Humanizm
Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację
13 listopada 2024
Carl Gustav Jung, psycholog i uczeń Freuda, powiedział kiedyś: „żadne drzewo nie wzrośnie do nieba, jeśli jego korzenie nie sięgają do piekła”. Jest to niezwykle trafna metafora tego, z czym wiąże się poznawanie prawdy o sobie. Co może spotkać człowieka na tej drodze?
Ludzie naturalnie dążą do rozwoju. Nie bez powodu Abraham Maslow umieścił „samorealizację” na szczycie piramidy potrzeby. Trudno się tam dostać, ale życie człowieka, który nie poszerza swoich horyzontów, staje się niepełne. Trzeba jednak zrozumieć, że rozwój to nie tylko odkrywanie swoich mocnych stron, ale również tego, co w człowieku mroczne.
Kazimierz Dąbrowski, polski psycholog i twórca Instytutu Higieny Psychicznej, opisuje rozwój człowieka jako serię dezintegracji. Są to stany wyzwalane pod wpływem doświadczeń oraz czynników dziedzicznych, w których osobowość człowieka traci swoją dotychczasową spoistość i „rozpada się”. Pojawiają się wtedy objawy przypominające zaburzenia psychiczne. Osoby są zaniepokojone i zdziwione sobą, ich kontakty z otoczeniem bywają pełne napięć, a w codzienności cierpią. Dezintegracja ma jednak również pozytywny wymiar. Jest podstawą do osiągania wyższego rozwoju i odkrywania bardziej twórczych zachowań.
Podobny pogląd na rozwój osobowości wyznaje Erik Erikson, amerykański psychoanalityk. Postuluje on, że człowiek w toku życia przechodzi przez osiem przełomowych etapów. Każdy z nich niesie konkretne zadania, które wymagają od człowieka zmian w dotychczasowym podejściu do życia i wyzwalają kryzys rozwojowy. Osobowość jest wtedy chwiejna, ale ma wysoki potencjał wzrostu. Z kryzysu da się więc wyjść na dwa sposoby – silniejszym albo słabszym. Przykładowo, ludzie we wczesnym dzieciństwie wykształcają w sobie autonomię lub wstyd. Rezultat rzutuje następnie na każde kolejne stadium rozwoju, zakłóca je lub wzmacnia.
Cierpienie rozwijającego się człowieka wynika w głównej mierze z coraz to nowszych wyzwań, przed którymi staje. Zalicza się do nich zdobywanie nowej wiedzy o sobie czy świecie. Czytanie o hipotezie symulacji czy determinizmie genetycznym może w wielu osobach wywołać kryzys egzystencjalny. Jaki byłby sens istnienia, gdyby okazało się, że nie ma wolnej woli, a nasze zachowanie jest w pełni kontrolowane przez geny? Albo, że żyjemy w programie komputerowym napisanym przez zaawansowane technicznie cywilizacje?
Z faktami trzeba się jednak stopniowo konfrontować, by wywołać dezintegrację pozytywną i dać sobie przestrzeń do wzrostu. Na tapet można wziąć wolną wolę. Są tacy (na przykład historyk Yuval Noah Harari), którzy uważają, że ludzie są algorytmami. Według tej grupy naukowców procesy zachodzące w mózgu mogą zdeterminowane genetycznie albo przypadkowe, ale na pewno nie wolne. W części rozumowania trzeba zwolennikom tego poglądu przyznać rację – nikt z nas nie wybiera swoich pragnień. Nie możemy sprawić, że czegoś nam się zachce. Chęć raczej pojawia się w naszej świadomości. Skąd? Tego nie wiadomo, ale na pewno dużą rolę odgrywają tu geny. Człowiek co prawda ma ostateczny głos w sprawie tego, co wybierze (choć i to według Harariego jest nieprawdą), ale gdy dodamy do tego traumy z dzieciństwa czy inne schematy postępowania, którym podlega umysł, to wolności nie pozostaje zbyt wiele. A w każdym razie nie tyle, ile zawsze się wydawało.
Pogląd Harariego jest raczej w mniejszości. Większość filozofów popiera kompatybilizm, czyli pogląd, który zakłada, że determinizm nie wyklucza wolnej woli.
W 1971 roku amerykański psycholog, Philip Zimbardo, przeprowadził tzw. eksperyment więzienny. W jednym z uniwersyteckich budynków wybudował sztuczne więzienie i zaprosił do niego ochotników. Byli to studenci bardzo dokładnie przebadani, by wykluczyć jakiekolwiek patologiczne tendencje. Losowo przydzielono ich do ról więźniów lub strażników. Każdy otrzymał odpowiedni strój i instrukcje, w jaki sposób postępować. Rozpoczął się eksperyment, który po niedługim czasie zmienił się w piekło. Strażnicy znęcali się psychicznie nad więźniami, a oni zaś zaczęli zachowywać się jak prawdziwi przestępcy. Szykanowanie i sadyzm były na porządku dziennym. Badanie miało trwać dwa tygodnie, ale przerwano je po sześciu dniach. Zaobserwowane zjawisko zostało nazwane efektem Lucyfera – przemianą zwyczajnych ludzi w sprawców zła pod wpływem odpowiednio zaaranżowanej sytuacji.
Zimbardo udowodnił, że w człowieku drzemie zło i czasem nie potrzeba zbyt wiele, by mogło się ujawnić. Wcale nie różnimy się od uczestników eksperymentu więziennego. Rozwój to jednak nie tylko wiedza, że ma się mroczną stronę. Trzeba jeszcze wiedzieć, iż ta część ludzkiej natury jest w życiu niezwykle potrzebna i należy z niej korzystać.
Jordan Peterson, profesor psychologii na Uniwersytecie w Toronto, mówi, że osoby, które nie potrafią być okrutne, staną się ofiarami ludzi do tego zdolnych. Nie będzie się szanowanym – ani przez siebie, ani przez innych – bez uprzedniego „wyhodowania sobie kłów”. Ten motyw przewija się w wielu mitach i przekazach – bohater musi zagłębić się w swój „cień” i złamać reguły, by dzięki temu uczynić większe dobro. Tak jak Prometeusz, który wykradł bogom ogień i dał go ludziom. Oczywiście wewnętrzne zło trzeba kontrolować i używać go w uzasadnionych przypadkach. To jest cała sztuka. Człowiek bowiem nie staje się dobry przez bycie nieszkodliwym, a wtedy, gdy może zrobić coś złego, ale świadomie się przed tym powstrzymuje.
Wspomniany na początku Dąbrowski pisze, że w codziennych sytuacjach widoczna jest dominacja osób aroganckich nad subtelnymi, mało wrażliwych nad wrażliwymi. Ci pierwsi nie mają zazwyczaj tylu wątpliwości i łatwo jest im kierować innymi, drudzy natomiast traktowani są ze zdziwieniem i politowaniem, przez co uciekają do światów twórczych, natury, ideałów dobra i miłości. Są spychani na margines. Można więc się zastanowić, czy da się dążyć ku mądrości i równocześnie być szczęśliwym?
Badania dowodzą, że tak. Mądrość mierzona była za pomocą różnych twierdzeń zebranych w trzy skale:
Wyniki korelowały dodatnio z poczuciem szczęścia w życiu, zwłaszcza ze skalą refleksyjną. Związek był co prawda umiarkowanie silny, ale przynajmniej wiadomo, że obie zmienne się nie wykluczają. Być może ten fakt będzie stanowić zachętę dla wszystkich osób, które chcą wieść świadome życie i dążyć ku prawdzie. Życie wynagrodzi ich trud.
Może cię również zainteresować: