Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
COVID-19 przyniósł światu wiele nowych wyzwań. Wraz z epidemią przez kolejne kraje przetacza się fala strachu, niepewności i skrajnych reakcji. Kiedy jedni łączą się w solidarne społeczności, inni są narażeni na szykany. W tych ciężkich chwilach powinniśmy dołożyć wszelkich starań, by wszyscy mogli otrzymać wsparcie
Wraz z wybuchem epidemii koronawirusa przyszły werbalne i fizyczne ataki na społeczności azjatyckie – od Nowego Jorku, przez Paryż, aż do Delhi. Kucharze o azjatyckich korzeniach we Francji skarżą się, że ich utargi spadły nawet o 40 proc. Postanowili wypromować hasztag #JENESUISPASUNVIRUS („Nie jestem wirusem”), by odeprzeć coraz częstsze szykany i uświadomić ludziom, że nie każdy Azjata to nosiciel wirusa.
Przejawy agresji dotknęły tych, którzy choć trochę przypominają Chińczyków. Przez takie skojarzenia pobito w Izraelu Am-Shalema Singsona, 28-latka o indyjskich korzeniach. Został zaatakowany przez dwóch mężczyzn, którzy nazwali go „Chińczykiem”. Wołali przy tym „Korona! Korona!”. „Powiedziałem obydwu napastnikom, że nie jestem Chińczykiem, ale Żydem ze społeczności Bnei Menashe” – mówił w izraelskich mediach zaatakowany. „Ale to i tak przecież nie dawałoby usprawiedliwienia dla ataku” – dodał.
Chłopak trafił do szpitala. „Jego jedyną zbrodnią było to, że wyglądał na Azjatę. Oskarżali go o przywiezienie wirusa do Izraela” – komentował Oren Rosenfeld, filmowiec z Tel Awiwu. I choć w Izraelu był to odosobniony przypadek, to takich jak Singson jest na świecie wielu.
Nieprzyjemności spotykają też tych, którzy wracają z zagranicy do swoich ojczyzn. Głośnym przypadkiem była pierwsza ewakuacja Ukraińców z chińskiego miasta Wuhan, wtedy jeszcze pogrążonego w epidemii. Po kilku godzinach krążenia nad państwem, którego władze długo nie mogły podjąć decyzji, gdzie umieścić jego pasażerów, samolot wylądował w Nowych Sanżarach, niedaleko Połtawy. Tam przywitał ich protestujący tłum, który sprzeciwiał się przyjmowaniu ewakuowanych.
Doszło do przepychanek i gróźb. W tym samym czasie protestowali także mieszkańcy Lwowa czy Charkowa, którzy obawiali się, że to do nich może zostać skierowany samolot z Wuhan. W sprawie interweniował sam prezydent Wołodymyr Zełeński, apelując do rodaków, by okazać szacunek dla wracających z Chin. Na pokładzie było 45 Ukraińców, 27 obcokrajowców (głównie z Ameryki Łacińskiej), personel medyczny oraz załoga. Kilka dni później okazało się, że nikt z nich nie był zakażony wirusem.
Szczęśliwie bez protestów, choć chłodno, witają swoich rodaków Serbowie. Dotyczy to głównie tych, którzy pracowali za granicą, a teraz wracają do domów. Stracili swoje miejsca pracy i na dodatek nie mają ubezpieczenia w kraju. W internecie pojawiają się pytania, na które Serbowie wciąż nie znają jasnych odpowiedzi. „Dlaczego pozwolono, by 317 tys. naszych ludzi, którzy wrócili do kraju, zostało odesłanych do domów bez kontroli, dlaczego nie zostaliśmy o tym poinformowani i powiadomieni, kiedy to nastąpi?” – kieruje do belgradzkich polityków pytanie jedna z serbskich internautek. Takich głosów w sieci jest wiele. Na wszystkich przylatujących do Serbii nakładana jest kwarantanna trwająca od 14 do 28 dni. „Ale co decyduje, ile będzie ona trwała?” – pyta kolejna internautka.
Pierwsze przejawy rasizmu i mowy nienawiści pojawiły się w Hiszpanii, jeszcze zanim potwierdzono tam pierwsze przypadki COVID-19. Na początku lutego pięciu chińskich studentów nie zostało wpuszczonych do baru w Huelvie w Andaluzji ze względu na swoje pochodzenie i strach klientów przed wirusem. Dziś do szykan o podłożu rasistowskim doszły także przypadki wrogości wobec osób zakażonych wirusem bądź ich bliskich. Zdarza się to przede wszystkim w małych miejscowościach i dotyka całe rodziny.
„Na domach takich rodzin sąsiedzi potrafią pisać obraźliwe słowa. Oskarża się ich o »bycie zarazą» w wiosce. A dzieje się to po części z powodu strachu i braku rzetelnych informacji” – przyznaje baskijski dziennikarz Pablo González. „Sytuacja kryzysowa ma dwie strony. Tę najlepszą, która wyraża się w formie licznych inicjatyw solidarności. I tę najgorszą, przejawiającą się nienawiścią, wybiórczością tej solidarności i przemocą” – zaznacza.
W Hiszpanii zdarzają się także skargi na agresywne i rasistowskie zachowania funkcjonariuszy policji. Takie przypadki odnotowano w Madrycie, Barcelonie czy Bilbao. Zdarzało się bowiem, że bili imigrantów lub zatrzymywali ich z czysto rasistowskich pobudek. W związku z tragiczną sytuacją w kraju (ponad 33 tys. osób zakażonych, ponad 2 tys. przypadków śmiertelnych) obowiązuje rygorystyczna kwarantanna. Za bezcelowe wychodzenie z domu można dostać nawet kilkaset euro kary (dozwolone jest chodzenie do sklepów spożywczych, aptek i banków, na ulicach mogą także pracować dziennikarze). Takie regulacje mają zostać utrzymane do 13 kwietnia.
Niepokojące incydenty zdarzają się również w Polsce. Odnotowano m.in. agresywne zachowania wobec studentów z Chin, np. w przypadku uczniów gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu z początku lutego, a nawet pobicie, do którego doszło 8 marca we Wrocławiu. Ofiarą napaści był mieszkający od 25 lat w Polsce kucharz, Chensheng Li. W internecie nie brak także ksenofobicznych komentarzy i rozmaitych teorii spiskowych, które pomagają tylko w jednym – szerzeniu chaosu.
Kilka dni temu w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach tragicznie zmarł prof. Wojciech Rokita, kierownik tamtejszej Kliniki Ginekologii i Położnictwa oraz wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa. Pomimo pozytywnego wyniku testu na obecność koronawirusa przyczyna jego śmierci była inna – lekarz popełnił samobójstwo. Bliscy z jego otoczenia oraz adwokat Sławomir Gierada twierdzą, że przyczyną odebrania sobie życia przez profesora była fala hejtu, która go dotknęła po tym, jak otrzymał wynik badania. Nienawistne komentarze dotyczyły rzekomego nieprzestrzegania przez niego kwarantanny. Zbadaniem sprawy ma się zająć prokuratura.
„Wraz z przedłużającą się kwarantanną zapewne będziemy mieć więcej problemów, bo na te obecne nałoży się jeszcze zmęczenie sytuacją” – pesymistycznie ocenia Pablo González.
We Włoszech, gdzie kwarantanna trwa już dwa tygodnie, ludzie starają się odreagowywać sytuację, jak mogą – poprzez śpiew, sąsiedzkie spotkania na balkonach (każdy na swoim), bieganie. Ale nie brakuje też internetowego polowania na czarownice, szukania winnych i kłótni. Są też niestety i tacy, którzy wciąż nie stosują się do rządowych postanowień – wychodzą z domów, wciąż narażając życie swoje i innych (podobnie zresztą jak Hiszpanie i przedstawiciele innych narodowości). Każdy bowiem może nie tylko zostać zakażony, ale także wirusa przenosić. Kraj ten jest dziś najbardziej dotkniętym pandemią, z wciąż rosnącymi statystykami – prawie 60 tys. zakażonych i 5,5 tys. zgonów.
„Kilka dni temu w Mediolanie miała miejsce szokująca sytuacja – pewna starsza kobieta, stojąca przed supermarketem, upadła i uderzyła się w głowę. Doznała urazu, ale żadna z obecnych tam osób nie udzieliła jej pomocy. Wszyscy bali się ją ratować, ponieważ potencjalnie każdy z nich mógł być »pozytywny«” – mówi włoska dziennikarka Laura Silvia Battaglia. „Ale jako reporterkę, która od 15 lat relacjonuje konflikty na całym świecie, nie dziwi mnie to – sytuacja kryzysowa, wyjątkowość i strach stawiają ludzkie zachowania na skraju. Taka jest natura człowieka. Sądzę, że nie widzieliśmy tych rzeczy w Europie od końca II wojny światowej” – dodaje.
W czasie, gdy umiemy tak pięknie się jednoczyć, pomagając sobie nawzajem, organizując zbiórki, dziękując służbie medycznej, klaszcząc na balkonach w geście szacunku dla pracowników medycznych, gdy robimy zakupy starszej sąsiadce lub wyprowadzamy jej psa, nie zapominajmy, że dobrym i wyrozumiałym trzeba być dziś dla każdego, bez wyjątków. Zagrożeni dziś są przecież bliscy nas wszystkich. A agresją nie wyeliminujemy koronawirusa. Nikomu nie wrócimy nią ani zdrowia, ani życia.
„W Egipcie wyrzucono Chińczyka z Ubera, po tym jak jeden kierowca »ostrzegł« drugiego, że pasażer może być chory” – mówi Agata Bebel-Nowak, polska archeolożka pracująca w Egipcie. „Ale później nawet i na widok Europejczyków lokalni zaczęli ostentacyjnie zakładać maski, uciekać, a nawet krzyczeć »Koronawirus!«. Twierdzili, że to biali przywieźli im wirusa do Egiptu” – zauważa.
Dziś też silniej odczuwamy skutki dezinformacji, polaryzacji i utraconego zaufania do mediów i rządów. Musimy przygotować się jednak na to, że pojawiają się – i będą pojawiać – coraz to nowe teorie dotyczące pandemii, wśród nich też spiskowe i nieprawdziwe. Będą pogłębiać chaos. Będzie rosło niezadowolenie, zmęczenie, będą nawarstwiać się problemy ekonomiczne, do których doprowadziła pandemia wirusa. A musimy pozostać solidarni, bo tej solidarności sami będziemy potrzebować najbardziej. I zaufania.
„Ludzie krok po kroku zrozumieli, że potrzeba nas wszystkich, by przejść przez kryzys” – mówi Christian Herrmann, fotograf mieszkający w Kolonii w Niemczech. „Partie polityczne – i myślę, że to jest ważne – nie starają się zyskiwać na kryzysie poprzez polaryzowanie opinii publicznej. Były pojedyncze głosy ze strony AfD (Alternative für Deutschland, czyli Alternatywa dla Niemiec, kontrowersyjna partia konserwatywna – red.), które próbowały połączyć wirusa z uchodźcami i imigrantami, ale one szczęśliwie nie znalazły posłuchu” – podkreśla.