Nauka
Erupcja wulkanu to nie fikcja. Uczeni alarmują o nadchodzącym ryzyku
13 stycznia 2025
„Ucz dzieci, a karanie dorosłych nie będzie konieczne” – ta maksyma Pitagorasa sprawdza się niezmiennie. Ponad pół wieku temu na swój sposób potwierdzili ją psycholog Robert Rosenthal i nauczycielka Lenore Jacobson, opisując tzw. efekt Pigmaliona. To twórcze zjawisko ma też jednak swój niszczycielski odpowiednik. Wpływ i podporządkowanie się obydwu mechanizmom zachodzi zwykle bezwiednie.
Bohaterem, którego imieniem nazwano efekt pierwszego eksperymentu Rosenthala i Jacobson, był mityczny król Cypru. Pigmalion wyrzeźbił tak piękną kobietę, że nadał jej imię Galatea i zakochał się w niej bez pamięci. Afrodyta, bogini miłości, wzruszona tym uczuciem ożywiła posąg. Od tej pory twórca i jego dzieło żyli razem długo i szczęśliwie. A mit zyskał nazwę efektu Pigmaliona.
Ta historia jest równie budująca jak badania amerykańskiego psychologa i nauczycielki. W 1968 r. przeprowadzili oni eksperyment edukacyjny w szkole podstawowej w San Francisco. Najpierw poinformowali nauczycieli o testach, dzięki którym mieli wyselekcjonować najzdolniejszych i najinteligentniejszych uczniów. Wkrótce potem przekazali belfrom listę wychowanków z największym potencjałem, stanowiących 20 procent całej grupy. W rzeczywistości byli to jednak losowo wybrani uczniowie, a przeciętnie ich inteligencja nie odbiegała w żaden sposób od średniej pozostałych rówieśników w szkole. Nauczyciele nie mogli jednak o tym wiedzieć, bo sami nieświadomie uczestniczyli w eksperymencie.
Nieco ponad pół roku później psycholodzy wrócili do szkoły i zauważyli, że wybranym przez nich uczniom pedagodzy poświęcają więcej uwagi, a faworyzowani podopieczni rozwijają się szybciej niż ich rzekomo mniej zdolni koledzy.
Efekt Pigmaliona zadziałał. Wychowawcy, wierząc w potencjał swoich podopiecznych poświęcali im więcej uwagi. Z kolei uczniowie uwierzyli w fałszywą opinię o ich poziomie inteligencji i dopasowali się do niej. Psycholodzy nazywają też takie zjawisko samospełniającą się przepowiednią.
Eksperyment powtórzono na różnych poziomach edukacyjnych i efekty były podobne, od przedszkolaków po studentów uniwersytetu. Całość wygląda na tyle prosto, by zastanowić się, dlaczego dla dobra młodych ludzi nie stosować podobnego oszustwa częściej. Wystarczyłoby okłamywać w sprawie poziomu uzdolnienia uczniów i utrzymywać ich w błędnym przekonaniu o swoich możliwościach do czasu aż zyskają pewność siebie i rozwój.
Jednak, oprócz narzucających się rozterek etycznych, pojawił się inny znaczący problem. Psycholodzy powtarzali ten eksperyment setki razy i gdy próbowali współpracować z nauczycielami świadomymi przedsięwzięcia, efekt nie był już taki sam.
Warto przeczytać: Niezwykłe wydarzenie w Bielsku-Białej. Tu idee staną się rzeczywistością
Rola nauczycieli lub innych osób przewodnich w podobnych doświadczeniach jest wyjątkowa. Ich uprzedzenie co do wyników eksperymentu może mieć znaczący wpływ na jego przebieg. Dlatego Rosenthal, zanim przeprowadził doświadczenia w szkołach, zrobił to samo w laboratorium. Psycholog poprosił młodych naukowców, by zbadali zachowanie szczurów w labiryncie. Zaznaczył przy tym, że gryzonie zostały specjalnie wyselekcjonowane. Część stanowiła grupę „szczurów bystrych”, poruszających się sprawnie po labiryncie, zaś inne to „szczury tępe”, które były zagubione i nie potrafiły znaleźć wyjścia.
Mimo że eksperyment dotyczył szczurów, w rzeczywistości obiektem doświadczenia byli naukowcy i wyniki ich badań. Szczury, podobnie jak potem uczniowie, nie były wcześniej poddane żadnej selekcji. Żadne ze zwierząt nie miało też jakichś szczególnych zdolności do poruszania się w labiryncie.
Jednak wyniki badań naukowców wskazywały na zgodność efektów doświadczenia z jego założeniem. Eksperymentatorzy z ogólnej grupy wyłonili szczury „bystre” i „tępe”. To szczególny przypadek efektu Pigmaliona, tzw. efekt oczekiwań eksperymentatora. Badacz wierzy, że wyniki jego eksperymentu pójdą w określonym kierunku, co prowadzi do stronniczości, która wpływa na przebieg doświadczenia. W takim przypadku wnioski eksperymentu z dużym prawdopodobieństwem będą kierować się w stronę oczekiwań ich autora. A to przekreśli wiarygodność badań.
W efekcie eksperymentu Rosenthala pojawiło się pytanie o skutki podobnego zjawiska w praktyce. Na przykład, jak w badaniach klinicznych oczekiwania lekarza mogą wpłynąć na wyniki kuracji eksperymentalnej pacjenta. Właśnie dlatego w takich przypadkach wykorzystuje się tzw. podwójnie ślepą próbę, by zarówno pacjent, jak i lekarz nie wiedzieli, czy zastosowano prawdziwy lek, czy placebo.
Gorący temat: Gruzja rozdarta między Rosją a Unią. „Sytuacja jest trudna”
Jak wykazał przeprowadzony w szkole eksperyment Rosenthala i Jacobson, „samospełniająca się przepowiednia” może zadziałać twórczo na rozwój uczniów, w których uwierzono. To wspomniany efekt Pigmaliona. Mniejsza o to, czy pobudki tej wiary są prawdziwe. Co jednak z uczniami, których z góry uznano za mniej rokujących lub po prostu przeciętnych i nie poświęca im się szczególnej uwagi?
Niestety, doświadczyli oni zjawiska przeciwnego do efektu Pigmaliona, czyli efektu Golema. Jego nazwa wzięła się od legendarnej postaci stworzonej i ożywionej przez człowieka, ale pozbawionej duszy. W ostatecznym rozrachunku Golem staje się mocą niszczycielską.
Jak zatem efekt Golema ma się do uczniów czy studentów uznanych z góry za przeciętniaków? Nauczyciele, idący na skróty i przekonani do często pozornych obserwacji, będą im dawać o wiele mniej wymagające zadania. Z kolei wychowankowie z czasem przywykną do roli, w której ich obsadzono i często zaaprobują swój status, nawet nie próbując go zmienić.
Rosenthal i prowadzący z nim badania psycholodzy oraz nauczyciele zwracali uwagę, że wielu z pedagogów prowadziło niejednolite klasyfikacje uczniów.
Pod koniec lat 60. mjr Wilburn Schrank określił efekt Pigmaliona mianem „efektu etykietowania”. Zauważył, że w szkole przygotowawczej Akademii Sił Powietrznych całe klasy były oznaczane jako mniej lub bardziej utalentowane. Jednocześnie, według badań Schranka, istotne różnice między potencjałem klas „mniej” i „bardziej” uzdolnionych wynosiły zaledwie 10 proc., a więc dystans absolutnie do pokonania w trakcie dalszych studiów.
Efekt etykietowania jest zresztą powszechny nie tylko w szkołach. Okazją może być choćby klasyfikacja innych na podstawie pierwszego wrażenia. To ono często decyduje, w którą stronę poprowadzi nas samospełniająca się przepowiednia.
Jeśli ktoś miło się uśmiecha, zwykle odwzajemniamy się tym samym. Nieświadomie zaczynamy się zachowywać w taki sposób, że nasze oczekiwania często stają się prawdą.
Jeśli kogoś lubimy i okazujemy mu to, wówczas często nasz obiekt sympatii polubi też nas.
Jeśli uznajemy kogoś za dominującego, wkrótce możemy zachowywać się ulegle, natomiast druga strona poczuje, że ma nad nami przewagę, którą jej przypisaliśmy.
Podobnie jak wtedy, gdy nauczyciel z góry uzna, że dziecko jest nierozgarnięte lub leniwe. Wówczas uczeń zwykle dostosowuje się do tej oceny. Tylko nieliczni potrafią się jej przeciwstawić.
Przeczytaj inny tekst Sławomira Cedzyńskiego: Dziecko potrzebuje czułości. Jej brak ma tragiczne konsekwencje