Edukację mogą zmienić nauczyciele. Wywiad z Anną Szulc

W zmieniającym się świecie zmianom ulega to, jak patrzymy na edukację. Inne cele to zmiany w sposobie nauczania. W przeszłości edukacja była postrzegana jako środek do wykreowania posłusznych obywateli, którzy będą zasilać rynek pracy. Przez lata edukacja opierała się na XIX-wiecznym modelu pruskim, który do dziś ma wpływ na to, jak kształcona jest młodzież. Bardzo często nauczyciele traktują wszystkich tą samą miarą i nie uwzględniają indywidualnych predyspozycji, umiejętności i potrzeb uczniów.

O tym, dlaczego pruski model edukacji nie jest skuteczny i jak go można zastąpić z Anną Szulc, nauczycielką matematyki z I LO im. Kazimierza Wielkiego w Zduńskiej Woli, która nie stawia ocen, nie zadaje prac domowych, nie przepytuje przy tablicy, rozmawiała Maria Mazurek z Holistic Think Tank. 

Maria Mazurek: Co dolega szkole?

Anna Szulc: Mogłabym wymieniać godzinami, a nie wyczerpałybyśmy tematu. Mówiąc najkrócej: do zmiany jest dosłownie wszystko.

Aż tak?

Zbyt długo nie podejmowano konstruktywnych zmian, by dostosować szkoły do możliwości i potrzeb zmieniającego się świata. Zmiany dotyczyły raczej dopracowania narzędzi pomiaru cyfrowych wyników, co gorsza, porównywania średnich ocen i traktowania ich jako klucza do sukcesu człowieka.

Mówiąc metaforycznie: wczorajsi nauczyciele, za pomocą przedwczorajszych metod, uczą dzisiejszą młodzież, która będzie musiała zmierzyć się z wyzwaniami jutra. Jak to ma dobrze działać?

Rozumiem, że przez „przedwczorajsze metody” ma pani na myśli pruski system szkolnictwa, wymyślony dwa stulecia temu?

Nawet nieco więcej niż dwa stulecia temu. W 1806 roku pod Jeną wojska Napoleona rozgromiły Prusy, które w konsekwencji utraciły niezależność. Król Fryderyk Wilhelm III chciał, aby jego kraj odzyskał wolność, a że był rozsądnym człowiekiem, otaczającym się gronem światłych doradców, zaczął od zdiagnozowania, jak doszło do tej porażki. Powodu klęski upatrywano w niezdyscyplinowanym społeczeństwie, co miało wpływ na brak skuteczności wojska.

A konkretniej?

Ponad 200 lat temu Prusy były zamieszkane przez prostych ludzi, rolników, w większości analfabetów, którzy żyli blisko natury. Ich rytm wyznaczały pory roku, budzili się wraz ze wschodem słońca, kładli się spać, gdy ono zachodziło. Edukacja dziecka oznaczała wtedy dla rodziny koszty i utratę rąk do pracy na roli. Tak wówczas wyglądało życie w całej Europie, nie było w tym nic dziwnego. Natomiast jeśli Prusy chciały odzyskać niezależność, trzeba było pobudzić i zmotywować mieszkańców, pokierować nimi. Wprowadzić dyscyplinę. Najpierw „pruski dryl” wprowadzono w wojsku. To było działanie na „tu i teraz”. Jednak żeby zabezpieczyć przyszłe pokolenia, pomyślano o edukacji. Wprowadzono powszechne i bezpłatne szkoły. A ponieważ pruski system był pewnym „gotowcem” – razem z programem, podręcznikami, wszystkimi wytycznymi – to zaczęły korzystać z niego inne kraje, szczególnie że spełnił oczekiwane cele.

Edukację mogą zmienić nauczyciele. Wywiad z Anną Szulc
Midjourney/Katarzyna Rybarczyk

Pruskie szkoły miały jednak wychowywać lojalnych, zdyscyplinowanych obywateli, a nie kreatywnych, szczęśliwych ludzi.

Chciałabym być dobrze zrozumiana: uważam, że Prusy zrobiły wielką rzecz. Powszechna edukacja to był wielki krok w dziejach świata, o czym przekonaliśmy się w kolejnych dekadach, w których nastąpił gwałtowny rozwój przemysłu, nauki, medycyny. Mówiąc krótko: niespotykany wcześniej rozwój ludzkości. Nie kwestionuję zasług pruskiego systemu szkolnictwa. Kwestionuję to, że po 200 latach, gdy otaczająca nas rzeczywistość jest już zupełnie inna, to wciąż na całym świecie system domyślny, najbardziej powszechny. Razem z wszystkimi jego przestarzałymi narzędziami, które nie przystają do tego, co dzisiaj wiemy o rozwoju i potrzebach młodego człowieka oraz o rozwoju społeczeństwa.

Jakie to narzędzia?

Oceny i testy, które wzmacniają postawę rywalizacji. Wtedy postawiono na sukces jednostki, dziś wiemy, że kluczem do wzięcia odpowiedzialności za świat jest współpraca. Uniwersalne podręczniki i programy, które nie pozostawiają – ani nauczycielom, ani uczniom – miejsca na kreatywność i indywidualne podejście. Dzwonki, wymyślone jako system porzucania na akord tego, czym się zajmujemy – owszem, idealna umiejętność dla wojskowych, ale niekoniecznie dla zaangażowanych osób wykonujących twórcze zajęcia. A do tego instytucje nadzorcze, które kontrolują nauczycieli – a skoro nauczycielom ktoś patrzy na ręce, to i oni patrzą na ręce swoim uczniom. Nie ma tu miejsca na to, czego współczesny świat tak potrzebuje: na empatię i zaufanie. Na współpracę i współodpowiedzialność, wreszcie na ludzkie traktowanie w szkole człowieka przez człowieka.

Cokolwiek by nie mówić o pruskim systemie, jedno trzeba przyznać: powstał z przekonania, że to edukacja jest drogą do lepszej przyszłości.

Piękna myśl temu przyświecała, prawda? Szkoda tylko, że nie stała się normą w myśleniu o edukacji z uwzględnieniem wiedzy, która przez dziesiątki lat od czasów powstała.

Janusz Korczak, polsko-żydowski pisarz i nauczyciel, powiedział: Nie ma dzieci, są ludzie.

Właśnie. Kiedy my zejdziemy ze sceny, to dzisiejsi uczniowie będą kreowali przyszłość świata. To oni będą musieli zmierzyć się z problemami, do których doprowadziły poprzednie pokolenia. Tymczasem my zdajemy się zapominać, że wychowanie dzieci to jest sprawa społeczna, nie tylko sprawa domu. Nawet jeśli nie mamy dzieci – nie żałujmy żadnej złotówki wydanej na szkolnictwo. Może gdyby ten sektor był lepiej finansowany – a przede wszystkim lepiej urządzony – to mniej pieniędzy wydawalibyśmy na policję, wojskowość i wiele innych spraw, które są efektem kształcenia w warunkach presji, rywalizacji, braku możliwości rozwoju bez porównań z innymi, co rodzi frustrację, wzbudza agresję i potrzebę poszukiwania protez poczucia sensu i poczucia własnej wartości.

Pani ma dzieci?

Troje. To doświadczanie również było jednym z impulsów, które sprawiły, że odeszłam od systemu pruskiego – bo zanim 18 lat temu zdecydowałam się pracować inaczej, czyli towarzyszyć uczniowi w jego rozwoju, zamiast nauczać i pouczać – byłam „pruskim” pedagogiem. Wówczas nie wiedziałam, że można inaczej. Do myślenia dały mi wywiadówki, na które przychodziłam jako mama. Słyszałam na nich narzekania wychowawców: Państwa dzieci się nie uczą, są niegrzeczne, czy Państwo mogliby coś z tym zrobić? To wydawało mi się coraz bardziej absurdalne. Czy rodzic, który ma problemy w swojej pracy, prosi nauczyciela o pomoc? Zgodzi się pani, że to jest chyba niekompetencja? Wtedy dotarło do mnie, że rolą nauczyciela jest umieć radzić sobie w sytuacjach, które nie są łatwe, ale są sygnałem, że należy poszukać rozwiązanie. Problem jest w tym, że studiujemy, najczęściej przygotowując się być nauczycielem przedmiotu. Na studiach raczej nie zdobywa się wiedzy w zakresie psychologii pozytywnej, nie uczymy się radzenia sobie w kryzysie. Nie ma zajęć kształcących kompetencje komunikacji interpersonalnej, budowania relacji. Dlatego uważam, że jeśli podchodzimy do pracy poważnie, musimy kształcić się całe życie. Nie jest argumentem, że „tego na studiach mnie nie uczono”.

Co jeszcze było dla pani impulsem, by porzucić ocenianie, zadawanie prac domowych, przepytywanie przy tablicy?

Dość często odwiedzali mnie (i wciąż odwiedzają) moi byli uczniowie, dużo rozmawialiśmy. Oni po latach nigdy nie opowiadali, jak ważne było dla nich, że dostali piątkę z równań kwadratowych. Dużo opowiadali za to o tym, jak ważne było dla nich, że jeździliśmy na wycieczki. Albo że wzajemnie sobie pomagali. Jakie ważne były dla nich te momenty, w których ja ich wspierałam, nawet jeśli nie mieli wsparcia rodziców. Zaczęłam zadawać sobie dużo pytań o to, po co jest szkoła. Jaka jest rola nauczyciela. Co tak naprawdę w edukacji jest ważne. W tym czasie wzięłam udział w szkoleniu na mediatora społecznego. Zrozumiałam, że w nauczaniu najważniejsze są relacje. Postanowiłam uczyć matematyki w oparciu o zaufanie, współodpowiedzialność, współpracę, empatię. Dziś wiem, że gdy damy uczniom przestrzeń, gdy będziemy ich wspierać i im ufać – to oni nie będą mieli ochoty, by nas oszukiwać, ściągać, kombinować. Wie pani dlaczego?

Edukację mogą zmienić nauczyciele. Wywiad z Anną Szulc
Anna Szulc, nauczycielka matematyki, która nie stawia ocen, nie zadaje prac domowych, nie przepytuje przy tablicy / Źródło zdjęcia: Ja, Nauczyciel

Bo nie chcemy oszukiwać kogoś, kto nas wspiera, szanuje i nam ufa?

No właśnie. Jeśli ktoś – czy to przełożony, czy nauczyciel – odnosi się do nas z wyższością, nie ma ochoty nas wysłuchać ani poznać, kontroluje nas, nie okazuje nam szacunku, to zaczynamy zachowywać się w taki sam sposób. I kombinować. A we współczesnym świecie, w którym każdy ma pod ręką telefon z dostępem do Internetu – a w nim, chociażby, rozwiązania wszystkich możliwych zadań, również matematycznych – przechytrzyć nauczyciela nie jest trudno. Ja więc daję uczniom maksymalnie dużo wolności i zaufania, a czym więcej oni tego zaufania dostają – tym bardziej starają się go nie zawieść. Nie zadaję prac domowych, ale to nie znaczy, że moi uczniowie nie uczą się w domu. Uczą się, choć ja od nich tego nie wymagam; nie rozliczam ich z tego, nie mierzę, nie ważę, nie porównuję. Uczą się, bo po prostu lubią matematykę, są jej ciekawi. I uczą się, bo mają ze mną dobre relacje i wzajemnie nam na nich zależy.

Od czego zaczyna pani budowanie takiej relacji?

Mogę odpowiedzieć, od czego nie zaczynam: od matematyki. Przez pierwsze kilka zajęć matematyki u mnie w ogóle nie ma. Nie ma ławek, krzeseł. Stajemy w kole i się poznajemy. Rozmawiamy.

Czy to nie odbywa się bez szkody dla wiedzy przedmiotowej? Pani wyłamała się z systemu, ale jednak uczniowie wciąż w nim częściowo funkcjonują: muszą zdać maturę, dostać się na studia…

Muszą? Znam osoby, które nie skończyły nawet podstawówki i są bardzo szczęśliwe. Tymczasem uczniowie rozpoczynają naukę w liceum i na dzień dobry się trzęsą. Pytam ich: czego się boicie? Mówią, że matury. Matury, w pierwszej klasie! Czy to jest normalne? Tego chcemy? Czy szkoła oparta o presję, strach i niepokój służy człowiekowi? Czy szczęśliwy człowiek to ten, który przygotuje się do zdawania egzaminów spełniających warunki zawarte w kluczu odpowiedzi? Czy to ten, który pracuje twórczo i ma przestrzeń do rozwoju we własnym tempie?

Edukację mogą zmienić nauczyciele. Wywiad z Anną Szulc
Midjourney/Katarzyna Rybarczyk

Specjalnie odpowiadam na pani pytanie prowokacyjnie, bo uważam, że presja wokół wykształcenia, rozbudzana od najmłodszych lat rywalizacja, permanentne poddawanie się ocenianiu, porównywanie z innymi – niczemu dobremu nie służą. Natomiast jeśli chodzi o to, czy moi uczniowie – poza odpowiedzialnością, współpracą, empatią i ciekawością świata – wynoszą z moich zajęć wiedzę przedmiotową, zapewniam: osiągają z matematyki świetne wyniki. Zdają rozszerzone matury, nawet na komplet punktów, dostają się na wybrane kierunki studiów i z powodzeniem kontynuują naukę. Raz w miesiącu prowadzę lekcje otwarte, zapraszam nauczycieli z innych szkół. Zagadują: pani w 45 minut przerobiła materiał, na który ja potrzebuję pięciu zajęć, jak to możliwe?

No właśnie: jak to możliwe?

Profesor Stanisław Dylak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza z Poznania, autorytet w dziedzinie dydaktyki, zaprezentował wyniki badań. Okazuje się, że w szkole pruskiej z 45 minut lekcyjnych na przedstawienie nowego materiału lekcyjnego zostaje średnio osiem minut, przy czym te osiem minut wypełnia zazwyczaj monolog nauczyciela. Jeśli na przedstawienie materiału zostaje 20 procent lekcji, to nic dziwnego, że nauka przenosi się do domów czy na korepetycje.

Przeczytaj też: Sztuczna inteligencja w edukacji

A jeśli ja nie poświęcam 37 minut na przepytywanie przy tablicy, sprawdzanie zadań, upominanie uczniów, że coś zrobili źle – to ten czas zostaje na uczenie się. Przy czym jest to czas, w którym uczniowie, zazwyczaj łącząc się w grupy, pogłębiają dane zagadnienia samodzielnie. Ja tylko to aranżuję, prowadzę ich, wspieram i doceniam. Moi uczniowie wiedzą, że jestem dla nich, ale też: że narzędziem do rozwijania ciekawości świata jest ich własny mózg.

Pani uczy w niepruski sposób w publicznej, zbudowanej na pruskim systemie, szkole. Jak to możliwe? Czy przepisy dają w ogóle taką możliwość?

Tak. Część nauczycieli zasłania się przepisami, statutami, programami nauczania, odgórnymi programami. Twierdzą: chcielibyśmy nauczać inaczej, ale się nie da. Da się. Polskie przepisy – nie wiem, jak jest w innych krajach, ale sądzę, że podobnie – są naprawdę dobre, dają nauczycielom możliwość prowadzenia zajęć w inny sposób. Możliwość przekazywania wiedzy przedmiotowej w oparciu o kompetencje społeczne, wrażliwość, naturalną w dzieciach ciekawość świata. Tylko, po pierwsze, wielu nauczycieli nawet o tej możliwości nie wie. Po drugie, nawet nie bardzo się tym interesują.

Nie chce się im?

Tak, bo to wymaga dodatkowego wysiłku. I wzięcia za to odpowiedzialności. Kiedy prowadzę zajęcia w grupach nauczycieli czy rodziców, przeprowadzam ankietę i okazuje się, że 98 procent osób zgadza się z tym, że szkoła wymaga zmiany. Niestety, tych nauczycieli, którzy chcą te zmiany wprowadzać, jest już garstka. Pedagodzy chcieliby szkół, w których nie ma ocen, dzwonków, zmuszania uczniów do bezrefleksyjnego zapamiętywania. Ale zamiast zaczynać od siebie, czekają na gotowca. Na to, aż przyjdzie ktoś „z góry” i powie im, co mają robić, wyposażając w komplet narzędzi i biorąc odpowiedzialność za efekty.

Nie tędy droga?

Uważam, że nie. Sądzę, że zmiana powinna zacząć się od nauczycieli, oddolnie. Kiedy patrzymy na kondycję targanego różnymi kryzysami świata, trudno nie mieć refleksji, że na tę zmianę jest coraz mniej czasu.

Ile?

Jeśli chcemy lepszego świata, to musimy zacząć myśleć o edukacji poważnie już od jutra. Może jeszcze nie jest za późno. To obowiązek nas wszystkich, bo skutki zaniechań w edukacji poniesiemy wszyscy.

Anna Szulc jest też mediatorką, tutorką, trenerką nauczycieli, pomysłodawczynią i organizatorką konferencji „Empatyczna Edukacja => Empatyczna Polska” oraz autorką książki „Nowa szkoła. Zmianę edukacji warto zacząć przy tablicy”.

Maria Mazurek jest dziennikarką z wieloletnim doświadczeniem. Wielokrotnie zajmowała się na  lamach pracy i internetu tematami społecznymi i dotyczącymi edukacji. Od 2021 roku pracuje dla Holistic Think Tank jako redaktor naukowy i promotor idei szkolnego przedmiotu interdyscyplinarnego (IDS).

Wywiad w języku angielskim został opublikowany po raz pierwszy na stronie Holistic Think Tank pod tytułem: Anna Szulc: Yesterday’s teachers are using the day before yesterday’s methods. How is it supposed to work well?

Może cię również zainteresować:

Opublikowano przez

Redakcja Holistic.News

Redakcja


Szukamy prawdy i dobra. Zadajemy pytania i próbujemy na nie odpowiadać. Piszemy o tym, co uważamy za ważne. Świat według Holistic to jedna całość.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.