Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Wzrost cen w ostatnich miesiącach został szybko dostrzeżony przez konsumentów i jego ocena jest jednoznacznie negatywna. Polacy w większości zdają sobie sprawę z uciążliwości tego zjawiska. Próbują się bronić. Ograniczają wydatki na produkty i usługi, które nie są im niezbędne, obniżają standard życia, rezygnują z dłuższego wypoczynku, próbują dorobić. Z drugiej strony niektórzy podejmują decyzje nieracjonalne: gromadzą zapasy dóbr, które mogą ulec zepsuciu, kupują w panice surowce – np. węgiel – w czasie „cenowej górki”, dając zarobić spekulantom.
Słowo „inflacja” pochodzi z łaciny, gdzie oznacza „nadęcie”. Obecnie używa się go do opisania trwałego wzrostu poziomu cen, czego następstwem jest spadek siły nabywczej pieniądza. Innymi słowy: za tę samą kwotę z czasem możemy kupić coraz mniej.
W ciągu ponad trzech dekad gospodarki rynkowej przyzwyczailiśmy się do zmian cen towarów i usług: jedne z nich rosły, inne malały (w latach 2014–16 mieliśmy do czynienia w Polsce z deflacją, czyli spadkiem średniego poziomu cen, który sięgnął -2 proc.). Z inflacją mamy do czynienia wówczas, gdy wzrost cen jest powszechny, a nie wtedy, gdy dotyczy tylko wybranych dóbr.
Pomiar inflacji uwzględnia różnorodne towary, z których korzystają gospodarstwa domowe, zarówno kupowane na co dzień (żywność, paliwa itp.), jak i w dłuższych odstępach czasu (odzież, sprzęt komputerowy i AGD itp.) oraz usługi (wynajem mieszkania, opieka zdrowotna, ubezpieczenia, fryzjer itp.). Tworzą one tzw. koszyk inflacyjny. W Polsce ok. jednej czwartej tego koszyka stanowią ceny żywności (taką część naszych dochodów przeznaczamy na jedzenie), ok. 20 proc. – ceny energii, ok. 10 proc. – koszty transportu, tylko niecałe 5 proc. – koszty hoteli i restauracji, a zaledwie 1 proc. – edukacji.
W bogatych krajach Zachodu koszyk inflacyjny wygląda nieco inaczej: niższy odsetek stanowią wydatki na żywność i napoje bezalkoholowe, proporcjonalnie więcej mieszkańcy przeznaczają na kulturę i rekreację czy na rachunki w hotelach lub restauracjach. Odmiennie wygląda sytuacja w krajach rozwijających się (np. w Chinach) – tam nawet ponad połowę stanowią koszty jedzenia.
Inflacja rujnuje nasze oszczędności, czyli – mówiąc najprościej – sprawia, że biedniejemy. Ale czy każda inflacja jest zła? Nie! Poziom wzrostu cen w granicach 2–4 proc. rocznie działa ożywczo na gospodarkę. Europejski Bank Centralny ustalił za swój cel utrzymywanie dwuprocentowej inflacji w krajach strefy euro. W Polsce ten cel wynosi 2,5 procent z możliwością odchylenia w górę lub w dół o jeden punkt procentowy. Niska inflacja daje inwestorom możliwość przemyślanych działań i napędza wzrost gospodarczy. Gdy średni poziom cen spada i mamy do czynienia z deflacją, gospodarka cierpi, gdyż konsumenci ograniczają lub odkładają na później zakupy, co w konsekwencji może doprowadzić do recesji. Bez wątpienia zatem niska – tzw. pełzająca inflacja jest zdrowsza, niż deflacja.
Problem pojawia się, gdy wzrost cen przekracza pięć proc. rocznie. Mówimy wówczas o tzw. inflacji kroczącej, powyżej 15 proc. i o megainflacji (taka sytuacja miała miejsce w minionych miesiącach w Polsce). Z kolei wzrost cen przekraczający 100 proc. w skali rocznej oznacza hiperinflację. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w Polsce u schyłku PRL-u (przełom lat 80. i 90. XX w.), gdy roczny wzrost cen osiągnął 1183 proc. Statystycznie rzecz ujmując, rekordy inflacji należą do Węgier (41,9 biliarda procent) po II wojnie światowej, Jugosławii w latach 90. XX w. (100 proc. dziennie!) i Zimbabwe w 2008 r. (kilka milionów procent rocznie).
Zobacz też:
Do najważniejszych negatywnych skutków wysokiej inflacji zaliczamy spadek siły nabywczej pieniądza, ubożenie grup społecznych o mniejszej sile przetargowej (w Polsce są to w ostatnich latach pracownicy sfery budżetowej, np. nauczyciele), wyższe opodatkowanie (nominalny dochód rośnie, co przy stałych progach podatkowych sprawia, że coraz więcej pracujących płaci podatki według progresywnych stawek, zmniejszając swoje realne wynagrodzenie), wyższe oprocentowanie kredytów i pożyczek (spowodowane rosnącymi stopami procentowymi), problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań (co skutkuje narastaniem zatorów płatniczych), spadek wartości zgromadzonych przez obywateli oszczędności. Ponadto szybkiemu wzrostowi cen towarzyszy tzw. szum informacyjny – ludzie decydują się na niepotrzebne zakupy, przepłacając bądź tworząc nieracjonalne zapasy towarów w obawie przed dalszym wzrostem cen.
Z drugiej strony – paradoksalnie – można wymienić też kilka pozytywnych skutków społecznych wysokiej inflacji. Należą do nich: lepsza kontrola budżetów domowych (konsumenci rezygnują z części nieprzemyślanych wydatków), bardziej przemyślane korzystanie z pożyczek i kredytów, gromadzenie tzw. poduszki finansowej na ciężkie czasy i poszerzenie wiedzy dotyczącej spraw finansowych. Inwestorzy, którzy nie boją się wysokiego ryzyka, mogą też w okresie rosnących cen zbić fortunę, gromadząc przecenione aktywa itp.
Badania społeczne, przeprowadzone w drugiej połowie 2022 r. przez Fundację Kronenberga wskazują, że Polacy zdają sobie sprawę z wysokiego poziomu inflacji. Co ciekawe, większość przeszacowuje nawet jej wartość (wskazuje dwukrotnie wyższy wzrost poziomu cen, niż odnotowuje w swoich raportach Główny Urząd Statystyczny).
Wysoka inflacja istotnie wpłynęła na zachowania Polaków. Co drugi respondent planujący remont mieszkania lub jego doposażenie zrezygnował z tych zamiarów. Podobny odsetek zadeklarował, że porzucił pomysł zakupu samochodu czy wyjazdu na wakacje. Co trzeci respondent był zmuszony do zrezygnowania z planów związanych z podnoszeniem swoich kompetencji (edukacją) i – co szczególnie smutne – z ochroną zdrowia.
Jeśli chodzi o zwyczaje konsumenckie, Polacy w największym stopniu ograniczyli korzystanie z usług taksówkarskich, hotelarskich i restauracyjnych (ok. połowa badanych). Co trzeci z badanych zredukował wydatki na kulturę, a także używki. Niemal 80 proc. respondentów zadeklarowała, że zmiany ich zwyczajów konsumenckich będą długotrwałe.
Przeczytaj także:
Poziom oszczędności Polaków jest relatywnie niski – zwłaszcza w porównaniu z bogatymi społeczeństwami Zachodu (najwięcej kapitału w przeliczeniu na obywatela zgromadzili Szwajcarzy, Luksemburczycy, Szwedzi, Niemcy i Francuzi). Zaledwie jedna trzecia z nas regularnie oszczędza. W jaki sposób próbujemy chronić swoje zasoby? Co siódmy Polak zrobił zakupy na zapas lub zrealizował odłożone plany z przeszłości. Ci, którzy zachowali zgromadzone środki, najczęściej deklarowali zainwestowanie ich w nieruchomości oraz kupno przedmiotów wartościowych, przeniesienie ich na możliwie wysoko oprocentowaną lokatę, konto oszczędnościowe lub zakup obligacji. Dwóch na pięciu respondentów przyznało, że nie ma skutecznego sposobu na uchronienie pieniędzy przed utratą wartości w czasach wysokiej inflacji. Trzy procent badanych stwierdziło, że sytuacja jest beznadziejna.
Pesymizm Polaków dotyczący trwania wysokiej inflacji jest wyraźny – najbardziej „czarno” widzą przyszłość osoby lepiej wykształcone, o wyższym statusie materialnym, nielicznymi optymistami pozostają najbiedniejsi. Wśród „domowych” sposobów na działania antyinflacyjne popularne stało się kupowanie tańszych zamienników produktów. Cztery procent badanych postanowiło inwestować, zamiast konsumować, a dwa proc. zapowiedziało, że będą bardziej wspierać polskich producentów, kupując produkty z rodzimego rynku.
Co czwarty kredytobiorca przyznał, że miał w 2022 r. problemy ze spłatą rat kredytu, przy czym ok. 90 proc. z nich przyczyn swych problemów upatrywało w wysokiej inflacji, która spowodowała podniesienie stóp procentowych banku centralnego.
Blisko 70 proc. Polaków uważa, że sytuacja finansowa ich gospodarstwa domowego na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy znacząco się pogorszyła. Jedynie pięć proc. nie wiąże tego faktu z inflacją.
Co ciekawe, ponad połowa badanych uznaje, że część odpowiedzialności za walkę z inflacją leży po stronie konsumenta. W pytaniach otwartych Polacy często wskazują, że tylko rząd i NBP dysponują skutecznymi instrumentami do walki z jej wzrostem. Jednocześnie częściowo obwiniają władze za złą sytuację (10 proc. uważa, że konieczna jest szybka zmiana rządu).
Ubocznym skutkiem inflacji jest wzrost świadomości społecznej dotyczącej odpowiedzialnego zarządzania domowym budżetem. Aż 95 proc. Polaków deklaruje, że wie, czym jest inflacja (ten odsetek znacząco wzrósł w ostatnich latach). Osiemdziesiąt pięć procent badanych twierdzi, że rozumie konsekwencje inflacji dla wartości ich oszczędności.
Wzrosło też zrozumienie podstawowych produktów finansowych – począwszy od kont oszczędnościowych czy lokat bankowych po obligacje i fundusze inwestycyjne. Około 40 proc. Polaków wciąż trzyma oszczędności na koncie bieżącym (zwykle nieoprocentowanym). Z drugiej strony pięciokrotnie spadł odsetek osób trzymających pieniądze w gotówce. Należy tu jednak zastrzec, że może to wynikać ze „skonsumowania” tych pieniędzy. W 2022 r. o połowę spadło zainteresowanie jednostkami funduszy inwestycyjnych i akcjami, uznawanymi za instrumenty bardziej narażone na ryzyko utraty kapitału.
Jakie środki pozostały do dyspozycji konsumentom w uchronieniu się przed inflacją na poziomie konkretów? Polacy radzili ograniczenie wydatków na konsumpcję (50 proc. wskazań), w tym w szczególności poprzez: niekupowanie produktów na zapas (21 proc.), niemarnowanie jedzenia, rezygnację z zakupu luksusowych produktów, oszczędzanie energii i wody (13 proc.), wspieranie polskiego producenta poprzez kupowanie jego towarów lub inwestowanie w polskie firmy (5 proc.); ograniczenie korzystania ze wsparcia socjalnego i dotacji celowych (3 proc.).
Po osiągnięciu szczytu w lutym 2023 r. dotychczasowego poziomu rocznej inflacji – osiągnęła wówczas 18,4 proc., jej poziom zaczął spadać. W czerwcu GUS oszacował ją na 11,5 proc. Nadal pozostaje na podwyższonym poziomie, a do celu inflacyjnego (2,5 proc.) wciąż jest daleko. Jeśli jednak sytuacja na rynkach światowych dalej będzie stabilna i ceny trwale ustabilizują się, być może ta wysoka inflacja pozostanie jedynie niedługim, choć bolesnym pokoleniowym doświadczeniem. Prawdopodobnie pozostanie po niej nieco lepszy poziom wiedzy ekonomicznej społeczeństwa. I to właściwie jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji.
Źródła:
Europejski Bank Centralny, Uniwersytet Rzeszowski, Bankier, Inflacja i stopy procentowe oczami polskiego konsumenta, Postawy Polaków wobec finansów, BNP Paribas
Może cię również zainteresować: