Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
W ostatnich latach termin „elita” stracił na znaczeniu, choć pełnione przez nią funkcje powinny mieć fundamentalny charakter dla państwa i społeczeństwa. Czy w tej trudnej sytuacji istnieje jakakolwiek alternatywa? Świat nauki od wielu lat posługuje się terminem „elita”, ale kłopotów z definicją nie brakuje do dziś. Korzenie tego słowa sięgają łaciny: eligere – czyli wybierać. Merriam-Webster Dictionary elitę definiuje jako grupę, która ze względu na pozycję bądź kompetencje dzierży władzę […]
Świat nauki od wielu lat posługuje się terminem „elita”, ale kłopotów z definicją nie brakuje do dziś. Korzenie tego słowa sięgają łaciny: eligere – czyli wybierać. Merriam-Webster Dictionary elitę definiuje jako grupę, która ze względu na pozycję bądź kompetencje dzierży władzę i znacząco wpływa na losy społeczeństwa. Z kolei prof. Wiesław Sztumski na łamach „Spraw Nauki” pisał, że „każdy, kto zajmuje wyższą pozycję w hierarchii społecznej, jest lepiej wyedukowany, wpływowy, bogatszy lub sprawuje odpowiednią władzę, zaliczany jest ex definitione do elity”.
Kierując się słowami prof. Sztumskiego, można wnioskować, że członków elity jest tak wielu, że przymiotnik „elitarny” zupełnie tej grupy nie określa. „Lepiej wyedukowany”, czyli w domyśle absolwent uczelni wyższej. Według danych GUS w 2016 roku to kryterium spełniało aż 25 proc. społeczeństwa. Kto więc jest tym lepiej wyedukowanym w Polsce? Doktorzy? Profesorowie? Zależy, do kogo skierujemy to pytanie.
Jak jest z zamożnością? Z badań portalu Forsal wynika, że w 2016 roku 164 tys. Polaków zarabiało powyżej 20 tys. zł brutto miesięcznie. W tej grupie jest 40 tys. osób z zarobkami przekraczającymi 50 tys. miesięcznie. Tymczasem najczęściej spotykaną płacą w Polsce było 2,5 tys. zł brutto. Oznacza to, że duże pieniądze zarabia 0,43 proc. społeczeństwa. Elitarnie? Na zdrowy rozsądek, tak.
Sprawowanie władzy, rozumianej jako piastowanie wysokiego urzędu, nastręcza sporo kłopotów w określeniu grupy osób zaliczanych przez ten pryzmat do elity. Kogo wziąć pod uwagę? Posłów i senatorów? Burmistrzów i prezydentów miast? Co z radnymi wielkich aglomeracji? Być może trzeba by wziąć pod uwagę wszystkich zawodowych polityków. Linie podziału są rozmyte, a granice umowne.
Polacy mają w miarę wyrobiony pogląd na to, kto w Polsce jest elitą. W czerwcu 2017 roku na zlecenie portalu „Polityka” pracownia Kantar Public zapytała Polaków o to, jak postrzegają elitę. 50 proc. odpowiedziało, że są to ludzie „bogaci i wpływowi”, a 20 proc., że są to ludzie „zasługujący na szacunek z racji intelektu, kompetencji zawodowych i postawy moralnej”. „Grupa społeczna, która zdobyła majątek w okresie transformacji i wykorzystuje swoją pozycję do realizacji własnych interesów” – to z kolei opinia 19 proc. badanych.
Wnioski nie są zbyt optymistyczne. Według większości ankietowanych wyznacznikiem elitarności są władza i bogactwo, a nie walory moralne. Znajduje to odzwierciedlenie w odpowiedziach na drugie pytanie o to, kto należy do polskiej elity. „Najbogatsi” – tak twierdzi aż 78 proc. respondentów. Tuż za nimi są znani artyści i celebryci oraz właściciele mediów, szefowie stacji TV, gazet itp. – odpowiednio 72 i 71 proc. Na dalszych pozycjach znaleźli się lekarze i politycy (po 69 proc.), a dopiero na 6. pozycji naukowcy (63 proc). Zestawienie, w którym pojawili się jeszcze przedsiębiorcy, oficerowie, księża czy radni, zamykają… nauczyciele. Grupa zawodowa odpowiedzialna za kształcenie przyszłych pokoleń (i przyszłych elit) znalazła się na szarym końcu – wskazało ją zaledwie 36 proc. badanych.
Kto w takim razie należy do elity? Przyjmując samo kryterium wykształcenia, aż 25 proc. badanych powinno uważać się za elitę, bo statystycznie tylu z nich posiada dyplom uczelni wyższej. Jak jest w rzeczywistości? „Czy Pan/Pani uważa, że należy do jakkolwiek rozumianej elity” – zapytała Polaków „Polityka”, lecz odpowiedzi twierdzącej udzieliło… 2 proc. ankietowanych. 94 proc. jasno stwierdziło, że nie jest częścią żadnej elity. Tak przytłaczająca większość wypierających się elitarności daje jasny sygnał: Kowalskich i elitę dzieli przepaść.
Elita, przynajmniej w założeniu, powinna pełnić w społeczeństwie określone role. Prof. Sztumski pisze o pięciu najważniejszych funkcjach. Pierwszą z nich jest kształtowanie opinii. Elita silnie oddziałuje na świadomość reszty społeczeństwa, co wynika z zaufania. Poglądy i opinie elity są przez masy przyswajane i traktowane jako własne.
Jako że zazwyczaj elity wyróżniają się pod względem wykształcenia i innych walorów naukowych, pełnią funkcję edukacyjną. Dzielą się z masami wiedzą i mądrością.
Elicie przypada także funkcja kontrolna względem urzędników i instytucji oraz rola organizacyjna polegająca na motywowaniu mas do tworzenia ruchów społecznych popierających określone zjawiska bądź się im sprzeciwiających.
Ostatnia z fundamentalnych ról odnosi się do wartości promowanych przez elity. Pytaniem otwartym jest jednak, jak szerokie grupy są skłonne przyjmować wartości i normy obecnych elit za swoje.
Duża część społeczeństwa w Polsce czuje się rozczarowana elitami. Jedną z odpowiedzi na pytanie o ten stan rzeczy może być koncepcja Czesława Znamierowskiego. Filozof podzielił elity w zależności od ich stosunku do reszty społeczeństwa. Wyróżnił „elity pasożytnicze”, dbające tylko o swój partykularny interes, oraz „rycerskie”, którym leży na sercu dobro innych i państwa.
Jakie są współczesne polskie elity – pasożytnicze czy rycerskie? Badań opartych o takie kryteria próżno szukać w internecie, ale ich wyników możemy się domyślać. Wszak gdyby w górnych partiach polskiej piramidy społecznej znajdowały się osoby kierujące się publico bono, 59 proc. pytanych przez „Politykę” nie stwierdziłoby, że źle ocenia polską elitę polityczną. Odrzucając niezdecydowanych, takiego zdania są aż 3 na 4 osoby.
„Główną ideą, jaką zawiera w sobie termin »elita«, jest pojęcie wyższości; tylko to pojęcie uznaję” – to słowa prof. Vilfredo Pareto, autora słynnej teorii o krążeniu elit. Pareto kreślił obraz społeczeństwa hierarchicznego, na którego szczycie znajdują się elity władzy. Twierdził, że selekcja elit to cykliczny proces, który ma zapobiegać ich degeneracji. Być może to defekt tej rotacji jest przyczyną takiej kondycji elit w Polsce.
„Elita jako pojęcie do opisu współczesnego społeczeństwa nie pasuje, zwłaszcza w Polsce, gdzie hierarchia społeczna w ostatnich dekadach była wielokrotnie rozjeżdżana i wywracana do góry nogami” – przekonuje na łamach „Kultury Liberalnej” Łukasz Pawłowski. Zdaniem socjologa, należy zrezygnować z używania terminu „elita”.
„Jeśli na tę specyfikę polskiego społeczeństwa nałożymy przemiany zachodzące w całym świecie – między innymi wysyp nowych mediów i źródeł informacji, a co za tym idzie, autorytetów i fragmentaryzację debaty publicznej – tym wyraźniej dostrzeżemy, że używanie pojęcia »elity« do opisu naszej rzeczywistości nie ma większego sensu” – podkreśla.
Jeśli przyjąć, że współczesne elity nie pełnią swojej roli, to być może w tej sytuacji alternatywą jest odwołanie się do grupy społecznej znanej jako inteligencja. Taką koncepcję w rozmowie z „Kulturą Liberalna” zaproponował dr hab. Piotr Kulas. „Uważam, że potrzebujemy rewitalizacji tradycji inteligencji zaangażowanej, która pozostaje krytyczna wobec swojej inteligenckości, która ma pokorę wobec rzeczywistości, a zarazem potrzebę pewnego rodzaju służby, a już w szczególności odwagę sprzeciwu wobec zła” – ocenia.
Kulas podkreśla, że – poza kwestią samej nomenklatury – kluczową rolę ma kwestia służebności względem społeczeństwa. „Rycerze” muszą wyprzeć „pasożyty”, by przywrócić splendor i zaufanie szerokich mas do elity. W innym razie do tej nobilitowanej grupy niewiele osób będzie chciało aspirować.
Źródła: Ksiegowosc.Infor.pl, Forsal.pl, Sprawynauki.edu.pl, WszystkoCoNajwazniejsze.pl, GazetaPrawna.pl, KulturaLiberalna.pl