Nauka
Brak ruchu niszczy mózg. Niektóre zmiany są nieodwracalne
09 czerwca 2025
Wieczór. Znajomi piszą, żeby wpaść do klubu – a Ty już siedzisz na kanapie z kubkiem herbaty. Zaraz zacznie się kolejny odcinek serialu. Spacer do sklepu? Zastępuje go aplikacja z dostawą. Kino? Może innym razem. Dla coraz większej liczby osób dom staje się oazą – bezpieczną, cichą, przewidywalną. Zaszywają się w nim jak w kokonie, odcinają od zgiełku świata, nie zdając sobie sprawy, że właśnie wpadają w pułapkę.
Wielki słownik języka polskiego PAN definiuje kokonizm jako „spędzanie czasu we własnym domu, urządzonym tak, by zapewniał poczucie komfortu i bezpieczeństwa, wynikające z potrzeby unikania kontaktów z innymi ludźmi lub sytuacji postrzeganych jako niebezpieczne”. I nie jest to odkrycie XXI wieku.
Mechanizm kokonizmu zaczęła diagnozować już w latach 80. Faith Popcorn – konsultantka marketingowa i badaczka trendów społecznych i kulturowych. Obserwowała ona przyśpieszający świat techniki. A co za tym idzie, zwiększanie się liczby bodźców i wyzwań dla człowieka. Rosły zarówno tempo życia, jak i wymagania – coraz wyżej stawiano poprzeczki. Jednocześnie dostrzegała reakcje ludzi na taki trend. U coraz większej populacji wyrazista stawała się chęć ucieczki od pędzącego coraz bardziej życia oraz potrzeba wyciszenia. Celem stała się większa równowaga oraz uspokojenie mózgu i ciała. W XXI wieku ma to już konkretną nazwę: work–life balance.
Kultura kokoningu (jak też przekłada się na polski angielski termin cocooning) cały czas zyskuje na popularności. Współczesny człowiek coraz lepiej uświadamia sobie konieczność oderwania się od codziennego stresu i zneutralizowania nadmiernej aktywności. Cóż lepiej może posłużyć tym celom, jeśli nie bezpieczna oaza domowego zacisza? Można więc powiedzieć, że kultura kokoningu jest jasną i naturalną odpowiedzią na przepracowanie i przebodźcowanie.
Każdy potrzebuje dla siebie bezpiecznej strefy komfortu, w której będzie mógł wyłączyć się choć na chwilę z „wyścigu szczurów”. Tam się uda, aby usłyszeć swój wewnętrzny głos oraz zregenerować pokłady siły i nabrać motywacji do dalszej pracy. Właśnie dlatego coraz bardziej szanujemy i doceniamy naszą przestrzeń domową. Odpowiednio zagospodarowana może stać się enklawą ciszy, spokoju i wyłączenia się ze świata zewnętrznego. Kokonizm skupia naszą uwagę na kreowaniu przytulnego i przyjaznego dla nas środowiska – tworzonego na wzór kokonu. Zgodnie z przewidywaniami Faith Popcorn ten styl życia czyni nas bardziej świadomymi przeżywanego czasu i pomaga śledzić wewnętrzne potrzeby.
Z jednej strony wydaje się, że zwrócenie się w stronę własnej, prywatnej przestrzeni jest wskazane, bo kieruje nas w stronę troski o swój stan psychiczny i emocjonalny. W natłoku codziennych obowiązków i wyzwań często schodzi on bowiem na dalszy plan. Chciałoby się rzec: cóż złego w zwróceniu się ku swojemu wnętrzu i zaspokajaniu potrzeby self-care, skoro świat, w którym żyjemy, w żaden sposób o to nie dba – a wręcz przeciwnie?
Już wielki filozof rzymski Marek Aureliusz pisał w Rozmyślaniach, że „Nigdzie bowiem nie schroni się człowiek spokojniej i łatwiej jak do duszy własnej, zwłaszcza ten, kto ma taką ustroń wewnętrzną, że się natychmiast zupełny znajdzie spokój, jeżeli w nią się patrzy”. Jednakże nawet dla stoików szukanie spokoju w głębi siebie i dystans do rzeczywistości nie oznaczały bynajmniej ucieczki i izolowania się od świata zewnętrznego.
Polecamy: Samotność zmienia młode umysły. Czasem bardziej, niż myślisz
Wielu psychologów dzisiaj wyraźnie podkreśla pewne zagrożenia, które mogą (choć nie muszą) kryć się za takim stylem życia. Pojawia się pytanie: u ilu osób nie jest on wyrazem nieradzenia sobie z prozą dnia codziennego? Ucieczka od problemu nigdy nie oznacza rozwiązania go. Być może nasze oddalanie się od innych ludzi, niechęć do podejmowania nowych relacji lub pielęgnowania tych starych, izolowanie się od świata zewnętrznego i tworzenie sobie równoległego, zamkniętego mikrokosmosu, jest okrutną iluzją i niebezpieczną pokusą? Erich Fromm pisał już wiele lat temu o „ucieczce od wolności”. Miał świadomość, że wolność jest nie tylko darem i przywilejem, ale zobowiązaniem, które wymusza na człowieku dokonywanie wyborów i stawianie granic.
Czy kokonizm to bardziej wyraz samoobrony przed przebodźcowaniem ze strony świata zewnętrznego, czy bardziej objaw lęków i obaw, z którymi sobie nie radzimy? Może próbujemy „zamieść pod dywan” trudności, z którymi nie chcemy się mierzyć. Odciąć się od nich wygodnym kocem na kanapie, kubkiem ulubionej kawy i ucieczką w fikcyjny świat literatury lub filmu? Może zakładamy na uszy słuchawki z ulubioną muzyką po to, żeby uciec od wolności, która nas przytłacza, bo ciągle czegoś wymaga? My zaś łudzimy się, że kojące utwory zagłuszą nasze wewnętrzne rozterki i dylematy.
Wielu obserwatorów współczesności zdaje się potwierdzać powyższe i podobne im domysły. Łatwo odrzucić i zanegować to, co trudne i wymagające, budując sobie alternatywny świat oparty na własnych zasadach. Trudniejszą sztuką jest dążenie do równowagi i posiadanie umiejętności wyznaczania zdrowych granic. Pisze o tym między innymi Barbara Konopka w pracy Fobia społeczna, hikikomori, kokonizm ‒ o potrzebie odosobnienia w społeczeństwie informacyjnym. „Osoby doświadczające fobii społecznej, a także praktykujące kokonizm dokonują odrzucenia zewnętrznego świata w wersji materialnej – a dokładnie: niemodyfikowalnej, niekontrolowalnej i niemożliwej do spersonalizowania wersji rzeczywistości” – zauważa Konopka.
Przeczytaj także: Jak zdobywać przyjaciół? Poradnik naukowy dla introwertyków
Czas pandemii w dużej mierze ograniczył nasze codzienne funkcjonowanie do przestrzeni domowego zacisza. Okazało się, że wiele zawodów możemy praktykować z laptopem, bez wychodzenia na zewnątrz. Była to dla nas wszystkich swoista próba, miała swoje dobre i złe strony. Dobre było to, że zaczęliśmy bardziej doceniać to, co mamy, a czego wcześniej nie dostrzegaliśmy, oderwani od domów. Z drugiej strony badania pokazują, jak przymusowa izolacja przyczyniła się do wzmacniania niezdrowych postaw, na przykład zwykłego lenistwa czy wygodnictwa.
Warto więc dobrze rozumieć znaczenie słów home sweet home w sensie świadomego podejścia, a nie ucieczkowego. Kokoning oferuje świat bezpieczny, przyjemny, wygodny i bezstresowy. W słuszny sposób uświadamia nam znaczenie podstawowych elementów naszego życia, wobec których często przechodzimy obojętnie – choćby ze względu na brak czasu.
Oświetlenie, którego używamy, ma kolosalne znaczenie dla pracy naszego mózgu oraz generowanych emocji. Światło symbolizuje od zawsze oczyszczenie, odrodzenie. Niesie w sobie ciepło – niezbędne dla życia. Dlatego kokoning podkreśla znaczenie natężenia i barwy światła używanego w mieszkaniu. Dla właściwego funkcjonowania naszych zmysłów równie ważne są zapachy, w których przebywamy. Odpowiednio dobrane olejki eteryczne czy świece zapachowe potrafią wyciszać nasze rozbuchane po całym dniu emocje, wprowadzać nasz umysł w stan równowagi i odprężenia.
Przyjazną atmosferę domową, sprzyjającą naszemu relaksowi, tworzą konkretne przedmioty i dźwięki, więc warto urządzać mieszkanie w sposób świadomy.
Trzeba jednak jasno i wyraźnie podkreślić, że żaden z tych elementów nie pomoże nam uporać się z najważniejszymi kwestiami – często leżącymi u podstaw kokoningu – związanych z brakiem asertywności, nadmiarem ambicji, bezkrytycznym pędem za szeroko rozumianym sukcesem. To one bardzo często są powodem naszego braku komfortu, poczucia przemęczenia, stresu i wypalenia. Kokonizm, który może stopniowo zamieniać się w izolację od świata ludzi i relacji z nimi, jest tylko iluzoryczną odpowiedzią.
Nawet najpiękniejsza i najlepszej jakości pościel z czystej bawełny nie uleczy problemów ze snem. Nawet najbardziej aromatyczna kawa wypita przy lekturze ulubionej książki pod pluszowym kocem nie rozwiąże problemów, których chcemy się pozbyć. Kawa się skończy, podobnie jak książka, i trzeba będzie wrócić do tego, co było wcześniej. Erich Maria Remarque w powieści Dom marzeń trafnie pisał, że „Spokój wewnętrzny jest rezultatem walki, zmagań, popełnionych błędów. Wydestylowane, w pełni uświadomione ego”. Tego stanu nie osiąga się poprzez ucieczkę czy negowanie, ale poprzez nabywanie świadomości oraz konkretnych umiejętności radzenia sobie z trudnościami.
W ramach zdrowego podejścia warto więc czasem zaprosić na ulubioną kawę kogoś bliskiego i wybrać miejsce poza swoim domem – przyjazne i odpowiednie na takie spotkanie. Zamiast spędzać kolejne weekendowe przedpołudnie z serialem z Netfliksa można wybrać się na spacer na świeżym powietrzu. A jeśli gotowanie sprawia Ci przyjemność i już koniecznie chcesz pozostać w swojej bezpiecznej sferze domowego kokonu, to zawsze miło zobaczyć i usłyszeć, jak ta przyrządzona kolacja smakuje innym, dopuszczonym na ten wieczór do naszego mikrokosmosu. Wydaje się bowiem, że właściwym drogowskazem jest szukanie arystotelesowskiego „złotego środka”. Ustawienie się gdzieś między ucieczką od tego, co na zewnątrz, a totalnym zamknięciem się we własnym wnętrzu. Domatorstwo nie jest złe – pod warunkiem że nie zamienia się w samotność…
Może Cię także zainteresować: Miasta bez ludzi. Automatyczne kasy to tylko początek