Nauka
Pierwszy satelita z drewna na orbicie. Japonia testuje nowy koncept
15 listopada 2024
Budowa portu w Ankalii obnażyła wszystkie problemy państwa gruzińskiego – naciski władz na krajowy biznes, destrukcyjny wpływ coraz bardziej autorytarnego przywódcy i rosnącą izolację kraju na arenie międzynarodowej
Czarne chmury zawisły nad największym projektem infrastrukturalnym niepodległej Gruzji, czyli budową głębinowego portu w Anaklii na gruzińskim wybrzeżu. Wszystko wskazuje na to, że obecne gruzińskie władze chcą przejąć kontrolę nad tą inicjatywą lub kompletnie ją utrącić. W jej powstanie zaangażowało się konsorcjum Anaklia Development we współpracy z gruzińskim rządem na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego. Port w przyszłości miał mieć zdolność przeładunkową wynoszącą 40 mln ton, stając się tym samym największą jednostką w basenie Morza Czarnego.
„Projekt budowy portu Anaklia dawałby Gruzji spore korzyści ekonomiczne. Poprzez wzmocnienie infrastruktury transportowej impuls rozwojowy otrzymałaby gospodarka. Także miałby on znaczenie strategiczne. Port czyniłby ten kraj ważnym elementem korytarza transportowego łączącego Azję z Europą będącego alternatywą dla dróg przesyłowych przez Rosję” – podkreśla prezes Międzynarodowej Izby Handlowej w Gruzji Fady Asly.
Pomysł budowy nowego portu i nowego miasta pod koniec 2011 r. rzucił ówczesny prezydent Micheil Saakaszwili. Lazika, bo tak miał nazywać się nowy punkt na gruzińskiej mapie, miała powstać na południe od miejscowości wypoczynkowej Anaklia, tuż przy tzw. granicy pomiędzy Gruzją właściwą a separatystyczną Abchazją.
Niewiele wyszło z tych planów. Saakaszwili w szczerym polu zbudował tylko futurystyczny budynek administracji państwowej przyszłego miasta. Koncepcję odrzucono pod koniec 2012 r., gdy do władzy doszła koalicja Gruzińskiego Marzenia Bidziny Iwaniszwilego. Nowy rząd podkreślał, że projekt jest megalomański, nierealistyczny (teren, na którym miał powstać, był piaszczysty), a na jego realizację nie ma środków finansowych.
Koncepcji jednak całkowicie nie pogrzebano. Nowe władze postanowiły wybudować nowy port, ale już bez miasta.
Rząd Gruzińskiego Marzenia zdecydował o rozpoczęciu konstrukcji portu głębinowego w Anaklii w 2016 r. Sama Anaklia była niewielkim kurortem, w którym za czasów Saakaszwilego zbudowano kilka hoteli, promenadę i infrastrukturę drogową. Projekt miało nadzorować gruzińsko-amerykańskie konsorcjum Anaklia Development we współpracy z państwem gruzińskim.
W skład konsorcjum wszedł jeden z największych gruzińskich banków TBC, którego właścicielami byli Mamuka Chazaradze, Badri Dżaparidze i Conti Group ze Stanów Zjednoczonych. Grupa miała zainwestować w powstanie portu 2,5 mld dolarów i zająć się jego obsługą.
Budowa ruszyła w grudniu 2017 r. Gruziński rząd zobowiązał się wyłożyć 100 mln dolarów i przekazać tereny pod jego realizację. Obiecał także wybudować drogę i kolej, by połączyć port z krajowym systemem transportowym. W lipcu 2018 r. do przeprowadzenia wstępnych prac pogłębiarskich i rekultywacyjnych wybrano holenderską firmę Van Oord. Prace podzielono na 9 faz. Pierwsza zakończyła się jesienią.
Port miał być gotowy w grudniu 2020 r. Anaklia miała stać się największym portem Gruzji i istotnym elementem łańcucha transportowego chińskiego nowego jedwabnego szlaku.
Problemy z budową portu zaczęły się na początku 2019 r. Właściciele i szefowie banku TBC zostali oskarżeni przez gruzińską prokuraturę o wypranie 17 mln dolarów w 2008 r. Zaprzeczyli postawionym zarzutom. Uznali, że celem całej akcji jest zniszczenie reputacji banku i zatrzymanie budowy portu w Anaklii.
Pod naciskiem Narodowego Banku Gruzji, sprawującego nadzór nad systemem bankowym, Chazaradze i Dżaparidze zrezygnowali z piastowanych funkcji – jak tłumaczyli, dla dobra banku i projektu w Anaklii. Rząd zarzucał konsorcjum niedotrzymanie terminów zapisanych w kontrakcie.
Pod koniec lipca 2019 r. zdecydowali się także na odejście z konsorcjum Anaklia Development po tym, jak sąd w Tbilisi nakazał im wpłacić kaucję w wysokości 700 tys. lari (ok. miliona złotych) w związku z procesem dotyczącym prania brudnych pieniędzy przez bank TBC. Miesiąc później konsorcjum opuściła Conti Group. Przyczyn nie podano, ale media spekulowały, że powodem tej decyzji był brak porozumienia międzynarodowych instytucji finansowych z rządem. W połowie października minister rozwoju regionalnego i infrastruktury po raz ostatni ostrzegła konsorcjum, że niedotrzymanie terminów oznaczać będzie wypowiedzenie kontraktu przez gruziński rząd. Natomiast kierownictwo grupy oskarżało gruzińskie władze o sabotowanie projektu. Poinformowało także, że ministerstwo nie było zainteresowane współpracą z dwoma inwestorami, których udało się znaleźć konsorcjom.
W rezultacie 9 stycznia 2020 r. gruziński rząd ogłosił, że zrywa kontrakt z Anaklia Development na budowę portu, zapowiedział także rozpisanie nowego przetargu na realizację przedsięwzięcia.
Problemy banku TBC od początku wzbudzały poważne podejrzenia. Dziwić mogło postępowanie Narodowego Banku Gruzji, który nagle po 11 latach dopatrzył się nieprawidłowości w transakcjach TBC. Spekulowano, że za całą sprawą może stać sam Bidzina Iwaniszwili, który chce wyeliminować bank z budowy portu w Anaklii.
Iwaniszwili, który jest najbogatszym obywatelem Gruzji, twierdził, że zarówno TBC, jak i Bank Gruzji przejmą kontrolę biznesową nad całym krajem. Iwaniszwili jest właścicielem banku Kartu. W myśl tej nieco spiskowej teorii rządzący z tylnego siedzenia Gruzją Iwaniszwili chciał zlecić budowę portu nowemu wykonawcy, który byłby powiązany bezpośrednio z nim. Jednak nie można wykluczyć, że planował kompletnie pogrzebać cały projekt.
Wydaje się, że taki tok rozumowania nie jest pozbawiony sensu. Jeśli okazałby się prawdziwy, oznaczałoby to, że podejrzenia o ręczne sterowanie krajem przez najbogatszego Gruzina są prawdziwe, a poszczególni premierzy i ministrowie są tylko bezwolnymi pacynkami w teatrze jednego aktora, którego coraz silniejsze autorytarne ciągoty dają o sobie coraz mocniej znać.
Całej sprawie dodatkowy smaczek nadaje bezpośrednie zaangażowanie się Mamuki Chazaradzego w gruzińską politykę. Pod koniec zeszłego roku powołał partię Lelo dla Gruzji, której celem ma być odsunięcie Gruzińskiego Marzenia od władzy.
Jeśli za prawdziwe przyjąć oskarżenia politycznych oponentów Iwaniszwilego o jego związki z Kremlem, nie mogą dziwić działania mające de facto na celu utrącenie całego projektu. Cała sprawa negatywnie wpływa na wizerunek Gruzji w świecie, bo świadczy o interwencji władz państwowych w działalność krajowego biznesu i naciskach na organy ścigania w celu wyeliminowania niewygodnego podmiotu gospodarczego. W związku z tym nie powinno nikogo zaskakiwać, że kierownictwo konsorcjum miało problemy ze znalezieniem głównego wykonawcy oraz pozyskaniem finansowania projektu.
Prezes Międzynarodowej Izby Handlowej w Gruzji Fady Asly podkreśla, że powodzenie inwestycji w dużej mierze zależało od pieniędzy pożyczkodawców, czyli międzynarodowych instytucji finansowych i międzynarodowych inwestorów. Zauważa, że rząd gruziński oficjalnie wspierał projekt, jednak w rzeczywistości robił wszystko, żeby zastopować budowę portu w Anaklii, ponieważ narusza on interesy Rosji, która nie chce stracić monopolu na transport z Azji do Europy. Twierdzi, że Iwaniszwili otrzymał nieformalne polecenie z Moskwy, by wycofać się z projektu, dlatego też prokuratura i Narodowy Bank Gruzji oskarżyły bank TBC o pranie brudnych pieniędzy, żeby zdyskredytować go w oczach ewentualnych pożyczkodawców.
„Rząd nie może wprost zadeklarować, że jest przeciwny budowie portu, ponieważ przegrałby spór z konsorcjum przed każdym międzynarodowym sądem arbitrażowym” – twierdzi Asly. Jego zdaniem żaden poważny międzynarodowy inwestor nie będzie zainteresowany sfinansowaniem jego budowy. W jego ocenie do projektu mogą przystąpić jedynie Rosjanie. Asly jest przekonany, że choć formalnie budową zajmie się jakaś gruzińska firma powiązana z Iwaniszwilim, to w rzeczywistości pieniądze będą pochodziły z Moskwy.