamian za wprowadzenie rozwiązań prawnych korzystnych dla spółki telekomunikacyjnej Bezeq.
Właścicielem giganta jest Shaul Elovitch, do którego należy także popularny portal informacyjny Walla News. W zamian za przysługę polityka Elovitch obiecywał kreowanie pozytywnego wizerunku Netanjahu w tym wpływowym medium. Obrońcy premiera nie podważają związków między biznesmenem i politykiem, ale twierdzą, że korzystne wiadomości nie są łapówką. Na wyjaśnienie Sprawy 4000 Netanjahu dostał dwa dni.
W Sprawie 1000 Netanjahu podejrzewany jest o oszustwo i nadużycie władzy. W zamian za kosztowne prezenty szef rządu miał podejmować decyzje korzystne dla hollywoodzkiego magnata Arnona Milchana. Z kolei adwokaci twierdzą, że nie ma nic zdrożnego w przyjmowaniu prezentów od przyjaciół, a działania ich klienta pokazują, że podejmował także decyzje sprzeczne z interesami Milchana.
Sprawa 2000 dotyczy kampanii przed wyborami do Knesetu, izraelskiego parlamentu, w 2015 r. Netanjahu i Arnon Mozes, wydawca dziennika „Yedioth Ahronoth”, mieli dojść do porozumienia biznesowo-politycznego. Premier rzekomo zobowiązał się przyjąć rozwiązania prawne uderzające w interesy Sheldona Adelsona, właściciela „Israel Ha’Yom”, największego dziennika w kraju i głównego konkurenta Mozesa. W zamian za to „Yedioth Ahronoth” miało publikować pozytywne artykuły na temat Netanjahu i jego rodziny. W tej sprawie adwokacji twierdzą, że nie może być mowy o oszustwie i nadużyciach, gdyż Netanjahu i Mozes toczyli rozgrywkę i żaden z nich nie zamierzał wywiązać się z ustaleń.
Benjamin Netanjahu rozumie, że jeżeli stanie przed sądem i zostanie uznany za winnego, wtedy nie tylko w niesławie dobiegnie końca jego kariera polityczna, ale także znaczną część emerytury będzie musiał spędzić za kratkami. W Izraelu to się zdarza, choć do więzienia nie trafił jeszcze nigdy urzędujący szef rządu.
Prezydent Mosze Kacaw, a później więzień nr 1418989, spędził w zakładzie karnym ponad pięć lat za przestępstwa seksualne, w tym za gwałt. Z kolei poprzednik Netanjahu, premier Ehud Olmert, spędził kilka lat w więzieniu za korupcję jeszcze w czasach, gdy był burmistrzem Jerozolimy.
Wymiar sprawiedliwości przerwał także jedną z najbardziej błyskotliwych karier politycznych. W połowie lat 90. Arie Deri, jeden z kluczowych przywódców partii Szas i Żydów sefaradyjskich, uważany był za gwiazdę polityki i kandydata na pierwszego religijnego premiera Izraela. Zamiast na fotel szefa rządu trafił jednak na więzienną pryczę – z powodu korupcji. Do polityki powrócił w 2013 r. i nadal odgrywa ważną rolę, ale pokładanych w nim nadziei już nie zrealizował.
Od początku policyjnych dochodzeń Netanjahu utrzymuje, że jest niewinny, twierdzi także, że wraz z rodziną stał się celem nagonki. Mandelblit poprosił szefa rządu o pisemne uzasadnienie jego twierdzenia, na co otrzymał jednostronicową odpowiedź zawierającą jedynie powtórzone stwierdzenie o braku winy, niepoparte argumentami.
Polityk oczywiście nie poddaje się bez walki, zwłaszcza że z jego osobistego punktu widzenia stawka jest bardzo wysoka. Już przed wyborami parlamentarnymi w kwietniu 2019 r. i kolejnymi we wrześniu 2019 r. bliscy współpracownicy szefa rządu podkreślali, że Netanjahu ma pomysł na uniknięcie kary, a nawet procesu.
Założenie było takie, że po zbudowaniu koalicji większościowej w Knesecie sympatyzujący z nim deputowani poparliby rozwiązanie prawne zapewniające premierowi immunitet i pozbawiający wymiar sprawiedliwości możliwości działania. To się nie udało. Po wiosennych wyborach Netanjahu nie zdołał zbudować większościowego rządu i po pięciu miesiącach Izraelczycy ponownie poszli do urn.
Przyszłość premiera stała się jednym z głównych tematów kampanii wyborczej. Wielu polityków zapewniło, że jeśli mogliby w ogóle rozmawiać o koalicji z partią Likud, to na pewno nie z jej przewodniczącym, Benjaminem Netanjahu. Wyniki jesiennych wyborów potwierdziły sondażowe przewidywania, że Izraelczycy w większości mają dość „Bibiego”, jego rządów i kontrowersyjnej rodziny – Likud utracił pozycję największej partii w Knesecie i zdobył sześć mandatów mniej niż wiosną.
Nie wpłynęło to jednak na wolę walki wytrwanego polityka, który wraz z prawnikami zmienił taktykę. Choć szanse na immunitet są coraz mniejsze, to Netanjahu postanowił odwołać się do woli suwerena, by w ten sposób wywrzeć presję na „kastę sędziowską”.