Edukacja
„Pan Belfer” o edukacji. Ciekawość uczniów zanika – czas działać
27 grudnia 2024
Dzieci coraz częściej są "stratami ubocznymi" w konfliktach zbrojnych. Istnieje jednak szansa, by obietnica sprzed stu lat, złożona w celu ich ochrony, została spełniona
Pałac Pokoju w Hadze, który stał się siedzibą Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, Stałego Trybunału Arbitrażowego, Haskiej Akademii Prawa Międzynarodowego i biblioteki Pałacu Pokoju, obecnie jawi się jako pomnik wygórowanych ambicji i zniweczonych nadziei pokolenia, które przeminęło.
U progu XX w. Haga organizowała pierwsze międzynarodowe konferencje, których celem było ustalenie wspólnych norm kolizyjno-prawnych. Zgromadzenia odbywające się od 1899 r. i wydarzenia z 1907 r. poskutkowały podpisaniem pierwszych wielostronnych paktów ukierunkowanych na prowadzenie działań wojennych, uwzględniających także ochronę ludności cywilnej.
Jednak ambicje były większe. Pałac Pokoju powstał, by stać się siedzibą Stałego Trybunału Arbitrażowego, instytucji upoważnionej do rozwiązywania terytorialnych konfliktów w sali sądowej, a nie na polu walki. Andrew Carnegie, amerykański magnat przemysłu stalowego, który sfinansował budowę pałacu, na ceremonii otwarcia w 1913 r. twierdził, że koniec wojen jest bliski. Stało się jednak odwrotnie, bowiem w ciągu roku od tych wydarzeń Europa pogrążyła się w wielkiej wojnie.
Istnieje jednak szansa, by obietnica, którą swego czasu złożył Pałac Pokoju, została spełniona. Pod koniec tego tygodnia, w jego siedzibie, organizacja Save the Children uczci setną rocznicę jego powstania rozpoczęciem kampanii Stop the War on Children, promującej działania związane z ochroną dzieci w obliczu wojny.
Eglantyne Jebb, jedna z założycielek organizacji, została aresztowana na londyńskim Trafalgar Square za wystosowanie żądań odnośnie przerwania brytyjskiej blokady morskiej, która uniemożliwiała udzielenie pomocy humanitarnej głodującym dzieciom w Niemczech i Austrii po I wojnie światowej. Rozpoczęła więc tworzenie ruchu, którego celem była ochrona dzieci podczas konfliktów zbrojnych. „Wszystkie wojny, te sprawiedliwe i niesprawiedliwe, katastrofalne w skutkach i zwycięskie, prowadzone są przeciwko dziecku” – pisała Jebb.
Założycielka z pewnością byłaby zdziwiona systematycznymi aktami przemocy skierowanymi wobec dzieci w wojnach toczonych w dzisiejszych czasach. Około 420 mln dzieci żyje obecnie w krajach dotkniętych konfliktami. To znacznie więcej niż w ciągu ostatnich 20 lat. Wiele z nich staje się świadomym celem haniebnych zbrodni popełnianych przez uzbrojonych bojowników, którzy zabijają, gwałcą i porywają swoje ofiary. W 2017 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych udokumentowała ponad 25 tys. przypadków poważnych przestępstw przeciwko dzieciom. Jest to najwyższa odnotowana dotąd liczba.
Uzbrojeni bojownicy traktują dzieci jak „straty uboczne” i nie uwzględniają żadnych środków mogących chronić ludność cywilną. W sierpniu ubiegłego roku siły zbrojne pod dowództwem Saudyjczyków zrzuciły w Jemenie bombę na autobus szkolny, zabijając 40 dzieci. W Syrii, w zajętej przez rebeliantów prowincji Idlib, to właśnie szkoły i szpitale stały się celem ataków sił rządowych i rosyjskich.
Częste używanie bomb w gęsto zaludnionych obszarach miejskich stanowi ogromne zagrożenie dla obywateli cywilnych, a w szczególności dla dzieci. Jak podaje w nowym raporcie organizacja Save the Children, trzy czwarte z 7364 odnotowanych zgonów dzieci w pięciu światowych konfliktach w roku 2017 – w Afganistanie, Jemenie, Syrii, Nigerii i Iraku – było spowodowanych obrażeniami doznanymi podczas wybuchów.
Powodem tysięcy dziecięcych zgonów stało się również niedożywienie, załamanie systemów ochrony zdrowia czy uniemożliwianie doraźnej pomocy humanitarnej. Głód i choroby zebrały tragiczne żniwo w Jemenie, odnotowano tam bowiem ponad 85 tys. zgonów.
Skala wpływu wojny na umieralność dzieci wymaga czegoś więcej niż tylko załamywania rąk i wyrazów współczucia. Akty przemocy skierowane na dzieci są atakami na nasze wspólne człowieczeństwo oraz uniwersalne prawa i wartości leżące u podstaw międzynarodowego ładu. Trzeba więc zacząć działać skutecznie.
Pierwszą linią obrony jest prawo międzynarodowe. Konwencja genewska, Międzynarodowy Trybunał Karny czy Konwencja o Prawach dziecka stanowią bardzo użyteczne mechanizmy obronne pod warunkiem, że są przestrzegane.
Prawo jest potężną siłą do obrony, ale tylko wtedy, kiedy jest stosowane w praktyce. A prawo do ochrony dzieci w trakcie wojny nie jest egzekwowane. Znamy imiona i nazwiska niektórych osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne popełnione przez koalicję pod przewodnictwem Saudyjczyków w Jemenie, zbrodnie popełnione przez reżim Asada w Syrii czy zbrodnie wojskowe w Mjanmie popełnione na Rohindżach. Wszystkie te ataki można uznać za ludobójstwo, jednak mało prawdopodobne, że któregokolwiek ze sprawców dosięgnie proces sądowy.
Podwójne standardy i brak konsekwencji nieuchronnie osłabiają rządy prawa. Chwaląc działania rządu brytyjskiego, który pośredniczył w negocjacjach dotyczących zawieszenia broni w Jemenie, nie można przejść obojętnie obok wydawanych przez niego pozwoleń na eksport firmie BAE System, która uzbraja sprawców zbrodni wojennych w Arabii Saudyjskiej. Zgoda na to, by interesy handlowe górowały nad obroną praw człowieka w Jemenie, nieuchronnie osłabia rolę Zjednoczonego Królestwa jako światowego czempiona uniwersalnych praw.
Musimy zacząć karać tych, którzy nie działają na własną odpowiedzialność. Oznacza to ponowną analizę struktur prawnych dotyczących praw człowieka. Struktur, którym najwidoczniej brak sił, by ukarać oprawców oraz zapewnić zadośćuczynienie ofiarom. Nowe badania jednoznacznie wskazują, że istnieje większe prawdopodobieństwo, że to właśnie dzieci ulegną okaleczeniu lub śmierci podczas wybuchów, a nie dorośli.
Ciężar spoczywa teraz na tych, którzy, biorąc pod uwagę zebrane dowody, będą realnie oceniać ryzyko cywilne towarzyszące konfliktom zbrojnym. Międzynarodowe i narodowe organy sądowe, podczas analizowania łamanych praw humanitarnych, muszą zacząć brać pod uwagę również dziecięce ofiary wojenne.
Dążeniu do zwiększenia odpowiedzialności muszą towarzyszyć działania na rzecz dzieci, które zmagają się z traumą spowodowaną odniesionymi obrażeniami lub doświadczeniami związanymi ze stratą bliskich, terrorem czy przesiedleniem. Takie niewidzialne rany wojenne sięgają głęboko, utrudniając wyleczenie. Ofiarodawcy mogą zatem zacząć od opieki psychologicznej dla ofiar, która wspomoże cierpiących po zakończeniu konfliktu.
Rozpoczynanie kampanii Stop the War on Children w Pałacu Pokoju, stuletnim symbolu niespełnionej misji, może wydawać się preludium do przegranej sprawy. Jednak w czasach, gdy światem rządzą podziały, warto krzewić wiarę w ludzką solidarność, która leży u podstaw misji kampanii. Dzieci są naszą przyszłością. Jeśli je zawiedziemy, zawiedziemy nas samych.
Kevin Watkins jest prezesem zarządu Save the Children UK.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org