Fachowiec potrzebny od zaraz. „Zawodówki” wracają do łask

Cieśla, dekarz, operator obrabiarek skrawających, elektryk i technik gospodarki odpadami. To zawody wskazane w rządowym dokumencie jako mające „szczególne znaczenie dla rozwoju państwa”. Nie ma wątpliwości, że na rynku pracy najbardziej brakuje ludzi mających w ręku konkretny fach, a nie tytuł magistra albo umiejętność całkowania. Po latach narracji, że „najlepiej mieć wyższe wykształcenie”, zaczynamy (znów) rozumieć wagę nauczania technicznego i branżowego. 

Edukacja techniczna współcześnie. Nie słychać stukotu młotków

Kto pamięta szkolne warzywniki? A kto na zajęciach praktyczno-technicznych przyszywał guziki, kroił chleb albo wbijał gwoździe? Raczej tylko ci urodzeni w poprzednim ustroju. W PRL-u i na początku lat 90. edukacja techniczna była traktowana poważnie już od szkły podstawowej. Z czasem jednak następujący po sobie ministrowie interesowali się nią coraz mniej. 

Wprawdzie w rozkładzie lekcji uczniów klas IV–VI wciąż znajdziemy technikę, ale brakuje zarówno pomysłu na ten przedmiot, jak i nauczycieli, którzy mieliby go rozsądnie realizować. Poza tym zmieniło się podejście do bezpieczeństwa dzieci w szkołach. Dziś trudno wyobrazić sobie sytuację, w której jeden nauczyciel odpowiada za trzydzieścioro machających młotkami albo nożami dzieci. W praktyce kończy się na tym, że uczniowie w ramach techniki wałkują zasady ruchu drogowego i przystępują do egzaminu na kartę rowerową. Lepsze to niż nic. 

Anna*, psycholog dzieci i młodzieży: – Nigdy nie przyznałabym tego pod nazwiskiem, ale wychowujemy pokolenie osób mających dwie lewe ręce. Uczymy dzieci, jak rozpoznawać i nazywać emocje – i to wspaniale, bo ta umiejętność ułatwia życie. Ale życie ułatwia też umiejętność usmażenia jajecznicy albo skręcenia stołu wyprodukowanego przez firmę ze Szwecji. Tę, która ponoć produkuje meble łatwe do samodzielnego montażu. Tyle że to „łatwe” odnosi się do pokolenia millenialsów lub starszych. Dla zetek i alf to czarna magia. Bo niby gdzie mieliby nauczyć się najprostszych czynności w kuchni, w domu, w ogrodzie? Ani w domu, ani w szkole.

Edukacja branżowa: dekarz w trakcie pracy przy naprawie dachu
Fot. Gundula Vogel / Pexels

Czego chcą się uczyć dzieci? Praktycznych umiejętności

Holistic Think Tank w 2022 roku przeprowadził badanie edukacji w różnych częściach świata. Objęło szkoły podstawowe z dziesięciu krajów zlokalizowanych na pięciu kontynentach. Badacze przyglądali się zajęciom w placówkach edukacyjnych, ale też długo rozmawiali z ich dyrektorami, nauczycielami, z rodzicami uczniów. Co najważniejsze (a bagatelizowane w wielu badaniach) – prowadzili rozmowy także z samymi uczniami. Pytali dzieci między innymi o to, jak wyglądałyby zajęcia ich marzeń. 

Z każdego z tych miejsc wysuwa się ten sam wniosek. Dzieci na całym świecie marzą o szkole, która nie tylko uczy „książkowej” wiedzy, ale również daje praktyczne umiejętności, które można wykorzystywać w codziennym życiu. Uczniowie wymieniali wśród nich gotowanie, szycie, obsługę narzędzi, samodzielne wyrabianie lub przerabianie przedmiotów użytku codziennego, naprawę psujących się sprzętów. 

Tyle że w większości systemów szkolnych dzieci nie są traktowane jako partner do rozmawiania o ich własnej edukacji.

Polecamy: Szukając pracy, popełniają jeden błąd. Zetki na rynku pracy

Edukacja branżowa. Jak uwierzyliśmy, że „zawodówka” to wstyd 

Lata wolnej Polski zohydziły społeczeństwu (przynajmniej na jakiś czas) edukację branżową. Po drugiej wojnie światowej szkolnictwo zawodowe było w rozkwicie. Przemysł potrzebował szybkiej odbudowy, przy zakładach produkcyjnych jak grzyby po deszczu wyrastały szkoły zawodowe. Ci, którzy je wybierali, mieli zapewnione branżowe wykształcenie, szkolne praktyki, a po ukończeniu edukacji – właściwie gwarancję zatrudnienia. 

Po kilkudziesięciu latach uwierzyliśmy jednak, że liczy się tylko wyższe wykształcenie. Że ono jest kluczem do wysokiego statusu społecznego i godnych zarobków. Technika, a szczególnie szkoły zawodowe, zamykały się na potęgę (tylko między 1990 a 2005 rokiem liczba zawodówek w Polsce zmniejszyła się o 40 proc.). Do tych, które przetrwały, trafiała młodzież, która nie dostała się nigdzie indziej. Albo taka, która nawet nie próbowała (choć z racji obowiązku nauki do 18. roku życia – do jakiejś szkoły zapisać się musiała). 

Nauczyciele w szkołach podstawowych, a później także w gimnazjach, pozwalali sobie na komentarze: „Jak się nie będziesz uczyć, czeka cię tylko zawodówka”. Efekt? Edukacja branżowa – pójście do szkoły branżowej, zawodowej szczególnie – była uznawana za porażkę.

Polecamy wystąpienie Dawida Łasińskiego w trakcie konferencji Holistic Talk EDU K’IDS

Technikum i zawodówka. Zły wizerunek kształtował się latami

Elżbieta, nauczycielka przedmiotów branżowych: – W zespole szkół budowlanych (technikum, zawodówka, w pewnym okresie też liceum zawodowe i szkoła dla dorosłych) zaczęłam pracę jeszcze w latach 80. Skończyłam kilka lat temu. Na początku mojej pracy uczniowie, a już szczególnie uczniowie technikum, to była ambitna, mądra młodzież, która chciała się uczyć i wiedziała, dlaczego tu przychodzi. Z czasem poziom drastycznie się obniżył. Trafiali tu młodzi ludzie, którzy nawet nie udawali, że chcą coś wynieść z zajęć.

– Miałam w sobie bardzo dużo dobrej woli i chęci, aby pokazać im, że nauka może być fajna, a wiedza, którą tu zdobędą – wartościowa i pomocna w przyszłym życiu. Ale wielu z nich było już tak negatywnie nastawionych, tak odartych z chęci poznawania świata, że naprawdę niewiele dało się zrobić. Dlaczego poziom techników i szkół zawodowych tak się obniżył? Po części z powodu niżu demograficznego, który sprawiał, że wszyscy ambitniejsi uczniowie bez przeszkód „mieścili się” w liceach. Ale przecież z jakiegoś powodu te licea były ich pierwszym wyborem. I tu dochodzimy do kolejnego powodu. Szkolnictwo branżowe przez długie lata miało w Polsce bardzo zły PR. Rodzice uczniów czasem wprost przyznawali się: wstydzimy się, że nasz syn chodzi do zawodówki – ubolewa nauczycielka.

Edukacja branżowa: robotnicy na budowie
Fot. Boris Hamer / Pexels

Przeczytaj: Zaczynali na zmywaku. Dziś zarabiają lepiej niż Brytyjczycy

Edukacja techniczna i branżowa. Ministerstwo daje sygnał

Ministerstwo Edukacji Narodowej co roku publikuje listę zawodów „o szczególnym znaczeniu dla rozwoju państwa”. W 2025 roku znalazły się na niej między innymi cieśla, dekarz, elektryk, betoniarz-zbrojarz, monter stolarki budowalnej, technik spawalnictwa, technik transportu kolejowego. Dokument wylicza w sumie 35 profesji, w tym tylko dwie – opiekun osoby starszej i opiekun w domu pomocy społecznej – które wymagają wykształcenia policealnego. 

Do wszystkich pozostałych przygotowują technika i szkoły branżowe (które w 2017 roku zastąpiły tak zwane zawodówki). Kilka tygodni temu resort ruszył z szeroką kampanią społeczną, skierowaną do uczniów kończących teraz podstawówki, a promującą wybór techników i szkół branżowych. W spocie młoda cukierniczka, uśmiechnięta fryzjerka, zadowolony mechanik. Lektor głosi: „Praca może być kolorowa, ciekawa i taka Twoja”. 

W 2024 roku technika i szkoły branżowe wybrało 59 proc. absolwentów szkół podstawowych. To więcej niż w poprzednich latach, ale wciąż mniej, niż wynika z potrzeb rynku pracy. Czy ministerialna kampania ma szansę odczarować myślenie o szkołach branżowych? Czy uda się zachęcić młodych ludzi (oraz ich rodziców, bo przecież oni też często biorą udział w tej decyzji) do wyboru techników i szkół branżowych? Nawet jeśli nie, to pewnie zrobią to opowieści rozczarowanych magistrów. 

Hanna: – Z wykształcenia jestem prawniczką. Długi czas pracowałam w zawodzie. Wcale nie za jakieś duże pieniądze, ale przynajmniej zgodnie ze swoim wykształceniem. Gdy odeszłam z pracy, długo nie mogłam znaleźć następnej w zawodzie. Pracuję teraz jako pomoc w piekarni. Nie jest źle: mniejsza odpowiedzialność, mniejszy stres. Pieniądze na razie też mniejsze, ale z opcją na więcej. Nie narzekam, to jest proste, dobre życie. Żałuję jednego: po co było tak gonić? Trzeba było wybrać zawodówkę.


* Dane osób z artykułu do wiadomości Redakcji.

Może Cię także zainteresować: Dyplom już nie kusi. Pokolenie Z wybiera inne ścieżki niż studia

Opublikowano przez

Maria Mazurek

Autorka


Jest dziennikarką z wieloletnim doświadczeniem. Wielokrotnie zajmowała się na łamach prasy tematami naukowymi. Autorka publikacji popularnonaukowych (pisanych m.in. z prof. Jerzym Vetulanim) i edukacyjnej serii książek dla dzieci. Od 2021 roku pracuje dla Holistic Think Tank.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.