Humanizm
Choroba Alzheimera rozwija się w ciszy. Pierwsze objawy są subtelne
15 listopada 2024
„W zestawieniu z teorią ewolucji heurystyki, czyli narzędzia szybkiego myślenia, to nie żadne potknięcie natury czy uchybienie, ale dowód naszej siły. Z takich reguł warto korzystać w sytuacjach ważnych, które mózg musi obsłużyć szybko i tanio” – mówi prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza dr hab. Maciej Błaszak.
W rozmowie z Katarzyną Sankowską-Nazarewicz dr Błaszak tłumaczy meandry ludzkiego umysłu i przybliża sposób jego funkcjonowania. Czym są heurystyki i dlaczego odpowiadają za aż 95% aktywności naszego mózgu? Ile naszych decyzji jest naprawdę świadomych?
Po co nam intuicja?
To fascynujący produkt ewolucji. Bardzo potrzebny, bo pozwala mózgowi na ogromne oszczędności. Ludzki mózg jest skrajnie biedny, bo ma do dyspozycji bardzo mało energii, mniej więcej na poziomie 20-watowej żarówki. Czyli za około 2 grosze na godzinę nie tylko widzi, słyszy, myśli i odczuwa, ale też steruje całą naszą fizjologią. Dlatego nauczył się, że musi w sposób bardzo inteligentny rozlokowywać energię na konkretne zadania. Jeżeli więc niektóre procesy mogą być wykonywane rutynowo, według ustalonych wzorców, to wtedy ścina koszty, stosuje automatyzmy, przechodzi na autopilota.
Oprócz tego nieświadomego umysłu jest jeszcze drugi system. Pisze o nim w „Pułapkach myślenia” Daniel Kahneman, psycholog i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. System 2 to „myślenie na scenie” – kreowanie świadomych przekonań, celowe wybory czy analiza faktów. Ale coś za coś – system 2 pracuje wolno i pochłania bardzo dużo energii.
Według szacunków Kahnemana to system 1, czyli heurystyki – uproszczone, wrodzone reguły wnioskowania – odpowiadają za 95 proc. aktywności naszego umysłu. To szokujący wynik, bo w praktyce oznacza, że tak naprawdę mamy dostęp do pięciu procent mózgu. W tej chwili rozmawiamy ze sobą i to są raporty werbalne, które wychodzą z systemu 2. Próbujemy być wyrafinowani i merytoryczni, może się więc wydawać, że to model myślenia właściwy człowiekowi. Ale prawda jest zupełnie inna: w większości przypadków naszym zachowaniem kieruje ten nieświadomy umysł, a więc nie dość, że ja ciebie nie znam, to jest znacznie gorzej – ty sama też siebie nie znasz.
Może to więc tłumaczy, dlaczego czasami zachowujemy się nieracjonalnie? Do takiego wniosku na początku lat 70. XX wieku doszli Amos Twerski i Daniel Kahneman. Określili oni heurystyki mianem „cognitive biases”, co miało oznaczać powtarzające się, ale błędne wzorce reakcji ludzi na problemy związane z oceną i podejmowaniem decyzji.
Dla mnie to podejście jest zupełnie niezrozumiałe. Heurystyki w ogóle nie powinny być tłumaczone jako błąd. Bo kiedy popełniamy błąd, to mówimy: przepraszam, to się więcej nie powtórzy. A heurystyki to tendencje w sposobie myślenia, które towarzyszą nam przez całe życie. Czyli tak naprawdę można je określić jako cechę biologiczną naszego systemu decyzyjnego.
Owszem, Kahneman uznał, że heurystyki są dowodem na to, że jesteśmy nieracjonalni. Ale doszedł do takich konkluzji na podstawie eksperymentów w warunkach laboratoryjnych, a nie w życiu realnym, w którym oddziałuje na nas mnóstwo bodźców środowiskowych. Porównał też heurystyki z modelem ekonomii neoklasycznej, czyli z teorią racjonalnego wyboru. Problem z tą teorią polega na tym, że ona opisuje byt, którym nasz gatunek nie jest. Być może według jej sztywnych uwarunkowań mogliby postępować jacyś hiperinteligentni, pozbawieni emocji i do bólu racjonalni mieszkańcy planety Wulkan, ale na pewno tak się nie zachowuje żaden przedstawiciel homo sapiens.
Dlatego, moim zdaniem, odniesieniem nie powinna być tu ekonomia neoklasyczna, ale raczej teoria ewolucji. I w takim zestawieniu heurystyki, czyli narzędzia szybkiego myślenia, to nie żadne potknięcie natury czy uchybienie, ale właśnie dowód naszej siły. Z takich reguł warto korzystać w sytuacjach ważnych, które mózg musi obsłużyć szybko i tanio.
Podam przykład: jestem na przyjęciu i patrzę na atrakcyjną kobietę. Tu nie ma przestrzeni do myślenia, tu działają automatyzmy: mój mózg szybko rozpoznaje, jak ważny to bodziec, identyfikuje jej wiek i stan zdrowia. Uruchamia się prosta heurystyka – efekt aureoli, dzięki któremu umysł zakłada, że skoro jest piękna, to musi być też inteligentna.
No dobrze, ale kiedy szukasz partnerki na resztę życia, to warto byłoby też uruchomić system 2.
Zgadza się. Ale ja włączam system 2 jeżeli mam ku temu możliwość. Wyobraź sobie sytuację na tym przyjęciu: ona jesteś singielką, ja jestem singlem i trzymamy drinki w dłoniach. Powiem krótko: albo teraz, albo nigdy. Jeśli w takim momencie zacznę się zastanawiać, czym ona się zajmuje albo jakie może mieć poglądy, to mam najlepszy przepis na zostanie wiecznym singlem. Bardzo wiele momentów w życiu przypomina jazdę samochodem: musisz podjąć decyzję szybko i instynktownie.
System 2 włącza się później i wprowadza korekty. Na przykład przypomni mi, że w sumie poza parametrami biologicznymi liczy się też wykształcenie, intelekt, poczucie humoru i tak dalej.
Przeczytaj także:
Powiedziałeś, że system 1 odpowiada za 95 procent aktywności naszego umysłu. Mam jednak wrażenie, że nie u wszystkich ten podział tak się rozkłada. Podam przykład: moi znajomi kupowali ostatnio samochód. Ona chciała małe auto, którym wygodnie będzie jeździć po mieście. Zależało jej też na kamerze parkowania i w miarę pojemnym bagażniku. Jej partner do tej listy dodał kolejne siedem cech i rozpisał to w Excelu.
Trzy cechy wybrane przez tę kobietę to już o jedną czy dwie za dużo. Ale to, co zrobił jej partner to katastrofa. Wyobrażam sobie, że kiedy ona tego dnia zajmowała się kolejnymi ważnymi sprawami, on tkwił w paraliżu decyzyjnym i zastanawiał się, czy lepszy będzie kolor czerwony, czy srebrny.
Jeżeli on ma czas, duży budżet energetyczny i ochotę, by spędzać godziny przed Excelem, to proszę bardzo. Zazwyczaj jednak takiego komfortu nie mamy. I powiem więcej: są też sytuacje, kiedy możemy sobie na takie analizy pozwolić, ale stosowanie systemu 2 się nie opłaca. Bo to jest bardzo kosztowne. A nasze życie jest systemem naczyń połączonych. Czyli jeżeli za mocno skupisz się na wyborze samochodu, to prawdopodobnie jakiś inny temat zostanie odpuszczony. Mówiąc krótko: wszyscy musimy się zamknąć w podobnym budżecie.
Gdyby więc ewolucja była człowiekiem i na koniec dnia spytała ich: „Ile energii zużyliście?”, twoja znajoma odpowiedziałaby: „1/3”. Wtedy ewolucja zwróciłaby się do jej partnera: „Co prawda masz lepszy samochód, ale pod względem energetycznym wynik jest fatalny. A dziś musisz podjąć jeszcze pięć ważnych decyzji”. On w tym momencie zacznie się bronić: „Ale ja już nie mam siły”. Na co ewolucja może odpowiedzieć tylko jedno: „Przykro mi, przegrałeś”.
Barry Schwartz, amerykański psycholog, autor książki „Paradoks wyboru”, przeprowadził kiedyś taki eksperyment: zorganizował degustację pysznych, importowanych dżemów. Postawił je na dwóch stołach – na jednym było 20 różnych smaków, a na drugim – tylko sześć. W czasie degustacji oczywiście więcej osób stało przy stoliku, gdzie było więcej smaków. Ale kiedy ten etap eksperymentu się zakończył i zaproszono uczestników do kupowania, to sprzedaż ze stolika, gdzie było 6 smaków, była dziesięciokrotnie wyższa.
Skojarzyło mi się to z praktykami stosowanymi w biurach podróży. Tam nigdy nie podsuwają nam folderów z piętnastoma wycieczkami, wybierają co najwyżej trzy, bo tylko wtedy na którąś się zdecydujemy.
Oczywiście, na dodatek wiadomo jeszcze, jaka jest relacja między tymi trzema elementami „w menu” – że często wybieramy środkową możliwość, ewentualnie ta może nas nakłonić do wyboru najdroższej. Przykład z życia codziennego: kupujesz kawę na dworcu. Masz do wyboru – małą, średnią i dużą. Średnia z reguły kosztuje 2 zł mniej niż duża i jest od niej połowę mniejsza. Dlatego nikt przy zdrowych zmysłach nie kupuje średniej. Ona jest tylko po to, żeby wybrać największą i najdroższą opcję.
O ile w prostych decyzjach konsumenckich warto myśleć na skróty, bo koszt przeprowadzenia analizy znacznie przekracza wartość ewentualnej straty, to są jednak sytuacje, w których opieranie się na heurystykach jest niebezpieczne. Myślę choćby o decyzjach podejmowanych w sądach. Kilka lat temu głośno było o grupie ludzi, która podczas górskiej wycieczki zabiła małego niedźwiedzia. Oni tłumaczyli, że ten ich zaatakował i był niebezpieczny. Ale w mediach mówiono wyłącznie o „małym niedźwiadku” i zdeprawowanych turystach. Znajomy psycholog powiedział mi, że nie miał żadnych wątpliwości, jaki będzie wyrok.
Bo synonimem tego niedźwiadka jest dziecko. I w tym momencie to wystarczający sygnał dla mózgu: nie rusz, nie dotykaj! Tu nikt już nie rozważał, że to był drapieżnik i mógł wywołać trwałe kalectwo u ludzi. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego kochamy teddy bears? Bo pluszowe misie nie wyglądają jak małe niedźwiadki, tylko mają proporcje niemowlaka.
Ten przykład z niedźwiadkiem, ale też dziesiątki innych sytuacji, o których słyszymy na co dzień, pokazują, że sędzia też jest człowiekiem i trudno mu zachować obiektywizm, kiedy społeczeństwo już wydało wyrok. Myślę, że skończy się tak, że sędziów zastąpi sztuczna inteligencja, która będzie w stanie bez emocji przeanalizować fakty i zdecydować o winie. A rola człowieka będzie zredukowana wyłącznie do tego, by z ludzką twarzą wesprzeć jej decyzję.
Kolejną sytuacją, w której heurystyki mogą nas zwieść na manowce, jest wiara w fake newsy.
Problem polega na tym, że twórcy fake newsów doskonale znają mechanizmy skrótowego myślenia i wiedzą, że u każdego działają tak samo. Stosują więc szeroki wachlarz heurystyk. Jedną z najbardziej rozpowszechnionych jest heurystyka dostępności, która mówi o tym, że kiedy informacja jest często powtarzana, to nasz umysł zaczyna postrzegać ją jako ważną, bardziej prawdopodobną.
Dlatego też wielu z nas boi się latać samolotem?
Właśnie. Bo nie patrzymy na to, że statystycznie rzecz biorąc, samolot jest jednym z najbezpieczniejszych środków transportu, ale mamy przed oczami niedawne dramatyczne relacje medialne z katastrofy lotniczej w Kolumbii.
A wracając do fake newsów – bardzo powszechną heurystyką jest też błąd potwierdzenia, który mówi: jeśli fakty nie pasują do moich poglądów, tym gorzej dla faktów. To pokazuje, że nasz mózg ma raczej profil polityka niż naukowca. Kiedy zbieramy informacje od innych osób, to bardzo często „kupujemy” fake newsy dlatego, że po pierwsze nie mamy czasu i ochoty myśleć, a po drugie chcemy usłyszeć dokładnie to, co jest istotnym elementem naszego światopoglądu. Bo umysł szuka prawidłowości, chce wierzyć w regularny i spójny świat. Dlatego wycina informacje, które nie pasują do naszych przekonań. Z perspektywy nauki te dwie cechy pokazują dość smutny obraz homo sapiens, ale z perspektywy teorii ewolucji wszystko jest w porządku. Bo ewolucja tak naprawdę pilnuje, żeby mózg doprowadził właściciela do procesu reprodukcji, a nie do tego, żeby został profesorem.
Skoro więc oszczędzanie umysłu to nie lenistwo, ale ochrona przed przeciążeniem, co więcej możemy robić, żeby nie nadwyrężać systemu 2?
Przede wszystkim trzeba nauczyć się wyznaczać priorytety, bo perfekcjonizm we wszystkich wymiarach życia to jest potężna wada. Nauczyłem się już, że kiedy idę na wykład, to liczą się tylko dwie rzeczy: poziom i przyjazna atmosfera. Natomiast odpuszczam sobie wszystkie kwestie biurokratyczne.
Ale to może się dla ciebie źle skończyć.
Oczywiście, że tak. Tylko że jak będę pilnować wszystkiego, sprawdzać listę obecności i pytać studentki, dlaczego jej nie było na ostatnim wykładzie, a ona mi zacznie opowiadać o pogrzebie ciotki, to ja za to zapłacę jeszcze więcej. Bo muszę te informacje później wymazać i zrobić miejsce dla nowych, a to dla mózgu proces bardzo kosztowny.
dr hab. Maciej Błaszak
Kognitywista, biolog, doktor habilitowany nauk humanistycznych, pracownik naukowy Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Stypendysta Uniwersytetu w Kilonii, Uniwersytetu w Edynburgu i Uniwersytetu Berkeley. Zajmuje się psychologią projektowania uniwersalnego (universal design), neurodydaktyką i problematyką brainfitness. Autor trzech monografii naukowych i kilkudziesięciu artykułów.
Może cię również zainteresować: