Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Naukowcy badają sekwencję kodu DNA Leonarda da Vinci. Chcą odkryć jego genialny gen. W tym samym czasie dziewięciolatek rozpoczyna studia na Politechnice Lubelskiej. Genialna wyjątkowość – jak uchwycić jej tajemnicę i sens?
„Należy po prostu zakrzywić czasoprzestrzeń” – to opinia dziewięcioletniego Kamila Wrońskiego, który stwierdził, że to wystarczy do przeprowadzenia skutecznej teleportacji. Kiedy rodzice pojawili się z nim w poradni pedagogicznej, na jego dokumentach napisano adnotację: powinien jak najszybciej zacząć nauczanie na poziomie akademickim. Miał wtedy sześć lat.
Nagrania z jego wykładów o technologii do dziś można oglądać na serwisie YouTube. Obecnie, jako szesnastolatek, jest właścicielem spółki, która buduje trackery solarne. To urządzenia obracające się w stronę wędrującego słońca, połączone z panelami fotowoltaicznymi. Te opatentowane przez Kamila mają lepszą precyzję i pozyskują nawet o 60 proc. więcej energii elektrycznej, niż konkurencyjne konstrukcje. Nastolatek buduje też własne napędy samochodowe.
Inny młody geniusz, Belg Laurent Simons, na Instagramie prezentuje zdjęcie, na którym widać jak siedzi obok najstarszego laureata Nagrody Nobla, profesora Klausa von Klitzingiema oraz profesora Williama Phillipsa. Dwa lata temu obronił pracę magisterską z fizyki kwantowej na Uniwersytecie w Antwerpii. Dziś jest na studiach doktoranckich w Instytucie Maxa Plancka. Z kolei czternastoletni Kairan Quazi został zatrudniony w SpaceX, firmie Elona Muska. Pracuje jako inżynier oprogramowania. Studia inżynieryjne rozpoczął w wieku jedenastu lat.
Wyjątkowości u ludzi wypatrywano od zarania dziejów. Przyglądano się bacznie tym, którzy wyróżniali się na tle grup, na tle epoki. Hipokrates upatrywał istoty geniuszu w płynącej w ciele „czarnej żółci”. Jako „dotkniętych boskim szałem” określano wybitnych w renesansie, głównie za sprawą platońskiej koncepcji furor poeticus. „Poetycki szał” miał oznaczać ingerencję sił nadprzyrodzonych w akt tworzenia. Jeszcze do XVIII wieku synonimem geniuszu było inventio. We Włoszech łacińskie genius zastąpiono słowami genio i ingegno.
Zdaniem Schopenhauera, geniusz oświetlał „swoją epokę tak, jak kometa rozjaśnia trajektorie planet”. Frenolodzy z kolei mierzyli wypukłości na czaszkach pozyskanych eksponatów. Przedstawiciele tej pseudonaukowej – ale wielce popularnej w XIX wieku – teorii neuropsychologicznej sądzili, że skoro kora mózgu podzielona jest na odpowiednie ośrodki, to „macaniem głowy” można ustalić właściwości ludzkiego umysłu.
Polecamy: Trudna kondycja ludzka. Aby poznać siebie musimy wrócić do korzeni humanizmu
Ludwik Fleck, polski mikrobiolog o żydowskich korzeniach, już przed stu laty ukuł teorię na temat tego, jak zostać najmądrzejszą wersją siebie. Uciekał od biologii, skupiając się na zagadnieniach psycho-socjologicznych. Nazywał to „regułami twórczej gry”.
Im bardziej niespokojne czasy i im więcej antagonizmów, tym większa próba sił i charakterów. Reguły Flecka sprowadzają się do tego, że istnieją połączenia, których nie widać gołym okiem. Między ludźmi, dyscyplinami życia, miejscami. Im więcej możliwości zderzenia ich elementów w nowych kontekstach, tym większa szansa na stworzenie czegoś innego.
Reguły Flecka to nic innego, jak pochwała transgresji – wychodzenia poza standardy, przekraczania granic. Jej ucieleśnienie w postaci nieustannego wchodzenia w nowe doświadczenie prowadzi do poznania, a to zbliża do odkrycia własnego „ja”. A od tego świadomego i prawdziwego życia już tylko krok do otarcia się o coś wyjątkowego. Może nawet o własny geniusz. A na pewno – o prawdę.
Wydana w 1935 roku książka „Powstanie i rozwój faktu naukowego” musiała czekać kilka dekad na uznanie. Fleck przez lata pozostał twórcą niedocenionym. Co innego redaktor angielskiego przekładu tej książki, filozof Thomas Kuhn, który stworzył mocno inspirowaną Fleckiem pozycję „Struktury rewolucji naukowych”. Clifford Geertz w entuzjastycznej recenzji określił ją „właściwym tekstem we właściwym czasie”.
Dopiero po niemal pół wieku zdumienie wzbudził fakt, jak wiele teorii cenionego teoretyka, Stanleya Fisha, pokrywa się z tym, co mikrobiolog Ludwik Fleck stworzył w latach 30. XX wieku. „Kolektywy myślowe” Flecka są bardzo zbieżne ze „wspólnotami interpretacyjnymi” Fisha. Połączenia wynikające u Flecka z łączenia i przenikania owych kolektywów, u Fisha określane są jako „leaking” (tłum. przeciekanie).
Współcześni naukowcy, działając w służbie człowieczeństwa, wciąż szukają nowych metod i narzędzi, by dociec istoty geniuszu. Według najnowszych badań sekret może tkwić w tak zwanej istocie białej oraz w ilości impulsów, „przeciekających” między prawą a lewą półkulą.
Thomas Sakmar, specjalista w zakresie neurofizjologii narządów zmysłów na Uniwersytecie Rockefellera próbuje dowiedzieć się, czy Leonardo da Vinci miał jakieś rzadkie warianty genów. Zdaniem Sakmara rozkodowanie genomu artysty pomogłoby w ustaleniu, czy mógł on widzieć więcej odcieni zieleni bądź czerwieni, niż normalny człowiek.
Wybitny pisarz i filozof Stanisław Lem dzielił geniusz na kategorie. Najniższą, trzecią, stanowią według niego ci, którzy nie wyprzedzają swojej epoki, ale dzięki pewnym umiejętnościom dochodzą do pieniędzy, a nawet sławy. Geniusze kategorii drugiej są z kolei problematyczni. To ci, których palono na stosie, a po latach ich imionami nazwano place i biblioteki. Geniuszów najwyższej kategorii – zdaniem Lema – nikt nie rozpozna ani za ich życia, ani długo po.
Są to bowiem twórcy prawd tak niesłychanych, dostarczyciele propozycji równie przewrotowych, że na nich absolutnie nikt wyznać się nie umie. (…) Geniusz nie przedstawia się ludzkości osobiście i bezpośrednio, wychodząc na ulicę i biorąc przechodniów za togę lub za guzik. Geniusz działa przez odpowiednich fachowców. Ci powinni go rozpoznać, uszanować i rozwinąć jego myśl, (…) aby się stał sercem dzwonu, bijącego ludzkości początek nowej epoki. (…) Specjaliści sądzą na ogół, że zjedli wszystkie rozumy; gotowi uczyć innych, sami uczyć się od nikogo nie chcą. (…) Toteż w małym kraju geniusz zyska odzew, jak dziad gadający do obrazu. Natomiast w krajach wielkich szansa rozpoznania geniusza jest większa
– twierdzi Lem.
Jak widać na przykładzie Kamila Wrońskiego czy Kairana Quazi, czasy się zmieniają. Nowoczesna technologia, przesył danych i możliwości komunikacji sprawiają, że jednostki wybitne „przeciekają” między kolektywami myślowymi coraz szybciej i coraz częściej, nawet jeśli ich rodziny pochodzą z odległych miejsc. Rozpoznani przez środowisko akademickie czy naukowe, mogą dalej się rozwijać.
Polecamy: Nie potrafimy doceniać dobra? Humanistyczna natura człowieka kontra współczesny świat
W wykładzie w ramach konferencji TEDx właściciel agencji reklamowej Roman Łoziński opowiadał w 2014 roku, że już w dzieciństwie zajmował się programowaniem, tworząc proste gry. Kiedy tylko usłyszał, że kiedyś będzie niesamowitym człowiekiem, natychmiast stracił zapał. I odtąd nie programował już nigdy. Wielokrotnie podejmował się różnych zadań, ale słysząc o swoich wyjątkowych zdolnościach, natychmiast tracił impuls. Ten sam scenariusz powtarzał się już w dorosłym życiu. Jego klątwą, jak mówił, było poczucie, że może wszystko i że ma wielki potencjał.
I tu się pojawia pytanie: skąd ludzie wiedzą, że ktoś ma potencjał? Był taki psycholog, Fritz Heider i on badał atrybucję, wnioskowanie o tym, skąd się coś bierze. Zauważył, że ludzie wierzą, iż sukces zachodzi wtedy, gdy dodamy pracę do możliwości. Ale to równanie działa też w drugą stronę. Jeśli ktoś odnosi efekty wkładając mało pracy, to ma duży potencjał. Jeśli wkłada dużo pracy i odnosi małe efekty, to ma mały potencjał. (…) Kiedy tylko słyszałem, że jestem zdolnym leniem, było to dla mnie zielone światło, że nie muszę nic robić
– wspominał.
Kamil Wroński mówi w wywiadzie, że szkoła powinna wyłapywać jednostki wybitne. Roman Łoziński zauważa w swoim wykładzie, że szkolna edukacja działa tak, by podnosić dolny poziom, a nie określać limit czyichś możliwości.
Dlaczego nie chcemy wyznaczyć limitu tych własnych? Dlatego, bo mogłoby się okazać, że nie są takie wielkie i fajne, jak nam się wydaje. Bo kiedy jesteśmy zdolnym, ale leniem, już nigdy więcej nie musimy udowadniać, ile potrafimy. Ludzie są przekonani, że jesteśmy zdolni do rzeczy wielkich, tylko my nie wkładamy wystarczającej ilości pracy. Nasze ego rośnie
– przekonuje Łoziński.
Każdy z nas uważa się za odrobinę lepszego od innych. To wychodzi zwłaszcza w badaniach kierowców. Nikt z nich nie uważa się za przeciętnego. Co się więc, zdaniem Łozińskiego, dzieje, że przeciętni, pozbawieni geniuszu ludzie, którzy często przegrywają – na przykład na polu biznesu – wciąż próbują i wciąż dalej pracują? Łoziński przyznaje , że dopiero po wielu latach pojął mądrość płynącą z książek Wiktora Frankla. Pisał on, iż najdłużej podczas wojny żyli ci ludzie, którzy wierzyli, że przetrwają, którzy wierzyli, że ich życie ma sens.
Ja robię w reklamie, sprzedaję proszki do prania. (…) Ale z jakiegoś powodu znalazłem swój sens. Jest tak, że to poszukiwanie sensu i robienie to, w co się wierzy, poszukiwanie czegoś wzniosłego, jest bardzo podobne do miłości. Jeżeli nie odważysz się kochać, to tracisz szansę na miłość. I tak samo jest z porażkami. Jeśli sięgamy po wyjątkowe rzeczy, to oznacza to, że moja droga będzie serią porażek, do momentu, aż to osiągnę. Muszę akceptować te porażki. Większość z nas jest przeciętna. Wiara w to, że jestem wyjątkowy (na przykład, że jest się geniuszem – przyp. M.W.) w wielomiliardowym świecie, jest skrajnym egocentryzmem. Ale dla przeciętnych ludzi też istnieje możliwość odnoszenia wyjątkowych sukcesów. Trzeba być pokornym i akceptować, że przeciętny człowiek z trudem osiąga wyjątkowe rzeczy. I ostatnie: musimy wierzyć, że to, co robimy, ma sens…
– powiedział.
Polecamy: Czy obecnie człowiek ma więcej możliwości niż kiedykolwiek?
Namawianie do odnoszenia porażek zdaje się być na pierwszy rzut oka czymś odwrotnym do technik motywacyjnych. A jednak miarą potencjału człowieka nie jest bliskość geniuszu, bliskość do lemowskich kategorii. Nie jest nią też wiek, w jakim zaczynamy wznosić się na swoje wyżyny. Ważne jest to, jak idziemy przez życie pełne wzlotów i upadków. Jeśli statystyczny, genetyczny czy inny przypadek sprawi, że my lub ktoś z naszego otoczenia okaże się geniuszem, to dziś w erze cyfrowej jest bardzo prawdopodobne, że prędzej czy później odpowiedni kolektyw myślowy na nim się pozna.
Zdaje się więc, że u większości z nas sensu życia nie da zmierzyć się pod mikroskopem, ani dzięki przekaźnikom Starlink. W myśl arystotelesowskiej poetyki, nasze myśli mogą natomiast przejawiać się w słowach, ale charakter w czynach, zwłaszcza w tych wyjątkowych.
Zobacz więcej:
Źródła:
Stanisław Lem, Doskonała próżnia, Kraków 2023.
National Geographic