Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Wsparcie dla Vox w wyborach było 50 razy większe niż w sondażach z 2016 r. W jaki sposób nieznana dwa lata temu formacja zdobyła aż tyle głosów?
Jedną z pierwszych lekcji, jakie kilka lat temu dostałam o hiszpańskiej polityce, była litania zapewnień, jak bardzo jest ona wyjątkowa w skali Europy. Odkąd uporano się z dyktaturą Franco – nie ma tam skrajnej prawicy. Ogólnonarodowy nacjonalizm nie istnieje, być może najwyżej regionalny – ale dla Hiszpanów to zupełnie co innego.
Wstrząs nastąpił w grudniu ubiegłego roku, gdy partia Vox, kierowana przez Santiago Abascala, który chce np. wyrzucić z kraju nielegalnych emigrantów, anulować ustawę o przemocy wobec kobiet oraz zdelegalizować organizacje feministyczne, zdobyła 12 mandatów w wyborach regionalnych w Andaluzji. Hiszpania tym samym przestała być europejskim wyjątkiem.
Po niedzielnych wyborach parlamentarnych Vox wchodzi do hiszpańskiego kongresu z ponad 10-procentowym poparciem. Zasiądzie tam jego 24 przedstawicieli, ale hiszpańska prawica jest mocno rozczarowana. W uzyskaniu lepszego wyniku – zdaniem Abascala – przeszkodziły „brak zdolności, nielojalność, zdrada i strach (…) tchórzliwej prawicy”. „Hiszpania jest dziś gorsza niż wczoraj (…). Vox jest bardziej potrzebny niż kiedykolwiek” – skomentował.
Co do kondycji hiszpańskiej prawicy – lider Vox może mieć rację.
Hiszpańska prasa próbuje studzić emocje. Dziennik „El País” komentuje, że Vox, który spodziewał się historycznego wyborczego sukcesu, uzyskał umiarkowany wynik. Jednak media na całym świecie odnotowały ogólnokrajowy debiut Vox jako co najmniej zaskakujący. Co prawda – z jednej strony – partii nie uda się osiągnąć scenariusza utworzenia prawicowego rządu, przed którego wizją drżeli liberałowie w Europie. Ale z drugiej strony, w jaki sposób zupełnie nieznana dwa lata temu formacja, o bardzo skrajnym programie, zdobyła jedną dziesiątą głosów Hiszpanów?
Popularność partii Abascala wzrosła dzięki kolejnym kryzysom i niepodległościowym dążeniom Katalonii. Nagle dla wielu istotne stało się eksponowanie swojej narodowej tożsamości i duma z tego, że są Hiszpanami. Od czasu referendum niepodległościowego w październiku 2017 r. między Madrytem a Barceloną trwa nieustanna walka na symbole: kolory, flagi, hymn.
Podczas gdy Sanchez próbuje rozmawiać z separatystami, lider Vox ma prosty plan: zawiesić kataloński samorząd „aż do klęski zamachowców” stojących za dążeniem do niepodległości. Chciałby wprowadzić zakaz partii, stowarzyszeń i organizacji pozarządowych „dążących do zniszczenia suwerenności i jedności terytorialnej narodu hiszpańskiego”.
Program ultraprawicowej partii, opierający się na antykobiecej i antymigracyjnej retoryce, trafił też w bardzo dobry moment – wielu Hiszpanów jest zmęczonych kryzysem migracyjnym. Poza tym, hiszpańska prawica jest rozdrobniona i podzielona, co pokazuje wynik Partii Ludowej (PP). Ponadto, pojawienie się Vox, popchnęło umiarkowane prawicowe partie do większej radykalizacji, po to by nie stracić wyborców… i swojego kursu.
Po wyborach prawdopodobnie zostanie sformowany rząd mniejszościowy. Po podliczeniu 99,9 proc. głosów okazało się, że Partia Socjalistyczna Sáncheza i lewicowy sojusz Unidas Podemos mają razem 165 miejsc w kongresie, czyli o 11 za mało do absolutnej większości.
Hiszpańska lewica prawdopodobnie nie dogada się nawet z bardziej centrową Ciudadanos, co było jasne już przed wyborami. Jednak Sánchez, choćby zjednał sobie inne partie regionalne, nie będzie w stanie rządzić bez poparcia – lub choćby wstrzymania się od głosu – ugrupowań z Katalonii.
Wydaje się, że premier będzie chciał uniknąć ponownego zwracania się ERC oraz Razem dla Katalonii (dwie główne partie separatystyczne). Są one ryzykownym partnerem. Z jednej strony, poparły go w wotum nieufności, które odsunęło od rządzenia PP i pozwoliło mu przejąć władzę. Z drugiej jednak, tak samo bezlitośnie jak rządy jego poprzednika – Mariano Rajoya – Katalończycy odrzucili niedawno budżet proponowany przez rząd Sáncheza, co bezpośrednio popchnęło go do decyzji o rozpisaniu wcześniejszych wyborów.
Wydaje się więc, że znowu Barcelona będzie miała sporo do powiedzenia.
Źródła: El País, Guardian