Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Według miejscowej legendy rzeczny delfin, żyjący w wodach Amazonki, przemienia się w nocy w mężczyznę i uwodzi młode dziewczęta
Belem, Brazlia. Statek powinien już wypłynąć z portu, ale ładowanie towarów się przeciąga, co nikogo nie dziwi. Niektórzy pasażerowie już leżą na hamakach rozwieszonych ciasno na dolnym i górnym pokładzie, a ci bardziej majętni rozpakowują się w kilkunastu kabinach – ciasnych i bez okna, ale z własną łazienką i drzwiami zamykanymi na klucz.
Hamak i linki do jego umocowania pasażer musi sobie zapewnić sam. Kto pierwszy wejdzie na pokład, ten ma szansę zająć najlepsze miejsce do rozwieszenia posłania, dlatego też część pasażerów koczuje w porcie już od kilku godzin.
Tym razem tłoku nie będzie. Statek Anna Karolina III wypływa z Belém, stolicy brazylijskiego stanu Para, z trzygodzinnym opóźnieniem, ze 150 pasażerami – mógłby spokojnie zmieścić jeszcze setkę – i z towarami, które zostaną wyładowane w kolejnych portach na rzece. Wśród nich plastikowe wentylatory, materace łóżkowe, olej napędowy, wielkie paczki z jedzeniem i z cukierkami. I dwie karetki pogotowia, które płyną do Monte Alegre, gdzie ciężko będzie je wydostać z ładowni na brzeg po prowizorycznym trapie z drewnianych palet.
Podróż w górę Amazonki, do oddalonego o 1300 km Manaus, potrwa pięć dni.
Czas odmierzają posiłki serwowane codziennie w mesie na dolnym pokładzie. W menu głównie kurczak, ryż, makaron i fasola. Śniadanie kosztuje 5 zł, obiad i kolacja – dwa razy tyle. Ale jedzą głównie nieliczni na pokładzie turyści, bo miejscowych nie stać na taki wydatek. Mają wikt na całą podróż ze sobą.
Kilkanaście godzin za Belem koryto rzeki się zwęża. Wyraźnie widać, jak na brzegu wyrastają drewniane domy, zwykle o ścianach w kolorze czerwieni, różu czy pistacji, przykryte dachami z blachy falistej. Przed niektórymi na sznurkach suszy się pranie, przed kilkoma widać anteny satelitarne, przed wszystkimi – drewniane pomosty do cumowania łodzi. To na Amazonce główny środek transportu. Do wielu domów można dotrzeć tylko od strony wody. Na tutejszych bagnach nie da się poprowadzić dróg, więc płynie się do szkoły i do kościoła.
Za każdym razem, kiedy rzeką przepływa barka, statek lub prom, z okolicznych domostw podążają za nimi tutejsze łódki i czółna. Niektóre mają małe silniki, pasażerowie innych wiosłują z całych sił.
Dla tubylców, zwanych ribeirinhos, co przetłumaczyć można jako „rzeczni ludzie”, handel na rzece to często jedyny sposób zarobku. Metoda jest jedna: trzeba dogonić przepływający statek, przycumować do niego swoją łódkę lub czółno i wdrapać się na pokład.
Ribeirinhos najczęściej sprzedają na pokładzie krewetki, orzeszki ziemne i jagody açaí, rzadziej rękodzieło, koraliki. Ale kwitnie także inny rodzaj handlu. Tutejsze kobiety i dziewczynki sprzedają na łodziach swoje ciała.
Potocznie mówi się o nich balseiras (od balsa, co w Brazylii oznacza barkę). Prostytuują się za ciastko, za porcję kurczaka, za ubranie i perfumy, za ropę do silników łódek, bez których życie na rzece jest niemożliwe, za paliwo do agregatów prądotwórczych, bo do niektórych osad nie doprowadzono jeszcze elektryczności.
„Tu wszystko zatopione jest w wodzie. Nie ma prądu, sklepów, szpitali ani leków, nie ma jedzenia” – mówi Mario Valmont, prawnik płynący na Annie Karolinie III.
Dzięki ropie można na kilka godzin włączyć telewizor, obejrzeć telenowele i pomarzyć o lepszym życiu. Ale agregat pożera 2-4 litry dziennie.
Wyspa Marajó w delcie Amazonki ma powierzchnię wielkości Szwajcarii i uznawana jest za najbiedniejszy i najbardziej zacofany cywilizacyjnie region Brazylii. Kiedyś, jeszcze za Portugalczyków, w regionie istniały całkiem nieźle prosperujące porty przeładunkowe czy manufaktury, np. obróbki drewna w wiosce São Francisco Jararaca. Kiedy zbankrutowały, wielu mieszkańców wyjechało, a ci, którzy zostali, walczą o przetrwanie.
„Uczennice zamiast przyjść na lekcje, uciekają na łodzie. Marzą, że na rzece spotkają księcia z bajki: kierowcę ciężarówki, który je stąd zabierze” – mówi Alice Dias, nauczycielka ze szkoły w miejscowości Melgaça.
Najwięcej pracy jest na statkach towarowych, które przepływają tędy codziennie. Przewożą z jednego krańca Amazonki na drugi drewno, samochody i TIR-y, ponieważ tutejsze drogi są kiepskie.
Dziewczyny podpływają do burty, mężczyźni pomagają im wdrapać się na pokład, czasem rzucą linę. Nieraz przywożą je tu rodzice; bywa, że to oni inkasują zapłatę.
Niektóre dziewczyny po prostu wypływają na środek rzeki i czekają na nadpływające barki. Przypływają z siostrami, kuzynkami, przyjaciółkami. Ubrane są skąpo, w krótkie szorty, sznurowane gorsety, nakładają makijaże, żeby przyciągnąć uwagę mężczyzn.
Kilkuletnie dzieci, które jeszcze boją się wejść na górę i są za małe, żeby się prostytuować, płyną wzdłuż burty. Liczą na to, że ktoś zrzuci im ciastka, popcorn albo jakąś zabawkę.
„Rynek usług seksualnych napędzają ogromne inwestycje budowlane, takie jak np. zapora Belo Monte na rzece Xingu” – mówi prawnik. „Przyciągają one robotników z całego kraju. Ci mężczyźni często przez długi czas muszą się obejść bez seksu, bardzo chętnie wykorzystują więc sytuację i stają się klientami balseiras”.
Niektóre balseiras wchodzą w nieformalne związki z przepływającymi regularnie na trasie robotnikami i marynarzami. Są o nich zazdrosne jak żony. Jeśli dowiedzą się, że z marynarzem sypia jakaś inna balseira, są w stanie zrobić karczemną awanturę.
W południe na górnym pokładzie Anny Karoliny dwaj chłopcy, ośmio- i dziesięciolatek, sprzedają pasażerom gotowane krewetki i jagody açaí. Nie powinno ich tu być – zgodnie z brazylijskim prawem dzieci nie mogą same wspinać się na pokład przepływających statków i łodzi, ale wszyscy tutaj przymykają na to oko.
Krewetki z rzeki są małe i słone, tutejsze açaí też różni się od tego, które sprzedawane jest na Zachodzie albo nawet w oddalonym o 3 tys. km Rio de Janeiro. Tam açaí kupuje się w proszku, często już zmieszane ze stewią albo owocami guarany. Tutaj jest nieprzetworzone, rozgniecione na pulpę i przypomina zupę. Kupuje się je w plastikowym woreczku zawiązanym na supeł. Po wymieszaniu np. z mąką z manioku z powodzeniem służy za kolację.
Łódka, którą przypłynęli chłopcy, przywiązana jest sznurkiem do lewej burty statku. Są braćmi, nawet jeśli tego nie widać – jeden jest brunetem, a włosy drugiego wpadają w blond. Ale mają takie same migdałowe oczy – po mamie, która pracuje w kabinie na dole.
Mama, która nazywa się Marina, ma 31 lat. Ubrana jest w czarne obcisłe spodnie i czarną bluzkę, chociaż temperatura grubo przekracza 30 st. C. Czarne włosy zaczesane ciasno do tyłu, na ustach mocna różowa szminka.
„Zaczęłam sypiać z mężczyznami na statkach, kiedy miałam 15 lat, w zamian za kurczaka, mięso, ogólnie jedzenie” – opowiada Marina. „Wcześniej sprzedawałam krewetki i owoce, ale seks okazał się bardziej opłacalny. Kiedy miałam 15 lat urodził się też mój pierwszy syn. Dzisiaj mam pięcioro dzieci, wszystkich ich ojców spotkałam na łodzi”.
W Marajó rodzą już 13-latki i często nie mają pojęcia, kto jest ojcem dziecka. Żeby wytłumaczyć pojawianie się nieślubnych dzieci, miejscowi stworzyli legendę. Według niej delfin, żyjący w wodach Amazonki (po portugalsku boto, po polsku „inia amazońska”) przemienia się w nocy w mężczyznę, wychodzi na brzeg, odwiedza tutejsze chaty i zapładnia miejscowe kobiety.
„Balseiras łatwo rozpoznać po ubiorze i makijażu” – mówi 80-letni Francisco, który płynie na Annie Karoline wspólnie z żoną do Manaus. Są małżeństwem od 40 lat. Śpią na hamakach na dolnym pokładzie. Na kolację kupili jedną porcję kurczaka z ryżem i fasolą na dwoje, tak jest oszczędniej.
„Gdzie to robią?” – Francisco dziwi się mojemu pytaniu. „W kabinie. Często na pokładzie jest sutener, który im pomaga znaleźć klientów. Zresztą od razu widać, kto z pasażerów podróżuje, a kto szuka zabawy… ”
Isabelle jest jedną z pasażerek, ma 17 lat i czerwieni się, słysząc rozmowy o amazońskich prostytutkach. Zapewnia, że nigdy żadnej nie spotkała. Ale zaraz dodaje, że słyszała, że tutejsze dziewczyny, podobnie jak ona, lubią telenowelę Jezus, która leci codziennie o godz. 19:30 na kanale Record TV.
„Wszyscy tutaj wiedzą, że kobiety i dziewczynki wchodzą na łodzie i wszyscy wiedzą, po co to robią. Nikt o tym nie chce mówić głośno, ale nie ma ani jednej osoby, która by nie wiedziała co się dzieje” – przyznaje w wywiadzie dla gazety „Folha de São Paulo” lokalny policjant Rodrigo Amorim.
W 2018 roku, podczas kontroli na jednym ze statków towarowych, policja znalazła ukrytą w ładowni ciężarówką 9-latkę. Funkcjonariusze zatrzymali czterech mężczyzn podejrzanych o seksualne wykorzystanie nieletniej, jednak sąd szybko ich wypuścił.
Tydzień później jednostka Rodrigo Amorima natknęła się na tę samą dziewczynkę w czółnie przy innym statku. Miała przy sobie paczkę ciastek. W drugiej łódce siedział jej ojciec, który akurat odbierał od załogi kanistry z benzyną. „Podejrzewaliśmy, że dziecko zostało po raz kolejny przehandlowane za olej napędowy, ale nie mieliśmy dowodów” – mówi Amorim.
Dziennikarze ze stacji Record TV nagrali ukrytą kamerą cztery 12- i 13-letnie dziewczynki skaczące z pokładu statku wprost w brązowe wody Amazonki. Na dole w drewnianych łódkach czekali rodzice.
„Mężczyźni na barkach wolą jak najmłodsze dziewczynki, bo one dopiero zaczynają życie seksualne, więc jest większe prawdopodobieństwo, że nie mają chorób wenerycznych” – mówi prawnik Mario Valmont.
„Te dzieci chowane są w domach, gdzie nie ma prądu, jedzenia, internetu. Nie mają modnych ubrań ani telefonów komórkowych. Ale szybko zaczynają rozumieć, że za swoje ciało mogą zdobyć wymierne korzyści. Tym bardziej, że ich matki czy starsze siostry często też się prostytuują. Tu nie ma myślenia czy to jest dobre czy złe, taka jest po prostu kolej rzeczy” – tłumaczy.
„One nawet nie mają świadomości, że zostały wykorzystane” – mówi nauczycielka Alice Dias.
W 2014 roku władze stanu Para stworzyły tzw. Kod Postępowania, który definiuje przestępstwo prostytucji na statkach oraz ustala wymiar kar finansowych nakładanych na armatorów. Kiedy np. ostatniego lata na promie przewożącym wagony kolejowe policja znalazła ukrytą w ładowni 11-latkę, armator musiał zapłacić grzywnę rzędu pół miliona złotych.
Od 2003 roku w Amazonii prowadzony jest też rządowy program Luz para todos („Światło dla wszystkich”), który ma na celu elektryfikację odciętych od prądu miejscowości kraju. Rząd dopłaca 85 proc. do każdego rachunku za energię, dzięki czemu na prąd powinno stać nawet najbiedniejszych. Urzędnicy mają nadzieję, że jednym z rezultatów programu będzie ukrócenie prostytucji, bo balseiras nie będą już musiały się oddawać za benzynę.
Prowadzone są programy edukacyjne w szkołach i spotkania dla całych rodzin – z przedstawicielami organizacji pozarządowych. To wszystko jednak wciąż za mało, bo egzekucja prawa kuleje.
„Statystyki pokazują, że na 100 zgłoszeń przestępstw seksualnych, tylko 10 sprawców trafia do aresztu. Spędzają w nim średnio… dziewięć dni” – mówi Almiro Leão, radca prawny przy urzędzie miasta Cametá, w wywiadzie dla gazety „Folha”.
Marina kończy lunch, który zafundował jej jeden z klientów. Dał jej też używaną skórzaną kurtkę, którą mimo upału powiesiła na ramionach. Osobną porcję jedzenia zapakowała dla dwóch synów, którzy wciąż kręcą się między pasażerami na górnym pokładzie, przy nadbudówce statku, na której namalowano niebieską farbą napis: „Bóg na pierwszym miejscu”.
„Kiedyś z tym skończę, ale jeszcze nie wiem kiedy” – mówi.
Marina dostaje zasiłek społeczny, tzw. Bolsa Família. Żeby go nie stracić, musi regularnie posyłać dzieci do szkoły i szczepić je.
„Dostaję 400 reali (ok. 400 zł) miesięcznie, to nam nie wystarcza. Czasem płaczę, bo nie mogę dać moim dzieciom tego, o co proszą” – mówi. „Pytasz, czy boję się, że córki zostaną wykorzystane? Czasem tak, ale na szczęście są jeszcze za małe, żeby wdrapać się na pokład”.
***
Dzieci są zmuszane do prostytucji nie tylko w Brazylii, także w Europie i Polsce. Na całym świecie w takie sytuacji jest ok. 10 mln dziewczynek. Jeśli potrzebujesz pomocy lub wiesz o dziecku potrzebującym pomocy, zadzwoń do organizacji La Strada pod numer 22 628 99 99. Telefon czynny jest 24 godziny na dobę, również w święta.