Nauka
Życie na ISS jest zbyt sterylne. To ryzyko dla przyszłych misji
17 marca 2025
Porównując badania naukowe do lekkoatletyki, są one raczej ciągnącym się maratonem niż sprintem na 100 metrów. Nauka rozwija się powoli. To truizm, ale w dzisiejszych okolicznościach warto go przypomnieć. Są jednak i tacy, którzy przebiegli krótki dystans, ale chcą pochwalić się medalami z maratonów. Pomagają w tym papiernie, czyli fabryki fałszywych artykułów i danych badawczych. Jak działają te formy naukowego dopingu i czy mamy na nie wypracowane skuteczne sposoby?
Dzień: 17 grudnia 2024 roku. Na polskich uczelniach trwa ostatni tydzień zajęć przed rozpoczęciem przerwy świątecznej. Korytarze powoli pustoszeją. Studenci pakują się przed powrotem w rodzinne strony. Czas egzaminów i konferencji naukowych ulega zawieszeniu. Ten krótki moment wyhamowania życia akademickiego przerywa jednak publikacja artykułu na zagranicznej stronie internetowej For Better Science. Potem następuje burza, w której niedługo później głos zabierają Konferencja Rektorów Uniwersytetów Polskich, Narodowe Centrum Nauki, duże instytucje naukowe i pojedynczy badacze, a także Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Czego dotyczył artykuł, który wywołał lawinę pytań i wątpliwości w środowisku akademii? Leonid Schneider, autor tekstu i założyciel For Better Science, opisuje w nim naukową historię dr. Muhammada Bilala, zatrudnionego do niedawna na Politechnice Gdańskiej. Według dochodzenia przeprowadzonego przez Schneidera naukowiec pracujący w Polsce miał nagminnie fałszować dane, na ich podstawie publikować ogromną liczbę artykułów naukowych, powielać te same teksty, manipulować cytowaniami i plagiatować inne badania. Jak opisuje Schneider, naukowiec miał nawet sporządzać pozytywne recenzje własnych artykułów, co umożliwiało ich opublikowanie.
Czerwona flaga powinna była pojawić się jednak już znacznie wcześniej. Alarmujący jest sam nieproporcjonalnie duży dorobek naukowy pochodzącego z Pakistanu badacza. Dr Bilal w wieku 35 lat miał na koncie ponad 700 recenzowanych artykułów naukowych. A ponadto 150 rozdziałów w książkach, 25 monografii wydanych pod jego redakcją oraz 34 tys. cytowań (według danych Google Scholar). Przy czym – jak wskazuje Mariusz Karwowski w tekście Fabryki artykułów pracują pełną parą opublikowanym na łamach Forum Akademickiego – niebotyczny dorobek młodego doktora ujawnia równie niebotyczny rozstrzał specjalizacji:
„obok dominujących pozycji z zakresu zastosowań enzymów w oczyszczaniu ścieków i biotechnologii nie brakuje artykułów poświęconych ekonomii, energii ze źródeł odnawialnych (głównie wiatrowej), geologii, botaniki, immunologii, neurofizjologii, regulacji ekspresji genów czy interferencji RNA”.
Ponad miesiąc po opublikowaniu obszernego śledztwa na stronie For Better Science oficjalny głos zabrała Politechnika Gdańska, która wcześniej zatrudniała naukowca, wyjaśniając pewne błędy powielane przez prasę:
„Z Politechniką Gdańską współpracował nie jeden dr Muhammad Bilal, ale w sumie trzy osoby o takim samym imieniu i nazwisku, a niektóre dotychczasowe komunikaty medialne łączą ze sobą te osoby w jedną postać” – czytamy w Oświadczeniu Politechniki Gdańskiej dot. nieuczciwych publikacji naukowych.
Choć, jak widać, sytuacja z gdańskim badaczem jeszcze bardziej się komplikuje, to dzięki niej został nagłośniony problem tak zwanych papierni (z ang. paper mills). Co kryje się za tym określeniem?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna, tym bardziej że zjawisko wciąż nie doczekało się uregulowania legislacyjnego. Papierniami w środowisku akademickim potocznie określa się przede wszystkim firmy pełniące funkcję swoistych „fabryk artykułów naukowych”. Nawet nieprowadząca żadnych badań osoba może kupić w takiej papierni autorstwo artykułu „naukowego”. Może też dopisać się jako współautor, wybrać dyscyplinę, temat czy rangę czasopisma, do którego tekst zostanie zgłoszony. To wszystko wpływa na cenę publikacji.
Na przykład w jednej z największych rosyjskich papierni International Publisher LLC koszt artykułu naukowego, w zależności od wspomnianych opcji, waha się od 600 do nawet 15 tys. dolarów. Czy to dużo? Oczywiście. Jednak nieuczciwi „badacze” liczą, że wysoki koszt inwestycji szybko im się zwróci. Spreparowane wyniki i kupione publikacje mogą znacząco rozmnożyć dorobek i przez to przełożyć się na awans naukowy czy łatwiejsze zdobycie grantu.
Polecamy artykuł: Coraz więcej uczniów poza szkołą. Nie wszyscy sobie poradzą
Papiernie działają podobne do drapieżnych wydawnictw, które za określoną cenę – nawet w kilkanaście godzin – pozornie zrecenzują i zredagują, a realnie opublikują tekst. W uczciwych warunkach proces ten może trwać kilka czy kilkanaście miesięcy. W przeciwieństwie do papierni owe drapieżne wydawnictwa nieetyczne badania publikują jednak pod własnym szyldem, dzięki czemu znacznie łatwiej je namierzyć. To jednak nie przeszkadza, by wciąż dziesiątki, a nawet setki tego typu czasopism znajdowało się na oficjalnej liście ministerialnej.
Z namierzeniem efektów papierni jest znacznie trudniej, a ich działania są rozproszone. Sam tekst często wydaje się profesjonalnie przygotowany, obfituje w przykłady, rozmaite dane, wykresy czy cytowania. Działający pod presją czasu i innych obowiązków recenzenci naukowi, którzy – dodajmy – nie dostają żadnego wynagrodzenia za wykonaną pracę recenzencką, mogą w takich warunkach nie wychwycić nieuczciwych praktyk. Generatywne treści i schematy często są widoczne dopiero w większej skali.
Jak więc rozpoznać potencjalny artykuł wytworzony na zamówienie w papierni? Opowiadając na to pytanie, Jolanta Szczepaniak, kierowniczka zespołu Wydawnictwa Politechniki Łódzkiej, wskazuje nie na pojedynczy czynnik, lecz cały zestaw elementów, które razem powinny działać alarmująco. Tekst z fabryki charakteryzowałaby między innymi:
„podobna struktura tytułu; stawianie ogólnych hipotez badawczych lub brak jasnej hipotezy; podobieństwa tekstu i układu artykułu z innymi publikacjami (sugerujące stosowanie szablonów); prezentowanie danych w podobny sposób; identyczne frazy i określenia […]; ten sam układ tekstu i grafik; wykorzystywanie na szeroką skalę tych samych obrazów cyfrowych (np. odpowiednio zmanipulowanych i zmodyfikowanych zdjęć, np. odwróconych, ze zduplikowanymi obszarami, powiększonych), dokumentujących efekty różnych badań, a także tabel, wykresów, diagramów itp.; brak danych źródłowych i dokumentów uwierzytelniających badania (np. linie komórkowe); niechęć do udostępniania oryginalnych danych badawczych” – wylicza Szczepaniak w tekście Fabryki artykułów. Biznes współczesnej nauki opublikowanym w Forum Akademickim.
Przeczytaj: Cenzura na uniwersytecie. Uprzejmie donoszę, że profesor…
Według danych przedstawionych w listopadzie 2024 roku przez Simona J. Portera oraz Leslie D. McIntosh w piśmie Scientific Reports 2 proc. wszystkich propozycji publikacji w czasopismach naukowych, we wszystkich dyscyplinach, pochodzi z fabryk artykułów. Ten pozornie niewielki ułamek fałszywych badań przekłada się wedle szacunków na wielomilionowe zyski dla papierni.
Bogacenie się fabryk artykułów oraz nieetycznych naukowców w szerszym kontekście wydaje się jednak problemem drugiej kategorii. Znacznie poważniejsze skutki powodują fałszywe dane i zmanipulowane wyniki wprowadzone do naukowego obiegu. Bez ich wyodrębnienia i wyeliminowania traci przede wszystkim cała reszta rzetelnych badaczy.
„Na podstawie takich fałszowanych badań inni naukowcy wprowadzani są w błąd, tracą czas i środki, pracując nad eksperymentami lub terapiami, które nie mają prawa się udać. A to wszystko będzie skutkować ogólną utratą zaufania do badań naukowych” – argumentuje Szczepaniak.
Rozwiązaniem, które z pewnością pomogłoby w rozwiązaniu postępującego kryzysu, byłoby odejście od aktualnej formy ewaluacji. Ocena dorobku badawczego w wielu przypadkach opiera się na danych ilościowych i bibliometrycznych, a nie jakościowych. Innymi słowy, należałoby poddać wieloaspektowej krytyce znane akademickie motto publish or perish, które można przetłumaczyć jako „publikuj albo giń”.
Sprawdź, czego możesz spodziewać się w trakcie spotkania z nami na żywo. Już 5 kwietnia w Bielsku-Białej kolejna edycja konferencji Holistic Talk.
Organizowane przez redakcję Holistic News wydarzenie to możliwość wysłuchania wystąpień ze sceny. Mówcami edycji 2025 roku będą m.in.: dr Monika Wasilewska (psycholog), dr Tomasz Witkowski (psycholog), Marcin Możdżonek (sportowiec i myśliwy), Jacek Piekara (pisarz) i wielu innych. Pełny program znajdziesz TUTAJ.
Tylko do 20 marca bilety w wyjątkowej cenie 129 zł. Z kodem: HNHT2 czytelnicy Holistic News otrzymują dodatkowo 33% zniżki od aktualnej ceny.
Do zobaczenia w Cavatina Hall w Bielsku-Białej!
Redakcja Holistic News