Dlaczego już nie potrafimy słuchać muzyki — i co z tym zrobić?

Osoba grająca na akustycznej gitarze w półmroku, ujęcie dłoni na gryfie instrumentu.

Żyjemy w świecie, w którym muzyka stała się tłem. Klikamy, przewijamy, wybieramy playlisty — ale coraz rzadziej naprawdę słuchamy. A przecież jeszcze niedawno dźwięk był przeżyciem, chwilą, niemal rytuałem. Co się stało?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Historia słuchania muzyki: dlaczego zaczęliśmy jej słuchać

Historia słuchania muzyki to opowieść o świecie, w którym dźwięk był jak pogoda – pojawiał się, zmieniał, znikał, a człowiek musiał się do niego dostosować. W czasach plemiennych muzyka rodziła się z ruchu, przy ogniu, podczas rytuału. Była wspólnotowa, nierozerwalna z ciałem i ziemią. Wyrażała prostym rytmem, nieskomplikowaną kilkutonową melodią troski, obawy, ale i nadzieje i radość.

Później, w średniowiecznej Europie, przeprowadziła się do kościołów i zaczęła towarzyszyć modlitwie, tworząc pierwszą powszechną „instytucję muzyczną” dostępną dla całej społeczności. Słuchaliśmy w nabożnym skupieniu śpiewów jako daru od Boga przeznaczonego dla nas „maluczkich” na tej ziemi.

Muzyka jako dar od Boga

W Księdze Rodzaju mowa jest o tym, że człowiek został obdarzony przez Boga różnymi darami, między innymi darem głosu. Już wtedy weszliśmy na wyższy poziom tworzenia muzyki, śpiewu i zachwycania się jej brzmieniem w klasztornych i kościelnych wnętrzach.

Słowa śpiewane bowiem bardziej angażują człowieka, włączają we wspólnotowy i czynny udział w liturgii. Ta muzyka uczyła przeżywać docierające do naszych uszu dźwięki. Wsłuchiwaliśmy się w jednogłosowy, łaciński śpiew liturgiczny, który stanowił podstawę dla późniejszej muzyki wielogłosowej.
Kolejne epoki – renesans, barok, klasycyzm, romantyzm – poszerzały jej formy, ale nie jej dostępność.

Coś dla elit, coś dla ludu

Trudno w tym okresie mówić o jej powszechnej dostępności, gdy jedni słuchali wyrafinowanych kompozycji, oper, baletów, symfonii i koncertów instrumentalnych komponowanych przez nadwornych kompozytorów na dworach i w pałacach, a inni improwizowanych melodii w karczmach i na wiejskich placach.

Muzyka nadal żyła tylko ulotną chwilę, kreowana oddechem śpiewaka, ruchem ręki trzymającej smyczek. Nie można było jej natychmiast powtórzyć, zachować dla siebie, „odtworzyć” po powrocie do pieleszy domowych. Istniała wyłącznie jako jednorazowe ulotne doświadczenie. Aż do czasu, gdy nauka i postęp techniczny zaczął pokonywać władzę tej ulotności.

Chwila utrwalona: narodziny nagrania

XIX wiek przyniósł wynalazek, który zmienił historię muzyki bardziej niż jakikolwiek styl, kolejna rewolucja estetyczna czy geniusz kompozytora. W 1877 roku Thomas Edison skonstruował fonograf – urządzenie zdolne zatrzymać ludzki głos, dźwięk wydobyty z instrumentu i go odtworzyć. Kilka lat później Emil Berliner opracował mikrofon węglowy, gramofon i płytę.

Aparat ten posługiwał się drgającym na membranie rylcem, rzeźbiąc fale dźwiękowe nie na obracającym się walcu, tylko na kręcącej się płycie i nie w głąb, tylko poziomo, otwierając tym samym drogę do masowej produkcji nagrań. Po raz pierwszy w dziejach muzyka stała się czymś więcej niż wydarzeniem. Stała się przedmiotem.

Epoka gramofonów i Czerwonych Gitar

Najpierw dostępnym dla bogatszej grupy ludzi, a potem atrakcyjnym gadżetem dostępnym każdemu. Przypomnijmy sobie lata 60., gramofon „Bambino” i pocztówki z przebojami naszych ulubieńców, sprzedawane masowo na targowisku za drobne pieniądze. O tej muzyce odtwarzanej na trzeszczącym gramofonie pogardliwie mówiliśmy „masówka”.

A jednak to zadziałało jak magiczny cyrkowy trik: dźwięk, dotąd skazany na znikanie, został uwięziony w rowkach płyty. Mógł powtórzyć się tyle razy, ile zechciał słuchacz. Można było słuchać Beethovena nie w sali koncertowej, lecz we własnym salonie. Można było usłyszeć głos uwielbianego śpiewaka zarejestrowany wczoraj, choć jego właściciel przebywał tysiąc kilometrów dalej.

Narodził się nowy typ odbiorcy – słuchacz, który nie musi być obecny, aby uczestniczyć czynnie w tej niezwykłej chwili słuchania ulubionego piosenkarza czy wielkiego dzieła muzycznego.

Igła gramofonu poruszająca się po rowkach obracającej się płyty winylowej.
Fot. Adrian Korte/Unsplash

Historia słuchania muzyki: radio, płyty i imperium dźwięku

Kiedy gramofon zagościł w domach, technologia zaczęła pędzić dalej. Radio lat 20. i 30. XX wieku sprawiło, że muzyka dotarła jednocześnie do milionów ludzi. Stała się elementem codzienności, medium społecznym, narzędziem kultury, rozrywki, a czasem również propagandy. Nigdy wcześniej dźwięk nie był tak wszechobecny.

Potem przyszły taśmy magnetofonowe, kasety, walkmany i płyty CD – symbole epok, które miały swoją estetykę i swój rytm. Każdy nowy nośnik dawał muzyce więcej trwałości, a nam – większą władzę nad tym, kiedy i czego słuchamy.

Jednocześnie powstały nowe profesje: realizatorzy, producenci, inżynierowie dźwięku. Studio nagraniowe stało się miejscem, gdzie muzyka „powstaje”, a nie tylko miejscem, gdzie zostaje zarejestrowana. Zapis dźwięku przestał być odbiciem rzeczywistości – stał się twórczą rzeczywistością samą w sobie.

Cyfrowa rewolucja: muzyka na zawołanie

Prawdziwe trzęsienie ziemi przyniosła jednak cyfryzacja. MP3, iTunes, pierwsze serwisy do wymiany plików – wszystko to wprowadziło muzykę do świata danych i bitów. A gdy na scenę wkroczył streaming, zmienił się sam sens posiadania taśm magnetofonowych, płyt CD czy DVD.

Nie kolekcjonujemy już albumów, nie szukamy rzadkich wydań, nie czekamy na premierowe nagrania w sklepie muzycznym. Klikamy. Przerzucamy. Przesuwamy palcem. I słuchamy.

Czy naprawdę słuchamy?

Czy potrafimy jeszcze słuchać?

Paradoks współczesności polega na tym, że muzyka jest dziś wszędzie i właśnie dlatego często jej nie słuchamy, a nawet jeżeli ją słyszymy, to jej nie dostrzegamy. Nie wywołuje wzruszenia, nie wzbudza emocji, staje się tłem, jak tapeta na ścianie i gdy nam się opatrzy to wyrzucamy ją do kosza.

Towarzyszy nam podczas sprzątania, jazdy samochodem, zakupów, rozmów, pracy, biegania. Wypełnia przestrzeń, którą kiedyś zajmowała cisza. Znika jej wyjątkowość. Dźwięk, który kiedyś wymagał uważności i skupienia, dziś łatwo staje się tłem. Zamiast koncertu – playlista. Zamiast uważności i przeżycia – dźwiękowy komfort. Zamiast skupienia – przyzwyczajenie.

Jak odnaleźć bogactwo wzruszeń

A jednak historia ta nie musi być opowieścią o utracie wrażliwości na muzykę i sposoby jej przeżywania. Technologia otworzyła przed nami ogromne możliwości. Pozwoliła sięgać po muzykę z każdego zakątka świata, z każdej epoki, w nieskończonej liczbie interpretacji. To od nas zależy, czy w tym bogactwie odnajdziemy na nowo umiejętność słuchania z uwagą i zachwytem.

Muzyka jako towarzyszka

Wynalazek nagrania dźwięku odmienił muzykę bardziej niż jakikolwiek styl, czy genialna osobowość wykonawcy, kompozytora. Uczynił ją dostępną, trwałą, wielokrotnie powtarzalną. Zdjął z niej ciężar chwili – ale dał jej nowe życie: życie zapisane, odtwarzane, przetwarzane, współdzielone.

Muzyka, która kiedyś była wydarzeniem, stała się towarzyszką. Jest z nami – blisko, codziennie. A to, czy będzie tylko tłem, czy też źródłem prawdziwego przeżycia, zależy wyłącznie od tego, jak jej słuchamy.

Czy sale koncertowe, budowane na podstawie wiedzę i doświadczenie w projektowaniu akustyki tych sal to już przeżytek?

Czy słuchanie muzyki w odosobnieniu, w świątyni własnego studia odsłuchowego wyposażonego w najdroższy i najlepszy sprzęt odtwarzający zastąpi nam muzykę słuchaną na żywo, bezpośredni kontakt z artystą?Chyba jednak NIE! I tego się trzymajmy!

A dlaczego warto słuchać muzyki na żywo, spróbuję opowiedzieć o tym w następnym felietonie.

Polecamy również: Konkurs Chopinowski 2025: większość jurorów nie zauważyłaby Chopina


Black Friday & Cyber Monday

Black Friday przez cały listopad! -20% na cały koszyk z kodem: BLACK20
Do zobaczenia!
Księgarnia Holistic News


Black Friday & Cyber Monday

Black Friday przez cały listopad! -20% na cały koszyk z kodem: BLACK20
Do zobaczenia!
Księgarnia Holistic News

Opublikowano przez

Andrzej Kucybała

publicysta


Polski dyrygent, pedagog i menedżer kultury. Założył i prowadził Orkiestrę Symfoniczną w Tarnobrzegu, a także współorganizował prestiżowe festiwale muzyczne. Był między innymi dyrygentem i kierownikiem artystycznym Zespołu Pieśni i Tańca „Lasowiacy”. Kierował też Zespołem Szkół Muzycznych im. Stanisława Moniuszki w Bielsku-Białej, przekształcając go w jedną z czołowych placówek artystycznych w kraju. Uhonorowany wieloma odznaczeniami, w tym Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi i Srebrnym Medalem „Gloria Artis”.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.