Humanizm
Dziecko potrzebuje czułości. Jej brak ma tragiczne konsekwencje
22 grudnia 2024
Miliony telewidzów obejrzą w sobotni wieczór finał Eurowizji w Tel Awiwie. Raczej nie będzie wśród nich mieszkańców palestyńskiej wioski Susija, którzy prędzej zobaczą izraelskie buldożery
Wśród artystów, którzy od wtorku rywalizują w centrum konferencyjnym w Tel Awiwie, zabrakło grupy the Tuts. Brytyjski zespół odmówił udziału w konkursie, żeby zaprotestować przeciwko okupacji ziem palestyńskich i łamaniu praw człowieka przez Izrael. To malutki, zupełnie nieistotny sukces ruchu BDS (skrót od angielskich słów boycott, divestments and sanctions), który od 14 lat domaga się takiej właśnie postawy – bojkotu czy nawet sankcji – od artystów, korporacji i rządów z całego świata.
Lista zarzutów, jakie BDS wytacza przeciwko Izraelowi, jest bardzo długa, ale – żeby z grubsza zrozumieć o co chodzi – wystarczy wizyta w małej wiosce na pustyni, do której z Tel Awiwu można dojechać autem w półtorej godziny.
Namioty pokryte plandeką przymocowane są do ziemi kamieniami i samochodowymi oponami. W jednej z takich opon, przewiązanych sznurem na zewnątrz namiotu, mieszkańcy wioski Susija posadzili doniczkowe kwiaty, które wskazują, że to dom, a nie jedynie tymczasowe schronienie. Inna opona pełni rolę szafki na buty.
Wprawdzie miejsce to sprawia wrażenie prowizorycznego, tak naprawdę wszystko ma tu swoje zadanie: kamienie i opony utrzymują plandekę, plandeka chroni przed silnym wiatrem, a kwiaty w oponach poprawiają nastrój mieszkańców.
Jest jeszcze we wiosce parę traktorów i marny wychodek, który – choć opatrzony niebieskim logiem z dwunastoma gwiazdami UE – z pewnością nie jest największą chlubą unijnych darczyńców. Ale też stawienie lepszego wychodka nie miałoby większego sensu, bo najpewniej – razem z całą wioską – zostanie wkrótce zniszczony przez izraelskie buldożery.
Susija – położna na Zachodnim Brzegu Jordanu, na pustynnej ziemi nazywanej przez Żydów Judeą – to jedna z palestyńskich wiosek, które stoją na drodze rozwojowi żydowskiego osadnictwa.
Zanim przyjechała izraelska armia, pojawili się tam archeolodzy. Ustalili, że Susija znajduje się na terenie starożytnej żydowskiej osady. Odkryli pozostałości dawnej synagogi, dlatego postanowiono, że wykopaliska będą kontynuowane.
Początkowo mieszkańcy wioski przyjęli przybyszów z otwartymi ramionami. Przynajmniej sami tak twierdzą. Gdy słucham ich opowieści – popijając słodką herbatę, a zaraz po niej mocną jak diabli kawę, którymi kolejno mnie częstują – jestem sobie w stanie to nawet wyobrazić. Bliskowschodnia gościnność nie ma sobie równych.
Problemy zaczęły się rok po przybyciu archeologów, kiedy niektórym ludziom z wioski zabroniono wstępu na teren, na którym mieszkali. Wkrótce poinformowano wszystkich, że zostaną przesiedleni.
Minęło jeszcze kilka lat i na miejscu palestyńskiej wioski powstało żydowskie osiedle, jedno z wielu podobnych na Zachodnim Brzegu Jordanu. Ich mieszkańcy nazywają się osadnikami lub pionierami, ale – jak twierdzą krytycy osiedli – właściwsze byłoby określenie „kolonizatorzy” lub „okupanci”.
Palestyńczycy z Susiji żyją dziś na terenie, który niegdyś uprawiali; widzą stąd izraelskie domy, wybudowane na ziemi, która należała do nich. Czemu mieszkają w namiotach i barakach? Nawet gdyby mieli pieniądze na budowę normalnych domów, to nie ma o tym mowy. Pozwolenia na budowlane wydawane są przez izraelską administrację. Lub ściślej mówiąc: nie są wydawane.
Otrzymanie pozwolenia graniczy z cudem, a nielegalnie wbudowane konstrukcje są stopniowo – czasami z wielomiesięcznym opóźnieniem – wyburzane. Akty własności ziemi, którymi dysponują Palestyńczycy, nie mają tu żadnego znaczenia.
Zachodni Brzeg Jordanu jest okupowany od 1967 r., kiedy Izrael w sześć dni rozbił armie Egiptu, Jordanii i Syrii. Dziś mieszka tam ponad 3 mln Palestyńczyków i prawie 400 tys. żydowskich osadników (nie wliczając wschodniej Jerozolimy, która również jest okupowana od 52 lat, ani Strefy Gazy, z której Izraelczycy wycofali się w 2005 r.).
W 1993 r. Izrael zgodził się na utworzenie Autonomii Palestyńskiej, która miała być zalążkiem niepodległego państwa. Podzielono ją tymczasowo na trzy strefy. Na terenach należących do tzw. strefy C Izrael zachował władzę zarówno w sferze militarnej jak i cywilnej, w strefie B zachował władzę wojskową, a w strefie A zarządzają władze Autonomii. Większe palestyńskie miasta, które składają się na strefę A, przypominają rodzynki w cieście, które wciąż kontrolowane jest przez Izraelczyków.
„Tymczasowość” okazała się permanentna. Strefa C, w której znajduje się Susija, stała się de facto strefą żydowskiego osadnictwa. Zajmuje ona ponad 60 proc. terytorium Autonomii. Na niej zbodowano wszystkie osiedla, które – w opinii większości państw świata – są nielegalne (bo wg prawa międzynarodowego nie wolno kolonizować ziem okupowanych).
Susija nie jest żadnym wyjątkiem. Ryzyko wyburzeń i przesiedlenia nie pozwala spać spokojnie mieszkańcom wielu wsi i miasteczek na ziemiach okupowanych.
„Już kilka razy odbudowaliśmy Susiję na nowo” – skarży się Nasir Nawajaa z rady wiejskiej.
Przez lata aplikowali o zezwolenia na budowę, choć opłaty administracyjne są bardzo wysokie. Bezskutecznie. Nie pozwolono im budować ani domów, ani też niezbędnej infrastruktury, zapewniającej dostęp do bieżącej wody, energii elektrycznej czy kanalizację.
Decyzje odmowne, które rok po roku trafiały do ich rąk, kontrastowały z widokiem systematycznie rozbudowanego izraelskiego osiedla znajdującego się nieopodal. Dokładnie tam, skąd ich wysiedlono, żeby prowadzić wykopaliska.
Podobno cztery tysiące lat temu stanęła tu noga patriarchy Abrahama, który przekroczył ten teren w drodze z Hebronu do Beer Szewy. A może w stronę przeciwną? Wydawać by się mogło to nieistotne, informacja ta ma jednak symboliczne znaczenie dla ortodoksyjnych osadników, którzy zamieszkali w tym miejscu.
„Pionierów” można wesprzeć przekazując co miesiąc równowartość 380 złotych. W zamian otrzymamy paczkę lokalnych produktów, które wytworzone są przez – jak informuje strona Lev Haolam, organizacji promującej izraelskich przedsiębiorców – „ciężko pracujących Żydów, zamieszkujących wzgórza w sercu biblijnej ziemi Izraela”.
W takiej paczce znajdziemy m.in. oliwę, miód i wino z winiarni Drimia, stworzonej na terenie dawnej palestyńskiej Susiji. Czyli na ziemiach okupowanych, nienależących formalnie do Izraela. Ale na butelce znajdziemy napis „wyprodukowano w Izraelu”.
Jeśli chodzi o samo wino, to – jak dowiadujemy się z materiałów promocyjnych – jego historia jest historią miłości w ciągłym ruchu, takiej, która nie ma początku ani końca. Historią odkrycia i historią stworzenia.
„To moja i twoja historia. To nasza historia” – głosi etykieta na butelce. „Skosztuj namiętności”.