Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Literatura żywi się fikcją, jednak nawet pisarzom zdarzało się przesadzić. Wymyślali życiorysy ważnych historycznych postaci, które w rzeczywistości nie istniały, przedstawiali wyssane z palca wydarzenia, posługiwali się sfałszowanymi dokumentami sprzed wieków. Dzieje literatury zawierają wiele przykładów mniej lub bardziej udanych mistyfikacji.
Słynący z frywolności i doskonałego poczucia humoru Konstanty Ildefons Gałczyński podczas studiów na filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim w latach 20. XX wieku, w czasie spotkania Koła Literatów wygłosił błyskotliwy, obszerny wykład o życiu i twórczości średniowiecznego szkockiego poety – Morrisa Gordona Cheatsa. Przedstawił jego szczegółową biografię, historyczno-kulturowe tło epoki, XV-wieczne uwarunkowania polityczne, okrasił licznymi cytatami z wierszy i ballad zapomnianego Celta. Opatrzył całość solidną bibliografią. Słuchacze byli zachwyceni, a student Gałczyński dostał ocenę bardzo dobrą.
Wszystko potoczyłoby się dalej świetnie, gdyby… Morris Gordon Cheats naprawdę istniał. Okazało się bowiem, że wszystko, co do joty, zostało przez dwudziestokilkuletniego Gałczyńskiego zmyślone. Zrobił to tak perfekcyjnie, stylizując wiersze na średniowieczny angielski, że opiekun stowarzyszenia literackiego na uniwersytecie – Aleksander Maliszewski – niczego się nie domyślił. Niczyjego podejrzenia nie wzbudziło też dziwne nazwisko poety. Czasownik „to cheat” oznacza w języku angielskim „oszukiwać, wprowadzać w błąd”.
Gałczyński nie poniósł żadnych negatywnych konsekwencji swojego żartu, warszawscy profesorowie anglistyki docenili jego poczucie humoru, a przy okazji wyobraźnię i literacki kunszt.
Historia fałszerstw literackich jest długa i bogata. Jednym z najdawniejszych przykładów mistyfikacji są dzieła greckiego pisarza, żyjącego na przełomie V i VI wieku, podszywającego się pod Dionizego Areopagitę (zm. 96 r. n.e.), ucznia apostoła Pawła, pierwszego biskupa Aten, męczennika Kościoła i świętego, uznawanego przez prawosławnych i katolików.
We wczesnym średniowieczu w potężnym chrześcijańskim Bizancjum, które w połowie VI zajmowało prawie cały basen Morza Śródziemnego, pojawił się zbiór pism w języku greckim, zawierający szczegółową interpretację wiary chrześcijańskiej, która miała zastąpić mitologie pogańskie. Znajdowały się w nich propozycje rozwiązania istotnych sporów teologicznych. Autor m.in. negował możliwość odgadnięcia imion Boga, gdyż ograniczałoby to boską transcendencję. Uważał, że poznanie jedynego i prawdziwego chrześcijańskiego Boga nie jest możliwe. Jedyny sposób zbliżenia się doń zna mistyczny teolog, który niczym Mojżesz wstępujący na Górę Synaj w celu osobistego spotkania z Bogiem, wchodzi w okrywający go mroczny obłok, jednocześnie przełamując wszelkie światła, jego najsilniejszym źródłem.
Dzieło przypisane Dionizemu Areopagicie stało się jednym z fundamentów życia duchowego chrześcijan, zyskując szacunek znanych teologów, m.in. Świętego Maksyma Wyznawcy. Po przetłumaczeniu na łacinę zostało spopularyzowane na Zachodzie. Z pism czerpali inspiracje m.in. włoski poeta Dante Alighieri w opisach Raju oraz XVI-wieczny mistyk i kontrreformator, św. Jan od Krzyża.
Fałszerstwo wyszło na jaw po niemal… tysiącleciu, dopiero w epoce renesansu. Badacze dowiedli, że pisma Areopagity „udawały” dzieła autora żyjącego w I wieku, ale ich bogactwo uwzględniało myśl filozoficzną i teologiczną sięgającą aż do VI wieku. Autor mistyfikacji pozostał nieznany z imienia – był nim najprawdopodobniej mieszkający w Syrii grecki mnich, uczeń neoplatonika Proklosa. Mistyfikatora nazwano Pseudo-Dionizym Areopagitą. Przybranie przez niego fałszywej tożsamości tłumaczy się obecnie jako popularny wybieg, zastosowany w celu „dopisania się” do tradycji apostolskiej. Dzięki Pseudo-Dionizemu teologia chrześcijańska nasiąknęła elementami mistyki neoplatońskiej.
Pod koniec XVIII wieku w Europie ogromną popularność zdobyły tzw. „Pieśni Osjana”, czyli zbiór średniowiecznych poematów celtyckich, przetłumaczony na angielski przez szkockiego poetę Jamesa Macphersona. Ogłosił on z dumą, że odnalazł rękopis z unikalnymi balladami. Pieśni te, wydane w wersji anglojęzycznej w 1860 roku, wywarły znaczący wpływ na literaturę romantyczną, szczególnie niemiecką. Nawiązania do nich można znaleźć między innymi w „Cierpieniach młodego Wertera” Johanna Wolfganga Goethego, gdzie to bohater poematu zaczytuje się w poematach Osjana, przeżywając nieszczęśliwą miłość. Na język polski szkockie pieśni jako pierwszy przetłumaczył Ignacy Krasicki w 1793 roku.
Mimo że odkrycie Macphersona od początku budziło wątpliwości krytyków, ostateczny werdykt w sprawie ich autentyczności wydała dopiero specjalnie powołana komisja. Po kilku latach wnikliwych badań, które trwały dłużej więcej niż zajęło Macphersonowi napisanie omawianych utworów, komisja uznała, że szkocki poeta nie znalazł żadnego rękopisu, a pieśni napisał sam na podstawie znanych mu fragmentów ludowych legend.
Paradoksalnie orzeczenie o sfałszowaniu nie wpłynęło na popularność „Pieśni Osjana”, które nadal silnie oddziaływały na literaturę, a także życie codzienne także w Polsce. Popularyzowały imię celtyckiego pochodzenia – Malwina, bo tak nazywała się jedna z bohaterek utworów. W Krakowie w latach 70. XX wieku powstał i zdobył popularność zespół Osjan (vel Ossjan), grający muzykę z pogranicza folku i jazzowej improwizacji.
Przeczytaj także: Uczmy się tego, co potrzebne! Wszyscy chcemy dobrej edukacji
Jedną z najbardziej znaczących publikacji, która – niestety – stała się pożywką dla zbrodniczych ideologii faszyzmu i komunizmu, była rosyjska fałszywka znana jako „Protokoły Mędrców Syjonu”. Opisywała rzekome plany przejęcia władzy nad światem przez Żydów. Składała się ona z 24 wykładów, które miały być wygłoszone podczas I Światowego Kongresu Syjonistycznego w 1897 r. w Bazylei. Gdy ktoś przytomnie zauważył, że kongres był otwarty dla publiczności i uczestniczący w nim obywatele wielu narodowości, a o planach osiągnięcia przez Żydów globalnej dominacji nigdy na nim nie usłyszeli, pojawiły się inne teorie, jakoby „Protokoły” były wynikiem tajnych spotkań w latach 1902–03.
W rzeczywistości teksty te, opublikowane w Rosji w 1903 roku, zostały sfabrykowane przez tajną policję – Ochranę, na zlecenie cara Mikołaja II Romanowa. Ich celem miało być oskarżenie Żydów o spowodowanie poważnych problemów politycznych i społecznych Rosji. Przy okazji dyskredytowały ówczesnych liberalnych reformatorów, którzy zyskiwali coraz szersze poparcie.
Autorem „Protokołów” był policyjny współpracownik, Rosjanin Matwiej Gołowiński. Co ciekawe, znaczną część tekstu zaczerpnął z wydanego w 1864 r. we Francji pamfletu satyryka Maurice’a Joly’ego pod tytułem „Rozmowy w piekle między Machiavellim i Monteskiuszem”, uderzającego w cesarza Napoleona III. Joly zainspirował się zaś wcześniejszą powieścią autorstwa Eugène’a Suego „Les mystères du peuple”, w której spiskowcami byli… Jezuici, a nie Żydzi. Na 2560 wierszy francuskiego oryginału Rosjanin splagiatował 1040, bez dokonywania najmniejszej zmiany, a tytułowe postaci intrygantów: Machiavellego i Monteskiusza zastąpił postaciami Żydów. Odniesienia do oszukiwanego społeczeństwa francuskiego zastąpił odwołaniami do tzw. gojów, czyli nie-Żydów.
Wizja rzekomego żydowskiego spisku dość szybko przeniknęła do rosyjskiego społeczeństwa. Szczególną popularność „Protokoły” zdobyły po rozluźnieniu stosunków politycznych i społecznych, będących skutkiem rewolucji 1905 roku. Reakcyjny, konserwatywno-nacjonalistyczny rosyjski ruch polityczny „Czarna Sotnia” obwiniał za liberalizację obyczajów „międzynarodowy spisek żydowski” i wykorzystywał „Protokoły”, wzbudzając nienawiść i przemoc wobec Żydów – stąd liczne wówczas pogromy.
Po I wojnie wielu „białych” Rosjan trafiło do Niemiec, przywożąc ze sobą carską fałszywkę i takież przekonanie, że za ich porażkę odpowiadała „globalna żydowska konspiracja”. To od rosyjskich imigrantów przejął „Protokoły” jeden z przywódców NSDAP – Dietrich Eckhart, przekazując tekst swojemu uczniowi – Adolfowi Hitlerowi. Po lekturze Hitler nabrał przekonania, że „Żydzi są odpowiedzialni zarówno za kapitalizm, jak i komunizm” oraz „byli źródłem wszystkich idei, które zagrażały Niemcom”. Jego poglądy szybko zradykalizowały się w stronę ludobójczej ideologii nazizmu.
Już w 1920 roku publikacje dokumentujące rosyjskie oszustwo były publikowane w Nowym Jorku (m.in. przez Hermana Bernsteina) oraz w Londynie. W maju 1935 roku kantonalny sąd w Bernie w Szwajcarii uznał „Protokoły” za fałszerstwo, plagiat i plugawą literaturę. Z kolei sąd w południowoafrykańskim Grahamtown ukarał dotkliwą grzywną, wynoszącą około 4500 dolarów amerykańskich, trzech mężczyzn rozpowszechniających „Protokoły”. W Rosji dopiero w 1993 roku moskiewski sąd okręgowy wydał formalne orzeczenie, stwierdzające, że ta publikacja była sfabrykowana przez carskie władze. Mimo oczywistych argumentów nawet współcześnie w wielu środowiskach tekst jest przyjmowany jako prawdziwy.
Malarstwo abstrakcyjne jest tą dziedziną sztuki, w przypadku której różnica między artyzmem i pospolitością jest… dość umowna. Stąd pojawiające się regularnie zapomniane postacie genialnych twórców. Jednym z nich miał być Nat Tate, żyjący w latach 1928–60 charyzmatyczny abstrakcjonista, który zniszczył 99 procent swoich prac i zginął, skacząc z promu płynącego na Staten Island.
Postać Tate’a przywrócił potomnym szkocki pisarz Wiliam Boyd. Spisał jego biografię, gdzie umieścił reprodukcje „cudem ocalonych dzieł”. W promocji książki pomógł mu brytyjski wokalista David Bowie, który przyznał, że Tate był jednym z jego ulubionych artystów, a on sam ma w kolekcji kilka jego prac. Amerykański dramaturg, Gore Vidal wygłosił kontrowersyjną opinię o malarzu, pisząc, że „Tate był powszechnie szanowany, chociaż zawsze chodził pijany i nie miał nic do powiedzenia”. Z kolei biograf Picassa John Richardson ujawnił szczegóły dotyczące lunchu, który Tate zjadł z hiszpańskim genialnym malarzem-kubistą.
Pierwszego kwietnia 1998 roku, w czasie imprezy promującej książkę na nowojorskim Manhattanie, David Lister z dziennika „Independent”, pytał gości o wspomnienia, związane z zapomnianym artystą. Wielu z nich opowiadało, że udało im się pod koniec lat 60. zobaczyć jedną z nielicznych wystaw Tate’a. Żałowali też, że malarz nie rozwinął w pełni skrzydeł i odszedł w młodym wieku.
W rzeczywistości Nat Tate nigdy nie istniał, był jedynie wytworem wyobraźni Boyda. Biografia nieistniejącego artysty okazała się primaaprilisowym żartem, który Boyd, Vidal i Bowie zafundowali sobie kosztem snobistycznej, nowojorskiej artystycznej elity.
Niemiecki XVIII-wieczny filozof Immanuel Kant słynął z ascetycznego trybu życia, który stał się przedmiotem wielu żartów. Opublikowana w 1995 r. książka „Życie seksualne Immanuela Kanta” nieznanego wcześniej pisarza Jeana-Baptiste’a Botula traktowana była jako dykteryjka i przeszła niemal bez echa. Gdy jednak w 2010 roku francuski guru założycieli ruchu Nowych Filozofów („Nouveaux Philosophes”) – Bernard-Henri Lévy powołał się w swojej książce pt. „Wojna w filozofii” („De la guerre en philosophie”) na Botoula z najwyższą powagą, zapanowała konsternacja. Neokantyści z Paragwaju, których Lévy uraczył wykładami opierającymi się na „Życiu seksualnym Immanuela Kanta”, sięgnęli do pozycji i zetknęli się ze stekiem bzdur. Botul przedstawiał królewieckiego profesora jako eksperta od piorunochronów, który pracę filozofa traktował jak zawód lekarza, przyjmując gości niczym pacjentów w gabinecie, a najgłębszą istotą jego idei był… celibat. Kant był właścicielem sklepu w Królewcu i właśnie z tego powodu nie opuszczał miasta, ponadto utrzymywał się z prowadzenia wykładów między innymi o poezji i… artylerii, a swoje książki pisał „po godzinach”.
Środowisko naukowe Paryża miało niezły ubaw, bo Bernard-Henri Lévy koncertowo dał się nabrać na żart, którego autorem był francuski dziennikarz Frédéric Pagès, który dodatkowo przypisał Botulowi stworzenie nowej szkoły filozoficznej… botulizmu. Zaskakuje, że Bernard-Henri Lévy nie zerknął choćby do Wikipedii, gdzie od lat widnieje notatka o Botulu jako postaci fikcyjnej.
Nie mniej skutecznej i zabawnej prowokacji dopuścił się amerykański fizyk i matematyk, profesor Alan David Sokal. W 1996 roku opublikował w naukowym czasopiśmie „Social Text” pracę p.t. „Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce grawitacji kwantowej” („Transgressing the Boundaries: Towards a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity”). Przedstawił w niej teorię dotyczącą związków między koncepcjami rozwoju społecznego, emancypacji, feminizmu i dekonstruktywizmu a grawitacją kwantową. Artykuł początkowo został przyjęty entuzjastycznie.
Naukowa euforia trwała krótko. Sokal przyznał się do prowokacji, tłumacząc, że jej celem było obnażenie braku konieczności istnienia sensownych treści w materiałach publikowanych na łamach renomowanego czasopisma socjologicznego. Wskazał, że autorzy piszący dla „Social Text” używali terminów z nauk przyrodniczych, których prawdopodobnie kompletnie nie rozumieli, tworząc pseudonaukowe potworki dowodzące prawicowego odchylenia w nauce.
Eksperyment Sokala, opisany potem przez niego samego w książce „Modne bzdury”, wywołał ożywioną dyskusję nad zakresem badań, metodyką naukową, stosowaną w naukach humanistycznych i społecznych, w tym w socjologii, teorii literatury czy kulturoznawstwie. Sokal przyznał, że pisząc swój tekst, celowo przywoływał najbardziej bezsensowne wypowiedzi postmodernistów, zwłaszcza te, w których zahaczali o nauki przyrodnicze i ścisłe. Przyznał też, że jego zamiarem nie był frontalny atak na nauki społeczne, lecz na nowoczesne ideologiczne prądy, szkodzące tym naukom. Bezrefleksyjnie przyjmowały i powielały one wątpliwe lub całkowicie fałszywe tezy, podparte pseudonaukowymi badaniami lub autorytetami.
Efektem ubocznym prowokacji Sokala było wyrzucenie z pracy redaktora naczelnego „Social Text”. Czasopismo, jeszcze w tym samym roku, uhonorowane zostało Nagrodą Ig Nobla, czyli parodią Nagrody Nobla, w dziedzinie literatury. W uzasadnieniu podano, że redakcja dopuściła się „gorliwej publikacji tekstu naukowego, którego nie rozumiała, który sam autor nazwał bezsensownym oraz który zaprzeczył istnieniu czegoś takiego jak rzeczywistość”.
Twórcy wszelkich kłamstw, oszustw czy pospolitych bujd w większości przypadków zostali wykryci. Motywy ich postępków były bardzo różne: niektórym udało się znacząco i na długo wpłynąć na historię nauki – jak Pseudo-Dionizemu Areopagicie, inni skierowali nurt życia politycznego w stronę szkodliwego populizmu – jak rosyjscy twórcy „Protokołów Mędrców Syjonu”. Tych ostatnich śmiało można nazwać prekursorami współczesnych hejterów. Byli też naukowcy, którym wystarczyło wywołanie twórczego fermentu, mającego na celu oczyszczenie humanistyki z bełkotliwego balastu poprawności politycznej – takim bez wątpienia jest Alan David Sokal.
Pewne jest jedno: w dobie internetu i powszechnie pojawiających się fake newsów liczba mistyfikacji będzie rosła, a ich weryfikacja wcale nie będzie łatwiejsza, niż dotąd. Czas wzmóc czujność!