Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
Technologiczny gigant zdaje sobie sprawę z powagi wyzwania, jakim jest walka z plagą fake newsów
Gigant na rynku wyszukiwarek internetowych zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi upowszechnianie fałszywych informacji. Ze względu na szczególny charakter okresu przedwyborczego, w którym polityczna walka wchodzi w decydującą fazę, firma ma zamiar być przygotowana na wiążące się z tym wyzwania.
Celem Google’a jest pokazanie użytkownikom, że sprawy związane z najważniejszym świętem demokracji także dla niego mają ogromne znaczenie. Ze względu na fakt, że to reklamy są główną gałęzią działalności, to właśnie na tym polu firma chce się wykazać.
„Walka z dezinformacją w internecie w okresie wyborów jest trudna. Wymaga bowiem znalezienia balansu pomiędzy transparentnością finansowania kampanii online a potencjalnym ograniczaniem wolności wypowiedzi i promowania swoich materiałów. Google, tak jak Facebook, wprowadza mechanizm weryfikacji organizacji wykupujących reklamy w ich serwisach. To krok naprzód, ale stanowiący dopiero początek drogi. Na razie rozwiązania nie zapewniają nam silnej ochrony czy transparentności” – mówi w rozmowie z Holistic.news Bartosz Paszcza, ekspert ds. nowych technologii z Klubu Jagiellońskiego.
Możliwość sprawdzenia, kto, kiedy i na czyją rzecz wykupił reklamę, została w amerykańskiej wersji wyszukiwarki wprowadzona już w zeszłym roku. Powodem takiego ruchu były naciski polityków, którzy po aferze z rzekomą ingerencją Rosji w kampanię wyborczą w USA w 2016 r. oraz incydentem z Cambridge Analytica domagali się od korporacji wprowadzenia transparentnych rozwiązań w zakresie emisji reklam.
Od końca marca w Google panuje obowiązkowa weryfikacja reklamodawców, którzy chcą publikować treści o charakterze politycznym w państwach Unii Europejskiej. Jednakże Bartosz Paszcza przekonuje, że rozwiązania te nie są wystarczające.
„W przypadku Google problemem jest wąska definicja reklamy politycznej. Obowiązek rejestracji i upublicznienia informacji o organizacji sponsorującej obejmuje bowiem jedynie te reklamy, które wspominają partię polityczną, europosła lub kandydata” – podkreśla ekspert Klubu Jagiellońskiego.
„Tymczasem doświadczenia np. Facebooka podczas wyborów w Stanach w roku 2016 pokazują, że ogromna większość reklam zawierających fake newsy nie dotyczyła bezpośrednio partii, kandydatów czy wyborów. Skupiała się za to np. na wzmocnieniu i polaryzacji debaty wobec spraw światopoglądowych i społecznych. Reklamy dotyczące tych kwestii nie zostaną objęte przez Google obowiązkiem rejestracji” – zauważa.
Źródła: Forsal.pl, interaktywnie.com