Nauka
Ogromny przełom w walce z cukrzycą. Ale nowy lek ma swoje wady
14 lipca 2025
„Jesteś bardzo zdolny! Ależ ty jesteś mądry!”. Zwroty te wydają się idealną pochwałą dla dziecka. Badania pokazują jednak, że taka forma zachęty, wbrew intencjom, może w rzeczywistości demotywować. Jak to możliwe, że chcąc dobrze, podcinamy dziecku skrzydła? Odpowiedź tkwi w słynnym eksperymencie, który musisz poznać.
„Każda sytuacja wymaga potwierdzenia inteligencji, osobowości lub charakteru” – pisze prof. Carol Dweck w książce Nowa psychologia sukcesu. Amerykańska psycholog zaznacza przy tym, że nikt nie ucieknie od oceniania, któremu podlega każda sytuacja i zachowanie. Jeśli nie ocenią nas inni, zrobimy to sami. Stąd nieustannie stawiamy sobie pytania: „Czy odniosę sukces, czy poniosę porażkę? Czy zostanę zaakceptowany, czy odrzucony? Czy będę wyglądać mądrze, czy głupio?”.
Nie da się sprostać życiowym wyzwaniom bez odpowiedniego nastawienia, mentalności budowanej od dziecka. Niektórzy stawiają na wrodzone zdolności i inteligencję. Dzięki nim zresztą szybko zostają zauważeni i są wychowywani w poczuciu własnej wyjątkowości. Czy postawienie wszystkiego na taką kartę przełoży się potem na dobrze pojętą pewność siebie?
Blisko 20 lat temu wspomniana Carol Dweck przeprowadziła eksperyment, który do dziś budzi emocje.
Pierwszym etapem badań był prosty test. Mogli mu podołać – a nawet osiągnąć w nim dobry wynik – wszyscy uczniowie biorący udział w eksperymencie. Następnie dzieci zostały podzielone na dwie grupy. Uczniów z pierwszej chwalono: „Wspaniale! Jesteś bardzo zdolny! Ależ ty jesteś mądry!”. Używano więc zwrotów podkreślających wrodzone cechy dziecka, które miały wpływ na dobry wynik w teście.
W drugiej grupie dzieci usłyszały: „Brawo! Widać, że byłeś skoncentrowany. Postarałeś się, popracowałeś i widać efekt. Dobra robota!”.
W trakcie kolejnego etapu uczestnicy mieli dwa rodzaje testu do wyboru. Łatwiejszy i trudniejszy. Ku zaskoczeniu rodziców dzieci chwalone za talent i inteligencję wcale nie kwapiły się do rozwiązywania trudniejszych zadań. Wiedziały bowiem, że miały dużo do stracenia. Jak oceniliby je inni, gdyby nie podołały bardziej wymagającej wersji testów? Lęk przed stratą miana inteligentnego i utalentowanego nie pozwalał na podjęcie ambitniejszego zadania.
Polecamy: Rodzice, nie przeszkadzajcie! Beztroska zabawa rozwija dziecko
Inaczej poradziły sobie dzieci chwalone za pracowitość. W ich przypadku najwyższą wartością była walka o dobry wynik, bo właśnie za nią były chwalone. Chętnie wzięły się za trudniejsze zadania. Uznały, że w najgorszym przypadku nie rozwiążą testu, co i tak nie byłoby problemem. Myśl o swojej ewentualnej porażce potraktowały jako kolejną naukę. Były spokojne, że bogatsze o nowe doświadczenia zdołają osiągnąć cel przy następnym podejściu.
Okazało się zatem, że chwalenie za samą inteligencję czy uzdolnienia wcale nie wzmacnia pewności siebie, a może nawet mieć negatywne skutki, co wykazała trzecia faza eksperymentu. Podczas niej uczniowie musieli rozwiązać jednakowe zadania o naprawdę wysokim stopniu trudności. Nic więc dziwnego, że wszystkim nie poszło najlepiej. Ciekawe były jednak reakcje na niepowodzenie.
W grupie pierwszej przy początkowych trudnościach dzieci nie potrafiły wziąć się w garść. Gdy nie radziły sobie z testami, uznały, iż dotąd wmawiano im jedynie, że mogą cieszyć się wrodzonymi cechami, wyróżniającymi je spośród innych. Poczuły się w ten sposób oszukane i niepewne.
Zgoła odmiennie wyglądała reakcja dzieci z drugiej grupy. Te zachowywały się, jakby nie miały nic do stracenia. Niepowodzenie w testach uznały jedynie za wskazówkę. Informację o tym, co muszą poprawić na przyszłość, by lepiej wypaść. Słaby wynik w żaden sposób nie zachwiał ich pewności siebie.
Szukasz treści, które naprawdę dają do myślenia? Sięgnij po kwartalnik Holistic News.
Nadszedł wreszcie czas na ostatnią fazę eksperymentu. Tym razem dzieci miały ponownie rozwiązać test o podobnym stopniu trudności, co w pierwszej fazie – czyli łatwizna. Okazało się jednak, że uczniowie z pierwszej grupy tym razem poradzili sobie znacznie gorzej niż za pierwszym razem, natomiast uczestnikom badania z grupy drugiej poszło z kolei dużo lepiej.
Wnioski nasuwają się same. Motywacja pozytywna ma swoje granice. Nawet przy dobrych intencjach położenie akcentów na zaletach wynikających z wrodzonych cech może się sprawdzić, ale na krótką metę. Czyli do pierwszych niepowodzeń, a te prędzej czy później muszą nadejść. Taka postawa nazywana jest „nastawieniem stałym”. Osoby (nie tylko dzieci) o stałym nastawieniu mogą nie radzić sobie z niepowodzeniem i bać się wyzwań, które niosą za sobą ryzyko porażki. To jakby gra w karty, w której uczestnik musi robić dobrą minę do złej gry. Udaje, że ma pokera, podczas gdy naprawdę ma jedynie parę dziesiątek. Jedni mówią „pass”, rezygnując z dalszej rozgrywki, inni starają się dobierać karty, czerpiąc zadowolenie z samej gry.
Tę ostatnią postawę prezentowały dzieci w drugiej grupie eksperymentu Dweck. Swoją motywację opierały na pracy, szkoleniu, uporze i odporności na porażki. Podobna postawa nazywana jest „nastawieniem rozwojowym”.
Zatem według teorii prof. Dweck lepiej nie chwalić młodego człowieka lub pracownika, karmiąc go komplementami o zdolnościach i mądrości, których nawet nie miał okazji sprawdzić. Natomiast warto wzmacniać poczucie pewności siebie, doceniając starania, walkę i ciężką pracę motywowanych.
Przeczytaj także: Albo ją masz, albo nie. Kreatywność to nie kurs online
Eksperyment prof. Dweck był w swoim czasie uznawany za rewolucyjny i miał wielu zwolenników, ale budził też sprzeciw krytyków. Co ciekawe, próby powtórzenia wyników badań w innych eksperymentach kończyły się fiaskiem. Sama autorka eksperymentu tłumaczyła wówczas, że kolejne badania jej kolegów po fachu są przeprowadzane z subtelnością troglodyty. Jednak wówczas spotykała się z argumentem, że skoro podobne kłopoty napotykają utytułowani naukowcy, to jak z proponowaną przez prof. Dweck motywacją mają poradzić sobie w praktyce zwykli nauczyciele w szkołach.
Trzeba też przyznać, że ciężko trzymać się ściśle wniosku, zgodnie z którym chwalenie powinno ograniczać się do wzmacniania owego „nastawienia rozwojowego”. Gdy zapytano słynnego gwiazdora muzyki pop George’a Michaela, w czym tkwi jego sukces, miał zażartować: „To proste. Wystarczy 95 procent talentu i pięć procent pracowitości”.
Oczywiście nikt nie traktował tego poważnie, włącznie z samym artystą. W rzeczywistości bowiem on sam – jak każdy, kto odniósł sukces – przyznawał, że podane proporcje muszą być dokładnie odwrotne.
Niemniej nie da się całkiem pominąć owych „pięciu procent” zdolności i wrodzonej inteligencji, których warto być świadomym, również podczas motywacji. Jak mądrze chwalić dziecko? Pochwała dwóch uczniów słowami: „Ty masz wielki talent, a ty… też się starałeś” – może nie przynieść oczekiwanych efektów. Jednak dostrzeżenie talentu, który trzeba wspierać ogromnym wysiłkiem, miałoby już sens.
Może Cię zainteresować: Ciebie już nie chcemy. Skutki psychiczne i fizyczne odrzucenia