Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
U nas dziecko bierze odpowiedzialność za swoją edukację. Nie ma systemu kar i nagród – mówi Wioletta Skubera, dyrektorka szkoły Montessori
MATEUSZ TOMANEK: Czym jest model edukacji stworzony przez Marię Montessori?
WIOLETTA SKUBERA*: Ona już sto lat temu zauważyła pewną rzecz – w edukacji najważniejsze jest zrozumienie, w jakim momencie rozwoju i wychowania znajduje się dziecko. To my, dorośli, mamy się dostosować do tego, jak rozwija się dziecko. Każdy z nas jest inny, ma inną wrażliwość, przechodzi przez różne fazy rozwoju. Dokładnie tak samo jest z umysłem i ze zdolnościami poznawczymi.
Montessori całe życie spędziła na obserwowaniu dzieci i wyciąganiu analitycznych wniosków, dopasowując jednocześnie pewne narzędzia, dzięki którym dzieci mogą się lepiej rozwijać. Stworzony przez nią model edukacji polega na podążaniu za dzieckiem i jego możliwościami.
A na czym polega spontaniczne uczenie się?
Dziecko do szóstego–siódmego roku życia uczy się spontaniczne, czyli w pewnym momencie otwiera mu się w głowie takie okno na język, na matematykę czy przyrodę. My nazywamy to okresem sensytywnym.
W którym momencie nauczyciel dostrzega, że takie okno otwiera się u dziecka?
Widać to bardzo dokładnie, jeśli dobrze przygotowane jest całe otoczenie. Przedszkola i szkoły Montessori to sale podzielone są na pewne strefy: językową, matematyczną, przyrodniczą, jest też strefa kosmosu, życie praktyczne czy sensoryka. Gdy dziecko wchodzi do jednej z sal, w której jest mnóstwo pomocy dydaktycznych, podąża w kierunku tych, które je interesują. Na tej podstawie oceniamy np., czy dziecko jest w fazie wrażliwej na litery czy liczby.
Czym materiały dydaktyczne różnią się od tych używanych w konwencjonalnych szkołach?
Materiał dydaktyczny, który znajduje się w przedszkolu, jest skonstruowany w taki sposób, w jaki funkcjonuje umysł dziecka. Dzieci uczą się w sposób konkretny. Żeby nauczyć się liczyć, nie wystarczy przeczytanie książki i zaobserwowanie, że trzy kropki plus dwie kropki to pięć kropek. W procesie nauki trzeba czegoś dotknąć, bo nauka musi być sensoryczna.
Gdy chodziłam do szkoły, do liczenia używało się patyczków, a dzisiaj takich pomocy właściwie się już nie używa. A w szkołach Montessori tak uczymy np. matematyki. W nauce tabliczki mnożenia używane są tabliczki, na których dzieci układają koraliki, są specjalne łańcuchy wielokrotności i mnóstwo innych materiałów, które pozwalają dziecku poznać np. proces dodawania i odejmowania na konkrecie. Nie na abstrakcji. Ta pojawia się dopiero po 11. roku życia, ale zależy to również od dziecka i tempa jego rozwoju. Dziecko, które ma ugruntowaną podstawę matematyczną na konkrecie bardzo łatwo wchodzi w abstrakt, bo widzi to, co wcześniej rączkami mnożyło i dzieliło.
Czy fakt, że uczniowie wybierają poszczególne strefy, o których pani wspomniała, ma wpływ na ich późniejsze zainteresowania?
Bywa różnie, bo dziecko w rozwoju przechodzi przez różne fazy. Wszystkie dzieci przechodzą przez fascynację przyrodą, matematyką, językiem, trudno jest więc mówić o późniejszych wyborach uczniów na tak wczesnym etapie. Ale na pewno pojawiają się także dzieci wybitnie uzdolnione. Dziecko, które w przedszkolu Montessori zaczyna czytać w wieku czterech lat, pokazuje, że ma uzdolnienia w takim właśnie kierunku; podobnie jest także z matematyką.
Natomiast jeśli chodzi o absolwentów szkół Montessori, to w Polsce nie ma ich zbyt wielu, ponieważ szkoły rozwijają się u nas od ok. 15 lat. Z kolei Polski Instytut Montessori, który szkoli nauczycieli, powstał w 2009 r.
Szkoły Montessori zapewniają dzieciom większą wolność niż szkoły konwencjonalne. Czy nie wiąże się to jednak z pewnym ryzykiem? Granica między wolnością a anarchią jest przecież bardzo cienka.
System naszych szkół jest bardzo „twórczorodny”. Jest wolnościowy, ale w pewnych granicach, bo to nie jest szkoła demokratyczna. To jest trochę taki „cud Montessori”, oparty na przekonaniu, że każdy człowiek w naturalny sposób dąży do harmonii, wewnętrznego spokoju, dyscypliny, samoświadomości. Dokładnie tak samo jest z dziećmi.
Dziecko przychodzi do naszej szkoły o godz. 8 rano, a do godz. 11 – w ramach pracy własnej – wspólnie z nauczycielem ustala, w jakich mini-lekcjach będzie uczestniczyć. Bierze więc odpowiedzialność za swoją edukację. U nas nie ma systemu kar i nagród znanego z tradycyjnych szkół – najważniejsze są kwestia indywidualnego podejścia do dziecka i wzmocnienie jego wewnętrznej motywacji do zdobywania wiedzy.
Ale problem ze zorganizowaniem swojego czasu często mają nawet osoby dorosłe.
To prawda. Dzieje się tak dlatego, że przeszli przez konwencjonalną edukację, w ramach której ktoś ich nauczył, że muszą coś robić w określonym czasie, w określony sposób i na ocenę. My dajemy trochę wolności – podkreślam „trochę”, bo to nie jest totalna wolność. Na przykład na zrobienie jakiegoś zadania dajemy tydzień czasu, przez co komunikujemy uczniowi, że w niego wierzymy oraz sygnalizujemy, że weźmie za to odpowiedzialność.
Czyli polski system edukacji bardziej tresuje i układa uczniów, niż wychowuje?
W taki sposób działa nie tylko system edukacji w Polsce, ponieważ w innych krajach jest podobnie. Większość systemów szkolnictwa nadal funkcjonuje w typowo behawioralny sposób na zasadzie: nagroda i kara. To jest właściwie system sprzed 200 lat.
Nauczyciele w szkołach Montessori muszą przejść specjalne szkolenie?
Na świecie nie ma jeszcze żadnej organizacji akredytującej Montessori, ale jesteśmy coraz bliżej powołania takiej instytucji. Ja sama przeszłam wszystkie szczeble szkoleń Montessori – od żłobka, przez przedszkole, po szkołę podstawową – i wiem, że nie ma innej drogi. Każdy z tych poziomów jest jak studia podyplomowe, w ramach których zdaje się egzaminy międzynarodowe.
Metoda Montessori nie jest łatwa dla nauczycieli, bo całkowicie zmienia podejście do dziecka, do siebie samego i do pracy. Nauczyciel w szkołach Montessori musi pilnie obserwować dziecko i nie może mu niczego narzucać. To bardzo intensywna praca i nie wszyscy nauczyciele się do niej nadają. Ci, którzy chcą tak pracować, muszą skończyć roczny kurs i zdać egzamin.
Gdzie obecnie na świecie szkoły tego typu rozwijają się najszybciej? Skoro Maria Montessori pochodziła z Włoch, to może właśnie tam?
Maria Montessori przed wojną wyjechała z Włoch do Stanów Zjednoczonych, i to właśnie tam jest najwięcej szkół stosujących stworzony przez nią model edukacji. Sama idea rozwinięta jest jednak o wiele bardziej w placówkach w Niemczech, gdzie jest ponad 2 tys. takich szkół – są one bezpłatne, ponieważ to szkoły państwowe. A na całym świecie takich szkół jest ponad 20 tys.
Po wejściu do szkoły Montessori pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest to brak ławek i tablicy. Jaki wpływa to na późniejszy okres edukacji?
Do trzeciej klasy dzieci uczą się indywidualnie, bo każde z nich ma inne tempo nauki. Od czwartej klasy wchodzimy w taki etap lekcji w małych grupach; uczeń musi uczestniczyć w 20-minutowych lekcjach, które mają formę prezentacji, a następnie ustala z nauczycielem, w jaki sposób będzie utrwalać zdobyty materiał, ale robi to samodzielnie. W klasach siódmych i ósmych powiększają się grupy, w których się odbywają lekcje, dochodzi także etap testów.
Uczniowie sami dojrzewają do bardziej ustrukturyzowanego systemu nauczania. Jeśli absolwent szkoły podstawowej Montessori wybierze się do liceum stosującego tę metodę, to łatwo się w nim odnajdzie. Dzieci są przygotowywane do samodzielnej pracy, ponieważ takie licea działają jak uczelnie wyższe – jest tygodniowa rozpiska z rzeczami do zrobienia, a także mnóstwo pracowni i projektów. Dużo wcześniej następuje więc taki etap, który młodzież ucząca się w tradycyjnych szkołach rozpoczyna dopiero po maturze.
A jak to wpływa na osobowość, postawę do nauki?
Ja mam odczucie, że wszystkie dzieci przychodzące do naszej szkoły bardzo ją lubią. Nie boją się jej i nie boją się dorosłych. Uczniowie integrują się ze sobą, organizują wspólne projekty, co buduje wśród uczniów poczucie własnej wartości i otwartości. W moim odczuciu, jako psychologa, Montessori daje mocne zakorzenienie w postawie: „Jestem dobra w danej dziedzinie, jestem silna i wierzę w siebie”. Edukacja, która nie jest opresyjna, sprawia, że dzieci lubią się uczyć. Człowiek rozwija swój potencjał, gdy znajduje się w środowisku, które go wspiera.
Może pani podać przykłady absolwentów szkół Montessori, którzy odnieśli życiowe sukcesy?
Są to np. twórcy Google’a czy Gabriel Garcia Marquez, laureat Nagrody Nobla z literatury. Takie szkoły kończyli także brytyjscy książęta. Ta metoda zapewnia szerokie możliwości i dodaje wiary w siebie.
A co z realizacją podstawy programowej?
W Polsce jest dużo trudniej, bo polska podstawa programowa jest po prostu zła. Nikt nie dba o dobro dzieci, którym na siłę próbuje się wcisnąć do głowy wiedzę, której kompletnie nie potrzebują albo taką, którą w trzy sekundy można znaleźć w internecie. My staramy się tego nie robić, choć podstawę musimy oczywiście realizować. Robimy to jednak innymi sposobami. Stosowanie metody Montessori w Polsce nie jest łatwe, bo system edukacji jest pełen absurdów. Jeżeli dziecko w piątek klasie na języku polskim uczy się rzeczy, których ja uczyłam się na polonistyce, to jaki to ma sens?
Kto odpowiada za kształt waszego programu?
Po ukończeniu kursu otrzymuje się program dla klas 1–3, aczkolwiek jest on w wersji niemieckiej lub amerykańskiej, w związku z czym nie zawsze przystaje do naszych standardów. My jako szkoła sami stworzyliśmy program, starając się, by edukacja była holistyczna.
Skoro uczniowie sami wybierają tempo uczenia się, to jak można sprawdzić nabytą przez nich wiedzę?
Tempo uczenia się jest u nas bardzo zindywidualizowane – szczególnie w klasach 1–3, ale w klasach 4–6 tempo trzeba już lekko podkręcić. Co ważne, u nas nie ma zadań domowych. Właściwie do szóstej klasy dziecko wszystko robi w szkole, chyba że ma jakieś trudności związane np. z dysleksją. Wtedy zdarza się, że jakieś zadanie zabierane jest do domu, ale i tak jest ich znacznie mniej niż w tradycyjnych szkołach, gdzie tempo uczenia się jest narzucane z góry i bardzo restrykcyjne.
My pochylamy się nad każdym uczniem. Jeśli nauczyciel matematyki widzi, że któryś z uczniów kompletnie nie rozumie tematu, umawia się z nim na indywidualną konsultację. Liczba nauczycieli jest u nas większa, bo w każdej klasie jest dwóch wychowawców, a oprócz tego są jeszcze nauczyciele poszczególnych przedmiotów.
Wdrażana przez was idea zakłada, że stosowanie zakazów ogranicza ciekawość dzieci. Ale czy to właśnie nie poprzez zakazy uczymy się funkcjonować we współczesnym świecie pełnym różnych przepisów?
Nikt nie powiedział, że nie stawiamy zakazów – zawsze są granice. W przedszkolu albo w żłobku granica wolności kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. To są normalne reguły funkcjonowania w społeczeństwie. Dziecko ma być w szkole punktualnie o godz. 8, jest sporo nauki i pracy własnej, tak więc nie wolno np. biegać po korytarzu z kolegami i przeszkadzać innym. My tworzymy pewne ramy. Jeśli uczeń nie robi tego, co powinien, to nauczyciel odbywa z nim indywidualne rozmowy. W ten sposób dzieci uczą się odpowiedzialności.
A jak rodzice reagują na szkołę Montessori?
Dla osób, które skończyły konwencjonalne szkoły, zaakceptowanie naszych metod jest sporym wyzwaniem. Rodzic, który chce posłać dziecko do naszej placówki, musi mieć do niego głębokie zaufanie. Musi też być świadomy, że jego dziecko wchodzi w inny system edukacyjny, a on sam – jako dorosły – także musi się w ten proces zaangażować.
Musi np. chodzić na szkolenia, żeby zrozumieć, jak dziecko uczy się matematyki, skoro nie przynosi do domu ani zadań, ani ocen. Brak ocen sprawia, że rodzic musi przychodzić do szkoły i rozmawiać z nauczycielem. Wymagania mamy więc nie tylko wobec uczniów, ale także wobec rodziców. Nasz system bardzo zmienia ich podejście do dzieci.
Skąd rodzic wie, jak jego dziecko się uczy, skoro nie ma ocen?
Przede wszystkim z rozmów z nauczycielem, który wie, co dziecko potrafi, a czego nie. W wyższych klasach każda partia materiału kończy się testem, ale, oczywiście, są to inne testy niż w tradycyjnych szkołach. U nas na zrobienie testu dziecko ma tydzień – przychodzi do szkoły, siada, pisze test, a nauczyciel go później sprawdza i sporządza ocenę opisową, w której zwraca uwagę na to, co trzeba poprawić. Testy przeprowadzamy w normalnej atmosferze, a nie w warunkach stresogennych, tak jak to ma miejsce w tradycyjnych szkołach.
Jakie cechy powinien posiadać nauczyciel, który chciałby u was pracować?
Na studia Montessori nie pójdzie nikt, kto nie ma w sobie pewnych cech osobowości. Chodzi o połączenie kilku rzeczy. Po pierwsze, świadomości siebie, bo nauczyciel musi wiedzieć, w jaki sposób wpływa na dziecko. Po drugie, nauczyciele powinni być bardzo twórczy. Ktoś, kto uczy u nas języka polskiego, musi sam wymyślić lekcję, ponieważ nie używamy podręczników. Nauczyciele Montessori to wybitnie inteligentni ludzie, którzy integrują różną wiedzę i potrafią z jednej lekcji o liczbie „3” zrobić lekcję o wszystkim – o liczbie „3” w biologii, historii, matematyce, itd. Trzeba być ciekawym świata i chcieć się ciągle uczyć.
*Wioletta Skubera – magister psychologii i filologii polskiej. Ukończyła szkolenie Montessori na poziomie żłobkowym, przedszkolnym i szkolnym.